Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Umberto

Podobno jest tylko kilka włoskich restauracji, w których można zjeść tak, że rodowity Włoch nie poczuje się nabity w butelkę. Oprócz La Luigi, do której mi ciężko nie po drodze i pod wiatr, to - według znajomego pół-Włocha, pół-Poznaniaka - właśnie Umberto. Ponieważ jest kilka oddziałów, wybraliśmy ten w najsympatyczniejszym miejscu, bo na Cytadeli. Niebagatelną zaletą jest plac zabaw tuż za budynkiem restauracji, bo można na placu zapuścić młodzież i poczekać, aż zamówienie się przygotuje. Na zimę są sale w budynku dawnej radiostacji (bo Cytadela to zabudowania powojskowe z różnych epok), a na lato piękny ogródek, częściowo zadaszony, z kwiatami i wolierą z małymi, kolorowymi ptaszkami (którą można obchodzić dookoła i skanalizować głośne "ćśćś! ćśćś!"). Mimo tłumów zacisznie, jedzenie bez ekscytacji, ale przyzwoite. Dobre miejsce na letni obiad. Bardzo dobre.

Psom wstęp wzbroniony, ale mogą poczekać w kulturalnych warunkach.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 26, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Komentarzy: 4

« No po kim Maj lubi huśtawki - Krystyna Boglar - Nie głaskać kota pod włos »

Komentarze

bluuu

Umberto na Żydowskiej nie przetrwało presji czasu. Dogorywało w dość przykry sposób, z podupadającą kuchnią i zblazowanymi kelnerami. W sumie szkoda, bo swoje tam pobyty z czasów świetności lokalu wspominam z łezką w oku. Teraz jest tam nowa knajpka, ale w ogródku letnim widać jeszcze ślady po Umberto.

autumn

tam robią przepyszną pizze bez sera ;-)

Kerri

Głośne skanalizowanie woliery z ptaszkami mnie nieco oszołomiło... Co Autorka miała na myśli?

Zuzanka

Energii dźwiękowej przy wolierze. Się bierze młodzież na ręce i się chodzi dookoła, a młodzież na widok ptasząt emituje głos.

Skomentuj