Więcej o
2016
Grudzień 1983. Mieszkańcy Poznania głównie interesują się tym, co przed świętami "rzucą" do sklepów, chyba że są dozorcami, wtedy interesują się tym, ile śniegu napadało, bo muszą sprzątnąć. Albo Teosiem Olkiewiczem, który nade wszystko pragnie dostać śledztwo w sprawie chrzczonej wódki w poznańskim Polmosie, bo po pierwsze od wódki jest ekspertem, a po drugie liczy się dobro obywateli (i może przy okazji coś skapnie do schowania w piwnicy przed żoną, która niszczy alkohol, robiąc z niego ajerkoniak). Problem w tym, że bardziej nagląca jest sprawa wypatroszonych zwłok, znalezionych w kupie śniegu pod Modeną, które przypadkiem wpadają Olkiewiczowi, zastępującemu na dyżurze kolegę. Na Mirka Brodziaka nie można chwilowo liczyć, bo pojechał ostrzec swojego kumpla, Grubego Rycha, że SB się na niego szykuje. Nie żeby Teofil jakoś specjalnie narzekał - udaje mu się napić przy każdej chyba okazji, a dodatkowo najpierw poznaje (w sensie biblijnym) ochoczą kierowniczkę sklepu, która pod kitelkiem ma czerwoną bieliznę, a potem zacieśnia przyjaźń z młodą sąsiadką z Wildy. Szczęśliwie wszystkie sprawy - wódka, tajemnicze zwłoki z importu i ścigający Grubego Rycha bandyci - splatają się ze sobą, żeby zakończyć się szczęśliwym finałem.
Do łez ubawiło mnie wplecenie powieści, pisanej przez porucznika Marjańskiego na konkurs (oczywiście w serii niebieskich zeszytów "Ewa wzywa 07"), w której na podstawie opowieści Teosia konstruuje pięknego produkcyjniaka, opisującego, jak naprawdę wyglądało śledztwo. Prawie tak bardzo mnie to rozbawiło, jak to, że główna kwatera konkurencji Grubego Rycha - bandy Żurawia - mieści się tuż koło mojej pracy, na styku ulic Kujawskiej i Mazowieckiej. Dwa razy dziennie przejeżdżam, dwa razy dziennie się uśmiecham.
Inne tego autora.
#66
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 16, 2016
Link permanentny -
Tagi:
2016, kryminal, panowie -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 2
Napisaną po 5 latach kontynuację "Hotelu Belle Rouen" przeczytałam 3 lata po poprzednim tomie i fakt, że napisałam o tym notkę upewnia mnie po raz kolejny, że mam absolutną (i jakże ekonomiczną) umiejętność zapominania fabuły, bo dałabym się pokroić, że w życiu książki na oczy nie widziałam. A jednak. U mnie minęły trzy lata, a akcja zaczyna się jakiś tydzień po zakończeniu poprzedniego tomu - Emma pisuje do lokalnej gazety kolejne reportaże o tym, co się jej przydarzyło. A raczej nie pisuje, bo po napisaniu dwóch części straciła wenę i skupia się na wyjaśnieniu tajemnicy zaginięcia dziecka w hotelu Belle Rouen metodą opisaną w poprzednich tomach - chodzi od człowieka do człowieka (również obcych), zadaje pytania nie wprost i - co ciekawe - dociera do sedna. Pomaga jej w tym przypadek - do La Porte przyjeżdża po ponad 20 latach ojciec zaginionego dziecka, a w hotelu Paradise pojawia się cwaniakujący młodzieniec, któremu Emma nie ufa. Sprawa kończy się krwawo, na szczęście omijając dziewczynkę; nie wiem, czy autorka nie szykuje kolejnego (albo i kolejnych dwóch) tomu.
Jak nie dla wyjaśnienia tajemnicy, tak dla dusznego, letniego klimatu małych amerykańskich miasteczek i ich czasem ekscentrycznych mieszkańców warto spędzić czas na czytaniu. W tle 90-letnia ciotka Aurora popija kolejne koktaile, przyrządzone przez Emmę z kradzionego alkoholu (chętni mogą wyłuskać przepisy). Brat Emmy - Will - ze swoim przyjacielem Millem przygotowują kolejne przedstawienie, chociaż nie ma wielkiego wpływu na akcję; jest za to pół samolotu, chmury, a lokalne dziewczęta pląsają w strojach baletowych na próbach. Pani Graham pysznie gotuje, co autorka pieczołowicie wylicza każdego dnia, niezadowolona jest tylko chimeryczna rezydentka, panna Bertha, której Emma psuje każdą potrawę za pomocą ostrych papryczek i sosu rokforowego. Kiepską matką okazuje się tym razem współwłaścicielka hotelu, pani Davidow, która swoją dziwnie się zachowującą córkę Ree-Jane każe odwieźć do szpitala psychiatrycznego.
Inne tej autorki tutaj.
#64-65
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 10, 2016
Link permanentny -
Tagi:
panie, 2016, kryminal -
Kategoria:
Czytam
- Skomentuj
[18-24.08.2016]
Długołape, długonose, raczej szczupłe. Zwykle czyste i zadbane, czasem zdarza się poszarpane ucho, czasem niestety ewidentnie nie leczone infekcje oczu. W restauracjach, w hotelu, przy progach domów. Najwięcej spotkałam w Retymno (o którym w następnym, ostatnim, odcinku niebawem), po kilkunastu przestaliśmy liczyć.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 2, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
2016, grecja, kreta
- Skomentuj
W drodze do dziadków-bez-ogrodu (Maja rozróżnia dziadków i babcie lokalizacyjnie - są ci-z-ogrodem i ci-bez-ogrodu) wreszcie udało się zrobić pit-stop przy Mysiej Wieży. Wreszcie, bo mimo że kursujemy obok kilka razy do roku, to jakoś nigdy się nie składało. W sezonie jest tłumnie, bo i autokary, i przejażdżka statkiem po Gople, turystyczne pamiątki made in China, jesienią już spokojniej. Bilety w kiosku pod wieżą (6,5 zł dorosły, 5,5 zł nieletnia). W środku drewno, kamień, 102 schody[1], okolicznościowa wystawa zdjęć z plenerów "Starej baśni", zdjęć flory i fauny oraz tzw. sztuki naiwnej (zmutowane myszy nękają zażywnego acz spanikowanego Popiela z małżonką).
Na szczycie widoki za miliony dolarów, mocno podkręcone fantazyjną kompozycją chmur.
Wisienką na czubku był przejazd przez strefę estetycznego gore - Skibin, gdzie w ramach ludycznych obchodów (Codename Dożynki) na poboczu poustawiano figury ze słomy. Bolek, Lolek i Tola są z tego wszystkiego całkiem niezłe. Minionki, smurfy, gąsienica czy największy hit - chyba 4-metrowa ofoliowana butelka wódki z pijakami malowniczo upozowanymi u podstawy - mogą się przyśnić w nocy.
[1] Ha, służbowa lokalizacja zapewnia mi codzienny trening - #pokawę mam 45 stopni w jedną stronę, a zdarza mi się schodzić do kuchni kilka razy dziennie. TŻ po wejściu i zejściu doznał zakwasów w łydkach.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 26, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
2016, polska, kruszwica, kujawy
- Komentarzy: 5
Wakacje przed 5. rokiem Harry'ego w Hogswarcie. Harry, z depresją po śmierci kolegi i spotkaniem oko w oko z Voldemortem, odizolowany od pozostałych czarodziejów i przyjaciół, kiśnie na Privet Drive. I kisłby tak całe wakacje, jakby nie pojawili się nagle Dementorzy; Harry'emu udało sie udaremnić ich atak na Dudleya, ale w konsekwencji wuj z ciotką się wściekli, a do tego z Ministerstwa Magii przyszło wezwanie na przesłuchanie. Cała ekipa magów wyjmuje Harry'ego z domu wujostwa i eskortuje go do tajnej kwatery Zakonu Feniksa, mieszczącej się w domu Syriusza Blacka. Przesłuchanie kończy się sukcesem, Harry wraca do Hogwartu, chociaż jest wściekły na cały świat, bo nikt - poza Zakonem Feniksa i ignorującym go - nie wiadomo czemu - Dumbledorem.
Nowy rok upływa na walce z przysłaną przez Ministerstwo Magii nową nauczycielką - panią Umbridge, która zamiast obrony przed czarną magią każe im czytać książkę, Harry'ego brutalnie karze za krnąbrność, a całą szkołę zaczyna na mocy przyznanej władzy skutecznie niszczyć. Nie pomaga, że Dumbledore jest niedostępny, a Hagrida najpierw nie ma, a potem wraca z tajemnicą i niespecjalnie ma dla młodzieży czas. Dodatkowo z polecenia Dumbledore'a ciągle nielubiany Snape uczy Pottera ochrony umysłu, ponieważ Harry ma sny, w których widzi to, co widzi Voldemort; niestety niechęć jest silniejsza niż rozsądek, a ciekawość zmusza Harry'ego do zagłębiania się w sny.
W tym tomie równie silnie odczuwałam irytację zachowaniem Harry'ego (o, jakże nie jestem gotowa na wiecznie nakręconego nastolatka w domu), co znużenie prowadzeniem akcji metodą "każdy zna kawałek, ale nikt nikomu nic nie mówi".
Inne tej autorki tutaj.
#63
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 25, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2016, panie, sf-f
- Skomentuj
[23.08.2016]
Ostatnia błękitno-upalna galeria - tym razem z Retymno (zwanego Rethimnonem). Zaczęliśmy od zabytkowej, XVI-wiecznej Fortezzy, w której wśród kamieni i obfitych pozostałości po dawnej zabudowie są galerie sztuki i koty. Dużo kotów. Potem obiad w Melinie (sic!) [2020 - link nieaktualny] tuż koło Fortezzy, spacer na lody do portu (i tym razem doszliśmy do latarni morskiej) i nieudane poszukiwania minaretu, który widzieliśmy nad dachami, ale nie udało nam się dojść w gęstwie uliczek.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 23, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
2016, grecja, kreta
- Skomentuj