Felipe rozstał się z narzeczoną, własny ojciec w ramach redukcji wywalił go z rodzinnej firmy, a do tego skradziono mu torbę z pieniędzmi. Kiedy próbuje zgłosić kradzież w Straży Miejskiej, niechcący trafia na rekrutację do oddziału specjalnego, składającego się z osób z różnymi niepełnosprawnościami. Ponieważ podoba mu się poruszająca się na wózku Sofia, stwierdza, że w zasadzie czemu nie. Nie dziwi więc, że oddział składający się z dowódcy bez ręki, transkobiety oraz osób niewidomych, zaawansowanych wiekowo, otyłych, niskorosłych, neuroatypowych czy pochodzących z mniejszości etnicznych, bez żadnego przeszkolenia, niespecjalnie sobie radzi na ulicach, zwłaszcza że wyśmiewany jest przez lepiej wyszkoloną i uzbrojoną policję. Felipe z kolegą przypadkiem aresztują dilera, a potem trafiają do magazynu, gdzie gang trzyma zapasy narkotyków, w efekcie czego kolega ląduje w śpiączce w szpitalu, a Felipe - ignorowany przez policję - rozpoczyna samodzielne śledztwo.
Nie jest to może najlepszy serial, ale dość zabawny, mimo że przewidywalny. Jest sporo zabawy typową konwencją - powołana li tylko wizerunkowo grupa nieudaczników okazuje się być sprawnym i dobrze zorganizowanym, wspierającym się oddziałem, który doprowadza do aresztowania przestępców i wykrycia korupcji. Do tego rzecz nie jest amerykańska, tylko argentyńska, więc dodatkowo jest sporo lokalnych smaczków i całość jest dość świeża scenariuszowo w odróżnieniu do budowanych na wykresach oglądalności serialach amerykańskich. Jeden zakończony sezon z nieobowiązkową opcją na kolejny.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 1, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Uwaga, będę zdradzać fabułę, ale ta książka ma 100 lat, co jest skądinąd przerażające, bo dalej aktualna.
1916. Czterech 19-latków, namówionych przez nauczycieli-patriotów, zaciąga się do wojska, żeby bronić boga, honoru i ojczyzny plus przygoda i splendor. Po przejściu przez wyjątkowo trudne szkolenie z dowódcą-psychopatą (ktoś umarł na zapalenie płuc z powodu wyziębienia, życie), okazuje się, że front wcale nie jest taki, jakiego się wszyscy spodziewali. Przez dwa lata odzyskania i straty kilkusetmetrowego kawałka ziemi, w tę i z powrotem, dziesiątkują oddziały, a ci, którzy nie zginęli od przypadkowej kuli, odłamka czy z powodu bycia w złym miejscu w złym czasie, umierają w szpitalu z powodu zakażenia, z głodu i chorób frontowych. To cały czas są młodzi chłopcy, ale mimo żartów, psot i typowo szczeniackiej brawury - ukraść gęś, spotkać się z francuską wieśniaczką pod osłoną nocy, spuścić łomot nielubianemu zwierzchnikowi - doskonale widzą, jak bezsensowna jest ich walka, śmierć nie zmienia nic, a po drugiej stronie są dokładnie tacy sami ludzie jak oni: studenci, szewcy, zecerzy, ojcowie, mężowie i synowie. W finale książki autor mimochodem wspomina, że główny bohater, Paul, zginął gdzieś w bezimiennym okopie miesiąc przed końcem wojny.
Film odziera książkę z tej intelektualnej próby zrozumienia tego, po co jest wojna, jak ją przeżyć i tego powolnego odkrycia, że to ruletka, gdzie szanse na wygraną są niewielkie i zupełnie nie zależą od wyszkolenia, sprzętu, odwagi czy wysiłku, a bez względu na to, co się stanie, nie da się już wrócić do dawnego, beztroskiego życia. Pozostawia tylko czystą grozę. Paul patrzy na kolejne śmierci przyjaciół, swoich towarzyszy i wrogów, przeraża go odczłowienie i obojętność, z jaką przyjmowane są “straty”, traci instynkt samozachowawczy. Finał jest dodramatyzowany przez pokazanie, jak decyzja o rozejmie, podpisana o 5 rano 11.11.1918, efektywnie ogłaszająca koniec wojny o okrągłej godzinie 11, kosztowało życie kilka tysięcy ludzi. I jakkolwiek doceniam rozmach i drobiazgową precyzję scenografii, kostiumów, efektów specjalnych, tak nie jest to specjalnie odkrywczy ani pierwszy film o tym, że wojna to zło i jakie spustoszenia powoduje również u tych, co przeżyli.
#29
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 30, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam -
Tagi:
2023, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Tę książkę zachwalano mi (przepraszam, zapomniałam już kto, bo odleżała swoje na kindlu) jako objawienie, wreszcie pozwoli mi to zrozumieć, jak działa mój zbyt mocno, szybko i chaotycznie myślący mózg, który nie umie się wyłączyć. I w pierwszej części, gdzie autorka opisuje sposób myślenia, zachowania i przypadki osób określanych jako “nadwydajni”, owszem, co chwila zaznaczałam jakieś fragmenty, które totalnie REL, jak mawia młodzież. Że często myślę tak szybko i dużo, i na tak wielu poziomach, że jestem w stanie wyartykułować z tego 10%, więc to, co wychodzi do ludzi, jest nieskładne, kryptyczne i w zasadzie niezrozumiałe, a ja przed końcem wypowiedzi już wiem, że nie trafiłam i przestaję. Że obserwuję i zauważam setki nieistotnych szczegółów, przez co umyka mi czasem obraz i sens całości; pożądane przy korekcie tekstu, niepożądane przy zrozumieniu jakiejś metafory. Że nadwrażliwość na bodźce typu dźwięk, szybkie przeładowanie przy byciu wśród ludzi, taka idiotyczna mieszanka ekstrawertyczności, bo w gronie znajomych zdarza mi się robić one woman show, po czym uciec, bo za dużo i nie chcieć rozmawiać przez dwa tygodnie. W drugiej części pojawiają się już jakieś elitystyczne idee, że nadwydajni są lepsi od innych oraz sugestie w kierunku homeopatii (sic!), przemieszane z szukaniem diagnozy pod kątem ADHD i bipolarności. Część trzecia, po której sobie najwięcej obiecywałam, to sposoby radzenia sobie z tym chaosem w głowie. Do kilku rzeczy doszłam sama (spisywanie myśli, żeby wyrzucić z głowy; śledzenie, skąd konkretny ciąg myśli się wziął; medytacja; szukanie ludzi podobnych), reszta jest z gatunku mocno niekoniecznie. Podsumowując, nie objawienie, bibliografia tylko francuskojęzyczna, można przeczytać, ale rewolucji w myśleniu nie robi.
#28
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 29, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2023, panie, poradnik
- Skomentuj
[7.01.2023]
Raz na jakiś czas odwiedzam poznańskie Muzeum Narodowe, za każdym razem znajdując coś nowego. Tym razem na przykład trafiłam wreszcie do sali ze sztuką antyczną; jestem przekonana, że pierwszy raz. Ale głównym celem było obejrzenie przywiezionych z Lwowa w ramach wsparcia dla Ukrainy obrazów Jacka Malczewskiego. Trochę na przechowanie, trochę jako symbol uchodźstwa, niejednoznacznie, smutno-gorzko. Więcej o wystawie na stronie muzeum, można tam zobaczyć wystawę wirtualną, a na żywo do października 2023.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 28, 2023
Link permanentny -
Tagi:
sztuka, muzeum -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
”Carnival Row” dzieje się w takiej niby naszej steampunkowej przeszłości, ale różni się kilkoma szczegółami - oprócz ludzi jest więcej świadomych ras: uskrzydlone wróżki (fae), centauropodobne fauny (puck), trollopodobne trowy, wilkołaki i inne. Jak się łatwo domyślić, “czyści” ludzie mają w pogardzie inne rasy, po tym, jak podbijają ich państwa, albo ich tępią, albo zatrudniają jako służbę czy rozrywkę (czy to coś przypomina?). Historia zaczyna się 7 lat po tym, jak kraina wróżek, Tirnanoc, została zaatakowana przez siły Paktu i przegrała, a ocalałe wróżki stopniowo były przemycane do ludzkiego miasta Burgue; tak też trafiła tam partyzantka Vignette Stonemoss. Na miejscu odkrywa, że jej ówczesny ludzki ukochany, Rycroft Philostrate (trochę sic!, ale wszyscy nazywają go Philo), który w ramach walki z Paktem próbował bronić Tirnanoc, wcale nie zginął, tylko ma się dobrze, pracując w lokalnej policji. Po początkowej głośnej irytacji, Vignette zaczyna pomagać Philo najpierw w sprawie śledztwa w sprawie zabójstwa wróżki, które ewoluuje w stronę walki z potworem powołanym do życia przez czarną magię, a w drugim sezonie w polityce, bo poza konfliktem rasowym, wpędzeniem wszystkich nieludzi do getta (ponownie, coś Wam to przypomina?), trwa brutalna walka o władzę i w samym Burgues, jak i na świecie, gdzie feudalistyczno-nacjonalistyczny Pakt walczy z Nowym Świtem, odłamem komunistycznym (po raz trzeci, gdzieś już to spotkaliście?).
Zgadzam się ze wszystkimi zarzutami - bajkowym zakończeniem po dość mrocznej treści, pozostawieniem niektórych wątków wiszących w powietrzu[1], usprawiedliwianiem mordowania swoich współziomków jako sposobu na przeżycie, rozwiązywanie wątków w sposób, ekhm, nagły czy metodą deus ex machina, wrzuceniu zbyt wielu składników do za małego garnka, bo serial został zamknięty już po dwóch sezonach - ale jak to jest ładnie i na bogato zrealizowane. Perełka estetyczna, Orlando Bloom i Cara Delevingne jako protagoniści, ale i bogaty drugi plan ciekawych i niejednoznacznych postaci; scenariusz to twórcze przekształcenie najczarniejszych kart z naszej historii - nazizmu, kolonializmu, ludobójstwa, komunizmu. Serial nagrywany był w Pradze, w Izerach i paru innych pięknych miejscach. Tak sobie wyobrażałam ekranizację Świata Dysku.
[1] Chociażby ta biedna Jenila na strychu, ona ciągle tam siedzi od połowy drugiego sezonu!
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 27, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 3
Johnny jest dziennikarzem radiowym, aktualnie w ramach projektu prowadzi wywiady z dziećmi i młodzieżą na temat przyszłości ich i świata, nadziei i obaw. Wtem po latach milczenia odzywa się do niego siostra i prosi o pomoc w opiece nad 9-letnim synem Jessem na czas, kiedy pojedzie wesprzeć swojego eks-męża i ojca Jessego, wymagającego leczenia psychiatrycznego. Johnny się zgadza, da radę przez kilka dni, jest zachwycony swoim inteligentnym, otwartym i sympatycznym siostrzeńcem. Jednak kiedy z kilku dni robią się dwa tygodnie z opcją przedłużenia, sytuacja robi się napięta. Johnny nie ma doświadczenia jako rodzic, nie chce grać w nietypowe inscenizacje z Jessem, który tęskni za matką, pojawiają się konflikty, jednocześnie zaczyna myśleć o tym, czego brakuje w jego życiu, czemu odciął się od siostry po śmierci matki. Chce też wrócić do pracy, zabiera więc ze sobą chłopca w podróż najpierw do Nowego Jorku, potem do Nowego Orleanu.
Przeładny, czarno-biały film o całej palecie uczuć w rodzinie, o nieumiejętności mówienia o tym, co boli lub co jest straszne; jednocześnie pełne emocji sceny są kontrowane szczerymi i celnymi wypowiedziami przypadkowych młodych ludzi z różnych sfer. Johnny jest sam, bo boi się czuć. Jesse, wprawdzie ośmielany przez matkę - autorkę książek o emocjach - mówi dużo, ale również nie umie wyrazić swoich obaw i dezorientacji chorobą psychiczną ojca, rozstaniem rodziców i nieobecnością (nawet czasową) matki. W czasach mojego dzieciństwa nazwałabym ten film awangardowym, bo pokazuje, że dzieci mają prawo wyrażać emocje i nie być ślepo posłuszne, tylko decydować o sobie. Gorzej, mężczyźni też mogą czuć się źle, mieć depresję, załamanie nerwowe czy ukrywać to, co ich boli.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek marca 23, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Balram Halwai pochodzi z nizin społecznych, z podrzędnej kasty; to, co może w życiu osiągnąć, to podrzędne stanowisko posługacza w herbaciarni, co i tak byłoby sukcesem w porównaniu z losem ojca, który umarł z niedożywienia i nieleczonej gruźlicy. Przypadkiem rzuca się do nóg lokalnego magnata i powołując się na to, że pochodzi z tej samej miejscowości, udaje mu się zostać drugim kierowcą jego młodszego, zamerykanizowanego syna. Brzmi jak bajka, bo syn ma żonę Amerykankę, a do tego poglądy - jak na Indie - równościowe, wprawdzie wyszydza nieobytego i niewykształconego Balrama, ale też nie karze go, a czasem nawet odzywa się jak do człowieka. Balram jest zachwycony, zarabia o wiele więcej niż w herbaciarni, wprawdzie mieszka w pełnej karaluchów piwnicy jak inni kierowcy i w zasadzie jest niewolnikiem, oczekującym na wezwanie przez pana, ale bywa w luksusowych apartamentach i wdycha zapach perfum pani Pinky. Słuchając jednak rozmów swoich państwa, powoli dociera do niego dramatyczna dysproporcja między jego życiem a życiem bogatych, którzy nie wahają się przekupywać polityków sumami, za które cała wieś Balrama żyłaby zamożnie przez lata. I nie, rzecz nie dzieje się w XIX wieku, tylko współcześnie.
Balram przewrotnie opowiada przez kolejne siedem nocy swoją historię w listach do chińskiego premiera, który zapewne otrzyma od rządu Jasnych Indii pełne peanów materiały reklamowe i foldery. Ale w tych dokumentach nie będzie prawdy, bo fakt istnienia Indii Ciemności to tajemnica poliszynela, o której nie warto nawet mówić. Ale Balram tę prawdę przekaże, prawdę o niezgodzie na upodlenie życia w dramatycznej biedzie, przemocy, bezdomności i byciu zakładnikiem bogatych, którzy każde przewinienie mogą ukarać zabiciem bliskich, gwałtem czy wypędzeniem z i tak nędznego domostwa; przekaże i zada retoryczne pytanie, czy kraj tak miłujący pokój jak Chiny chce współpracować z ludźmi, którzy do takich zbrodni na współziomkach się dopuszczają w majestacie prawa. Mimo drastycznych opisów, narrator jest ironiczny i cyniczny, czasem nawet umie znaleźć komizm, opisując codzienne poniżenie swoje i ludzi mu podobnych. Czyta się, mimo drastycznych opisów, doskonale, aczkolwiek wnioski po lekturze nie są wesołe. Indie to kraj ogromnych kontrastów, nawet jeśli połowa tego, co opisuje autor, to fikcja, to jednak obraz ten rozmija się z tym kreowanym przez media.
[EDIT] Film jest mniej drastyczny - systemowa przemoc i śmierć pokazana jest nieco bardziej komiksowo, obrazowe opisy smrodu i brudu są stonowane, pokazywane są bardziej przez kontrastowanie ciemności i jasności rezydencji bogaczy. To, co mocniej wybrzmiewa, to fizyczna przemoc w stosunku do Balrama, jego mowa ciała świetnie pokazuje kontrast między deklarowaną miłością do panów a strachem przed kolejnym uderzeniem. To w zasadzie film jednego aktora, odtwórcy roli głównego bohatera, aczkolwiek pozytywnie mnie zaskoczyła Priyanka Chopra, która nie jest tylko ładną buzią. Nie żebym chciała kiedykolwiek do Indii, ale jeśli bym, to obrazki z filmu skutecznie mnie by od tego odwiodły.
#27
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 22, 2023
Link permanentny -
Tagi:
beletrystyka, panowie, 2023 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Evelyn, Amerykanka pochodzenia chińskiego w pierwszym pokoleniu, ma poczucie, że wszystko się jej w życiu sypie. Klienci pralni, którą prowadzi, nieustająco czegoś się domagają, na suficie zaciek, który trzeba pomalować, mąż - zamiast zająć się naprawianiem i obsługą pralni - tańczy z klientem i przykleja na rzeczach oczka, przyjechał kontrolujący ojciec, niespecjalnie ceniący drogę, jaką Evelyn wybrała, trwa wnikliwa kontrola z urzędu skarbowego ze szczególnie nielitościwą inspektorką, a do tego córka przedstawia jej swoją dziewczynę. A, jeszcze mąż usiłuje jej podetknąć dokumenty rozwodowe. I kiedy Evelyn myśli, że sytuacja się nie może jeszcze skomplikować, okazuje się, że jest centralną postacią multiwersum, w którym każda jej życiowa decyzja spowodowała powstanie kolejnego świata. I tylko ona - nie przerywając swojego zwyczajnego życia - może uratować wszystkie światy przed super łotrzycą, którą niechcący(?) w jednym ze światów stworzyła. Tyle że ta konkretna Evelyn jest najgorszą Evelyn z całego multiwersum, podejmującą złe decyzje i nie obdarzoną specjalnymi talentami, w przeciwieństwie do innych.
Jak ja się na tym filmie doskonale bawiłam! Prześmieszny, przegięty, absurd goni absurd, sztuki walki przeplatają się postmodernistyczną szyderą ze wszystkiego - kina akcji, zwłaszcza wuxia, aktorów, stereotypowych Azjatów, tzw. wielkich filmów, przeznaczenia i zaskoczenia. A jednocześnie to całkiem mądry film o rodzinie - spełnianiu oczekiwań, codziennym zagonieniu i liście obowiązków, zagubieniu, kwestionowaniu swoich wyborów, zatracaniu siebie i jednocześnie o miłości, zrozumieniu i wybaczeniu. Na kolejnej płaszczyźnie to ważny, zupełnie niehollywoodzki film o mniejszościach - niebiałych, nieheteronormatywnych i niemłodych; tym bardziej zaskakuje Oskar za najlepszy film. Wizualnie perełka (kostiumy! pejzaże! twórcze wykorzystanie realnych nagrań aktorów! montaż), scenariuszowo cacko do co najmniej dwukrotnego obejrzenia, żeby wyłapać wszystkie smaczki, muzyka - wszystko świetne. I aktorzy - nieco zapomniany, ale nostalgicznie wzruszający Ke Huy Quan (“Indiana Jones” i “Goonies”), Michelle Yeoh, kobieta o 100 twarzach (“Przyczajony tygrys, ukryty smok”) czy Jamie Lee Curtis, jak wino. Jest kilka scen ryzykownych (mucha czy nagroda dla najlepszego kontrolera), ale to jeden z lepszych filmów od dawna.
(Oczywiście, że często czuję się w swojej głowie jak Evelyn).
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 20, 2023
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 5
[29.01 / 1.02 / 3.02.2023]
Jako że nie mieszkałam w centrum Funchal, a właśnie w centrum jest większość typowo miejskich atrakcji - muzea, marina, uliczki, kolejka gondolowa na górę Monte czy do ogrodu botanicznego, trzeba było do stolicy dojechać. Do czasu wypożyczenia czerwonego Forda Fiesty, którym na plener, spod samego hotelu miałam doskonały autobus, regularnie, co 20 minut, dowoził do większości miejsc turystycznych za niewygórowaną opłatą €1,95 u kierowcy albo w automacie (można znacznie tańszy bilet dzienny czy tygodniowy), jeździ też piętrowy hop-on hop-off, ale tu nie korzystałam. Nie wiem, czy dobrze się w Funchal mieszka, ale z punktu widzenia turysty trafia się wszędzie dość prosto, dużo restauracji, można przespacerować się wzdłuż wybrzeża aż do Fortalezzy de Sao Tiago, która ma to do siebie, że jest żółta. Zignorowałam muzea, zwłaszcza starannie zignorowałam Muzeum Cristiano Ronaldo, poszłam za to do Parku Miejskiego (zwanego też Ogrodem Dony Amélii), gdzie widoki jak z gazetki Jehowych i - kawałek dalej - pod nieco kreskówkowy pomnik Elżbiety Bawarskiej, która przed wizytą na Korfu spędziła kilka miesięcy na Maderze, gdzie dochodziła do zdrowia po gruźlicy (i prawdopodobnie depresji). Jak poprzednio, poszłam do Mercado dos Lavradores i przespacerowałam się ozdobioną kolorowymi drzwiami uliczką Świętej Marii.
Restauracje (poza kawiarnią wszystkie ze specjalnością lokalne ryby i mięso):
Jedno z licznych rond, na bogato
Droga do katedry Se
Uliczki / Calcateros
Katedra na muralu
Banana's / Katedra Se
Po deszczu / Dekoracje świąteczne, wszak styczeń
Widok na miasto z fortecy
W drodze do portu / Fortalezza de Sao Tiago
Falochrony
Bulwary / Morze i skałki
Kałuże, bo padało co chwila
Avenida del Mar
Zona Velha
Murale
Teleferico
Palazo de Sao Laurenco / Teleferico
Kawiarnia O Verdinho
Krzysztof / Dona Amélia Garden
Widok na Funchal z obwodnicy
Muzeum CR / Pomnik Sisi
Widok na marinę z parku
Drzwi z ulicy Santa Maria
Bogata flora
Drzwi z ulicy Santa Maria
Marina
Mercado dos Lavradores
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 19, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
funchal, madera, portugalia
- Skomentuj
Emily (E. Mortimer), Angielka z pochodzenia, zrobiła karierę w Hollywood. Kiedy dzwoni do niej jej przyjaciółka z dzieciństwa, Dolly (D. Wells), którą właśnie zostawił partner, nie waha się i zaprasza ją do siebie, a ponieważ Doll jest bez grosza, proponuje jej posadę swojej asystentki. Egocentryczna Doll nie jest bynajmniej dobrą asystentką, robi wokół siebie zamieszanie na planie, często stawiając Emily w złym świetle. Panie kłócą się, godzą, wreszcie wpadają na pomysł, żeby napisać sztukę o swojej przyjaźni (tak, to serial oparty o rzeczywistą przyjaźń aktorek, które w tym serialu chcą razem napisać sztukę… widzicie to?). Nie chcą grać same siebie (ponownie, widzicie to?), zatrudniają więc Olivię (Wilde) i Evan (E. Rachel Wood), współpraca jednak nie układa się idealnie, do tego po przypadkowym flircie Doll zachodzi w ciążę z Ewanem McGregorem, a małżeństwo Emily zaczyna się sypać.
To bardzo nierówny serial, z założenia komediowy, ale z mojej perspektywy ocierał się raczej o krindż i second hand embarrassment niż budził szczery śmiech. Zabawne jednak było przemieszanie aktorów grających siebie i kogoś zupełnie innego (Baryshnikov, Wilde, McGregor, Wood i inni), ze śmiechu spłakałam się, widząc spotkanie z Harveyem Weinsteinem (nieco się świat zmienił od 2015), ewidentna szydera z tzw. wielkiego amerykańskiego kina również była zabawna. Podsumowując - warto dla pośmiania się ze świata przemysłu filmowego, niekoniecznie jako komedia o przyjaźni.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 18, 2023
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj