Więcej o
Listy spod róży
[29.06.2019]
Ogromną sympatię do terenów tuż-przygranicznych miałam już po wizycie w Mużakowie/Kromlau dwa lata temu, wizyta w Dreźnie i okolicach w tym roku mi tylko tę skłonność ugruntowała. Forst to małe miasteczko tuż przy granicy[1], w zasadzie nazywa się Forst (Lausitz) po niemiecku, a po łużycku Baršć (Barszcz albo Barść). Samo miasteczko jest urocze - niewielkie, schludne, pełne zadbanej architektury (chociaż i kilka malowniczych ruinek na sprzedaż się znajdzie), ale głównym celem był Wschodnioniemiecki Ogród Różany, w którym w ostatni weekend czerwca odbywa się Różany Festyn. Ogród ma ponad 100 lat (założony został w 1913 roku) i jest przepięknym zadbanym ogrodem botanicznym, w którym oprócz róż jest mnóstwo letnich kwiatów i - automatycznie - powietrze drży od zapachu, motyli, pszczół i innych trzmieli. Oczywiście nie warto czekać na festyn, żeby Ogród obejrzeć (tym bardziej, jeśli nie jesteście zainteresowany dwukrotnie wyższą ceną za wstęp, zakupami egzotycznych odmian róż, występami zespołów[2] czy pokazami musztry lokalnego Bractwa Kurkowego), można jechać w dowolnym momencie rozkwitu róż.
Lokalna specjalność / Latolistek cytrynek
Biali / Klomb / Niebiescy[3]
Suche, ale ładne / Rzeczka przez ogród / Wtem granica nad Nysą
Na specjalne życzenie TŻ na obiad znalazłam niemiecką restaurację w leżącej opodal miejscowości Sacro (Zakrjow), a w zasadzie Neu Sacro. W zasadzie to znalazłam dwie obok siebie, bo w pierwszej stała tabliczka “jesteśmy na urlopie od 27.06 do 14.07”, za to droga do drugiej prowadziła koło pola z młodymi danielami. Przypadek? Nie sądzę. Najpierw były trzy, ale WTEM pojawiło się ich kilkadziesiąt i bardzo rozczarowane były, że mam do dyspozycji tylko pogłaskanie, a nie kosz warzyw i owoców. Przepraszam.

Adresy:
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Granicę przekraczaliśmy w Zasiekach (dawniej części Forst, zwanej przed wojną Berg), co oczywiście spowodowało mnóstwo żartów pt. mamy Zasieki na granicy z Niemcami. Tyle że nie, nie ma zasieków, za całą granicę jest mostek na Nysie Łużyckiej i trójkolorowe słupki przy rzece.
[2] Pełen wyboru - Antonia aus Tirol albo Fools Garden, autorami jednego hitu. Pierwsze nie dziwi, drugie jednak zaskakuje, bo nie wiedziałam, że to niemiecki zespół.
[3] Przymiotnik od Forst to Foster, strasznie mnie to bawi.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 29, 2019
Link permanentny -
Tagi:
niemcy, ogrod-botaniczny, forst, forstlausitz, neu-sacro -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Skomentuj
[2.06.2019]
Czarnków - punkt widokowy Krzyżowa Góra, tym razem tuż przed zachodem słońca.
GALERIA ZDJĘĆ oraz poprzedni raz.
[8.06.2019]
Świdwowiec. Podobnie jak dwa lata temu, cykl roku wyznaczają imprezy urodzinowe przyjaciół mojej córki, jeżdżę więc w te same miejsca w tym samym momencie roku. Cóż z tego, że zrobiłam prawie identyczny zestaw zdjęć co dwa lata temu, skoro w słoneczną, leniwą sobotę wszystko jest świeże i zachwycające.
GALERIA ZDJĘĆ oraz dwa lata wcześniej.
[9.06.2019]
Na pole lawendy w Pakszynie w tym roku wybrałam się za wcześnie, więc w ten weekend macie doskonałą opcję, żeby zobaczyć (i powąchać) lawendę w pełni rozkwitu.
W drodze z Pakszyna do Czerniejewa, przy stawie Kąpiel, na początku czerwca rosły maki. Teraz pewnie już nie, ale sam widok na staw jest uroczy.
Na deser Czerniejewo: obiad w restauracji pałacowej, spacer po parku i lody na ryneczku.
GALERIA ZDJĘĆ oraz wcześniejsze wizyty.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek czerwca 20, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
czerniejewo, pakszyn, czarnkow, swidwowiec
- Skomentuj
[11-12.06.2019]
Motywacją do spędzenia ponad 10 godzin w samochodzie (klimatyzowanym, na szczęście, bo temperatura oscylowała powyżej 30 stopni) był koncert dla starych ludzi, którzy lubią słuchać muzyki, znanej od prawie 30 lat. O muzyce nie umiem, umiem za to o mieście.
Kazimierz rozpoczął się dla mnie tradycyjną restauracją indyjską (klimatyzowaną)[1], potem cienia szukałam w synagogach (oraz za pomocą moczenia się w kurtynie wodnej przy posterunku policji na Szerokiej).
Szeroka 16. Synagoga Poppera, w której aktualnie mieści się księgarnia specjalizująca się w kulturze żydowskiej.
Szeroka 40. Synagoga Remu jest niepozorna, ale tuż obok ma piękny i zaciszny XVI-wieczny cmentarz. Wstęp - 10 zł (cegiełka na odbudowę), panowie w ramach biletu dostają czapeczkę.
Miodowa 24. Synagoga Tempel jest stosunkowo nowa, bo XIX-wieczna. Monumentalna i bogato zdobiona. Wstęp - również 10 zł (cegiełka na odbudowę).
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Indus Tandoor, Starowiślna 36. Jak się okazało, najstarszą w Krakowie (podobno).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 12, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
krakow, polska, cmentarz
- Skomentuj
To nie do końca był dzień odwiedzania tych miejsc, w których już byłam, bo o względnym poranku pojechałam zawieźć drożdżowe z rabarbarem i kruszonką na piknik w Komornikach, zasilając szkolną kafejkę. Na pikniku drożdżowe zeszło w ciągu niespełna godziny, a ja pierwszy raz w życiu trzymałam w rękach węża. Zbożowego. Wcale nie są oślizgłe, tylko suche i ciepłe. I wchodzą pod pachę, za to nie lubią włosów. Nie mam żadnych zdjęć, bo się tak podekscytowałam, że zapomniałam.
W Jeziorach bez zmian: jak poprzednio konwalie przekwitły, wycieczka doszła do podobnego punktu, nie docierając do widoku na zameczek, a brama do Muzeum była zamknięta, więc i tym razem nie. Lody w Puszczykowie zaliczone, ale tym razem obyło się bez kleszcza w TŻ-ie.
O poprzednim razie tutaj (2016). Oraz GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 26, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
puszczykowo, wpn, jeziory, jezioro-goreckie
- Skomentuj
Jednym z polecanych turystycznych miejsc jest Pfunds Molkerei (Bautzner Straße 79), mleczarnia założona przez braci Pfund w 1880 roku. "Najpiękniejsza mleczarnia świata" według wpisu w księdze rekordów Guinnessa, początkowo była odpowiedzią na brak świeżego mleka w mieście - zamiast sprowadzać mleko z okolicznych wsi, przedsiębiorczy bracia przywieźli do miasta krowy i doili je na oczach klientów. Aktualnie krów nie ma, jest za to obszerny sklep z nabiałem, kosmetykami i czekoladą, na bogato (i jak mówię, że na bogato, to jest wszystkiego mocno) ozdobiony ręcznie malowanymi w style neorenesansowym kafelkami Dresdner Steingutfabrik Villeroy und Boch. Do zakupów można szklaneczkę zimnej maślanki (trochę brr, ale na przykład TŻ lubi), albo bardziej tradycyjnie kawę i ciastko w restauracji na pięterku (ale tu już bez kafelków). Sklep, co nietypowe dla Niemiec, jest otwarty też w niedzielę (ale krócej, do 15).
Pfund Milkerei
Drugim w pewnym sensie kulinarnym miejscem w Dreznie, które chciałam odwiedzić, był Pasaż Artystycznych Dziedzińców (Kunsthofpassage, z wejściami od ulic Görlitzer Strasse 23/25 albo Alaunstrasse 70). Cała okolica pełna jest etnicznych restauracji, a w samym pasażu, składającym się z kilku połączonych ze sobą przejściami podwórek, są sklepiki z rękodziełem i kawiarenki. Ale to, co mnie przyciągnęło, to architektura, nieco przypominająca projekty Hundertwassera.
Kunsthofpassage
Ale że nie chodzi tylko o zwiedzanie i restauracje (o czym poniżej), będzie i o sklepach. Ponieważ zauważyłam piekarenkę tuż obok apartamentu, który wynajęłam[1], wygodniej i sprawniej było iść rano po zakupy niż szukać śniadaniowej kawiarni. W piekarence pani już trzeciego dnia witała mnie jak stałego klienta, czego tu nie lubić. Poza tym Niemcy mają Lidla, który nie różni się wiele od polskiego, bardziej egzotyczne są zakupy w delikatesowych REWE czy w Konsumie (sic!), mieszczącym się w Centrum Galerie Dresden (gdzie się wybrałam, bo jest Primark i Rituals[2]).
Przystawki ze Sweet Greece / Fontanna przy Centrum Galerie Dresden
Restauracje:
- Little India, Louisenstraße 48, mała indyjska restauracja, wieczorami pełna
- O Português, Bürgerstraße 30, domowa kuchnia portugalska
- Sweet GREECE, St. Petersburger Straße 32, kuchnia grecka (wybrana głównie dlatego, że czynna w środku dnia, co bywa trudne w Niemczech)
- Enotria da Miri, Kleine Brüdergasse 1, kuchnia włoska (wybrana jak wyżej plus bardzo blisko Zwingera, a bez cen dla turystów)
- Café Vis-á-Vis, An der Frauenkirche 5, kawiarnia tuż przy Tarasach Bruehla
- Restaurant Olympia, Altmarkt 21, Chociebuż, kuchnia grecka (w zasadzie grecko-niemiecka, jedzenie w porządku, ale każda potrawa utopiona w dziwnym sosie typu tysiąca wysp).
GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Apartament okazało się być przestronnym poddaszem, czyściutkim i świeżo wyposażonym, w wyremontowanej kamienicy z widokiem z jednej strony na ulicę, z drugiej na szereg połączonych ze sobą podwórek. Na podwórkach mini-kurnik (kury i przepiórki!) oraz koty. Naliczyłam co najmniej siedem (jasno-szary brytopodobny, biały długowłosy, dwa pręgowane szare, łaciaty biało-szary, dystyngowany rudowłosy i szczupły egzotyczny), z czego kilka przychodziło bezczelnie się domagać uwagi, a szary pręgowaniec na sam koniec władował nam się do apartamentu i oświadczył, że on (ona) tu mieszka. Gorąco polecam, aczkolwiek trzecie piętro bez windy, więc się trochę trzeba nachodzić.
Widok z okna / Kościół opodal / okolice Louisenstrasse
Lokalesi
[2] W Primarku głównie skupiliśmy się na haulu dla młodzieży, bo ja próbuję uprawiać minimalizm (nie będę recenzować, tylko powiem, że koszulka z Minecraftem zawsze na propsie), a do Rituals TŻ wybrał się po wodę toaletową, która okazała się być sezonowa i już nie. Nic to, zawsze z R. wracam z obłędnie pachnącymi żelami pod prysznic w piance.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 26, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
chociebuż, cottbus, dresden, drezno, niemcy, majowka2019
- Skomentuj
W okolicach Drezna zaczyna się kraina zwana Szwajcarią Saksońską. Styk Niemiec, Czech i Polski, zdjęcia z punktów widokowych zwalają z nóg, na mapie mam zaznaczone kilkanaście zameczków i parków do odwiedzenia, majowy weekend - co może pójść nie tak. Otóż wystarczy, że będzie ulewa, przechodząca w deszcz ze śniegiem, a temperatura w górkach spadnie w okolice zera. W maju. Żeby już całkiem nie być w plecy, wybrałam pałac i park w Pillnitz pod Dreznem (a w zasadzie terytorialnie w Dreźnie, ale to jednak kawałek od miasta), bo jakkolwiek park (piękny!) nie zapewniał specjalnej ochrony przed deszczem (aktywność “zniszcz swoje buty” zaliczona, mnie pofarbowały skarpety, TŻ-owi nawet przeszło na stopy), ale w kilku pałacowych budynkach można obejrzeć bogatą ekspozycję mebli, porcelany i nieźle odtworzonych wnętrz (w tym na przykład bogato wyposażonego kombinatu kuchennego, z oddzielnymi pomieszczeniami do porcjowania mięsa, pieczenia chleba czy przechowywania naczyń), a dodatkowo można przeschnąć w palmiarni. W drodze do Pilnitz przypadkiem trafiłam też na Blaues Wunder Brücke (Most Loszwicki, zwany Niebieskim Cudem), który nawet w ulewie robi wrażenie.
W kompleksie Pilnitz można spędzić sporo czasu - sam spacer po ogrodach, może niekoniecznie w czasie deszczu, może zająć dobrą godzinę; aleje, labirynty, stawy, klomby, co państwo sobie życzą. Nie udało mi się zajrzeć do oranżerii z 250-letnim drzewkiem kamelii, albowiem była zamknięta, ale nieduża, gęsto obsadzona palmiarnia to rekompensowała. Wszystko kwitło - bzy, rododendrony, magnolie, tulipany, wersja zdecydowanie na bogato. Przy wejściu jest kawiarnio-restauracja (pyszne ciasta), a przy drodze z parkingu - sklep z czekoladą.
Jedną z atrakcji, z której niechętnie zrezygnowałam, była wyprawa parostatkiem po Łabie. Oprócz rejsów typowo widokowych wzdłuż promenady i z powrotem, można popłynąć trochę dalej, między innymi właśnie do Pilnitz. Kiedy wracaliśmy zmoczeni do samochodu, akurat dobił statek, z którego wysypali się turyści na zwiedzanie (żeby po kilku godzinach wrócić analogicznym transportem do Drezna); zdecydowanie fajna opcja jako alternatywa dla samochodu.
Nie że jazda samochodem jest jakaś gorsza - zarówno z Drezna, jak i potem, kierując się na Chociebuż - wjechaliśmy w piękne górki z obłędnymi widokami. Musicie uwierzyć na słowo, bo głównie widać było deszcz. Ze śniegiem czasem. A że zdjęcia tylko z Chociebuża, jak już się wypogodziło, to garstka ciekawostek lingwistycznych. Na kierunkowskazach nazwy miejscowości są wypisane po niemiecku i po łużycku, czasem tłumaczenie jest dosłowne (Neuesdorf - Nowa Wjas), czasem jakby nie (Willmannsdorf - Rogozno). Czasem zdarzają się zabawne kierunkowskazy - Gross Gastrose po niemieckiej stronie, a Chociule po polskiej.
Chociebuż
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 4, 2019
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
dresden, drezno, niemcy, pilnitz, cotbus, majowka2019, chociebuz
- Skomentuj