Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o kruszwica

Kruszwica

W drodze do dziadków-bez-ogrodu (Maja rozróżnia dziadków i babcie lokalizacyjnie - są ci-z-ogrodem i ci-bez-ogrodu) wreszcie udało się zrobić pit-stop przy Mysiej Wieży. Wreszcie, bo mimo że kursujemy obok kilka razy do roku, to jakoś nigdy się nie składało. W sezonie jest tłumnie, bo i autokary, i przejażdżka statkiem po Gople, turystyczne pamiątki made in China, jesienią już spokojniej. Bilety w kiosku pod wieżą (6,5 zł dorosły, 5,5 zł nieletnia). W środku drewno, kamień, 102 schody[1], okolicznościowa wystawa zdjęć z plenerów "Starej baśni", zdjęć flory i fauny oraz tzw. sztuki naiwnej (zmutowane myszy nękają zażywnego acz spanikowanego Popiela z małżonką).

Na szczycie widoki za miliony dolarów, mocno podkręcone fantazyjną kompozycją chmur.




Wisienką na czubku był przejazd przez strefę estetycznego gore - Skibin, gdzie w ramach ludycznych obchodów (Codename Dożynki) na poboczu poustawiano figury ze słomy. Bolek, Lolek i Tola są z tego wszystkiego całkiem niezłe. Minionki, smurfy, gąsienica czy największy hit - chyba 4-metrowa ofoliowana butelka wódki z pijakami malowniczo upozowanymi u podstawy - mogą się przyśnić w nocy.

[1] Ha, służbowa lokalizacja zapewnia mi codzienny trening - #pokawę mam 45 stopni w jedną stronę, a zdarza mi się schodzić do kuchni kilka razy dziennie. TŻ po wejściu i zejściu doznał zakwasów w łydkach.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 26, 2016

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: 2016, polska, kruszwica, kujawy - Komentarzy: 5


W połowie drogi

Jest kilka takich miejsc, w których zawsze chcę się zatrzymać. Gotycko wyglądająca kamienica i Strzelno, miasteczko, które utknęło w 3/4 ubiegłego stulecia. Pałac w Kobylnikach. Oczywiście Gniezno, do którego mam jednocześnie za blisko i za daleko. Mogilno i zaraz obok Wylatowo, które kusi strefą zero.

I wreszcie kruszwicka kawiarnia "Pod Malwami". Jakoś tak się składa, że każdym razem jedziemy w deszczu, tym razem też nie było inaczej. Maj zawinszował sobie herbaty, my kawy. Na ścianach malwy i ptaki, porcelanowe filiżanki i podobno można dostać śniadanie, jak się je sobie zamówi wcześniej telefonicznie. Domowo bardzo; z kuchni wyjrzała starsza pani i zapytała kelnerki, czy wstawić już ziemniaki. Zupełnie przypadkiem wybrane miejsce, okazuje się, że to centrum życia kulturalnego - bywają poeci, muzycy i inni, którzy coś umieją. W sobotnie przedpołudnie akurat jedyną atrakcją był Maj, ale myślę, że wieczorami więcej się dzieje. Dobre miejsce na przystanek w drodze.

Lubię jechać, nawet w deszczu. Z tylnej kanapy posapuje Maj, w radiu wieczorna Trójka (są tam ludzie, którzy znajdą "Mad Season"!) albo składanka Best of Foo Fighters, która nagle okazuje się być składanką znanych nie wiem skąd mi fajnych piosenek. Ciemność, światło, ciemność, światło. Ważne, żeby co jakiś czas na siebie patrzeć.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 11, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Maja, Fotografia+ - Tagi: kruszwica, polska, kujawy - Komentarzy: 5