Niemcy rzadko kojarzą się z miejscem, w które warto wyjechać na wakacje. Zakupy, weekend poświęcony na zwiedzanie berlińskich muzeów i knajpek, spotkanie biznesowe we Frankfurcie nam Menem czy międzylądowanie w Monachium - to elementy, które częściej kojarzą się z Niemcami. Najczęściej rozpoznawanym elementem są niemieckie autostrady, na których liczy się numerowane zjazdy i odczytuje nazwy kolejnych "kreuzów" (węzłów), żeby bez pomyłki przejechać przez Niemcy tranzytem i znaleźć się w miejscu docelowym. Sama kraj naszych zachodnich sąsiadów odkryłam stosunkowo niedawno. Czyste wsie, malownicze małe miasteczka, zadbane miasta z gąszczem sklepów i sklepików, z dobrym i różnorodnym jedzeniem, odbudowane i dopieszczone zabytki i dbałość o gości zachęciły mnie do tego, żeby zacząć poznawać kawałek po kawałku, land po landzie.
I przemyślni Niemcy zadbali o to, żeby można było spokojnie i leniwie - czy to autem, czy rowerem - przemierzać urokliwe i sielskie landy, zatrzymując się w ciekawych miejscach. W 1990 roku, zaraz po upadku Muru Berlińskiego, z inicjatywy członków związku motoryzacyjnego ADAC powstało stowarzyszenie, które zadbało, żeby nie uległy zniszczeniu zabytkowe aleje na terenie dawnego NRD. Dzięki temu na niektórych odcinkach można podziwiać ponad stuletnie drzewa, a na nowszych - bo prace nad rozszerzeniem dróg "wolnego ruchu" cały czas trwają - jechać w cieniu posadzonych kilka lat temu klonów, lipy, morw czy brzóz.
Szlak składa się z ośmiu odcinków, które razem tworzą rozgałęzioną trasę, prowadzącą od przylądka Arkona na bałtyckiej wyspie Rugia do Konstancji na wyspie Reichenau na Jeziorze Bodeńskim tuż przy granicy ze Szwajcarią. Cały szlak ma prawie 3000 km, co sprawia, że przy niespiesznej jeździe - bo pamiętajmy, że to drogi do delektowania się widokami, a nie autostrady - wystarczy na leniwe dwutygodniowe wakacje. Na trasie znajdują się i pełne zabytków miasta, w których można zjeść śniadanie albo wczesny obiad, i malownicze wsie czy ciche miasteczka, w których można przespać się w małym hotelu czy pensjonacie. Koniec z fastfoodowymi zajazdami znanych marek i bezosobowymi motelami międzynarodowych sieci, czas na odkrywanie gościnnych i różnorodnych Niemiec.
Warto przed podróżą zaplanować sobie mapę atrakcji, żeby nie ominąć niczego wartościowego, chociaż ja takie sytuacje traktuję jako okazję do powrotu w już raz widziane miejsca. Nie udało mi się przejechać całej trasy, jechałam nią kilka lat temu w okolicy Drezna, ale obiecuję sobie od tego czasu, że któregoś roku (a może przez kilka lat z rzędu?) odświeżę mój zardzewiały niemiecki i dopiszę tę trasę do miejsc odwiedzonych.
W Meklemburgii-Pomorzu Przednim nie sposób ominąć Rugii - uzdrowiskowej i wypoczynkowej wyspy, pełnej rezerwatów, ścieżek rowerowych. Zaraz obok można odwiedzić Stralsund, zwany przez mieszkańców Wenecją Północy - portowe miasto hanzeatyckie z bogatym starym miastem, klimatycznymi kamieniczkami i bogatą ofertą kulinarno-kulturalną. Można spędzić noc w przekształconym w hotel zamku Vanselow w miejscowości Demmin albo dotrzeć do Zamku Neustrelitz, rezydencji niemieckich książąt.
Brandenburgia to bogata kraina, zwana Pięknym Ogrodem. Można - nadkładając nieco trasy - spędzić tam kilka dni w Berlinie i okolicznym Poczdamie, można odwiedzić Wittstock, w którym po wojnie trzydziestoletniej pozostało bogate muzeum albo obejrzeć 13-wieczne ruiny opactwa w mieście trzech jezior - Lindow.
Góry Harz i Przedgórze Harzu - malownicza kraina na styku trzech landów - Saksonii-Anhalt, Dolnej Saksonii i Turyngii. Oprócz malowniczo wijącej się rzeki Oker z wysokim wodospadem w Romkerhall warto dotrzeć do miejscowości uzdrowiskowej Bad Harzburg - kolejką linową można dojechać do punktu widokowego przy ruinach zamku na górze Groß Burgberg z fantastyczną panoramą Harzu.
Saksonia - najpiękniejszy land Niemiec, zwany Perłą Baroku. Obowiązkowym punktami na mapie są miasta Drezno z bogatą Galerią Obrazów, zabytkowy Lipsk, znana z delikatnej porcelany Miśnia i Wittenberga. To ostatnie miejsce to zwłaszcza gratka dla tych, którzy chcą zobaczyć słynne drzwi, na których Martin Luther przybił w XVI w. swoje tezy.
Turyngia - zielone serce Niemiec, pełne średniowiecznych miast, zabytków i okoliczności przyrody.
Nadrenia-Palatynat - przemysłowe zagłębie Ruhry, ale też duże, bogate miasta, i imponujący wulkaniczny krajobraz. W Koblencji, poza bogatą starówką można odwiedzić malowniczy "Niemiecki Róg" - miejsce spływu rzeki Mozeli do Renu. W nastawionym na lubiących wina turystów Bad Kreuznach powstają liczne znane niemieckie wina.
Bogata i kolorowa Hesja to kraina winnic, ale też i gratka dla lubiących górskie wspinaczki. Żeby nie znudzić się zwiedzaniem kolejnych miejscowości, można dotrzeć do podnóża góry Wasserkuppe, gdzie mieści się Muzeum Pionierów Lotnictwa.
Badenia-Wirtembergia - sąsiaduje ze Szwajcarią i Francją. Bardzo bogate turystycznie miejsce, oprócz zabytkowych miast uniwersyteckich - Heildelbergu czy Tybingi, wzdłuż płynących tu wielkich europejskich rzek - Renu, Neckaru i Dunaju - znajduje się tu sporo zamków, pałaców i klasztorów, które pozwalają odetchnąć europejską historią. Sam finał trasy - piękna Konstancja nad Jeziorem Bodeńskim - obiecuje dużo leniwego zwiedzania.
Strona trasy (tylko po niemiecku): http://www.alleenstrasse.com/index.php.
[Tekst "Alejami przez niemieckie Landy" do Magazynu Business&Beauty, wrzesień 2011].
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 17, 2011
Link permanentny -
Tag:
Niemcy -
Kategorie:
Przeczytali mnie, Listy spod róży
- Skomentuj
- Poziom: 3
Lubię ładnie ilustrowane książki, zwłaszcza jeśli są o jedzeniu. Do tego lubię książki dla dzieci. Ilustracje Emiis są fenomenalne - bajkowe, aluzyjne (włoska rodzina Gnocci - dynia z podkręconym, prawie że à la Salvador Dali, wąsikiem i w cylindrze) i inne. Niefotograficzne. Z elementami do dorysowania przez najmłodszych, chociaż raczej nie dla dwulatków. Z dwulatkami natomiast można ją przeglądać i pokazywać kolejne obrazki, słuchać potakiwania, kiedy się dwulatce świat zgadza ("A to jest brokuł, wiesz?" - "TAK!") i cieszyć się myślą o momencie, kiedy rzeczona dwulatka na tyle opanuje koordynację, żeby powierzyć jej proste i niekoniecznie bałaganiarskie zajęcia kuchenne.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 16, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
2011, kulinarne, panie
- Komentarzy: 9
Przez ostatnie kilka lat zawsze odkładałam zakup tostera, bo szukałam takiego, którego nie mogłam znaleźć. Grunt to precyzyjne kryteria. A nie ma nic lepszego na śniadanie niż dobry chleb, przyrumieniony i ciepły, z dobrym masłem, naprawdę opcjonalnie z lekko nadtopionym czedarem czy dżemem. I od dziś mogę, bo przyjechał (oczywiście po poznańsku kupiłam w obniżce w serwisie z okazjami, przecież).
EDIT: I żeby nie było, że taki brzydki, że pokazuję tylko kawałek:
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek lipca 15, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Przydasie, Fotografia+
- Komentarzy: 14
Trop wiedzie w przeszłość - historia zabytkowej broszy z brylantem i szafirami, pozostałej po rosyjskiej szlachcie łączy się ze współczesnym morderstwem dziennikarza-hieny. Bardzo zgrabny zestaw bohaterów: przemiły i dociekliwy milicjant, który karmi rozmówców pierożkami maminej roboty i poi dobrze przygotowaną herbatą, pełna zasad i etyki pani dziennikarka, za którą - jak smród za wojskiem - ciągnie się najpierw patafian-dziennikarzyna, a potem próbujący szantażu zdegradowany agent bezpieki czy ciężko doświadczona przez los i rzucona w świat wielkiego biznesu piękna studentka.
Inne tego autora:
#52 (no to fajrant)
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lipca 14, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panie
- Komentarzy: 3
W styczniu pisałam, że jest. Ale już nie ma. Plotka głosi, że wyniósł się na drugą stronę wylotówki na mikro-ryneczek we wsi. A ja tam nie lubię. Szkoda.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 13, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Skomentuj
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 11, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 2
Inspektor Grant pozytywnie wyróżniał się wśród innych pracowników Scotland Yardu, ponieważ był zamożny, pracował dla przyjemności, a do tego był niesamowicie taktowny i uprzejmy. Dzięki temu niechętni przesłuchaniom świadkowie o czasem nie do końca legalnym trybie życia udzielali nieocenionej pomocy. Dodatkowo miał ofiarnych współpracowników, którzy chętnie przebierali się za kogoś innego (a to domokrążcę z błyskotkami na handel, a to byłego żołnierza, szukającego miejsca w życiu) i byli bezbłędni w wyciąganiu pikantnych detali od służących i kucharek, zwłaszcza dotyczących chlebodawców. A do tego Grant miał intuicję, która nie pozwalała mu zatrzymać śledztwa, mimo że znalazł potencjalnego mordercę.
Pod jednym z londyńskich teatrów w ciasnej kolejce stoi pół Londynu, bo dostępne są jeszcze bilety na ostatni spektakl znanej śpiewaczki rewiowej. Stoi, stoi, aż wreszcie rusza do kasy i wtedy się okazuje, że stojący sztywno młody mężczyzna jest rzeczywiście sztywny, bo pchnięty sztyletem ze skutkiem śmiertelnym. Nie wiadomo kto to, bo nie ma dokumentów ani innych oznak ułatwiających identyfikację (poza - jak się okazuje - krawatem); wiadomo tylko, że zabił go ktoś stojący w kolejce. Ponieważ kilku świadków wspomina o młodym, śniadym mężczyźnie, takiego delikwenta szuka właśnie inspektor Grant.
Zaletą prowadzenia śledztwa w latach 20. XX wieku jest to, że wszystkie banknoty 5-funtowe są namierzalne, krawaty wychodzą w bardzo krótkich seriach, a w ramach grupy społecznej wszyscy się znają nawet w takim mieście jak Londyn.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#51
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 11, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panie, z-jamnikiem
- Komentarzy: 2
W miejscu publicznym, znienacka, zostaje zastrzelony znany biznesmen. Do jednej z bardziej znanym i renomowanych restauracji w Malmö wchodzi mężczyzna, strzela do przemawiającego do swoich gości Victora Palmgrena i wyskakuje przez okno. Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał, ale inspektor Månsson i z tego potrafi coś wycisnąć. Tym razem to on jest gospodarzem, a na gościnne występy ze Sztokholmu przyjeżdża Martin Beck ze współpracowniczką z wydziału obyczajowego. W Sztokholmie zostaje Kollberg i znany z poprzedniego tomu buc Larsson i mimo niechęci wszystkich do tego ostatniego, przynosi sporo cennych dla śledztwa informacji, bo okazuje się, że jego siostra mieszka obok jednego z podejrzanych. Uroczym motywem jest agent służb bezpieczeństwa, który odziany w gustowną i widoczną z daleka marynarkę w pepitkę oraz żółte buty usiłował przez 3/4 akcji zachować incognito w holu hotelu Savoy, a potem przyszedł wypłakać się w mankiet Becka, jaka to jego praca ciężka i że nie ma efektów.
W przeciwieństwie do wszystkich CSI, tutaj jest bez fajerwerków, analiza pocisku wystrzelonego z broni daje listę kilkudziesięciu modeli, a nie prowadzi do konkretnego właściciela. Tu ktoś znajduje pudełko po karabinku, wyrzucone przez morze, tu pani przypomniała sobie, że widziała człowieka na rowerze (i jest rozczarowana, że nie dostanie z tego tytułu żadnej nagrody), a z tych klocków składa się rozwiązanie.
A młodszy policjant śledczy Skacke dzwoni do swojej dziewczyny na koszt podatników.
Inne tych autorów: tu.
#50
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 11, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panie, panowie
- Skomentuj
A to na Starym Rynku ktoś postawił zaciszny pokój z książkami i fotelem. Można usiąść, dotykać i słuchać Miłosza.
Wyrósł nowy hostel, w zupełnie niespodziewanym i fantastycznym miejscu - przy samym Rynku, na Wzgórzu Przemysła. Po takim budynku i lokalizacji spodziewałabym się raczej hotelu wysokobudżetowego; bardzo mi się to podoba.
I tylko ten - teraz mieszkańcy Warszawy mogą zacząć się śmiać - poznański Zamek Królewski w budowie. Złośliwi wspominają na widok wizualizacji o zamku Gargamela.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 10, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1
Ja rozumiem, że nikt nie szanował milicji w kryminałach z PRL-u. Ale że w dość chyba praworządnym szwedzkim społeczeństwie ten szacunek był jeszcze mniejszy i to komunikowany wprost nie tylko przez niziny społeczne, to już mi się w głowie nie mieści.
Wreszcie zaczęły się w cyklu te kryminały, które pamiętam. Z bogatym tłem prywatnym, barwnymi i różnorodnymi postaciami i uruchamianiem całej machiny śledczej do rozwiązania sprawy. Martin Beck jest melancholijny, nieco hipochondryczny i niespecjalnie lubi swoją rodzinę, więc bez większych skrupułów wysyła ich na weekend, a sam zostaje, żeby pracować - a to przy piwie z kolegą, a to z wędką w plenerze. Gunvald Larsson jest bucowatym snobem, który nie ma oporów, żeby obsobaczyć czy to przesłuchiwanego, czy to niespecjalnie mądrego początkującego policjanta. Współpracujący z nimi Månsson z Malmö jest niesamowicie spostrzegawczy, a do tego ma łatwość w nawiązywaniu kontaktów, również intymnych, co znacznie ułatwia przesłuchiwanie. Lennart Kollberg jest refleksyjny i mimo tuszy zbyt delikatny do pracy policyjnej (a poza tym ma atrakcyjną żonę i małą córeczkę).
Policja otrzymuje polecenie pilnowania podejrzanego o handel kradzionymi samochodami delikwenta, po czym - mimo że nikt nie wychodził do domu - dom delikwenta wybucha. Gunvald Larsson, który przypadkiem obserwował dom, ratuje 8 z 11 przebywających w domu osób i zostaje zaangażowany do śledztwa, kiedy okazuje się, że nie był to nieszczęśliwy wypadek, a sprytne podpalenie. Śledztwo jest dość mozolne, popełniane są błędy, a ostatecznie policjanci mają dużo szczęścia, że po wielu tropach, po wyjazdach i dzięki kontaktom z Interpolem trafiają na rozwiązanie zagadki morderstwa.
Inne tych autorów: tu.
#49
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lipca 9, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panie, panowie
- Skomentuj