[28.09.2014]
... a zwłaszcza świeży luft, jak się w Poznaniu mówi. A świeżo było bardzo; po dość dżdżystym i szarym tygodniu, było wyjątkowo - szaliki, bluzy i płaszcze zniknęły błyskawicznie. W sobotę i niedzielę tuż przy niedawno (wiem, w kwietniu, ale szewc bez butów, a mnie ciągle na Śródkę za daleko) otwartym muzeum Brama Poznania ICHOT odbywał się uroczy piknik - kajaki, gra miejska, spotkania z książkami dla tych młodszych i starszych, warsztaty kulinarne i stoiska z nietypowym jedzeniem[1], papierowe owce[2] i tłumy. Bo ludzie lubią wychodzić, tylko zwykle nie mają gdzie. Majut radośnie turlał się[3] na trawie po zboczu koło amfiteatru, gonił motyle i ważki, a ja z niejakim niepokojem obserwowałam kolejną grupę niedzielnych kajakarzy, mokrych po mini-spływie po Warcie.
Gorąco choć nieaktywnie wspieram to, co dzieje się na Ostrowie/Śródce. Kolejne kawiarnie - oprócz znanej już La Ruiny kolorowa Chichot Cafe na samej Śródce oraz stateczna i nieco w stylu niemieckim Cafe na Trakcie (prowadzona przez Caritas) już na Ostrowie. Dla mnie najlepszą rzeczą jest zadaszona kładka łącząca równolegle do mostu Jordana Ostrów ze Śródką, nie wymaga zakupu biletu w ICHOCie. Sam ICHOT ze względu na sporo ludzi ominęliśmy, a w zwiedzonym darmo z okazji niedzieli maleńkim muzeum Genius Loci uaktywniłam moją fobię - świetnie, że można przez szklaną podłogę popatrzeć na oryginalne mury obronne, ale mój błędnik twierdzi, że zaraz się przewróci i tak już mnie tam zostawi, a obsługa będzie mnie ściągać grabiami. Zwiedzanie rozpoczyna się od filmu 3D, przy czym to 3D jest takie bardziej umowne - na pierwszym planie roślinki, a drugim makieta albo trójwymiarowe dymki na mapie; młodzież nie była zachwycona, po części dlatego, że okulary za duże i oglądała bez. Niespecjalnie pomogło, że narrację robiła pani naukowa, a nie profesjonalny aktor; aczkolwiek Maj się przejął, jak zbójcerze napadli na gród (tylko jak ja mam tłumaczyć dziecku, po co dzielni mieszkańcy łupili zwłoki na polu bitwy, sprawdzając im tętno uprzednio, ha?). Natomiast strzałem w dziesiątkę była trójwymiarowa symulacja wału obronnego, w którą można było zanurzyć rękę - rozrywka zdrowa i tania. Ciekawe, choć może nie dla ateistycznie wychowywanej pięciolatki, jest Muzeum Archidiecezjalne, tyle że w niedzielę zamknięte.
Zdjęcia robiłam przy dwóch okazjach - wczoraj (z pięknie błękitnym niebem) i w sierpniu (z uroczymi chmurkami), kiedy nie udało się popłynąć statkiem po Warcie (long story short: jednego dnia statek nie płynął mimo rezerwacji, bo nie miał 12 chętnych, drugiego dnia mimo rezerwacji odpłynął przez ustaloną godziną, nie czekając na nas; nie jestem zachwycona).
Adresy:
Cafe Chichot - ul. Śródka 1
Cafe La Ruina - ul. Śródka 3
Cafe na Trakcie - ul. ks. I. Posadzego 7
Nie kupowaliśmy biletów do muzeów, ale z tego co widziałam, zakup biletu do ICHOT-u oznacza zniżki w pozostałych ostrowskich muzeach, więc warto zachować. GALERIA ZDJĘĆ.
[1] Sałatka z pokrzywy, szczaw (chociaż nie z nasypu), jadalne kwiaty, miód i polewka jarzynowa. Jak pewnie wspominałam, niektóre warzywa (jak pasternak, brukiew czy topinambur) nie na darmo zostały zapomniane.
[2] Owce miały tę zaletę, że można je było malować kredkami oraz nie robiły tego, co osły w poznańskim Starym Zoo[4]. Bo były z papieru.
[3] Pytanie z cyklu - czy dzieciom trzeba wyrafinowanych zabawek, czy jednak wystarczy zapuścić w plener i pozwolić się brudzić.
[4] Normalnie jak w dowcipie o starym McDonaldzie, co budował płoty, pędził samogon i był dobrym gospodarzem, a tylko raz użył seksualnie kozy. Poznań, Miasto Know-How, zrobiło międzynarodową karierę na spółkujących osłach. Ja się tego nieco wstydzę, nie wiem, jak miasto.
Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 29, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tagi:
ostrow-tumski, srodka
- Komentarzy: 1
W niechronologicznych epizodach autor-narrator odsłania historię związku Grety i Ernesta Hoffmanów, śpiewaczki i kompozytora na tle burzliwej historii Gdańska w okresie przed i w czasie II wojny światowej. Na to nakładają się już własne historie narratora - najpierw wychowanego w powojennej rzeczywistości chłopca, potem dorosłego, który rozmawia ze starą już Gretą, Niemką, która mimo wszystko została w Polsce; przejścia jego rodziny, rodzin znanych mu Kaszubów oraz - występującego w roli nemezis z przeszłości - pewnego zdegenerowanego Francuza z XVIII wieku. Dużo ładnych scen, dużo ładnych słów autor zebrał, żeby pokazać siłę przypadku, przyjaźni i zwykłej ludzkiej życzliwości. I że człowiek potrzebuje ogrodów, kawałka ziemi, który rodzi i który można kształtować.
Dobrze, że nie czytałam recenzji przed lekturą, bo w zasadzie większość z nich narzeka, że autor jest erudytą, porusza się sprawie w poprzek historii i kultury oraz że korzysta z memów i klisz (Wagner - hitlerowskie Niemcy, RM Rilke - dobrzy Niemcy itp.). Mogę na to odpowiedzieć - so what. Nie jest to książka z potoczystą narracją, w którą się wchodzi jak w wartko płynącą rzekę, ale to - jak okolica Gdańska - zatoka, do której dopływają wątki-dopływy różnych ludzkich losów.
D. mi pożyczyła - dziękuję!
Inne tego autora tu.
#97
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 28, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 3
Wprawdzie sam Almodovar uważa ten film za jeden z bardziej nieudanych, ale bardzo go za tę nieporadność lubię. W akademii dla matadorów młody i niezgrabny Angel (piękna rola Banderasa w dresie) zostaje posądzony przez swojego mistrza, Seniora Diego, że jest gejem. Żeby udowodnić mu, że nie, zaczaja się na piękną sąsiadkę i jednocześnie dziewczynę Diega, modelkę Evę i próbuje ja zgwałcić. Na drodze staje mu przedwczesna ejakulacja oraz omdlenie na widok krwi Evy, która się potknęła i skaleczyła. Mimo to udaje się na policję, gdzie - oprócz usiłowania gwałtu - przyznaje się do szeregu zabójstw zarówno dziewcząt, jak i młodzieńców. Co ciekawe, umie podać szczegóły, co nieco dziwi policjantów, zwłaszcza że na niektóre morderstwa ma alibi. Na wszelki wypadek Angel ląduje w psychiatryku, gdzie czule zajmuje się nim pani psychiatra (czulej, niż jego matka-dewotka). Pani adwokatka, która broni Angela, okazuje się być posiadaczką eleganckiej spinki do koka, którą zostali zamordowani wzmiankowani panowie (dla panów był to moment szczególny, bo już szczęśliwsi w życiu nie byli; chociażby dla sceny z półnagą Assumptą Serną warto film zobaczyć). Mistrz matador Diego i piękna pani prawniczka zaczynają się mieć ku sobie, bo oboje lubią śmierć (moja ulubiona scena - Diego prosi swoją dziewczynę, żeby udawała martwą słowami "PLAY DEAD" w wersji angielskiej, bawi mnie to do łez).
Reżyser występuje tu epizodycznie w roli projektanta mody, w którego pokazie uczestniczy Eva. Pojawiają się już wnętrza - często należące prywatnie do reżysera: piękny apartament z balkonem, mały domek w ogrodzie.
Inne filmy Almodovara.
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 26, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Skomentuj
Za kurtyną
Podczas pobytu w San Francisco emerytowany detektyw Scotland Yardu zostaje zamordowany w trakcie uroczystej kolacji u lokalnego bogacza. Sir Frederick prowadził hobbystyczne śledztwo w sprawie zaginięcia młodej kobiety sprzed kilkunastu lat (oraz - pobocznie - sprawę zabójstwa z chińskimi pantoflami w roli głównej). Obecna na kolacji pani prokurator Morrow otrzymuje śledztwo, teoretycznie ze sceptycznym i gwałtownym (nie wspominając o tym, że zarozumiałym) inspektorem Flannerym. Prosi jednak o pomoc Charliego Chana, któremu wprawdzie właśnie urodziło się jedenaste (pogratulować?) dziecko, ale - po poruszeniu nuty chińskiego honoru - nie wraca do żony do Honolulu, tylko zostaje i śledzi. Pobocznie to dość szowinistyczna historyjka o tym, że ładne kobiety powinny się zająć macierzyństwem, a nie robotą prokuratora; cała intryga zmierza do tego, żeby młody bogacz oświadczył się pani prokurator (i żeby szybko urodziła mu śliczne dzieci). Gdzieś tam przy okazji Chan wyjaśnia oczywiście tajemnicę morderstwa w penthousie i wraca do żony. Dodatkowo też pojawia się poboczny wątek - czy kamerdyner z tajemnicą jest dobrym kamerdynerem.
Charlie Chan prowadzi śledztwo
Podczas wycieczki objazdowej dookoła świata w londyńskim hotelu z tradycją zostaje zamordowany Amerykanin. Inspektor Scotland Yardu, Duff, ma o tyle problem, że - poza silnym przeczuciem, że odpowiedzialny jest ktoś z wycieczki - nie może Amerykanów zatrzymać. Nawiązuje więc porozumienie z wnuczką zamordowanego, że będzie śledzić wszystkich panów i donosić, jak zobaczy coś niespodziewanego. Jak pokazuje akcja, Scotland Yard ma niesamowity wprost budżet, pozwalający na gonienie za przestępcą dookoła świata. Inspektor udaje się do Nicei, gdzie natrafia na kolejne zwłoki, wysyła swojego podwładnego incognito na statku, niestety podwładny umiera w Yokohamie, a sam udaje się do Honolulu, gdzie zostaje ranny; śledztwo przejmuje Charlie Chan. W dokach San Francisco odbywa się zaskakujący finał.
Inne tego autora tu.
#95-96
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 25, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
panowie, 2014, kryminal, klub-srebrnego-klucza
- Skomentuj
[21.09.2014]
Ponieważ jeszcze dopadły mnie powidoki po #oktawie urodzin Majuta, a konkretnie w przedszkolu musiały się odbić oficjalne, choć opóźnione urodziny, zamiast pisać produkowałam z TŻ-em filcowe potworki z możliwością zapinania na zatrzask dla całej czeredy przedszkolnej (oraz ciasto ze śliwkami, już bez zatrzasków). Nauczyłam się przy tym, że koperta jest na planie kwadratu, a puchate ogonki jednak lepiej przyszyć niż przyklejać, za to filc-filc się skleja dość przyzwoicie. Ale ja nie o tym, tylko o Pierwszych Piastach Protoplastach.
Kompleks dookoła jeziora jest bardzo rozbudowany - w Dziekanowicach znajduje się Wielkopolski Park Etnograficzny, gdzie na sporej przestrzeni można wybiegać nieletnią (tym razem z przyjaciółką w podobnym wieku, co oznacza dwa razy więcej biegania). Wprawdzie ostatnio hasłem sztandarowym jest fraza "nuda, nuda, nuda", ale w skansenie były wiatraki (typu koźlak), które służyły do radosnego obiegania i wspinania się po schodkach, ślimaki ("ja chcę wziąć go do domu" - wyemitowała starsza H., co nie wzbudziło radości jej rodziców), kołyski i łóżka w ładnie wyposażonych domach z różnych epok (na które z kolei atak przypuszczała młodsza H., lat niespełna dwa), kozy i owce (wiadomka) oraz studnia. Studnia okazała się hitem - wprawdzie starsza H. wydawała okolicznościowe piski przy zaglądaniu do studni, że wpadnie i się boi, ale mimo to obie kilkakrotnie kazały dokonywać pobrania wody wiadrem w celu rytualnego wylania. Nie wiem, jakim cudem były w miarę suche. A, i kot był, ale nietowarzyski. Na terenie jest restauracyjka, można herbatę, żurek, pyrę z gzikiem i chyba niezłą - sądząc z reakcji współjedzących - lokalną smażoną rybę.
Kawałek dalej, w stronę Ostrowa Lednickiego znajduje się barak z zabytkowymi artefaktami, ale ominęliśmy go, bo najpierw chcieliśmy zdążyć na jeżdżący co pół godziny prom, a potem byliśmy głodni (i nawet bez łgarstwa, się zjadło nawet nieco pomidorówki i kotlet). Prom na Ostrów płynie dosłownie przez kilkaset metrów, co uspokoiło fobię TŻ-a, że jakby co, to dopłynie wpław). Sam Ostrów jest do obejścia w przewidziane pół godziny - trochę kamiennych ruinek, kilka domków, dużo zieleni i parę przeraźliwych rzeźb z metaloplastyki. Nie ma specjalnie poczucia, że się obcuje z duchem przodków, ale to miłe miejsce na wczesnojesienny spacer.
Aktualne ceny (dzieci do lat 7 - darmo) tu, podobnie godziny otwarcia - w tym roku do końca października z nieco okrojonymi godzinami. Oprócz tego są jeszcze dwa obiekty nieco dalej od jeziora - gród w Gieczu i gród w Grzybowie, ale to na następny raz. Bo, jak wspomniałam, wybiegane dziecko było głodne.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 25, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
dziekanowice, ostrów-lednicki, polska
- Komentarzy: 2
Bardzo lubię ten film, bo jest takim zwyklakiem, dziejącym się w typowym blokowisku z lat 80. i opowiada o tym, że pięcioosobowa rodzina na 44 metrach kwadratowych to nie jest najlepszy pomysł. 5 osób i jaszczurka, bo znaczącą rolę w filmie gra jaszczurka o dźwięcznym imieniu Forsa (Dinero).
W malutkim mieszkaniu żyje sobie rodzina - ciężko pracująca matka; normalnie żadnej pracy się nie boi - jest sprzątaczką, ale czasem dorabia sobie u znajomej prostytutki[1] jako widz, jeśli jest taka potrzeba. Zapewne bohaterce przydałaby się terapia, bo dziewczyna ordynuje sobie hojną ręką różne uspokajacze, które niespecjalnie działają. Jeden z synów dealuje narkotykami, młodszego mama prostytuuje starszym panom o określonej orientacji, w zamian za utrzymanie. Mąż jest platfusem - czasem zarabia jako taksówkarz, czasem nie, za to idealnie podrabia pismo innych ludzi, w tym Hitlera. Teściowa jest skąpa i pieniądze wydziela tylko wnukowi, za to bunkruje w szafkach ciastka i alkohol. Nie dziwne więc, że matce się pewnego dnia przelewa i reaguje dość ostro za pomocą zamrożonego udźca.
Reżyser występuje epizodycznie, w roli piosenkarza, wykonującego egzaltowaną pieśń w telewizji. Antonio Banderas nie występuje.
[1] Sąsiadka prowadzi wyrafinowany, a przy tym jednoosobowy zamtuz, w którym bywają bohaterowie drugoplanowi - fałszerz, jego brat - psycholog, policjant z zaburzeniami czy miły pan, który lubi swoje ciało. W tej roli - późniejsza Kika.
Inne filmy Almodovara.
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 23, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
David Beck, lekarz-pediatra, jest od 8 lat wdowcem. Niedługo po ślubie zostają napadnięci - on pobity, a jego żona zostaje porwana, a następnie jej zwłoki odnalezione i rozpoznane jako ofiara seryjnego mordercy. Morderca siedzi w oczekiwaniu na karę śmierci, nic więcej nie można zrobić. Tyle że nagle zaczynają się różne dziwne rzeczy - zostają przypadkiem odnalezione zwłoki dwóch mężczyzn z narzędziem zbrodni wskazującym na to, że to właśnie oni napadli na Becka. Do tego najpierw lokalna policja, a potem FBI zaczynają odpytywać doktora o różne rzeczy, a dodatkowo zaczyna dostawać dziwne maile, które mogła napisać tylko jego nieżyjąca żona, Elizabeth. Dość frustrujące, zwłaszcza że na początku niewinne pytania FBI zaczynają sugerować, że to właśnie on zabił swoją żonę, dwóch mężczyzn oraz - tuż po wizycie w FBI - dawną przyjaciółkę żony, fotografkę. Beck, który w międzyczasie nabiera podejrzeń, że śmierć jego ukochanej została sfingowana, ucieka z rąk policji, żeby się z żoną spotkać, mimo że oprócz służb ma na karku bandytów.
Zręcznie napisany thriller, ale po wielu tomach Deavera nie ma zaskakujących motywów - wiadomo, że każdy coś ukrywa, że z każdej sytuacji jest kilka wyjść, a nawet najbardziej niewinny uczestnik spektaklu może mieć coś do ukrycia. Słuchałam audiobooka w wykonaniu Peszka seniora - bardzo w porządku.
Inne tego autora:
#94 / #6
Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday September 21, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2014, kryminal, panowie
- Skomentuj
C. zabrała mnie na kawę w środę. Z dużą przyjemnością odkryłam utrzymany w stylu prawie że twinpeaksowej scenografii lokal, jak sama nazwa wskazuje, tuż przy Cyrylu. Dla tych, co nie znają Poznania, "Cyryl" to plac Cyryla Ratajskiego, potocznie zwany od innej konsumpcji "pigalakiem". Nie wiem, nie próbowałam. W "Cyrylu", poza tym, że prześlicznie wzrokowo, można kawę, śniadania, lancze i wino. Na facebookowej stronie [2020 - link nieaktualny] pojawia się sezonowo zmieniające się menu. Pewnie stoliki z widokiem na jeżdżące dookoła placu samochody nie są optymalne, ale na szybką kawę w ładny dzień - czemu nie. Mnie się podobało (aczkolwiek do śniadania mile widziane byłoby masło i inne warzywa niż pomidory; tak, są czerwone, so what).





I czy to nie jest tak, że ta coroczna tęsknota za latem to nie tyle tęsknota nie za upałem, przestrzenią, słońcem, wodą, ciepłem, zielenią, tylko za tym, że kiedyś był to okres nielicencjonowany? Bez obowiązków, planów, deadline'ów i terminów? Tylko ja i świat, który mógł codziennie przynieść coś cudownego?
Napisane przez Zuzanka w dniu Friday September 19, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Po polsku serial nosi dość abstrakcyjny tytuł "Pępek świata", ale dotyczy to tylko lokalizacji - rodzina Hecków mieszka w małej miejscowości Orson w środku Indiany, gdzie nie dzieje się nic i wszędzie jest równo daleko. Rodzinę Hecków można by złośliwie spuentować, że głupi ludzie są biedni, a są biedni, bo głupi. Ale nie umiem podchodzić do nikogo ze złośliwością, bo to bardzo sympatyczny serial familijny. I nie tylko dlatego, że ojca rodziny gra Neill Flynn, woźny ze Scrubs. Nie tylko. Chociaż oczywiście kocham każdą scenę z nim. Jest posępnym, doświadczonym przez życie stoikiem, który stara się nie angażować ani w to, co wyczynia jego żona - Frankie oraz trójka przychówku. Frankie Heck jest kobietą sfrustrowaną, przechodzącą z jednej kiepsko płatnej i poniżej jakiegokolwiek poziomu pracy do drugiej, ale z aspiracjami, żeby być lepszą od sąsiadów. Nie jest to łatwe z ich rozpadającym się domem i bałaganem, jaki wiecznie wprowadzają dzieci - leniwy, niespecjalnie mądry, ale atrakcyjny nastolatek Axl (z zamiłowaniem do chodzenia po domu tylko w slipkach, score!), kapitan drużyny futbolowej. Sue, przerażająco pechowa młodsza siostra, z ogromnym aparatem na zębach, nieustająco doznająca kontuzji i porażek, jest jednocześnie najbardziej nastawiona na sukces. Nic nie sprawia, że się poddaje, o nie. I w roli wisienki na torcie jest Brick, rozumiejący wszystko dosłownie 10-latek, na oko ze spektrum Aspergera, a na pewno z dużymi deficytami umiejętności społecznych (patrzenie w podołek i szeptanie "I'm lying!" po każdym kłamstwie nie jest najlepszym sposobem na ukrywanie czegoś).
Serial jest świetny na wielu płaszczyznach - męsko-damskich, małżeńskich, rodzicielskich, służbowych, sąsiedzkich i ogólnożyciowych. Rodzinie udaje się popełniać wszelkie możliwe błędy - od wpadnięcia w spiralę kredytową do zrażenia wszystkich wokół, robią to jednak z takim wdziękiem, że nie mam poczucia żenady, kiedy to oglądam (a przy Modern Family mi się zdarzało, owszem). Nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.
Poza standardową obsadą pojawiają się też gwiazdy - szczególnie lubię piękną rolę Brooke Shields w roli matki postrachów dzielnicy, niedomytej i wyzywająco zaniedbanej Rity Glossner. Epizodycznie okazuje się Betty White i Whoopie Goldberg.
[Właśnie się zorientowałam, że szkic notki zaczęłam robić w sierpniu 2013].
Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 18, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
W 2070 roku narrator ogląda zdjęcie swoich dziadków z 2005 roku i zaczyna opowieść o nich, swojej matce, Polsce i wreszcie - sklejaną z dziwnych kawałków - opowieść o sobie. Trzon książki stanowi świat dziadka - Piotra Pawła, świat nadmiaru, zakupów dla zakupu, bez sensu i bez potrzeby. Świat pracy bez celu (marketing przenośnych toalet), organizowania życia wokół clubbingu, rytuału rzucania palenia, relacji miłości-nienawiści z babcią Anną i córką nie umiejącą niczego czuć.
Tylko po co...
... autor uparł się osadzić teraźniejszość za 60 lat, opisując niespecjalnie sprawnie świat z przyszłości, niby taki sam jak współczesny, ale zupełnie inny z argumentem "bo tak". Po drodze jakaś niedookreślona wojna, która rujnuje Polskę, a zwłaszcza Warszawę z późniejszą falą emigracji. Wiem, celowy zabieg uwypuklający odcięcie od opisywanych postaci, ale według mnie nieudany. Cenię sobie Vargę jako ironistę i błyskotliwego reportera codziennych idiotyzmów, lubię jego frazę, ale przedzieranie się przez narosłe przez konwencję zwały mnie nudziło. Żeby nasycić się pysznym cytatem tu i ówdzie potrzebowałam zbyt dużo wysiłku, żeby utrzymać się w nurcie rozjeżdżającej się narracji.
... wprowadził do i tak absurdalnego opisu świata pokolenia nawet nie Y, ale 1/2 Y, elementy schizoidalnej groteski - dziecko, które nie je i nie wydala, a mimo to rośnie. Wprowadził niepokalane poczęcie narratora, którego urodziła matka Zuzanna, zawsze dziewica. Za dużo, niepotrzebnie.
Może to dlatego, że mam w tej chwili w głowie tylko zapach jesiennych owoców i zachwyt babim latem? Wysiadałam z samochodu na Jeżycach, spojrzałam w nasycone błękitem niebo, intensywny cynober dachu kamienicy, złamaną rudością zieleń drzew; to nie jest czas na refleksje nad kondycją Polaka początku XXI wieku na dorobku.
Inne tego autora tu.
#93
Napisane przez Zuzanka w dniu Tuesday September 16, 2014
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, beletrystyka, panowie
- Skomentuj