Można się jakoś specjalnie nie emocjonować na widok błyszczącego chromem motocykla, na widok wyćwiekowaniej skóry, frędzli, bandany i napisów na plecach, ale kiedy w jednym miejscu nagle znajduje się kilkaset ryczących i błyskających maszyn, to jednak jakieś tam ciary po plecach chodzą. Maj jest wielkim fanem "moko", codziennie robimy obchód bloku, pod którym stoją skutery i każdy nowy jednoślad jest witany entuzjazmem. Tutaj najpierw się nieco wystraszył, bo obiecane "chodź, obejrzymy sobie motory" chyba trochę przerosło dziewczynę i zamiast kilku dostała DUŻO, ale potem, kiedy już się zrobiło głośno i tłoczno, zaczęło się jej podobać. Mnie też. Tak trochę jakbym siedziała w środku Sons of Anarchy, tylko bez tej całej otoczki pistolero-ruchatero drugs&rock'n'roll.
artykuł o imprezie.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 13, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Możliwe, że przyjemność czytania z pierwszej powieści o Harrym Hole'u byłaby większa, gdybym po pierwszym rozdziale już nie wiedziała z kolejnych książek, kto zabił. Hole ma 32 lata, jest niepijącym alkoholikiem i przylatuje do Sydney jako delegat norweskiej policji, aby pomóc znaleźć mordercę zgwałconej i zabitej (kolejność dowolna) Norweżki Inger. I - jak to Hole - najpierw zaczyna węszyć seryjnego mordercę, a chwilę potem, po odkryciu morderstwa jednego z podejrzanych i samobójstwa śledczego-Aborygena, z którym się zakumplował, zostaje samotnym mścicielem, nieco wspomaganym whisky.
To nie jest zła książka, ale jeszcze nie dopracowana tak jak dwie trylogie z Oslo. Harry się szlaja po pełnej gejów, transwestytów i handlarzy narkotyków rozrywkowej dzielnicy Sydney, King's Cross (raz nawet przetłumaczonej nadgorliwie jako Królewskie Skrzyżowanie), romansuje z rudowłosą kelnerką ze Szwecji. Wysłuchuje od poznanych w trakcie Aborygenów australijskich legend, które oczywiście pomagają w śledztwie, bo klucz do sprawy leży w Australii. a Harry jak zwykle wychodzi ze sprawy z dziurą w sercu.
Inne tego autora tu.
#55
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota sierpnia 13, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2011, kryminal, panowie
- Skomentuj
"... a ile pani córka ma? Prawie dwa lata? To ja odzwyczaiłam mojego, jak miał półtora roku. I nie ssał. Palec za to ssał. Do 3,5 roku. Ale to mąż go odzwyczaił przypadkiem, bo przyciął mu palce drzwiami. No świetnie podziałało. Jakbym wiedziała, że tak zadziała, to bym mu sama przycięła palce z rok wcześniej".
PS Emisja komunikatu szła nad głową czteroletniego delikwenta.
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek sierpnia 11, 2011
Link permanentny -
Kategoria:
Żodyn
- Komentarzy: 10
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 10, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 1
Zaczyna się smacznie, bo takie bardziej współczesne X-files, tyle że zamiast kosmitów są szalone eksperymenty naukowe, geniusze wspomagani chemią, tajemnicza korporacja[1] ze swoimi demonicznymi wynalazkami, klony, mutanty wszczepiające ludziom pod skórę larwy czy łysi ludzie w garniturach i eleganckich kapeluszach, którzy chodzą z przedziwnymi aparacikami i chwilę potem coś się dzieje. Mnie się podobało od początku, a TŻ-u tak sobie i nawet emitował opinię, że najlepszym elementem tego serialu są unoszące się w powietrzu litery opisujące kolejne miejsca akcji, więc warto dać kredyt zaufania i nie przestać po odcinku pilotowym, bo dalej jest coraz lepiej. Trzeba tylko zawiesić niewiarę na kołku, bo mimo mojej wielkiej sympatii i do J. J. Abramsa (tego od "Lost"), i do założeń serialu, tak kupy to on się nie trzyma i to bardzo.
Potem pojawia się team: sympatyczna, sprawna i analityczna agentka Olivia, uśmiechnięty i konkretny agent Charlie, milczący i nieco oschły szef-agent Broyles i niespodziewany team - Walter - dawniej fantastyczny naukowiec, teraz (po kilkunastoletnim pobycie w szpitalu psychiatrycznym) wiecznie o czymś zapominający entuzjasta, eksperymentator i człowiek, który nie zawaha się przed zrobieniem sekcji, przegryzając jednocześnie pyszne ciasteczko oraz jego syn, Peter - młody człowiek o nieustalonej przeszłości, z wieloma zaletami i umiejętnością rozmowy ze swoim ojcem.
I sobie się tak serial toczy - tu Olivia współdzieli jaźń ze swoim nieżyjącym kolegą i ma jego wspomnienia, tu pojawia się człowiek widzący każdy wariant przyszłości i bawiący się w układanie klocków jak w Incredible Machines, tu włamywacze sprytną maszyną zamieniają stal w powietrze i okradają bezśladowo bank, a tam z kolei pojawia się okno do świata równoległego. I całkiem nagle okazuje się, że to wcale nie są ot, takie sobie tajemnicze i niepowiązane sprawy, tylko że obok jest prawie taki sam wszechświat jak nasz i zaczynają ze sobą kolidować.
Przede wszystkim serial jest dowcipny. Walter, ze swoją dzienną świeżością i naiwnością w postrzeganiu świata, wnosi sporo elementu rozrywkowego, nawet jeśli właśnie bada świeże zwłoki i sprawa ciut śmierdzi. Trochę pogoni, trochę malowniczych wybuchów, cała seria postaci negatywnych i takich, co to nie do końca wiadomo, czy będą sojusznikami. A całość wciąga - najpierw z zachwytem obserwowałam, jak bardzo absurdalne akcje się pojawią, potem - jak pieczołowicie zajęli się sprawą sąsiadujących ze sobą wszechświatów, przymykając oczywiście oko na słabe miejsca i niewiarygodność.
[1] Czy wszystkie "złe" korporacje muszą mieć w nazwie Dynamics? Tu jest Massive Dynamics, w "Better Off, Ted" było Veridian Dynamics, a w "Eurece" Global Dynamics?
Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 10, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 3
Łąkę (no, dwa nieskoszone pasy koniczyny i trawy) mijamy w drodze do i z placówki edukacyjnej. Maj goni motyle, jednocześnie nadając komunikat "Nie bu!", że niby nic im nie zrobi, mimo że leci w ich kierunku na sygnale. Dziś wyjaśniałam, że motyle i bąki siadają na koniczynie, bo tam jest jedzenie i tak sobie siedzą i skubią proteinki. Maj kucnął, przyjrzał się z zainteresowaniem i oświadczył "Tu nie ma tu [jedzenia]".
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek sierpnia 9, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 1
Zawsze chciałam się wytarzać w miękkim futrze przyjacielskich husky i innych alaskanów, bo dziewczyna powinna mieć jakieś marzenia. Przy okazji pikniku organizowanego w firmie TŻ lobbowałam zza kulis za wyborem Traperskiej osady, nie dość, że mają na stanie miejsce piknikowo-ogniskowe, to jeszcze organizują dla dziatwy oklepywanie koni, karmienie strusi i - czy muszę mówić, że się okrutnie ucieszyłam - tarzanie w psach.
Nie wiem, czy da się tam ot, tak zajechać i wejść do psiej zagrody i dać się polizać, obmachać ogonem czy zanurzyć się po nos w wełnistej sierści, ale może warto zadzwonić i zapytać. Chyba 8 uroczych, chociaż zgrzanych husky i 2 niesamowicie puchate alaskany rekompensują konieczność tłoczenia się na niezbyt dużym wybiegu. Strusie były dwa, trochę brudnawe, ale w ramach useless trivia dowiedziałam się, że ich powieki nie działają metodą góra-dół, a prawo-lewo (albo odwrotnie). Przyszedł też piękny młody rudy kot (ale gościnnie, bo nie jest na stanie), który za kawałek kiełbaski, a potem to już zupełnie platonicznie robił niesamowite sztuki i wykazywał się przeraźliwą tolerancją na poszarpywania i inne dość natarczywe głaskania i ciągnięcia za ogon. Są konie, ją marchewkę, ale ja za końmi specjalnie nie przepadam. Całość jest neutralna - duży pozytyw za psy, okolicę i jedzenie (pieczone ziemniaki, gzik, świeży chleb ze smalcem i kiszonym i naprawdę niezły żurek), ale warunki przechowywania zwierząt dość partyzanckie.
Jednocześnie słowo wyjaśnienia dla tych wszystkich, którzy jadą za mną. Szanowni państwo, jest sobotnie letnie popołudnie, polno-wiejskie drogi, prowadzące przez piękne wielkopolskie okoliczności - laski, chmurki, tu wioseczka, tam ruinka pałacyku, ówdzie alejka. Czy naprawdę musicie popylać swoimi audicami, beemkami, yarisami i innymi matizami 110km/h na godzinę z piskiem opon na zakrętach, żeby tylko być te 10 minut wcześniej? Przecież miło jest jechać w letnie popołudnie spokojnymi 70km/h, żeby mieć czas zobaczyć krowę, drogę na Ostrołękę, śmieszną chmurę w kształcie męskiego przyrodzenia czy wyjątkowo ładnie oświetlony kawałek pola. Wyprzedzajcie więc sobie powoli, ja się tylko pytam - czy warto się tak spieszyć?
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 7, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
bolechówko, polska
- Komentarzy: 2
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 7, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 1
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 7, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tag:
polska
- Skomentuj
Odjechać można spod Arsenału. Budynek Galerii Arsenał, brzydki, niepasujący do Starego Rynku betonowy modernistyczny klocek, jest pokazywany palcem przez turystów z dowolnego kraju, a przez lokalesów wzgardliwie pomijany wzrokiem (chyba że idą do taniej księgarni, wtedy jakoś im nie przeszkadza). Ba, nawet na facebooku jest akcja Zburzyć Arsenał, a przynajmniej go na tyle zmodernizować i ubrać, żeby nie gryzł w oko w kontekście architektury sprzed wieków. A ja Arsenał lubię. Między innymi dlatego, że - skoro i tak jest brzydki - można go użyć jako miejsce ekspozycji sztuki ulicznej. Dwa lata temu (to już dwa lata!) między budynkami zawisł Talib na monstrualnym biustonoszu z kremowej koronki, a w tym roku na potrzeby letnich imprez kulturalnych został otwarty Pasaż Kultury. Wprawdzie z peronów nie odjeżdżają pociągi ani autobusy, ale jest scena z muzyką i filmem, a ze skrzyżowania uliczek Browarnej i Ostatniej kelnerki roznoszą do stolików zimne napoje. Nie wiem tylko, dokąd prowadzi ul. Prześwit po prawej stronie.
Z dachu Arsenału można też odpłynąć "Arką" Radosława Gryty. I co, dałoby się taką łódkę zamontować na Ratuszu albo Odwachu? Pewnie nie. Więc nie ma co na Arsenał narzekać. Przynajmniej nie w tym roku. Ba, w tym roku nawet mi się uda dotrzeć na Festiwal Smaku 12 sierpnia (ciekawa tylko jestem, czy znowu przeczytam na pewnych znanych kulinarnych blogach przepiękną recenzję wydarzenia i malownicze opisy tego, co można było kupić i będę przez tydzień się zastanawiać, czy byłam w tym samym miejscu i tym samym czasie).
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 5, 2011
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto
- Komentarzy: 1