Więcej o
beletrystyka
18-letnia Madeline nie wychodzi z domu - cierpi na rzadką chorobę - nie ma odporności, a jej organizm może zareagować wstrząsem (i śmiercią) dosłownie na wszystko. Opiekuje się nią mama, lekarka i pielęgniarka. Poza tym świat ogląda przez szybę - uczy się przez Internet, tam ma znajomych i czytelników (publikuje recenzje książek), a jeśli - rzadko - ktoś ją odwiedza, musi przejść przez długotrwałą procedurę dekontaminacyjną. Marzy oczywiście o tym, co na zewnątrz - wizycie w antykwariacie, spacerze po łące i kąpieli w oceanie, ale umie zaakceptować to, że jest w środku dla własnego bezpieczeństwa. Tyle że do domu obok wprowadza się rodzina z jej równolatkiem - Oliverem. Nawiązują kontakt wzrokowy i od tego momentu wszystko się zmienia.
To raczej książka dla nastolatek, ale dość zgrabnie (i współcześnie) napisana - w akcję wplecione są rysunki Maddy, jej maile, internetowy chat. Przesłanie jest dość oczywiste - miłość jest najważniejsza, chociaż nie do końca w taki sposób, jakiego się można spodziewać.
Z cyklu "z twistem". Twist raczej pretekstowy.
#3
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 7, 2017
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2017, beletrystyka, panie
- Skomentuj
Australia, prestiżowa dzielnica. W publicznej szkole mieszają się lokalni bogacze, robiące karierę matki, rzemieślnicy i napływowi, wszyscy mają jeden wspólny mianownik - dobro dzieci. Madeline ma kochającego męża i trójkę dzieci, ale zmaga się ze złością na swojego pierwszego męża, który zostawił ją z kilkumiesięczną (dziś już 14-letnią) pierworodną córką i odszedł, a teraz wraz z nową żoną i drugim dzieckiem - równolatką jej najmłodszej córki - wrócił i zamieszkał w bliskiej okolicy. Co gorsze, jego uduchowiona druga żona, Bonnie, jest cudowna - miła, opiekuńcza, troskliwa, a do tego córka Madeline woli ją od matki. Jane jest nowa i tajemnicza, nieco nudna i szarawa, ma synka Ziggy'ego, nie ma za to męża; przypadkiem poznaje Madeline, która wprowadza ją w świat lokalnych klik i koterii. Celeste, piękna bez wysiłku, ma życie jak z bajki - bogatego, przystojnego męża, dwóch synów bliźniaków i wspaniały dom. Podczas aklimatyzacji 5-latków w szkole dochodzi do scysji - ktoś skrzywdził małą Amabelle, według dziewczynki był to syn Jane, który jednak zaprzecza. Sprawa się rozdmuchuje i prowadzi do śmierci - ktoś ginie. Akcja powieści jest dwutorowa - chronologiczne wydarzenia przeplatają się z relacjami i opiniami świadków już po tragedii.
Znęcona artykułem o książkach z twistem, z których czytałam 9 i nie wspominam tego źle (o ile wspominam, bo wiecie, jak to z moją pamięcią), poszłam tropem polecanym lektur. Twist tutaj jest widoczny od początku - wiadomo, że ktoś zginął, ale nie wiadomo, kto i czemu. Zaczyna się jak większość chick-lit - od łagodnych, ironicznych opisów nadopiekuńczych mamusiek, nieco zdystansowanych ojców, przejmowania się wagą, zmarszczkami i kolejnym atakiem wszawicy w szkole, ale niezauważenie przechodzi do spraw znacznie poważniejszych.
Inne tej autorki:
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 6, 2017
Link permanentny -
Tagi:
2017, australia, beletrystyka, panie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Zwyczajna 38-letnia kobieta z Dublina, Stella, zostaje z dnia na dzień sparaliżowana - zapadła na rzadką chorobę. Życie jej całej rodziny się zmienia - ona ląduje w szpitalu, może ruszać tylko powieką, a resztę fizjologii załatwiają za nią maszyny. Rodzina - mąż i dwójka nastoletnich dzieci, siostra i rodzice - niespecjalnie są w stanie się nią zaopiekować, a ich wsparcie nie jest wystarczające. Jedyną osobą, która odnajduje w niej człowieka, jest jej neurolog, dr Taylor. Łatwo się domyślić, że zaczyna ich oboje coś łączyć; wprawdzie tuż przed wyleczeniem atrakcyjny (choć żonaty) doktor znika, ale po jakimś czasie wraca do życia Stelli, wysyłając jej wydrukowaną książkę z jej wypowiedziami z czasu paraliżu. Niespodziewanie książka staje się sławna, Stella rusza na podbój Stanów, gdzie chcą ją promować. Problem w tym, że nie jest ani autorką (nie jest w stanie napisać drugiej książki), ani nie jest wystarczająco szczupła, żeby odnieść sukces.
Usiłowałam znaleźć jakieś dobre punkty tej książki, ale ciężko mi szło - oprócz bardzo złych (o czym niżej) wzorców, jest zwyczajnie miałka. Niby dwuwątkowa - Stella opowiada o o tym, jak się wszystko zaczęło - stłuczce z udziałem doktora Taylora, chorobie i zmianach w jej życiu, przeplatając to współczesnością, z której wiadomo, że nie ma happy endu. Tyle że obie narracje wyglądają jak przypadkowo sklejone. Rodzina nie przypomina genialnej rodziny Walshów z poprzednich tomów - w założeniu zabawna - jest nijaka z tendencją do bycia niesympatyczną (serio - żona, matka, córka, siostra leży sparaliżowana w szpitalu, a wszyscy nader chętnie opuszczają wymuszone 15-minutowe wizyty, mając pretensję do Stelli, że zachorowała; dopiero po poleceniu przez doktora ojciec zaczyna zostawać na dłużej i córce czytać książki). Nawet teoretycznie zabawne scenki w prowadzonym przez Stellę i jej siostrę salonie kosmetycznym nie zapadają w pamięć. Wątek miłosny oraz doklejone na ślinę i taśmę klejącą zakończenie, niestety celują w grupę docelową "50 twarzy Greya" lub ten trochę frywolniejszy nurt harlekinów. Wiadomo, dalej się dobrze czyta, ale wolę wrócić do poprzednich tomów.
Z wielu powodów jest to książka bardzo zła. Bohaterka, sparaliżowana, mogąca ruszać tylko powieką, w dalszym ciągu usiłuje mikromenedżować dom, w którym mieszka mąż-patafian i dwoje nastolatków (tak, pytają sparaliżowaną o to, gdzie są jakieś skarpetki oraz jak znaleźć lokatorów do wynajmowanego mieszkania), co jeszcze nie jest najgorszą rzeczą, jaką robi. Kiedy rozstaje się z mężem, który jej zwyczajnie nie kocha, ale mimo to ściąga na siebie nienawiść dzieci, jedzie do nowego domu męża i dzieci (bo z tej obrazy się od niej wyprowadziły), żeby - uwaga - zrobić im zakupy, ugotować i posprzątać, bo mąż nie umie zetrzeć syfu z blatu w kuchni, o obsłudze pralki i zmywarki nie wspominając (cudowna scena - matka pokazuje 16-letniej córce, jak wcisnąć guziki na AGD, co córka kwituje "o, nie wiedziałam, że to takie łatwe"). Nie idźcie tą drogą.
Tłumaczenie też nie najlepsze - bohaterka na potęgę obżera się ciasteczkami Jaffa zamiast delicjami, a w salonie kosmetycznym specjalistki usuwają paniom zaskórniaki.
Inne tej autorki tutaj.
#69
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 30, 2016
Link permanentny -
Tagi:
2016, beletrystyka, panie -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 1
Sonia Gasztołd, z TYCH Gasztołdów, wiedzie ustabilizowane życie - tu inspirujące spotkanie, tu intelektualna rozmowa, tu ciekawa propozycja pracy w prestiżowym zawodzie scenografki, uczynna córka (potem pojawia się ta mniej miła), w odwodzie cierpliwy kochanek (nic to, że z prawowitą małżonką), do momentu, kiedy w trakcie rekreacyjnego pobytu w sanatorium łamie nogę. Noga połamana paskudnie, lokalny chirurg z kurortu odmawia leczenia, ale Sonka się nie poddaje i przez prawie 2 lata walczy o to, żeby nogę uratować.
I jak samą akcję bym wytrzymała, tak to, co dzieje się dookoła, jest nie do zniesienia, bo jest pretekstem do podzielenia się opiniami (choć może lepszym określeniem są "rozrachunki") Sonki/alter ego autorki o wszystkim dookoła; ocena pojawia się w przemyśleniach bohaterki lub w dialogach, zamaskowana jako fikcja. Rzadko kiedy czytanie sprawia mi przykrość, a tutaj brnęłam w kolejne rozdziały coraz bardziej zniesmaczona. "Sonka" tęskni za cudownymi układami z PRL-u (nawet mimo tego, że jeden z jej byłych mężów był tzw. wywiadowcą, co wtedy ją strasznie bawiło, później już mniej), wspomina ludzi znanych, z którymi się stykała, zostawia laurki ulubieńcom, a znienawidzonych wymienia z nazwiska wraz z ich przewinami. Współcześni raczej się jej nie podobają - nie cierpi Fotygi, sarka na autorów książki o "Wierze Gran" ("po co było taką książkę pisać?") oraz nieustająco ubolewa nad upadkiem obyczajów. W tle snuje się katastrofa w Smoleńsku, dająca asumpt do opowiedzenia "wspomnienia", jak to były prezydent Kaczyński zaprosił ją na spotkanie z ambasadorem Litwy, co jadła, o czym rozmawiała z księdzem Indrzejczykiem. Ponieważ sporo czasu spędza w szpitalach i sanatoriach, bogato opisuje i NFZ, lekarzy, księdza-kapelana i współpacjentów. Tym ostatnim dostaje się najwięcej - narzeka na staruszki, na głośne msze, brak higieny i smród. Klinika w Konstancinie - fujka, prywatne sanatorium w Ciechocinku - perełka.
Dłuższą recenzję, którą mogłabym w całości skopiować, przeczytałam na lubimyczytac.
#62
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 20, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2016, panie, beletrystyka
- Komentarzy: 5
W życiu Tomasza, lekarza-chirurga, życie to szala, na której rzeczy przechodzą z kategorii "lekkie" - łatwe, proste, powtarzalne, nierefleksyjne i w ostatecznym rozrachunku nieznaczące, do kategorii "ciężkie" - czasem trudne, niewdzięczne, z konsekwencjami, ale sprawiające, że czuje się życie. Bo "Einmal is Keinmal" ("raz się nie liczy"), życie jest tylko jedno i nie ma możliwości sprawdzenia, co by było, gdyby pójść inną drogą. Tomasz, znawca i koneser wielu kobiet[1], niezobowiązująco oczywiście, nagle zakochuje się w Teresie, przypadkowo spotkanej kelnerce z małego miasteczka. Mimo miłości do niej, która jest zupełnie niezależna od seksu, dalej spotyka się z innymi kobietami, między innymi z Sabiną, malarką, która wiecznie coś lub kogoś (w tym siebie zdradza). Na orbicie znajduje się Franz, profesor z Genewy, kochanek Sabiny, którego ta jednak - w kolejnej zdradzie - opuszcza. Tomasz z Teresą są cały czas razem, ale oddalają się często od siebie, czy to z powodów politycznych, czy też uczuciowych (włosy Tomasza ciągle pachną wydzieliną jego kochanek).
Książka to ciągła zmiana perspektywy - te same historie, opowiedziane z punktu widzenia Tomasza, Teresy czy Sabiny i Franza, czasem kilkukrotnie doprecyzowane o nowe szczegóły, budują skomplikowany obraz życia, które częściowo się odbywa tylko w ludzkich umysłach. Dodatkowo rzecz się dzieje w Pradze w latach 60., podczas Praskiej Wiosny i po inwazji latem 1968 roku. Polityka mocno dotyka wszystkich - Tomasz po publikacji artykułu, który można odczytać jako krytykę prosowieckiego rządu, emigruje do Szwajcarii, skąd wraca, bo Teresa z kolei tam nie może żyć. Nachodzony przez "towarzyszy", rezygnuje ze stanowiska i myje okna w praskich sklepach i mieszkaniach, jako swego rodzaju maskotka spółdzielni. Koło Teresy, pracującej jako barmanka w podłej knajpie, kręci się "bezpieka", szukając na nią haka. Oboje uciekają na wieś, do pracy w spółdzielni rolniczej.
Nie wiem zupełnie, czemu mnie ta książka aż tak zaskoczyła. Wszak to czeska klasyka, a nie dziwi chyba nikogo, że Czesi równie chętnie i z podobnym zaangażowaniem piszą o erotyce, śmierci, miłości, polityce i wydalaniu. W paru miejscach jednak zdziwiła mnie aż taka bezpośredniość, zwłaszcza w kwestiach fizjologii.
W wersji audio fantastycznie czytał Marek Barbasiewicz.
[1] Raptem 8 nowych kobiet rocznie, co przez 25 lat sypiania daje koło 200. Nie dziwmy się ciągłej irytacji Teresy.
#5/#1
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 9, 2015
Link permanentny -
Kategorie:
Słucham (literatury), Czytam -
Tagi:
2015, panowie, beletrystyka
- Skomentuj
Kolejne pokolenie Forsyte'ów, lata 20. XX wieku. Syn Ireny, Jon, wyjechał z nią do Ameryki i na trochę ślad po nim zaginął. Fleur, córka Soamesa, wzięła szybki ślub z Michałem Montem, bo nie dość, że szlachta, to jeszcze do tego okazał się miłym człowiekiem. Jak ojciec, który otaczał się ładnymi przedmiotami, córka zaczęła otaczać się sławnymi ludźmi - pisarzami, poetami, aktorami, prowadząc tzw. salon. Spora część książki, jako przełamanie miałkości egzystencji tzw. sfer (romansiki, afera finansowa, proces o zniesławienie - jedna pani nazwała Fleur snobką, Fleur nazwała ją niemoralną i żmiją), opowiada o batalii młodego Monta w parlamencie w sprawie tzw. foggartyzmu, który naiwnie zakładał poprawienie stanu biedoty przez eksport dzieci do kolonii. Jak mówi moje dziecko - nudy, nudy, nudy. Sytuacja nieco się poprawiła w drugim i trzecim tomie, kiedy świeżo ożeniony z Amerykanką Jon wraca do kraju, żeby założyć farmę. Fleur, mimo że jakoś poukładała sobie życie z Michałem (dorobili się nawet dziecka, małego Kita), wpada na błyskotliwy pomysł, że jak się prześpi z Jonem, to potem jakoś to będzie. To już prawie powieść sensacyjna, tyle że - absurdalnie - bardziej współczułam staremu Soamesowi, który jako jedyny czuł, że coś się dzieje i usiłował ochronić swoją córkę przed samą sobą.
Wprawdzie to oryginalna Saga miała w zamyśle opowiadać o schyłku imperium, ale właśnie "Nowoczesna komedia" pokazuje, jak się rozpada wyobrażenie klasy wyższej o jej roli w społeczeństwie. Pseudodobroczynność, reakcja na strajki robotników kontra wyścigi w Ascot, bywanie i Parlament.
Inne tego autora tu.
#131-132 (2014), #2 (2015)
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 6, 2015
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2014, 2015, beletrystyka, panowie
- Skomentuj