Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

O tym, jakie kopytka mają alpaki

[15.09.2019]

Żeby nie trzymać Was w niepewności, alpaki mają kopytka miękkie jak psia łapa, zupełnie nie zrogowaciałe, za to - tak jak psy - z pazurami, które trzeba przycinać. Co za tym idzie, zwierzę łatwo sobie może kończynę zranić albo sparzyć o gorący asfalt. Dlatego na spacer z alpaką z “Przytul alpakę” można umówić się późnym popołudniem (w moim przypadku o 17), kiedy już nawet w upalny dzień temperatura spada do akceptowalnych wartości. Może i alpaki nie są specjalnie towarzyskimi zwierzętami (nie kładą się na kolanach, nie merdają ogonem, nie mruczą), ale są absolutnie mięciutkie i cieplutkie, ładnie pachną, pozwalają się przytulić i nawet zbytnio nie brykają podczas spaceru, chyba że znajdą coś soczystego do skubnięcia na poboczu. Aktualnie na spacery wychodzą dwa samczyki - Primek i Ptysiek, samiczki podobno są humorzaste, bo hormon. Poza alpakami, które mają miękkie pyszczki i śliczne rzęsy, w hodowli są dwa małe koty (takie w wersji “weź na ręce, a ja włączę moduł mruczący”) oraz właściciel, który opowiada o alpakach wszystko. I wydaje marchewkę do karmienia.

Na spacer z alpakami można umawiać się jeszcze przez jakiś czas w tym roku, potem dopiero na wiosnę. Adres: Kowalewska 30, Suchorzew, facebook.

GALERIA ZDJĘĆ (niewiele, bo emocji mnóstwo). A o tym, co robiłam do 17, niebawem.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 15, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: suchorzew - Skomentuj


W drodze (2)

[26-27.08.2019]

Tym razem podróż była nieco niesymetryczna - pierwszego dnia planowałam dotrzeć pod Innsbruck, do małej miejscowości Patsch, do hotelu obiecującego widok na Alpy (ignorując myśl, że na następny dzień zostaje do przejechania 1000 km do dużego pokoju). Włoskie autostrady przejechaliśmy bez problemów[1], podobnie austriackie[2], hotel - poproszony mailem o zakup urodzinowego tortu dla Majuta - spisał się idealnie, więc 10. urodziny młodzieży (kiedy to minęło? Chwilę temu była w żłobku!) zostały wycelebrowane należycie. Co do widoków - wyprzedziły moje oczekiwania. Krótki spacer po wsi, catspotting: 3 (ogromna chemia między mną a czarnym kotem, leniwe futro na dachu oraz psotne czarno-białe stworzenie w konflikcie terytorialnym z czarnym), mały kościół, ukwiecone domy malowane w medaliony ze świętymi oraz soczyście zielone łąki pod linijkę.

Panorama, wieczór Widok z hotelu / Nawet polna ściezka za stodołą ma nazwę Panorama o poranku Przydomowa kolekcja kaktusów / Przykościelny cmentarzyk Tyrolska architektura Kościół, wnętrze (nikt nie pilnuje) / Hotel Kaktusy Zmrok zapadł / Lokalne murale Zachód słońca Alpy o poranku Po śniadaniu

Wbrew obawom, przez Niemcy i Polskę przemknęliśmy jak nóż przez masło, patrząc ze sporą schadenfreude na mega korki, stojące w przeciwną stronę (bo wypadek). Po jednej nieudanej próbie znalezienia restauracji w Bayreuth (fantastyczna nazwa), trafiliśmy do mocno rustykalnej, ale zacnej Berg Hütte.

Zabawne nazwy po drodze: Gnadenwalde, Biebersdorf, Zehnzenhof, Klein Marzehns, Niemegk, Triptis i Lederhosen.

GALERIA ZDJĘĆ. Dodałam też kilka zdjęć do poprzedniej notki.

PS Będą jeszcze Włochy, spokojnie. Ale jak widzę, ile mam zdjęć do przejrzenia, to jednak oddalam się poleżeć.

[1] Tym razem zbrojni w wiedzę o godzinach restrykcji kulinarnych nawet przy autostradzie i z doświadczeniem, żeby omijać lokale “Hermes”, niechcący zjechaliśmy z autostrady i trafiliśmy do Roadhouse’u z przyzwoitą i niewiele droższą od autostradowych przybytków kuchnią.

[2] O winietkach pisałam poprzednio, ale upierdliwością jest płatna dodatkowo i każdorazowo (mimo winietki) Autostrada Brennerska; niedużo, bo 9,5 euro, ale to więcej niż koszt przejazdu pozostałymi autostradami. Żeby wjechać do hotelu, trzeba też z autostrady zjechać (albo nadłożyć ponad 100 km), a wjazd w Patsch kosztuje dodatkowe 2.5 euro.

Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday August 27, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: austria, niemcy, wlochy, berg, patsch, murale - Skomentuj


Castiglione del Lago

[20-25.08.2019]

Castiglione del Lago nie jest prominentną pozycją w przewodnikach po Umbrii, ale to urocze i bezpretensjonalne miasteczko - jak wskazuje nazwa - nad jeziorem. Jezioro Trazymeńskie niestety szybko okazało się no go dla Majuta, albowiem jest mętne, nieco muliste i zdarza się, że pływają rybie zwłoki. Dlatego po pierwszej wizycie na jednym z okolicznych basenów na świeżym powietrzu, podzieliliśmy się na ekipę w wodzie (Majut, TŻ) i na ekipę zwiedzającą okolicę (pozostali, dla których basen jest jednym z piekielnych kręgów). Historyczne centrum miasteczka, otoczone średniowiecznymi murami obronnymi jest malutkie, kilkanaście uliczek, restauracje, dwa czy trzy kościoły z urokliwymi zdobieniami (i koty, zawiera też koty[1]), ale centralnym zabytkiem jest średniowieczny zamek Rocca del Leone. Można popełnić ten błąd co ja i w ponad 30-stopniowym skwarze uderzyć od razu na zamek, gdzie okazuje się, że można wejść tylko na dziedziniec. Można też sprytniej zacząć od muzeum, mieszczącego się w Palazzo della Corgna, skąd wąskim tunelem (chłodnym!) idzie się na mury obronne zamku. Mury jak mury, budzą podziw rozmachem, ale widoki na jezioro i miasteczko warte wszystkiego. W samym pałacu sufity i ściany ozdobione są bogato freskami, od patrzenia na nie boli kark; nie wyobrażam sobie malowania ich z głową zadartą do góry.

Zirytowana postępującą niemocą znajomego biura podróży, którym wcześniej ogarniałam wakacje, wakacyjne lokum znalazłam na bookingu. Wydzielony apartament w kamiennym domu, w dużym ogrodzie z trampoliną, hamakiem i jaszczurkami, z właścicielami tuż obok, ale nieiwazyjnie, ale chętnie powiedzą, gdzie jeść i co zobaczyć w okolicy. Na stanie porcelana z serii Churchill, można o poranku kawę w ogrodzie jak lady.

Apartament znajduje się pod miasteczkiem, więc gdziekolwiek trzeba podjechać autem (albo rowerem, gospodarze udostępniają), ale okolica rekompensuje. Tuż obok jest stadnina, gdzie o poranku światło jak z katalogu.

O restauracjach w drodze już pisałam wcześniej, ale i w samym Castiglione del Lago warto zajrzeć do kilku:

  • Cafe Latino, Via Vittorio Emanuele 45 - ryby, pizza i mięso, do tego taras widokowy z panoramą jeziora.
  • Ristorante la Taverna di Julio, Via Amerigo Vespucci 5 - grill prowadzony przez argentyńskiego emigranta.
  • Alisè Cafè, Via della Stazione 5 - ogromne lody i dobra kawa. Tuż przy stacji, jak kto lubi pociągiem.

GALERIA ZDJĘĆ (dużo!).

[1] W gratisie GALERIA ZDJĘĆ włoskich kotów.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday August 25, 2019

Link permanentny - Tagi: castiglione-del-lago, wlochy - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Skomentuj


Arezzo

[24.08.2019]

W przeciwieństwie do innych miast na wzgórzu, wzgórze jest mniejsze, a starówka Arezzo ma większą powierzchnię, dzięki czemu jest i miejsce na park i więcej oddechu w samym mieście. Parkowaliśmy na Parcheggio Pietri, z którego przechodzi się pod samą katedrę Św. Piotra i Św. Donata (co zaspokoiło estetykę sakralną, więc zignorowaliśmy bardziej sławną Bazylikę Św. Franciszka). Mniej turystów niż gdzie indziej, obiad w Trattoria Cavour na Via Cavour 42, dla odmiany nie padało. Wszędzie w sklepikach z pamiątkami pluszowe dziki.

Petrarka / Widok ze wzgórza uliczki / Piazza Madonna del Conforto Park przy Twierdzy Medycejskiej Katedra klamka / wnętrze Katedra św. Piotra i św. Donata z Arezzo Ferdynand I Medyceusz / Katedra, sklepienie Katedra, sklepienie

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday August 24, 2019

Link permanentny - Tagi: wlochy, arezzo, toskania - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Asyż

[23.08.2019]

Asyż od innych miasteczek różni się kolorem - starówka jest w kolorze kremowego różu. Poza tym, jeśli nie liczyć nieco odmiennego od innych asortymentu sklepów z pamiątkami (od bransoletek z symbolem Św. Franciszka po pełne umundurowanie kościelne), nie różni się od innych miasteczek na wzgórzu. Spędziłam w nim miłe popołudnie, również za sprawą cukierni Gran Caffè (Corso Giuseppe Mazzini, 16A), gdzie Majut dostał pyszne ciasto czekoladowe, które okazało się absolutnie bogatym ganaszem (i które jedliśmy następne trzy dni, a o cenie obiecałam sobie nie wspominać, ale jak pani za ladą wypisuje na kartce cyfry i pokazuje, czy aby na pewno zdajemy sobie sprawę z kosztu, to jednak czasem warto się zastanowić, mogliśmy wziąć jedną porcję na trzy osoby).

Nawet jak niekoniecznie mi w stronę religii, tak kościoły w Asyżu zmiatają z nóg. Niestety, o wstydliwie poukrywanych tabliczkach z zakazem jakiegokolwiek fotografowania przypomina skwapliwie (i po włosku, ale z natężeniem zrozumiałym i nie dla autochtonów) ochrona obiektu. W Bazylice Św. Franciszka zrobiłam jedno zdjęcie, nieco więcej w kościele św. Rufina, gdzie z kolei od aparatu gorszy był mój dekolt, który nakazano przykryć mi granatowym poliestrem.

Parkowaliśmy na parkingu Porta Nuova, którego część jest bezpłatna (ale zwykle zapchana pod korek), a część płatna (ale niedrogo); na starówkę wjeżdża się ruchomymi schodami. Ruchome schody fajne same w sobie.

Widok z murów Asyżu Asyż z daleka / Ruchome schody z parkingu Asyż z bliska Arkady przy bazylice Św. Franciszka / Wnętrze W odcieniach różu Bazylika Św. Franciszka Dawna świątynia Minerwy z zewnątrz / Wnętrze Dolny taras bazyliki Asortyment pamiątkowy / Zejście do bazyliki

Catspotting: 2.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday August 23, 2019

Link permanentny - Tagi: wlochy, asyz, umbria - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


W Rogalinie bez (większych) zmian

[11.08.2019]

Podobnie jak trzy lata wcześniej, przeszliśmy przez galerię obrazów (za szybko, ale młodzież nie jest wielbicielką sztuki), ogród (za szybko, bo gorąco i nogi-mnie-bolą) i pałac (tempo dyktował audio-przewodnik, więc w miarę). Zmieniło się to, że można już płacić w kasie kartą, a rogalińska biblioteka jest już zapełniona książkami i wygląda jeszcze bardziej olśniewająco. Fotograficznie podobnie jak poprzednio, ale tym razem skupiłam się na oknach. Wyginając się w dziwnych pozycjach, bo dodatkową zasadą podczas zwiedzania jest “podłoga to lawa” - nie można zejść z chodnika i dotknąć parkietu, zmotywowałam jedną z kustoszek do wyciągnięcia telefonu i robienia zdjęć. Eksponatom, nie mnie.

GALERIA ZDJĘĆ oraz poprzednie notki: 2015 * 2013 (październik) * 2013 (maj) * 2012 * 2010 * 2008.

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday August 11, 2019

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tag: rogalin - Skomentuj