Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

Projekt Jeżyce - Staszica

Mimo że Staszica jest właśnie w trakcie generalnego remontu (tylko czemu remont[1] po polsku oznacza, że najpierw zostaje wykonana demolka wszystkiego, dopiero potem, leniwie, krok po kroku, tworzona jest ulica?), ale i tak widać, jak piękna była, kiedy powstawała. Jest szeroka, szersza niż inne jeżyckie ulice, z potencjałem na zieleń oraz na wyprowadzenie restauracji i sklepów przed kamienice. Dodatkowo Staszica ma uroczą, chociaż niewidoczną na pierwszy rzut oka zaletę - w 2009 roku kilka z głębokich, czasem dwubramowych podwórek zrewitalizowano: zamiast gruzu, śmieci i psich kup, na podwórkach jest zieleń, równy chodnik i murale. Co napawa mnie nadzieją - minęły 4 lata i dalej entropia nie pochłonęła wysiłku społeczności. Zawsze wchodzę w kamieniczne bramy z lekką obawą, ale - tutaj - zupełnie nieuzasadnioną. Nikt nie krzyczy na przechodniów, wieszający pranie się uśmiechają, można spotkać lokalne burasy, nawet sympatyczny acz mocno wczorajszy pan nawiązuje kontakt pozytywny, konwersując elegancko z TŻ na temat żywiołowości Mai.

Staszica 7 (autorzy murala: Małgorzata Ciernioch, Damian Christidis, Kasper Grubba).

Staszica 11/13 (autorzy murala: Małgorzata Ciernioch, Damian Christidis, Kasper Grubba); sporym zaskoczeniem jest drut kolczasty nad muralem.

Staszica 24 (tu trzeba wejść w bramę, a potem w drzwiczki obok; autorzy murala: Radosław Błoński, Jarosław Danilenko). Jeśli brama jest zamknięta, warto poczekać na kogoś, kto wchodzi albo wychodzi, zdecydowanie.

Oraz #catspotting (w sumie 7, nie licząc psa):



Inspirację do zaglądania w podwórka znalazłam na blogu Po tej stronie Jeżyc.

[1] Tylko trochę nie wierzę, że remont zakończy się do końca czerwca.

GALERIA ZDJĘĆ (również inne ulice).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 8, 2013

Link permanentny - Kategorie: Koty, Maja, Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce - Tag: murale - Komentarzy: 2




5 czerwca 2013

Celebruję nieuważność ostatnio. Zapominam, mylę się, omijam i spóźniam. Przechodząc, staram się nie patrzeć i nie zauważać, co czasami oczywiście ma te zalety, że nie krzyczę na kolejne celowe wdepnięcie w kałużę. Tyle że zen nie osiągam tymi chałupnicznymi metodami. Nie zdążyłam się nasycić słońcem, zanim zniknęło w tej jesienio-wiośnie, zakatarzonej i mokrej. Nie kupiłam jeszcze w tym roku dobrych truskawek, takich, które mogę wyjadać prosto z koszyka (ale kupiłam słoiczki na konfitury, zapobiegliwa mama Muminka). Mango za to w Lidlu znalazłam takie, że należycie ciekło między palcami, kiedy obgryzałam pestkę. Ale jedno. Lista JFDI mi rośnie, Jeżyce czekają, Poznań ma miejsca, o których myślę od lat. A tymczasem poszłabym spać.

PS I obejrzałam Hobbita, już jakiś czas temu. I nie to, że mi się nie podobał. Bo ładny. Ale takie nic. Letnio-nijako. Ale na plus, że nie widziałam w Bilbo Watsona (czy tęsknię trochę za Sherlockiem-Benedictem? Ależ).

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 5, 2013

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Skomentuj


Miasto dla dzieci

Dzień dziecka. Miasto prześciga się w organizowaniu niepłatnych i płatnych uciech dla dzieci i nawet nieco dla rodziców. Portale się licytują - tu 13 miejsc, w których Coś Się Dzieje, tam z kolei 14 rozrywek. Świetnie, radość mą duszę nie do końca cyniczną zalała, ale jednak cały czas mam takie nietrudne pytanie - czemu nie może być tak co weekend?

Wprawdzie madame od rana nie współpracowała, ale bańki mydlane na Gołębiej i parę innych drobnych przekupstw pozwoliły na przejście przez Jarmark Francuski i wyjść pachnącym mydłem, kiełbasą czy słodyczami.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 1, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Baśnie Właśnie na Nowowiejskiego

Kiedy TŻ oznajmił, że kupuje bilety na przedstawienie z bajkami, nie spodziewałam się, że to ja się przeniosę w dalekowschodni świat baśni. W historie o małym wielbłądzie, Aiszy, której umarła matka i Jasmin, której zaginęła córka Varda. I wcielę się w rolę widza nie tyle spektaklu, co benefisu jednej aktorki, która tańczyła pod sceną, skakała, śmiała się i czekała na moment, kiedy będzie spróbować instrumentów. A zwłaszcza talerza. Bo żeby talerz zabrzmiał, trzeba mieć rozmach i pałeczkę, najlepiej owiniętą gałgankiem. Spektakl na dzień matki (to był mój trzeci dzień matki!) przygotowała grupa Baśnie Właśnie - bosonoga dziewczyna o pięknych włosach i dwóch niesamowicie utalentowanych chłopaków, też boso, za to wyposażonych w zestaw świetnych, prostych instrumentów, dzięki którym łatwo można się było znaleźć na morzu czy na pustyni. A nawet w Japonii. Podobało mi się, chcę na następne takie, żeby posłuchać baśni i patrzeć, jak moja córka chłonie historie. I komentuje; nie wiem po kim to ma, zupełnie.

Na przedstawienie poszliśmy do budynku, o którym już kiedyś pisałam - na pierwszym piętrze kamienicy na Nowowiejskiego 8 mieści się wegetariańska kawiarnia Stara Baśń. Wysokie wnętrza z białą stolarką, na ścianach zasiedlony skrzatami Poznań, w barze fantastyczne ciasta i dobra kawa. Bogato wyposażony kącik dla dzieci i scena, na której można być kim się chce, zwłaszcza jak ma się 3 lata i 3/4. Bo to w niedzielę było, ale potem pojechałam na wschód i mi się nie składało.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 28, 2013

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 8