Więcej o
2021
Jak tytuł wskazuje, jest to opracowanie o pomyśle na i realizacji serialu o inteligentnej twarzy polskiej milicji na przełomie lat 70. i 80. jako kontrapunktu dla obrazu tępego zomowca (co to jeden pisze, drugi czyta, a trzeci pilnuje inteligentów) czy obiegowego nazywania funkcjonariuszy "bijącym sercem partii". Korzystając z nakreślonego przez serię Ewa wzywa 07 obrazu milicjanta jako osoby wrażliwej, skomplikowanej psychologicznie, zdolnej do logicznego rozumowania i wyciągania wniosków, oczywiście w opozycji do prymitywizmu przestępców, nawet tych "błyskotliwych", reżyser dostał pozwolenie na pokazanie na ekranie milicji "od zaplecza" (czasem bardzo pochlebnie i nieco na wyrost, zwłaszcza w kwestiach technicznych i sprzętowych). Był budżet na pokazanie odrobiny niedostępnego luksusu - lokali kategorii "S", w tym ze stripteasem, trochę atrakcyjnych aktorek topless (choć nie wszystkie były na to chętne, zwłaszcza jeśli nie wymagała tego rola), niezłe jak na tamte czasy samochody czy piękne plenery - Bałtyk czy Mazury. Wreszcie do scenariuszy odcinków wybrano bardziej znane powieści kryminalne, nie tylko ze wspomnianej serii. Każdy odcinek opisany jest fabularnie, z cytatami błyskotliwych dialogów. Trochę anegdot, trochę wspomnień aktorów i osób z planu, sympatyczna rzecz dla fanów serialu.
Dodatkowo w tomiku znajduje się krótkie opowiadanie o śledztwie, jakie prowadził w Londynie porucznik Borewicz (również incognito, nawiązując do pierwszego odcinka), zanim wrócił do służby w Polsce. Rzecz się dzieje w polskim przedstawicielstwie handlowym, gdzie ginie - teoretycznie śmiercią samobójczą - młoda dziewczyna, która prawdopodobnie zauważyła ślad nielegalnej aktywności. Borewicz udaje kierowcę dyrektora placówki i wykrywa przemyt w wysyłanych za granicę polskich samochodach.
#105
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 15, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, kryminal, panowie
- Skomentuj
Pan Gomez, pośrednik południowoamerykańskiego milionera, przybywa do Stuttgartu do masterminda zbrodni[1], pana Grubera, żeby zamówić kradzież trzeciego obrazu z tryptyku Ribery (tytułowy “trzeci król”. Kradzież, bo obrazu nie da się kupić za żadne pieniądze, ponieważ znajduje się za żelazną kurtyną, w polskim muzeum. Przedstawiciel pana Grubera dostaje idealnie podrobioną kopię, żeby ją podmienić bez wzbudzania podejrzeń. Na szczęście Interpol czuwa i sprawnie wyciąga wnioski, więc jest w stanie skomunikować się z polskimi władzami. Do Borów, gdzie w dawnej rezydencji magnackiej znajduje się muzeum państwowe, Komenda Główna w osobie kapitana Półtoraka, zwanego z nieznanych bliżej przyczyn “Telewizorem” (bez wpływu na akcję) deleguje dwójkę funkcjonariuszy undercover[2] - kapitana Wieczorka i porucznik Rogalską, udających małżeństwo - poetę i jego muzę. Wprawdzie kustosz w Borach ma wiedzieć o ich prawdziwej roli, ale już bez wiedzy zarządzającego muzeum mają zabezpieczyć oryginalny obraz, podmieniając go - tak - na idealnie zrobioną kopię. Na miejscu wszystko idzie świetnie, nikt nie przeczuwa niczego, przy kolacji opowiadane są historie o śmierci i zwiastujących ją dźwiękach dzwoneczków z obrazu Ribery, po czym - niedługo po podmianie przez milicję obrazu - ktoś zabija kustosza strzałem z kuszy, a tajemnicza osoba wynosi pakunek za bramę. Jako że do pałacu nikt nie wszedł, morderca i złodziej jest wśród obecnych. Zaimprowizowane przez kapitana Wieczorka śledztwo ujawnia kolejne kopie obrazu - w sumie z oryginałem zmienia miejsce pobytu pięć obrazów, a do przyjazdu milicji o poranku sprawa jest wyjaśniona.
Się je: bułeczki, dżem, masło (w samolocie).
Się pije: kawę i koniak (również w samolocie), czerwone wino (w gabinecie kapitana MO).
Się przesiada: z Brazylii do Stuttgartu w Paryżu, wystarczy 15 minut, bo tranzytem.
Się usprawiedliwia: kradzież obrazów jest moralnie neutralna, bo… “Czy prawie
wszystkie wielkie kolekcje na kuli ziemskiej nie powstały częściowo z rozboju? Czy Anglicy mają jakiekolwiek prawo do swoich greckich zbiorów w British Museum? A Francuzi — czy
kupili chociaz polowe tego, co zdobi ściany Luwru? Nie, moi drodzy panowie!”.
Się nosi: pyjamę!
Się pali: wawele.
[1] Ponownie, zbrodni, ale etycznej:
Nigdy nie przelewać krwi ludzkiej i nie splamić się zbrodnia, gdyż jak wiadomo kodeksy karne całego świata mają zupełnie inny stosunek do przestępstw popełnianych przez osoby
bezbronne, nie dokonujące gwałtu, a działające wyłącznie przy pomocy intelektu. Poza tym uważamy zabójstwo za rzecz absolutnie niedopuszczalną. Nie wolno jest jednemu człowiekowi odbierać życia innemu człowiekowi. Jest to niezgodne z etyką chrześcijańską. Wyjątek
stanowią oczywiście zdrajcy. Ale nie będziemy ich wspominali w naszym gronie. (…) I właśnie dlatego chciałbym zapytać: czemu, jeśli nikt, kto nie posiada obu tych obrazów równocześnie, nie mógłby stwierdzić fałszerstwa, nie pośle pan naszej kopii temu kolekcjonerowi z Ameryki Południowej, który — jak wszyscy prywatni kolekcjonerzy — nie ma zapewne wielkiego pojęcia o sztuce i nigdy nie miałby nawet cienia wątpliwości, że to, co otrzymał, jest autentycznym Trzecim Królem? Zamiast wykonać to zadanie, wystarczyłoby po prostu dać do zrozumienia, że zostało ono wykonane. Ryzyko zmniejszyłoby się wówczas oczywiście do zera, a zysk byłby ten sam, prawda?
— Jak to, doktorze?! — Pan Gruber potrząsnął głową z wyraźnym niezadowoleniem. — Odpowiedz na pytanie pana jest bardzo prosta: To byłoby nieuczciwe. (…) Zapamiętajcie sobie panowie jedno: nikt nie musi być tak uczciwy jak człowiek żyjący poza prawem. Ale dość już o tym. Powróćmy do naszego zadania.
[2] Dacie im dwie złote obrączki… na miarę.. Co?… A czy nie ma czegoś na przechowaniu… Co?… A cóż to za różnica? Niech będzie z topielicy… Co?… Nieznany samobójca przejechany przez pociąg?… A obrączka cala?… No, to i dobrze! Tak… za rewersem… Sami zwrócą…
Inne tego autora, inne z tej serii.
#104
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 13, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Bogaty przedsiębiorca, Rex Fortescue, zostaje z biura odwieziony do szpitala, bo skarży się, że ktoś go otruł. Ma rację, niestety mimo podjętej akcji ratowniczej, umiera, zatruty wywarem z cisu. Wzburza to spokój w jego posiadłości, podmiejskim Domu Pod Cisami, gdzie zbiera się rodzina, żeby przedyskutować konsekwencje. Nikt specjalnie za seniorem rodu nie płacze poza córką, dla której jednak to smutne wydarzenie to życiowa szansa - może wyjść za mąż za odrzuconego przez ojca niezamożnego nauczyciela. Kolejne nieszczęścia następują szybko po sobie - dzień po śmierci Rexa zostaje otruta Adela, jego młoda i - jak się okazuje - wiarołomna żona, a na podwórku za domem policja znajduje zwłoki Gladys, młodej służącej, uduszonej i z klamerką do bielizny na nosie. Nietypowe śledztwo - bo nikt nie umie wytłumaczyć dziwnych śladów typu tytułowe żyto w kieszeni zamordowanego czy martwych kosów podrzuconych w salonie - idzie jak po grudzie do momentu, kiedy na komisariacie pojawia się panna Marple, u której swego czasu Gladys pracowała. Od razu widzi nawiązanie do dziecinnego wierszyka, w którym pojawia się król, żyto, kosy, kanapka z miodem, oddziobany nos służącej oraz ponieważ wygląda niepozornie, ale słucha i kojarzy fakty, podaje inspektorowi Neele’owi rozwiązanie zagadki oraz wystarczająco dowodów, żeby potrójnego mordercę aresztować.
Inne tej autorki tutaj, inne z tej serii.
#103
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 11, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, kryminal, panie, z-jamnikiem -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
”Czeski Raj – region turystyczny w północnych Czechach, położony na północny wschód od Pragi. Region ten słynie z niezwykłych formacji przyrodniczych oraz pamiątek historycznych”. Dla grupy mężczyzn - w różnym wieku, z różnym doświadczeniem i statusem życiowym, różnymi zawodami - rajem jest stara sauna, w której spotykają się w mniejszym lub większym gronie, żeby się wypocić, ale też porozmawiać o rzeczach, o których mogą mówić tylko tu. Może dlatego, że w saunie nie mają imion, jest “ten, który jest na emeryturze”, “ten, który jest strażakiem”, “ten, który jest najmłodszy”, “ten, któremu umarła żona”; może dlatego, że są tylko mężczyźni, a zza ściany, z sauny dla kobiety, dobiera tylko daleki śmiech. Panowie rozmawiają o wypadkach, traumach, obawach i o kobietach; dialogi są czasem urywane, czasem powtarzają się pewne motywy, z czasem buduje się z nich pewna historia. Wspólnym mianownikiem jest to, że jak mężczyzna chce być zdrowy, to powinien wypijać trzy pilznery dziennie, zwłaszcza po wizycie w saunie.
Książka podzielona jest na epizody, które dzieją się co mniej więcej kwartał, odzwierciedla to zmiany w życiu bohaterów. Całość jest bardzo teatralna, z jednym miejscem styku dla wszystkich, świat zewnętrzny dociera tylko w opowieściach i w osobie łaziebnej, której wejście stanowi kodę każdego epizodu. Gdzieś tam pobrzmiewa plotka o zburzeniu starej sauny, wszak powstają nowe kompleksy wypoczynkowe, nikt - poza korzystającymi - nie potrzebuje socjalistycznego reliktu. Finał jest nieco mistyczny, ale też dość oczywisty, jak to we wszystkich książkach o końcu świata.
Inne tego autora.
#102
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek września 10, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Jeśli myślicie, że tylko tytuł kryminału jest stylizowany na staropolszczyznę, to niestety muszę Was rozczarować, ponieważ cała historia dzieje się - jak to “bada” w posłowiu autor - w XVIII wieku i jest urywkami z rękopisu odnalezionego w latach 80. XX wieku w ruinie domu w Płocku. Urywki (“chłopiec zużył bezpowrotnie część kart manuskryptu na produkcję papierowych strzał i gołębi”) wyjaśniają pewne braki fabularne i urwane dialogi. W efekcie powstało coś niespecjalnie strawnego - śledztwo prowadzone przez amatora, osadzone w przeszłości, niestety przestylizowane i miejscami dość przaśne. Co ciekawe, ja już to kiedyś czytałam i pozostały mi pełne zachwytu erudycją autora wspomnienia, a Siewierskiego trzymałam w głowie w kategorii “mistrz suspensu”. Dlaczego, nie wiem. W każdym razie przeczytałam, Wy już nie musicie.
Narrator, anonimowy młodzian, kadet Akademii Szlacheckiego Korpusu Kadetów JKM, wraca do posiadłości swojego stryja, żeby pochwalić się dyplomem i poznać nową stryjenkę, co to jego opiekun niedługo wcześniej pojął za żonę. Na miejscu nie zastaje stryja, tylko mnóstwo lamentu, bo - patrz tytuł - w zamkniętym pokoju stryjenki pełno krwi, a ona sama zniknęła, niechybnie przez upiory uduszona. Stryja zaś nie ma, wyjechał w nieznanym kierunku i nawet nie można go powiadomić o tragedii. Kadet nie wierzy w teorię z upiorami, znajduje panią stryjenkę w studni, zaiste uduszoną, zaczyna więc rozpytywać domowników, zaczynając oczywiście od urokliwej Marcysi, którą swego czasu obracał w sianie i teraz też chce połączyć przyjemne z pożytecznym (nie szczędząc detali). Problem w tym, że Marcysię ktoś dusi, a i na kadeta życie kilkukrotnie nastaje, strzelając do niego z daleka, zatruwając mleko (ofiarą pada kot) czy wreszcie podpalając stodołę. Do zamieszania włączają się bracia nieboszczki, którzy uważają, że zamordował ją jej mąż i chcą pomsty. Młodzian trochę się z nimi bije, po czym elokwentnie przekonuje, żeby połączyli siły w celu znalezienia winnych.
Inne tego autora, inne z tego cyklu.
#101
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 8, 2021
Link permanentny -
Tagi:
2021, klub-srebrnego-klucza, kryminal, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
Bardzo chciałam skwitować tę książkę zdaniem “Edigey skopiował intrygę i rozwiązanie z Agathy Christie”, ale absurdalnie to za mało. Owszem, jest seria morderstw, których ofiary mają nazwiska zaczynające się na kolejne litery alfabetu i nic ich ze sobą nie łączy - 30-letni Adamiak (lokalny chuligan), 70-letnia Borzęcka (wdowa doraźnie handlująca wódką), 62-letni Czerwonomiejski (zamożny badylarz), wreszcie 50-letni Delkot (kolejarz pracujący na górce rozrządowej pod miastem). Jako że Polska jeszcze pamięta sprawę Wampira z Zagłębia, idea seryjnego mordercy jest bardzo nośna i lokalna milicja w ogóle nie bierze pod uwagę innej opcji. Oczywiście dopóki nie przyjeżdża “z nadania” porucznik Barbara Śliwińska, która świeżym okiem przegląda akta i rozwiązuje tajemnicę (nanybtvpmavr wnx h Puevfgvr, jłnśpvją bsvneą olł pmłbjvrx b anmjvfxh an yvgreę P, erfmgn zvnłn hxelć cenjqmvjl zbglj). Na tym podobieństwa się kończą, bo powieść porusza trzy mocne tematy, rzadko obecne w PRL-owskich kryminałach.
Na wstępie pojawia się enigmatyczna dedykacja:
Ale w szeregach Milicji Obywatelskiej pracuje setki kobiet wypełniających codziennie swe ciężkie i nieraz niebezpieczne obowiązki. Jeśli któraś z nich czytając tę powieść choć raz uśmiechnie się, będzie to największą nagrodą dla autora.
Szybko okazuje się, skąd miałby się wziąć ten uśmiech. Autor objaśnia:
Wbrew wszystkim normom konstytucyjnym i wszelkim frazesom o równouprawnieniu kobiet mają one jednak dużo mniejsze szanse wybicia się i awansu. Wszędzie, także i w milicji.
Porucznik Barbara traktowana jest jako dopust, major Zajączkowski jest nastawiony do niej negatywnie jeszcze zanim ją spotkał; wszak “- Na diabła mi tutaj baba? Ja potrzebuję ludzi do roboty, a nie takich, co cały dzień patrzą w lusterko i albo malują usta, albo pudrują nos”. Major “tolerował je najwyżej w służbie ruchu i w gospodarczym. Żadna komenda w całym województwie nie miała tak małej
żeńskiej obsady jak Zabiegowo. W ogóle Zajączkowski był typowym starym kawalerem z wszystkimi uprzedzeniami do płci pięknej. Jaki był powód owej niechęci, nikt z podwładnych
nie ośmielił się nigdy o to „Starego" zagadnąć. (…) Tak jej życie obrzydzę, że sama będzie prosić o powrót do Częstochowy. A co do śledztwa, nie obawiaj się. Dam jej sprawę, ale sam przypilnuję, żeby dziewczyna nie popełniła jakichś głupstw, i będę robił, co uznam w tym wypadku za stosowne”. Dodatkowo porucznik jest na straconej pozycji, bo jeśli będzie ładna, to “będzie przewracała oczyma i mizdrzyła się do moich chłopaków, jeśli brzydka (zezowata, kulawa i garbata), to “Jeszcze gorzej - Zajączkowski przestraszył się nie na żarty. - Wolę ładną niż potwora”. Na szczęście dla wymagających oczu majora Baśka jest ładna, mini ujawnia zgrabne nogi, a do tego całkiem poważnie traktuję pracę i ma efekty, chociaż podczas śledztwa zmuszona jest odrzucać niedwuznaczne propozycje erotyczne również od żonatych kolegów. Na szczęście koledzy są wyrozumiali i nie robią jej z tego powodu trudności (sic!). W finale sam major chce panią porucznik zatrzymać w mieście, oczywiście z nutką sugerującą, że również z powodu dojrzewającego, choć niezgodnego z regulaminem, uczucia.
Drugim trudnym wątkiem jest niejako dobroczynna działalność mordercy, który wyręcza milicję w ukaraniu przestępców. Zamordowani okazują się wielokrotnym gwałcicielem (o tym tropie za moment), trudnią się lichwą, mają na sumieniu między innymi brutalne morderstwo i zdradę, wreszcie rozkradają mienie państwowe. W żadnym z przypadków milicja nie podjęła śledztwa, czasem z niewiedzy (pozornej!) lub z powodu przedawnienia. Oczywiście po aresztowaniu podejrzanego milicja wyjaśnia mu niestosowność jego postępowania, a winę zwala na brak zaufania społecznego do milicji:
Bo sprawiedliwość to także umiejętność przebaczenia. Tym się różni od zemsty.
Wspominał pan o konieczności rzucenia pracy, o stale towarzyszącym przezwisku „bandyta”. To na pewno było nie do zniesienia. Ale czy szukał pan pomocy i opieki?
- Gdzie jej miałem szukać?
- W radzie zakładowej, w partii czy choćby u nas, w milicji. Na pewno podano by panu życzliwą dłoń, tak jak ją podajemy tysiącom ludzi, którzy wychodząc z więzienia i chcąc dalej żyć uczciwie, znajdują się w takim samym położeniu. Nawet zmianę nazwiska mógł pan przeprowadzić legalnie, a nie za pomocą tuszu i żyletki. Ale pan nie chciał widzieć tej drogi.
Wreszcie trzecia, najsmutniejsza sprawa. Jak wspomniałam, jeden z zamordowanych miał na sumieniu wielokrotne gwałty, wprawdzie całe miasteczko, w tym milicja, wiedziało, kogo i gdzie “przekręcił” (sic!), ale ponieważ dziewczyny tego nie zgłaszały, sprawy nie było. Pytacie, czemu nie zgłaszały? Bo małe miasto, a zgłaszająca dziewczyna jest w miasteczku “spalona”, Każdy będzie się z niej śmiał. Żaden chłopak z nią nie tylko się nie ożeni, ale nawet nie pokaże na ulicy. (…) Stary Niziołek [ojciec] , jak się o tym wreszcie dowiedział, sprał córkę, że przez cztery dni nie mogła się ruszyć. Zapowiedział, że jeśli jej noga jeszcze raz postanie w Zabiegowie, to ją zabije.. Pada oczywiście znana fraza “Żeby sama nie chciała, to do tego by nie doszło”, tutaj - skoro dziewczyna się zgodziła, żeby czterech znanych jej chłopaków[1] - odprowadziło ja do domu, wyraziła zgodę na bycie zgwałconą, wszak “cnota nie mydło”, Kopyt podzielał opinię całej wsi - to już Reymont pisał, że “jak suczka nie chce, piesek nie weźmie”. Kiedy dziewczyna szła z chłopakami do lasu, nie wiedziała co robi?… Okazuje się, że cała ta “sprawa z gwałtem” ma zalety - dziewczyna nie kręci już nosem na niezamożnego kawalera (“Czy ona ma jakiś wybór? Tu się z niej będą dalej śmieli”), a ojciec wreszcie wybił jej z głowy pomysły pt. praca w mieście, zamiast ożenku i zajmowania się przychówkiem. Porucznik Śliwińska jeszcze się dziwi:
- A więc według was, sołtysie, wszystko jest w porządku? - Barbara nie mogła się pogodzić z tą swoistą filozofią.
- Ano, tak by wynikało, że w porządku. Pewnie, że dziewczyna dużo przeszła, ale trzeba było uważać.
… ale kiedy widzi niezbyt urodziwą dziewczynę, stwierdza, że “rzeczywiście (…) dobrze mówił Kopyt, że dziewczyna nie ma zbytniego wyboru. Ale na co ci chłopcy polecieli?”. Tak, furia we mnie narastała, kiedy czytałam o społecznej akceptacji dla gwałtu (wielokrotnego! zbiorowego!), eufemizmów na przestępstwo, boys will be boys, niskiej szkodliwości czynu, zdziwieniu, że ktoś nawet taką nieładną dziewczynę chce zgwałcić (bo przecież nie chodzi o przemoc i dominację, tylko żeby się sobie podobać, oczywiście), bo - owszem - to jest fikcja, ale do dzisiaj nie jesteśmy społecznie wiele dalej.
Się pije: wino owocowe “Czar Pegeeru”, “likier strażacki”, wódkę klubową (bo “nic bowiem w Polsce tak nie imponuje ludziom, jak umiejętność picia”), bułgarską kawę, soplicę i egri bikaver.
Się je: kiełbasę na zagrychę, śledź, ogórek, sznycelki ze świeżutkiej cielęciny.
Się kupuje( jak rzucą): czekoladki „Wedla” czy „Goplany", sok grapefruitowy w puszce, świeżutką szyneczkę, kiełbasę „śniadaniową" (chociaż ta nie cieszyła się zbyt wielkim wzięciem na Śląsku), przerastały boczek i świńskie ryje (…) Krupniok i kaszankę już sprzedano, bułgarskie winogrona i banany, ale i kalafior, kapustę czy kwaszone ogórki.
Bawiąc-uczyć: jak działa górka rozrządowa.
Problemy kadrowe w milicji: zastępca komendanta uległ poważnemu wypadkowi motocyklowemu, jeden z oficerów szkolił się na kursie specjalistycznym z dziedziny kryminalistyki, drugi ciężko zachorował i musiał wyjechać do sanatorium na dłuższą kurację.
[1] Ach, ten ograny motyw “obcego w mroku”…
- Ale proszę mi, panno Hanko, wytłumaczyć, jak do tego doszło, że zgodziła się pani iść z tymi chłopcami wieczorem przez las?
- Z jednym bym nie poszła. Bałabym się. Ale ich było czterech. Wszystkich przecież dobrze znałam. Z jednym razem pracowałam. A z Wickiem biegałam do szkoły. Teraz wiem, że byłam głupia.
Inne tego autora, inne z tego cyklu.
#100
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 7, 2021
Link permanentny -
Tagi:
kryminal, panowie, prl, klub-srebrnego-klucza, 2021 -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj