Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Oglądam

Prometheus

Uwaga - może zawierać orzeszki. Jak chcesz oglądać - nie czytaj.

Dla mnie wszystkie filmy, polegające na tym, że zabili go i uciekł, zwłaszcza w wersji "wysyłamy ekipę komandosów na rozpoznanie nieznanego"[1] należą do kategorii #4morons. Na samym początku jest taki trochę bladoniebieski człowiek o klasycznej urodzie (chociaż łysy), łyka jakiś eliksir i się rozpada, a jego resztki wpadają do oceanu. Mrożące krew w żyłach zbliżenie na DNA. To nie był jego najlepszy dzień; potem okazało się, że to motto całego filmu.

Wypasiony technicznie statek leci do galaktyki na skraju wszechświata, bo archeologowie ustalili, że tam na pewno są nasi protoplaści. Jest trochę naukowców, pani doktor (znana także z innych filmów jako Dziewczyna z Tatuażem, tylko że tu jest bez tatuażu, za to z przepaską biodrową i drugą nieco wyżej), wierny acz cyniczny android oraz właścicielka statku, która jasno wyjaśnia, że ma się jej wyjazd zwrócić. Nie ma kota. Smuteczek. Są za to linie proste, co oznacza, że nasi tu byli. Ekipa idzie w teren bez żadnego zabezpieczenia, w dość nieodpornych kombinezonach, przynajmniej mają "szczeniaczki", które prawie tak dobrze jak samochody Google'a robią trójwymiarowe mapy tuneli. Ponieważ okazuje się, że WTEM jest atmosfera, wszyscy radośnie ściągają hełmy, potem zbierają artefakty i bez żadnego zabezpieczenia niosą je na statek, zostawiając dwóch członków wyprawy samych. Dalej jest jeszcze zabawniej - zainfekowanemu panu doktorowi robal wychodzi przez źrenicę, kwas tryska na szybkę hełmu i jest po hełmie, biegają hologramy protoplastów, pani doktor WTEM jest w trzymiesięcznej ciąży i wykonuje sobie za pomocą maszyny szybką cesarkę, po czym - z brzuchem pospinanym na zszywki - biega, skacze i się turla, tylko od czasu do czasu sobie wstrzykując środek przeciwbólowy. Na samym końcu jest bardzo wzruszający moment - spada z nieba kupa żelastwa, a nieliczni już widzowie stoją i patrzą, dopiero kiedy zaczynają w nich trafiać płonące elementy, zaczynają uciekać oczywiście tylko trasą upadającego statku, nie w bok.

Złośliwości na bok, to jest bardzo ładny, świetnie zrobiony film. Statki kosmiczne niesamowite, obcy wystarczająco obrzydliwi, protoplaści należycie odlegli i niezrozumiali, efekty specjalne wysokiej klasy. Tyle że nie jestem fanką konwencji.

[1] Tak wiem, szargam cały wszechświat "Obcego". Trudno.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 26, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Woody Allen - The Document

Czterogodzinny dokument o Woodym Allenie. Opowiada o sobie sam, opowiadają o nim jego bliscy - siostra, Diane Keaton, aktorzy grający w jego filmach. Nie opowiada ani aktualna żona - Soon-Yi Previn, ani poprzednia, Mia Farrow z przyczyn oczywistych. Nic nowego, jeśli się przeczytało kilka biografii, ale bardzo przyjemnie się ogląda jako przekrój przez twórczość. Woody opowiada o pisaniu na maszynie, wycinania dobrych kawałków scenariusza za pomocą nożyczek i spinaniu za pomocą zszywacza; owszem, można to robić w komputerze, ale po co, skoro metody analogowe działają. Obejrzenie biografii na pewno zachęciło mnie do odkurzenia płyt z filmami Allena, zwłaszcza tych mniej kasowych.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 3, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


American Horror Story

Od upierdliwej sąsiadki (genialna Jessica Lange) z równie upierdliwą córką (posępną Addy z zespołem Downa), która ma zwyczaj wchodzenia do domu bez zapowiedzi, gorsi są chyba tylko martwi mieszkańcy domu, do którego się właśnie wprowadzili państwo Harmon. Dom wprawdzie piękny, elegancko umeblowany, żyrandole od Tiffany'ego, do tego okazja cenowa, ale niebawem się okaże, że stanowi punkt trasy po nawiedzonych miejscach Los Angeles. Od samego początku wiadomo, że rodzina po przejściach - mąż-terapeuta, córka - nastolatka w depresji, żona, która nie dość, że poroniła drugie dziecko, to jeszcze musi radzić sobie z mężem, który ją zdradził ze studentką - niespecjalnie dobrze poradzą sobie z naprawieniem wspólnego życia. Nie pomaga przynależna do domu gospodyni, która wprawdzie ma ponad 60 lat oraz bielmo na oku, ale panom (również puszczalskiemu doktorowi Harmonowi) pokazuje się jako 20-letnia skąpo odziana pokojówka. Mężczyzna z poparzoną twarzą (znany z Good Wife jako wesoły sędzia Abernathy albo z True Blooda jako mniej wesoły wampir Edgington), socjopatyczny nastolatek na terapii u doktora Harmona, geje-dekoratorzy wnętrz; nigdy nie wiadomo, czy nie pochodzą z przeszłości demonicznego domu.

Nie spodziewałam się, że horror podzielony na odcinki może straszyć. A jednak. Za każdym razem, kiedy ktoś wchodzi do piwnicy z duchami, na strych pełen pozostałości po niespodziewanych zejściach, czekam, żeby jednak coś wyłamało się z konwencji, żeby pojawiło się jakieś mrugnięcie okiem. Ale nie. Trup ściele się gęsto i mrozi krew w żyłach.

Ciekawa jestem drugiego sezonu, w całkiem nowym miejscu i z nowymi bohaterami (ale z aktorami z recyclingu).

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 30, 2012

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 4


Obsługiwałem angielskiego króla

Nie jestem zbyt sprawna w metaforach, a teatr to dla mnie metafora zbudowana nad tekstem. Nie umiem więc ocenić, na ile to, że przedstawienie w Teatrze Nowym mi się niesamowicie podobało, jest zasługą inscenizacji czy samego tekstu Hrabala. A podobało mi się - niesamowity rozmach przy przygotowaniu niby prostej, a jednocześnie bardzo trafnej dekoracji (stare deski, świetne użycie żaróweczek, kwiatki do wbijania w ściany, bar zorganizowany przed pierwszym rzędem[1] na widowni, przez co w zasadzie czułam się uczestnikiem[1]), ogromna i świetna obsada (Elis, Machalica, Grudziński czy Zabielski w roli cesarza Abisynii). Dynamiczna, zabawna ("Konopasek niam niam!") i zagrana z pasją sztuka; na końcu brawa przez dobre 5 minut. Warto, następna okazja w listopadzie.

"Obsługiwałem" to dialog starego Jana, skazanego za bycie milionerem przez socjalistyczny sąd, Jana, który przeżył już całe swoje życie z młodym Janem, tym, który jeszcze nie wyjechał z małego dworca pod Pragą. Historia o starciu jednostki z historią, o tym, że nawet najpiękniejsze marzenie może nie przynieść szczęścia, przyprawione czeską łagodną rezygnacją nawet w obliczu krachu świata.

[1] Mogłabym dotykać przebiegających aktorów, yay.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 22, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Tag: teatr - Skomentuj


Sherlock Holmes - Gra cieni

Kiedy w filmie gra Robert Downey Jr., to akcja, treść i wszystko inne jest nieistotne. Oczywiście, jest dość zabawny Watson, fantastyczny, nieco nieubrany Mycroft, całkiem złowieszczy Moriarty, dużo wybuchów, przebieranek i użycia nietypowej broni oraz - tak jak w poprzednim filmie - wyjaśnienie post factum, jak Sherlock robi swoje sztuczki. Ależ tak, to nie jest prawdziwy Sherlock, mimo że utrzymany w epoce. Ale jest całkiem zabawny, matriksowo-postmodernistyczny, taki Sherlock z elementami Indiany Jonesa, Jacka Sparrowa i Pepe Le Swąda.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 11, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Drive

Jak sama nazwa wskazuje, to film o jeżdżeniu. I jakkolwiek ciśnie mi się na usta, że do roli Kierowcy można było wybrać kogoś, kto posiada jakąkolwiek mimikę, to jednak nawet bez mimiki ujęła mnie rola Goslinga. Małomówny i niesamowicie spokojny, w dzień pracuje jako kaskader, w nocy odbiera z miejsca przestępstwa sprawców i ucieka z nimi przed policją, czeka 5 minut, ale jest w całości do ich dyspozycji. I idzie całkiem nieźle do momentu, kiedy nie poznaje delikatnej blondynki Irene, sąsiadki z synkiem. Działa chemia na tyle silna, że nawet kiedy mąż Irene wychodzi z więzienia, Kierowca pomaga mu w skoku, który ma pozwolić na uczciwe życie rodziny. Wiadomo, że nie pójdzie dobrze, pytanie tylko, do jakiego stopnia pójdzie źle.

Niesamowity soundtrack i świetna obsada (Ron Perlman, Bryan Cranston czy kobieta z najpiękniejszym wielkim tyłkiem, Christina Hendricks) sprawiają, że przekolorowany, pełen beznamiętnej brutalności, a jednocześnie dość jednostajny film jest wart wieczoru.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 22, 2012

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2