Obozowa / Promienista / Taborowa
Ubiegłoroczne kasztany, których nikt nie pozbierał. Błękitna farba, odchodząca płatami. I kciuk aprobaty za każdym razem, kiedy mi się udawało. A coraz częściej.

(Zrobię sobie nową kategorię #herma, normalnie).
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Ubiegłoroczne kasztany, których nikt nie pozbierał. Błękitna farba, odchodząca płatami. I kciuk aprobaty za każdym razem, kiedy mi się udawało. A coraz częściej.
(Zrobię sobie nową kategorię #herma, normalnie).
(Tak mówi interaktywny piesek, służący jako przenośny boombox ze ścieżką dźwiękową do spacerów po domu i zagrodzie.)
[1] Gwoli ścisłości piesek mówi "Taki duży!", bo nie jest personalizowany.
Zanęcił mnie jarmark wielkanocny. I że festyn dla dzieci. I że zwierzątka. A że przy okazji muzeum, pałacyk, plener - czemu nie. Zapewne rzecz się rozbiła o moje oczekiwania - spodziewałam się kameralnego targowiska, niedużego terenu, kilku domów "z epoki" i łatwego dostępu do mnóstwa małych zwierzątek. Zamiast tego trafiłam w miejsce, gdzie na parkingu stały autokary, przed biletowanym (niedrogo, ale jednak) wejściem kłębił się tłum, a na rozrytym remontem sporym terenie stała jakaś setka typowych straganów ze wszystkim i niczym. Oriflame, Tupperware, smutny pan pokazujący mycie brudnego dywanika cud-pianą, chleb ze smalcem, dekupaż, dekupaż, bazie, dekupaż, trochę ekologicznych wędlin i nalewek, piłki z folii aluminiowej, owiązane gumką, wiatraczki i foliowe balony. Zamiast domków - hangary z maszynami, wielkie stodoły i srodze śmierdząca obórka, w której zapach niestety przyćmiewał urodę małych kózek i świeżo wyklutych prosiąt. Dworek, choć odremontowany, to zamknięty do zwiedzana. Młodzieży się podobało, bo małe kurczątka można było brać do ręki, a sympatyczną białą kozę pogłaskać po szczeciniastym pychu, a potem wybrać najładniejszy wiatraczek w paseczki. Dla mnie - przemysł, a nie folklor.
Zieleni, zaróżowia, zażółca, czerwieni, a do tego wypachnia. Ze świata różnych odcieni burości i szarości wszystko wchodzi w świat czasowników. Żeby jeszcze tak nie wiało, bo marzną paluszki. Pomalowałam paznokcie u stóp na kolor Malaga Wine i naprawdę chciałabym wybierać tylko wśród sandałków.
Przejeżdżając ostatnio ulicą Armii Poznań zauważyłam błysk kremowobiałych pączków wokół cmentarnych nagrobków na Cytadeli. Dziś pole tulipanów było w pełni rozkwitu, bo co roku przyjdzie wiosna, bez względu na to, co działo się rok, dziesięć czy sto lat temu.
I tylko się zastanawiam, czy nie miał to być gustownie zaaranżowany klombik w barwach prawie że narodowych, tylko czerwona odmiana tulipanów nawaliła...
A dla człowieka w wieku roku i niespełna 8. miesięcy ważne są tylko psy, małe żółte kwiatki, wózki (zwłaszcza jak zawierają zabawki, które można porwać) i huśtawki. I nie przeszkadza, że mimo kurteczki od cioci J., ozdobionej różowym serduszkiem (kurteczka, nie ciocia) oraz gustowną koronką i delikatnej buzi wszyscy mówią "O, teraz zrób chłopczykowi papa".