Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Czego pragnie dziewczyna

... gdy dorastać zaczyna do tego, że wygodniej chodzić z dwoma aparatami zamiast z jednym i co chwila zmieniać obiektyw, bo jeden to zdecydowanie za mało? Waham się między trzecią ręką a chwytnym ogonem. Jedną z opcji jest też ciągnięcie za sobą drewnianego wózeczka z oprzyrządowaniem bądź zlecenie tego rosłemu ochroniarzowi, który będzie co 3 minuty podawał żądany aparat bądź obiektyw (TŻ-a jednak za bardzo lubię, żeby sprowadzać go do roli podaj-zamień-pozamiataj). W każdym razie to ciężka praca jest, nawet jeśli w grę wchodzi zwykły spacer po ogrodzie botanicznym.

Magnolie jeszcze kwitną, bzy właśnie się prześlicznie rozwijają, brakuje mi tylko zwierzyny, która mogłaby takie piękne okoliczności przyrody zamieszkiwać. Po więcej pięknych okoliczności w GALERII ZDJĘĆ.

PS Jakby kto chciał, to dziś jeszcze są jakieś festyny i inne urozmaicenia.

PPS Też tak macie, że musicie watę cukrową, nawet mimo świadomości, że to dwie łyżki zwykłego białego cukru?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 3, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Tag: ogrod-botaniczny - Komentarzy: 4


Marcin Świetlicki - Dwanaście

Można iść po linii najmniejszego oporu i napisać, że to kryminał o Krakówku. Ale to za mało, na co ten kryminał(?) zasługuje, bo czyta się bardzo. Wiecznie podpity Mistrz, który się w dzieciństwie dobrze zapowiadał, ale posiwiał, spuchł i postarzał się, zaczyna obserwować wokół siebie serię dziwnych zdarzeń. A to ktoś z jego otoczenia ginie w dziwnych okolicznościach, ktoś go straszy czy ostrzega, kręcą się podejrzani ludzie i świat zachowuje się, jakby pędził w kierunku spektakularnej katastrofy. Mistrz mimo oparów alkoholu próbuje prowadzić śledztwo, bo kto jak nie on, skoro się tak dobrze zapowiadał. Przypomina mi trochę film "Memento", tyle że tu to nie problemy z pamięcią krótkoterminową, a cowieczorne sesje przy alkoholu. Ciężko mi cały czas traktować to jako kryminał, bo przez te deliryczno-oparowe klimaty nie wiadomo, co się dzieje naprawdę, a co się Mistrzowi w głowie wykluło.

Do tego wszystkiego Świetlicki ładnie pisze, plastycznie, przewrotnie i autoironicznie. Celne są uwagi o krakowskich turystach, dziennikarzynach z Warszawy, złotej młodzieży i problemach komunikacyjnych między trzeźwymi a tymi mniej. Podobało mi się, czekają dwa następne tomy ("Jedenaście" i "Trzynaście"), aczkolwiek może nie teraz-zaraz, bo może być za dużo w hurcie.

Inne tego autora:

#13

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 2, 2009

Link permanentny - Tagi: 2009, kryminał, panowie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1


Dolce far niente

Można mieć przebogate plany na życie, ale i tak miło jest spędzić dzień na bardzo zaawansowanym robieniu niczego. Książkę skończyć. Przejść siódmy i ostatni etap w żółwika. Prasę fachową wreszcie przejrzeć (i ponownie zastanowić się, skąd nagle taka popularność masła o dźwięcznej a ikeowskiej nazwie Lurpak w naszym kraju masłem płynącym), leniwie zastanowić się, co wsypać do pieczonego właśnie chleba (cebula i kmin rzymski) czy poturlać się z mruczącymi kotami w pościeli. Żeby nie było - na dziś i jutro mam szeroko zakrojone plany aktywności. Jak już się ubiorę... Zjem śniadanie... Kota pogłaszczę... Szeroko, ale bez przesady.

Z tulipanowego frontu - oszczędzę Wam smętnego zdjęcia tego, co nędznie wegetuje na balkonie (trzy pokręcone kikutki, z których żaden nawet nie wyemitował pąka, nie wspominając o czymś tak wyrafinowanym jak kwiat). Tyle o hodowli Queen of the Night w Suchym Lesie. Na szczęście poznańskie rynki pozwalają na to, żeby coś się w domu zieleniło, bieliło, fioleciło, a nawet na to, żeby było w paski.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 2, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 2


Jeffery Deaver - Tańczący trumniarz

Długie, mozolne i bardzo szczegółowe śledztwo w sprawie eliminowania świadków pewnego przestępstwa przez płatnego mordercę. Piękna Amelia Sachs, eks-modelka, a jednocześnie błyskotliwa i odważna policjantka biega z miejsca przestępstwa na miejsce przestępstwa, gromadząc mikroślady. Mikroślady analizuje Lincoln Rhyme, który wprawdzie może jedynie ruszać głową, a i to niezbyt mocno, ale ma niesamowicie sprawny mózg, co wystarcza na większość przestępców. Tańczącego trumniarza ściga od ponad 5 lat, kiedy w wyniku podłożonej przez niego bomby zginęło kilkoro współpracowników Rhyme'a. Jak to u Deavera, jak już wszystko zostało wyjaśnione, okazuje się, że w sprawie jest drugie dno, a intryga zawiera zwyczajowy twist. Szybka lektura na ciepłe wiosenne popołudnia.

Inne tego autora tutaj.

#12

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 1, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, kryminal, panowie - Komentarzy: 1


Opowiedz o swoich planach

... a Bogini Cię wyśmieje. Liczę jednak, że czuwa nad moją kartą kredytową pewna dobra siła sprawcza, jak również że liczba dobrych uczynków, jakie codziennie popełniam, ratując świat, więc nie rozsypie mi się misterny plan na urlop, który sobie właśnie uknułam i na jego konto dokonałam zestawu rezerwacji. I tak, o:

  • 29.05, piątek - Poznań - Praga (591 km – około 6 godz. 45 min) [Hotel Residence Mala Strana]
  • 30.05, sobota - Praga - Norymberga (288 km – około 2 godz. 43 min) [Hotel Motel One Nürnberg-City]
  • 31.05, niedziela - Norymberga - Neuschwansteinn - Vaduz - Saint-Genis-Pouilly (284 km – około 3 godz. 28 min + 208 km – około 2 godz. 22 min + 388 km – około 3 godz. 49 min)
  • 1.06, poniedziałek - Saint-Genis-Pouilly - Genewa
  • 2.06, wtorek- Saint-Genis-Pouilly - St. Eloy - Dijon - Ahuy - Luxembourg (117 km – około 1 godz. 33 min + 213 km – około 2 godz. 4 min + 5,5 km – około 11 min + 319 km – około 3 godz. 11 min) [Hotel Piemont]
  • 3.06, środa - Luxembourg - Antwerpen - Rotterdam (259 km – około 2 godz. 19 min + 101 km – około 1 godz. 13 min) [New Ocean Paradise]
  • 4.06, czwartek - Rotterdam - Gouda - Oudewater - Brema (28,1 km – około 29 min + 13,9 km – około 19 min + 359 km – około 3 godz. 21 min) [Hotel Blaue Villa]
  • 5.06, piątek - Brema - Berlin - Poznań (395 km – około 3 godz. 36 min + 296 km – około 3 godz. 33 min)

Tadam. Oczywiście może zapaść epidemia świńskiej grypy, popsuć się samochód, pochorować któreś z nas lub spać seria innych nieszczęść, ale naprawdę liczę, że jednak nie. Z góry dziękuję za pozytywne ustosunkowanie się do mojej prośby.

EDIT: It's my lucky day. The Cheese market - Every Thursday morning during the summer. Taste the real Gouda Cheese.. Mr.

EDIT2: No, nie taki lucky, bo summer zaczyna się 23 czerwca. Pity.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 30, 2009

Link permanentny - Kategoria: Listy spod róży - Komentarzy: 2


Znudziła mi się komoda

Nawet nie tyle znudziła, co - wykazując wrażliwość płyty meblowej - zaczęła się rozkraczać, szuflady rozjeżdżać i ogólnie przestała rokować. Do tego zaczęła być stosunkowo mała w stosunku do zapędów bieliźnianych. Wymyśliłam więc sobie, że z ciężko zarobione dinero kupię nową. Drewnianą, dużą, z mnóstwem szufladek (dla technicznych - 140 szerokości, do góry dowolnie, acz pewnie nie ma sensu więcej niż 120 cm). Już nawet gotowa byłam na ustępstwa, że nie cała z drewna, że nie jedna, a dwie stojące obok siebie, normalnie szłam na rękę jak się da. I kupa. Albo meble gabinetowe z dębu za jedyne 4k zł, albo płyta z VOX-u. Snu mi z powiek nie spędza, jeszcze te skarpetki i niewymowne mam gdzie trzymać, ale z okazji wolnej niedzieli wpadł pomysł pojechania do SPOT-u. Taki współczesny trendny dom kultury, gdzie leżą bookcrossingowane książki, dizajnerskie (czytaj: nie do noszenia, niestety) ciuchy, nietrywialne meble i gadżety wnętrzarskie, minisklepik z winami i restauracja. Do tego wszystko mieści się na Wildzie w odremontowanym ceglanym budynku, zaaranżowanym jak loft. Wildę lubię od zawsze, tym bardziej mnie cieszy, że zamiast burzyć stary dom, można zrobić z niego miłe miejsce na weekendowe popołudnie.

Łatwo się domyślić, komody nie znalazłam, za to spędziliśmy z TŻ miłe popołudnie w przepięknym wnętrzu, ocierając się o czerwoną cegłę, grzebiąc w książkach, siorbiąc lemoniadę z brązowym cukrem i patrząc na świat przez okna wysokie na dwa metry. Królowa była zachwycona. W najbliższą sobotę i niedzielę planowane są dni włoskie z plażą, filmami Felliniego i włoską kuchnią.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 28, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 12


Zbrodnie i wykroczenia + Vicky Cristina Barcelona

Na "Zbrodniach i wykroczeniach" Woody Allen powinien się zatrzymać, a nie powielać tego motywu najpierw we "Wszystko gra", a potem we "Śnie Kasandry". Przeniesienie akcji do Anglii i dołożenie zestawu innych aktorów nie dodało żadnej wartości w stosunku do tego, co Allen opowiedział 20 lat temu. Że w życiu nie jest prosto, jak się weszło w sytuację wątpliwą moralnie, to potem albo trzeba sobie umieć poradzić z wyrzutami sumienia i konsekwencjami własnych decyzji, albo mieć na tyle odwagi, żeby z takich sytuacji wyjść z twarzą. W "Zbrodniach" znany i utytułowany okulista nie umie poradzić sobie z zaborczą kochanką, więc decyduje, że wyasygnuje pewną kwotę na jej uciszenie. W drugim wątku niezbyt udany reżyser (oczywiście Woody Allen, który sprawia, że dość przeciętny film zacznie zyskuje) filmuje dokument o swoim znajomym, apodyktycznym reżyserze (niespodziewanie Alan Alda), głównie zainteresowanym lansowaniem za kulisami wschodzących gwiazdek, zakochując się w międzyczasie w koleżance po fachu (Mia Farrow). Momentem spajającym obie osie jest rozmowa między dręczonym wyrzutami sumienia okulistą, a rozczarowanym życiem i karierą reżyserem, który na podstawie historii na film opowiadanej przez okulistę stwierdza, że gdyby nakręcił taki film, to bohater przyznałby się do tego i poniósł konsekwencje. Nakręcił, dwukrotnie, czy słowa dotrzymał...

Zdecydowanie bardziej przekonała mnie "Vicky Cristina Barcelona", chociaż po obejrzeniu nie czuję w tym filmie ręki Allena. I soczysta, piękna, słoneczna Hiszpania, i pełnokrwista Penelope Cruz, nie wspominając o romantyczno-smacznym Javierze Bardemie to czystej krwi Almodovar. Historia o dwóch Amerykankach, które przyjechały do Barcelony studiować czy to Katalończyków, czy życie erotycznych, została niestety zepsuta przez przeraźliwie kiepskie aktorsko manekiny - drewnianą Rebeccę Hall i plastikową Scarlett Johansson. Nie rozumiem zachwytów Allena i obsadzania jej w kolejnych filmach. Zestaw trzech min, wykrzywianie głowy mające sygnalizować namysł i dodanie narratora, żeby opowiadał o głębokich procesach myślowych, których nie jest w stanie zagrać, zwłaszcza w porównaniu z emocjonalną i uczuciową Penelopą boleśnie pokazuje, że półotwarte usta i ufarbowane na platynę włosy nie starczą. Dowolna inna para aktorek dołożyła by do tego filmu wisienkę na czubek tortu, bo szczęśliwie reszta aktorów i piękna Hiszpania nie pozwoliła filmu położyć. Za dwa lata ja też pojadę sobie do Hiszpanii, może nie po to, żeby nawiązać romans z gorącym malarzem, ale zawsze.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2009

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Miejskie podwórka

Wyjątkowo wpiszę się w trend akcji serwisu Allegro (Zielone Podwórka), ale to jedno z moich miejskich marzeń - oaza w centrum betonowej dżungli. Da się, wystarczy przespacerować się po Amsterdamie czy zerknąć w co drugą bramę w Berlinie. W podwórkach są trawniki, drzewa, doniczki z kwiatami, ławki, letnie ogródki restauracji i kawiarni. W jednym z moich ulubionych filmów - "Przed zachodem słońca" - Celine prowadzi Jesse'ego najpierw po pięknych zakątkach Paryża, żeby pokazać mu w końcu swój dom. Za bramą kamienicy jest duże, zielone podwórko, przyjaźni sąsiedzi siedzący przy ogrodowym stole, słońce i kot wychodzący na powitanie. W Poznaniu jest kilka takich miejsc, gdzie warto się pałętać, zwłaszcza w sobotni poranek. Zwykle podwórka za kawiarniami są skrzętnie schowane dla przypadkiem przechodzących (bo więcej miejsc oferuje coś więcej niż widoczne jest przez witrynę od ulicy - Monidło, Sól i Pieprz, obie Werandy), co jest o tyle niefajne, że nie do każdej kawiarni człowiek wchodzi podczas powolnego spaceru. A warto. Pokazywałam już wnętrze podwórka między ulicami Wielką 21 a Wodną 7, które znalazłam przypadkiem podczas którejś krajoznawczej wyprawy z aparatem w okolice Starego Rynku.

Poza niedzielą dają też tam niedrogie śniadania, tosty, sałatki i wszystko to, czego człowiekowi na śniadanie potrzeba. I jak już jest na tyle ciepło, że można siedzieć na podwórku, patrzeć na przechodzących mieszkańców i grzać nos w promieniach słońca.

Notki *nie* sponsorował kot Szarszyk, albowiem kot Szarszyk przychodzi na kolana, wierci się, wywraca na plecki, kładzie dziób na klawiaturę i ogólnie domaga się czynnego zajmowania miękkim kotem, a nie pisania. I chyba ma rację.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 26, 2009

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Zbigniew Nienacki - Pan Samochodzik i tajemnica tajemnic

Listopadowa Praga natchnęła mnie do powrotu do praskich przygód Pana Samochodzika (książki, nie filmu; film pominę wzgardliwym milczeniem mimo udziału w nim Bronisława Cieślaka). Pan Samochodzik jako wzór dla młodzieży i pozytywistyczny bohater dewaluuje się z roku na rok, tutaj jest jedną z najmniej sympatycznych postaci. Apodyktyczny i wiecznie w tonie rozkazującym, najpierw dyryguje grupką młodzieży skoszarowanej, która łyka jego polecenia jak młode pelikany, potem przejmuje dowodzenie sympatyczną praską rodziną. Ma straszliwie szowinistyczny stosunek do młodej czeskiej historyczki i mimo jej wysiłków (no dobrze, niespecjalnie sprytnych) w byciu odbieraną jako fachowiec, a nie atrakcyjna kobieta, uparcie sugeruje, że jego najbardziej interesuje mini, makijaż i obiad na stole. W trakcie tych słownych zabaw cała praska ekipa szuka śladów przemytników ikon i skradzionej ze Złotej Uliczki magicznej blaszki rabina de Loewe, które to dwie sprawy oczywiście się zazębiają.

Po odjęciu nachalnej nienackiej propagandy to całkiem miły przewodnik po turystycznej Pradze - Hradczanach, Złotej Uliczce, Moście Karola i cmentarzu żydowskim na Josefovie (którego nie warto zostawiać do zwiedzania na sobotę, o czym się część listopadowej wycieczki przekonała).

#11

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 25, 2009

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2009, mlodziezowe, panowie - Komentarzy: 10


Jak zaoszczędziłam dzisiaj prawie 600 zł

To proste. Znalazłam prześliczny naszyjnik i bransoletkę, z kamieni półszlachetnych i pereł słodkowodnych, obejrzałam metki z cenami, westchnęłam nabożnie, policzyłam, ile godzin pracy by mnie kosztowało wyciągnięcie wizuchny, przemyślałam te ostatnie przepracowane godziny i wetknęłam wizuchnę z powrotem do portfela, anonsując, że wrócę, jak dadzą premię. Poczułam się tak dojrzale z tą decyzją, że w Empikowej promocji 3 x 2 (na www działa jeszcze jutro, że kupuje się trzy książki, a płaci za dwie droższe) za zaoszczędzone pieniądze kupiliśmy z TŻ dwa albumy Beksińskiego, Nigellę "Ekspresowo", "Złe małpy" Matta Rufa, "Aniołów dnia powszedniego" Viewegha i "Prawo ślimaka" Kurkowa (i dwa prześlicznej urody pudełeczka Oral Fixation, do których mam przeraźliwą słabość, czego i Wam życzę). Czyż to nie przemyślne?

Poza tym mam wiosenne przesilenie. W tę kiepską stronę, w której się wraca z pracy i się kładzie płasko i się emituje, że nie może się ruszyć żadnym członkiem, a co rano rozważa, czy dziś jest na tyle słabo, żeby brać urlop na żądanie. Na razie poczucie obowiązku (bo nie duch ochotny) przeważa nad ciałem mdłym.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek kwietnia 23, 2009

Link permanentny - - Komentarzy: 2