Kiedy patrzę na moje niechlujnie zastawione regały z książkami, marzy mi się, żeby ktoś wpadł na pomysł i ustandaryzował wydawanie książek. Dwa rozmiary - rozmiar "książka" i rozmiar "album" (bo jednak ciężko się czyta komiksy w A5). Wtedy miałabym równo i zgrabnie poukładane. Do tej pory moim ulubionym wydawnictwem był Prószyński, który dzielnie trzymał się rozmiarów. Niestety, i jemu się zdarzają odchyły - ostatnio kupiona przeze mnie książka Mayle'a jest o centymetr wyższa od pozostałych dziesięciu w serii. Jakoś CD i DVD da się wydawać w jednakowych pudełkach.
"Jeszcze raz Prowansja" to kolejna (po "Lekcjach francuskiego" i "Roku w Prowansji") książka o wsiowym życiu. Tyle że wieś tutaj leży w środku Prowansji. Wino, oliwki, ryneczki z lokalnymi produktami, Francuzi grający w bule, szkoła "nosów perfumeryjnych" tylko dla niewidomych, boskie nic-nie-robienie, zakładanie ogrodu, upierdliwość francuskiej papierkologii, celebrowanie życia i życiowych przyjemności. I jedzenie. Dużo jedzenia. Od samego czytania robię się głodna. Nie wiem, na ile sielskość życia opisanego w książce jest prawdziwa, a na ile, jak sam autor stwierdza, pamięta się tylko rzeczy przyjemne, a te upierdliwe po pewnym czasie wspomina się z sentymentem, ale tak czy tak, książka (i inne tego typu) to świetna lektura.
Inne tego autora:
#18
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 7, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2006, panowie, podroze
- Skomentuj
Dzień po długim weekendzie, zwłaszcza jeśli podczas miała miejsce awaria, a kołorker na urlopie, to dzień łatania i naprawiania na gwałt skutków. Grzecznie proszę wtedy zaGGadywaczy, żeby zamiast elaborować mi na GG, wysłali maila, bo jestem zajęta. Ok. Nie ma maila, więc zlewam, widać nie było ważne. Po 3h zaGGadywacz wraca i pyta, czy już mam czas. Dalej nie mam. Bo on tylko chce powiedzieć, że 3h temu nie działało to i to. A czemu nie wysłał maila? Bo był zajęty, a poza tym wyszedł potem. Kurtyna.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA
- Skomentuj
- Poziom: 3
Padła w weekend ogromna macierz, kilkunastodyskowa. Macierz szczęśliwie ma backup, naprawa polega na tym, że odłącza się walniętą, przyłącza backup i bez oddechu wrzeszczącej publiki naprawia. Od pół roku nie jestem w stanie się doprosić, żeby niektóre mniej dynamiczne rzeczy były na backup kopiowane. Za każdym razem, po każdej awarii słyszę, że tak, tym razem już na 100% ten katalog będzie przekopiowany. I nie jest. Na głównej stronie białe dziury, w niektórych miejscach białe dziury. Kołorkerka pisze maila, że brakuje plików z katalogu x/y/1/, Dzielny Uprzejmy Pomocny Administrator pisze, że chętnie to naprawi, ale nie wie, jak. Na moją nieco wkurzoną sugestię, że skoro była podmiana dysków i na starym dysku był katalog, a na nowym nie ma, to wystarczy skopiować zawartość katalogu x/y/1/ z naprawionej już macierzy głównej na działającą macierz backupową. odpisuje: "hmm to problem w takim razie jest innego typu bo katalog x jest tak jak byl. Po prostu dysk na ktorym byly obrazki zostal podmieniony na inny. Jutro pogadamy". No shit, Sherlocku. Sanity -10. A potem mi mówią, że wyrażam się w sposób niezrozumiały i muszę nad tym popracować... Tak, ja.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 4, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
SOA
- Skomentuj
- Poziom: 5
Zawsze, kiedy siadam w kinie i gasną światła, mam napad paranoi. Że ktoś umrze. Że ja tu siedzę, a powinnam być gdzie indziej. Że przepieprzyłam życie i w zasadzie nie mam żadnych perspektyw. Zwykle przechodzi (no, poza seansem "Blue Velvet", kiedy jechałam przez miasto brzydkie i smutne), ale kiedyś z takim potwornie chandrowatym nastrojem wyszłam z kina i chyba ostatecznie poryczałam się w poduszkę. Chyba nie rozumiem.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 3, 2006
Link permanentny -
- Skomentuj
- Poziom: 3
Jedno słowo: żałość. Wiecej słów: niestety, jeżeli gdzieś jest szeroko reklamowany film polski, nie ma co czekać, należy spieprzać. Pomijając fatalne światło (buro, szaro i ciemno nawet w pełnym słońcu), całość nie ma sensu. Nie wiem, czy autorzy aspirowali do zrobienia drugiego "Rejsu", ale tragicznie nie wyszło. Jest parę scen śmiesznych, kilka genialnych tekstów (aczkolwiek żadnego nie pamiętam ;-)), niezłe sytuacje, ale całość nie ma sensu. Zabrakło pomysłu na polepienie kabaretowego aktorstwa, scenek i muzyki w coś spójnego.
Nieporozumieniem jest puszczenie tego filmu w normalnej dystrybucji zamiast na offowym festiwalu kabaretowym typu A'YoY. Uwielbiam MUMIO za pierwszy program, za drugi mniej, cenię za świetne reklamy Plusa. Ale filmów to oni nie umieją jeszcze kręcić.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 3, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
W całej książce czuć ducha Monty Pythona, chociaż bynajmniej nie jest śmieszna sensu stricto. Jest doskonale lekko napisana, z paroma zgrabnymi bon motami i sytuacjami, kiedy uśmiech błądzi na ustach. Mam dwojakie refleksje - z jednej strony świetnie się czyta i bardzo się cieszę, że żeby to zobaczyć, nie muszę wstawać z fotela (w moim przypadku z kanapy, ale na okładce pojawiło się takie ładne określenie "turystyka fotelowa"). Z drugiej - to inny świat, dziki i dziwny. Z jednej strony piękny, z niesamowitą sztuką i tradycjami, z drugiej - biedny i wymagający wyrzezania religijnej dżihad (a i tak podróż przebiegała przez te bardziej "cywilizowane" kawałki pólnocnej Afryki, z niewielkim udziałem terrorystów i fanatyków).
Kojarzy mi się książka sprzed lat - Marian Brandys i jego "Śladami Stasia i Nel. Z panem Biegankiem w Abisynii". Wszystko inaczej wtedy wyglądało (przynajmniej w słowach Brandysa) - wszyscy witali dzielnego podróżnika-Polaka, z bratniej wszystkim krajom, w tym arabskim. Tutaj jest bardziej obco - Angol to wspomnienie kolonializmu (generalnie Europejczyk, bo północ była podzielona między Francję, Hiszpanię a Niemcy). Ciekawie nakładają się reperkusje 11 września - relacje telewizyjne docierają na Saharę, gdzie... nie ma to żadnego znaczenia.
Inne tego autora:
#17
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 3, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, podroze, 2006
- Skomentuj
Tadeusz Kostecki był znany pod wieloma pseudonimami - Krystyn T. Wand czy W. T. Chrystine, co zważywszy na anglosaską tematykę jego kryminałów, nie jest bardzo dziwne. W "Wazie z epoki Ming" można znaleźć tchnienie finansjery (sprzedaż akcji, maklerzy giełdowi, gotowi na skinienie bogaczy nawet o 5 nad ranem), elitarne kluby dla panów, gdzie rżnęło się w szlachetnego bridża czy świat właścicieli ziemskich, dla których normalne było posiadanie własnej wyspy, na której wstęp mogli ograniczać nawet policji. Trochę mnie to bawi, zważywszy, że kryminał powstał w 1959 r. Jest głupawy służbista ze Scotland Yardu, błyskotliwy ex-Secret Service pułkownik Pentham i są oczywiście piękne kobiety.
#16
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 2, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, 2006, prl, klub-srebrnego-klucza, kryminal
- Skomentuj
Offowy komiksik, głównie z zestawem stripów, drukowanych w Produkcie. Niektóre są bardzo brutalne, cyniczne i zabójcze. Krew, odcięte członki i Szatan. Ale i tak kocham KRL-a za jego wredne poczucie czarnego humoru.
#15
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 2, 2006
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam -
Tagi:
2006, panowie, komiks
- Skomentuj
Edmund Niziurski pisywał nie tylko książki dla młodzieży, ale i kryminały - "Przystań Eskulapa", mimo że dość odrealniona, jest całkiem dobrym kryminałem. Mam wrażenie, że w którejś młodzieżowej pojawił się kapitan Trepka (w przygodach Marka Piegusa?) - tutaj jest jednym z prowadzących śledztwo (oprócz niego jest aktywista Żurko, fuszer, ale inteligentny oraz nieco ciapowaty narrator, Paweł Dziarmaga). Po próbie zamachu na profesora, grupa pracowników naukowych znajduje się w ośrodku pracy twórczej, w zasadzie odciętym od świata, z ochroną w postaci trzech milicjantów oficjalnych oraz kilku mniej jawnych. Mimo tego następują następne morderstwa. Kryminał jest dość pozytywistyczny - dobrzy naukowcy, zbawcy ludzkości, nieledwie Judymi i źli sprzedawczycy, którzy naszą myśl naukową sprzedadzą za nędznego dolara.
Inne tego autora.
#14
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 2, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
prl, 2006, panowie, kryminal
- Skomentuj
To chyba pierwszy Woody Allen, który mi się nie podobał. Nie miał nic z Woody'ego Allena, ani tekstów, ani dylematów, ani postaci. Kiepscy aktorzy (seksbomba Johanssen, mhar har har), akcja ani nie trzymała w napięciu, ani nie nudziła, ot, przeciętna obyczajówka z jednym ciut komediowym momentem (morderstwo). Psychologicznie nic mi nie pasowało. I opera oraz banda pretensjonalnych angielskich bubków. Tyle że ładny Londyn i ładne wnętrza z książkami. Ale zdecydowanie wolę filmy o nowojorskich Żydach.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 1, 2006
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2