Więcej o
panowie
Co jakiś czas wracam do tej książki, żeby zrozumieć, czemu. I czasem rozumiem bardziej, czasem mniej. Sama w sobie historia nie jest niczym specjalnym - tornado przenosi domek z małą Dorotką i jej pieskiem Toto z TeksasuKansas[2] do dziwacznej, kolorowej krainy. Żeby wrócić do domu, Dorota szuka czarnoksiężnika, pokonuje złe czarownice i zdobywa przyjaciół - Żelaznego Drwala, który chciał mieć serce, Stracha na wróble, który poszukiwał rozumu i Tchórzliwego Lwa, który chciał tego, czego mu brakowało. I pewnie umyka mi wielowarstwowość tego, bo dalej to dla mnie barwna historia dla dzieci[1]. Czemu jednak wracam i chcę zrozumieć? Bo fascynuje mnie to, co dzięki tej książce się pojawiło.
Zachwycona byłam jednym z odcinków "Scrubs" ("My Way Home"), w którym Janitor namalował na podłodze szpitala linie, mające pomóc znaleźć różne elementy szpitala. Żółta linia prowadziła do wyjścia. Carla szukała odwagi, Turk serca (do przeszczepu), Elliot - wiedzy (pozwalającej jej iść na konferencję), a J.D. chciał tylko iść do domu po skończonym dyżurze (i J.D. w wannie w różowym ręczniku na głowie słuchający Toto).
Uwielbiam też teorię, która mówi o tym, co będzie, jeśli się jednocześnie z trzecim ryknięciem MGM-owego lwa na filmie (w wersji z Judy Garland, a nie z Michaelem Jacksonem) puści się płytę Pink Floyd "Dark Side of the Moon". Ależ oczywiście, że zdarzyło mi się współuczestniczyć i wprawdzie nie wyłapałam tej obiecywanej setki związków między muzyką i filmem, ale i tak było to dość niezapomniane doświadczenie. Więcej.
[1] Bardziej chyba lubię dość cyniczne w wymowie "W Krainie Czarnoksiężnika Oza", o Tipie, krnąbrnym chłopcu wychowywanym przez złą czarownicę, który ożywił figurkę z głową z dyni i kilka innych rzeczy, uczestniczył w walce z kobiecą rebelią (bo kobietom znudziło się w domach i chciały popróbować męskiego życia), a na końcu wyszedł na ludzi przez to, że nie był grzeczny.
[2] Ta, może jeszcze ze Strażnikiem z Teksasu.
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 3, 2009
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Oglądam, Seriale -
Tagi:
2009, dla-dzieci, panowie
- Komentarzy: 5
Nastawiłam się na więcej niż dostałam, niestety. Spodziewałam się soczystych szczególików z planów filmów i seriali Barei, podanych w miarę strawnie i ciekawie. Owszem, książka zawiera wiele wcześniej nieznanych mi detali, sporo zdjęć, historię życia i twórczości pana Stanisława, ale całość jest mocno taka sobie - chaotyczna, ze skokami w historii w przód i w tył, skupiona głównie na filmach. "Zmiennicy" i najbardziej pocięte "Alternatywy" potraktowane są mocno po łebkach, a wszystko, co ciekawe, pojawiło się już kiedyś w artykule Wojciecha Staszewskiego [2020 - link nieaktualny]. Szkoda, bo potencjał był. Zmęczyłam się czytając, a zirytowałam dwiema rzeczami - część końcowa to głównie opisywanie absurdów współczesnych i wymyślanie, jakby na to Bareja zareagował (dziękuję, ale mamy już Internet) oraz zestaw peanów nad powstającym właśnie hołdem, czyli "Rysiem". Naprawdę naiwnie zakładam, że szanowny autor napisał to bez obejrzenia filmu, tylko na podstawie jakiejś wersji scenariusza, bo jeśli taki tekst powstał po filmie, to mi się nie skleja. Poziomem.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 18, 2009
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, biografia, panowie
- Skomentuj
Mówili, że dobre. Nie kłamali (tylko ja jestem jak zwykle sto lat za wiodącymi krajami świata, nic nowego). Bardzo dobre. Jeśli jest taki gatunek jak informatyczny thriller, to jak na razie jest to najlepsza książka o wirtualnej rzeczywistości, jaką czytałam. W 1992 Stephen wymyślił Second Life, w którym można być tym, kim się chce, mieszkać w dowolnie ekskluzywnym domu, być kimś znaczącym zawodowo i życiowo, mimo że w życiu realnym mieszka się w kontenerze, a je tylko po to, żeby przeżyć do następnego dnia.
Hiro jest jednym z najlepszych hakerów w Metawersie, mimo że w "realu" z różnych powodów zajmuje się pracami dorywczymi, które dają mu trochę satysfakcji i jeszcze mniej pieniędzy. Podczas jednej z akcji jego honor ratuje 15-letnia kurierka, D.U., która razem z nim zaczyna rozwiązywać sprawę kościelnej sekty, która z inteligentnych ludzi związanych z komputerami robi bełkoczące w dziwnym języku zombie.
Stephenson ma to do siebie, że objętościowo dużo pisze, bo w trakcie opowieści rozwija świat w taki sposób, żeby czytelnik uczestniczył w tym, co odkrywa bohater. To trochę taka maniera Zajdla, u którego pojawiał się zwykle jakiś bardziej inteligentny lub bardziej wykształcony człowiek, tłumaczący swojemu rozmówcy istotę problemu, zjawiska czy odkrycia. Tutaj Hiro według wskazówek swojej dawnej dziewczyny-hakerki odkrywa tajemnicę stojącą za wieżą Babel i jej wpływem na współczesny (dla nas - przyszły) świat. Szczęśliwie te elementy są równie wciągające co akcja właściwa, pełna pogoni, pościgów, porwań, szpiegów napakowanych elektroniką, wirusów z Metawersu rozwalających mózg w realu. Mocno dookreślona technika i cyborgizacja, również zwierząt (historia OGON-a bardzo dobra), zgrabnie poukładany świat, teorie spiskowe i klimat postapokaliptyczny to coś, co lubię najbardziej w sf. Kupiłam opowieść, uwierzyłam w bohaterów i do końca czekałam, czy uda się uratować porządek świata. Zależało mi.
PS Uwaga dla e: koderzy to mrówki pracujące w Fedlądzie. Nikt inny.
Inne tego autora tutaj.
#52
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela grudnia 7, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, sf-f, panowie
- Komentarzy: 1
Książka w sam raz na wycieczkę do Kalifornii, bo tam się dzieje. Z więzienia ucieka przywódca sekty, która kilka lat temu zamordowała znanego producenta oprogramowania i jego rodzinę. Przeżyła tylko ukryta wśród zabawek najmłodsza córka. Agentka Kathryn Dance wraz z dziennikarzem usiłującym napisać książkę o masakrze rozpoczyna śledztwo. Oczywiście, jak to u Deavera, przestępca stanowi zagrożenie dla najbliższych agentki oraz, jak to u Deavera, złapanie przestępcy wcale nie kończy całej sprawy.
Zabawne amerykańskie smaczki - stare dystrybutory benzyny z dwoma miejscami na cenę z czasów, kiedy nikt nie przypuszczał, że cena za galon może być wyższa niż $1, promenada w Santa Cruz z wesołym miasteczkiem i fokami, restauracje, w których jadłam. To ten specjalny rodzaj lubienia książki przez to, że znam realia, w których dzieje się książka.
Inne tego autora tutaj.
#46
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 2, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, kryminal, panowie
- Skomentuj
Pisałam już przy okazji lektury oryginału i powtórzę - to bardzo dobra książka jest. O geekach, o Internecie, o całej sieciowej mitologii i zasadach. A jednocześnie o prowadzeniu biznesu, polityce, wolnej prasie i znaczeniu tego, kto jest na głównej stronie Azety. O tym, jak się blefuje i że zawsze jest wyjście z każdej sytuacji. O ironio, jest też o poczcie, która jest opoką Ankh Morpork. Może dlatego, że opiera się na golemach, którym nie straszne byłyby euro-skrzynki, druki bezadresowe i polecone za potwierdzeniem odbioru.
Inne tego autora tutaj.
#45
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 21, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, panowie, sf-f
- Komentarzy: 2
Z Austerem mam problem. Z jednej strony lubię historie miejskie i historie o tym, jak się przeplatają losy ludzi, których styka przypadek i wydawałoby się, że Auster właśnie mi to da. Z drugiej - irytuje mnie u Austera dużo. Erudycja doklejana na siłę do fabuły - bohaterowie czytają książki, co samo w sobie nie jest naganne, ale czytają przenudną klasykę literatury amerykańskiej i prowadzą albo wewnętrzne monologi o tym, co przeczytali albo dyskutują ze sobą. Nuuuda. Jeśli łapię się na tym, że zaczynam czytać powierzchownie, bo omijam kawałki, w których snują się jakieś rozważania okołoliteraturowe, to jednak uważam lekturę za nieudaną. Mniej mi przeszkadza, że nie lubię bohaterów albo uważam, że postępują nielogicznie, absurdalnie i bezsensownie.
Trzy nowojorskie epizody opowiadają o samotności wśród ludzi. Obudzony przypadkowym telefonem pisarz udaje prywatnego detektywa. Ponieważ pisze pod pseudonimem i uważa postać swojego bohatera za realną, przybiera trzecie nazwisko - swoje własne, którego nie używa. Zaczyna śledzić psychicznie chorego ojca swojego klienta. W kolejnym epizodzie prywatny detektyw zgadza się na porzucenie całego swojego życia, żeby zacząć śledzić samotnego mężczyznę. W trzecim epizodzie wraca historia dziecka, odizolowanego w ramach eksperymentu przez ojca od świata, żeby sprawdzić, czy wytworzy własny język. W tle jest Nowy Jork - ale taki martwy, zbiór domów, szachownica ulic, czasem spotkani ludzie, którzy najczęściej siebie nie widzą.
Będę pewnie brnęła w tego Austera z masochistycznym zaparciem, bo dużo mi obiecał w "Dymie" i "Brooklyn Boogie".
Inne tego autora:
#44
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 19, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2