Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

Teneryfa - La Orotava / Icod de los Vinos

[4/6.11.2017]

Na Zachód od Puerto de la Cruz jest kilka urokliwych miasteczek - zdecydowanie warto przejechać się wzdłuż wybrzeża, żeby je po kolei odwiedzić. Tydzień to zdecydowanie za mało, więc dziś zdjęcia z dwóch - La Orotavy i Icod de Los Vinos, chociaż w planie były jeszcze Garachico i najbardziej wysunięte na zachód Punta de Teno (nie wspominając o punktach widokowych, których po drodze jest kilka - Mirador de San Pedro czy Mirador de la Corona). Do Garachico nawet wjechaliśmy, ale ze względu na makabrycznie zastawiony parking (a na parkingu warto parkować, bo miasteczko jest na skale, więc uliczki są nie dość, że wąskie, to jeszcze jednokierunkowe i nieco wbrew logice ciągle pod górę) i jęczącą młodzież, która domagała się plaży, odpuściliśmy na korzyść wcześniejszego powrotu i namoczenia się w wodzie.

La Orotava jest prześliczna - pełna filigranowych domów zdobionych drewnianymi koronkami, z drewnianymi okiennicami i charakterystyczną stolarką zdobioną rombami, z kilkoma ogrodami botanicznymi (niestety, w listopadzie nie był czynny największy - Jardínes del Marquesado de la Quinta Roja, przeszliśmy przez mniejszy La Hijuela del Botanico). Miasteczko wymaga mocnych nóg ze względu na kąt nachylenia większości ulic, ale przezornie w wielu miejscach są ławki. Parking (darmowy) można znaleźć przy jednej z bardziej znanych atrakcji - Casa de los Balcones, lokalnym muzeum etnograficznym i sklepie z pamiątkami.

Restauracje: Cafeteria Venezia - małe bistro z tapasami (i mała kawiarenka, gdzie mieli dobre frytki, ale zapomniałam adresu).

Widoki za milion euro Wulkaniczny piasek do wysypywania piaskowych dywanów / Alfombrista Casa de los Balcones (Dom z Balkonami) Liść bananowca / Z La Orotavy wszędzie daleko Ogródek - La Hijuela del Botanico Kolorowe / Ściana cmentarza Kołatka / Sklepik z pamiątkami / Kafelki Ogród botaniczny, ten zamknięty

Tuż przy Casa de los Balcones jest cmentarz - zupełnie nietypowy, z płytami nagrobnymi wmontowanymi w ściany. Schodzi się, oczywiście, z górki (to chyba ten jeden raz, kiedy zmarłym jest łatwiej, bo nie muszą wracać pod sporym kątem).

W dolinie Icod uprawia się winorośl i - jak widać - bananowce.

Plantacja bananów na wybrzeżu Zatoczka przy Garachico

Icod de los Vinos zaskoczyło mnie ulewnym deszczem - takim, że ulicami płynęła woda, a pod daszkiem kawiarni, pod którym się skryłam z resztą rodziny i przypadkowymi przechodniami, główną aktywnością właściciela było strącanie szczotką wody. Nie żeby to przeszkadzało radosnej atmosferze - ciepło, a jak pada, to przestanie, a buty wyschną. I tak sobie staliśmy aż się przejaśniło, żeby zobaczyć najstarszą na Teneryfie dracenę, El Drago (Drago Milenario) - Smocze Drzewo. Można bezpłatnie popatrzeć z tarasu obok Casa el Drago, można wejść do parku poniżej (wstęp kosztuje kilka euro). Nie weszliśmy do motylarni (Mariposario del Drago), bo nieco zmokliśmy i wszyscy domagali się kawy i/albo ciasteczka, co pozyskaliśmy w pobliskiej kawiarni, której - oczywiście - aktualnie nie mogę zlokalizować.

Drago millenialis Padało

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 6, 2017

Link permanentny - Tagi: teneryfa, wyspy-kanaryjskie, icod-de-los-vinos, la-orotava, hiszpania - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Teneryfa - Obserwatorium Astronomiczne

Przy okazji teneryfskiego must-have (czyli wulkanu Teide, o czym niebawem) warto spędzić trochę czasu na zwiedzaniu jednego z trzech najlepszych na świecie Obserwatorium Astrofizycznego, które - ze względu na dobre warunki pogodowe - znajduje się właśnie na zboczu Teide, w obszarze Izaña.

Proza - bilety do Obserwatorium (i nie tylko, bo również na kolejkę na Teide i różne inne aktywności) warto wyklikać na stronie Volcano Teide Experience. Warto, bo limit odwiedzających jest niewielki w ramach grupy językowej (do wyboru angielski, niemiecki i hiszpański), zwłaszcza poza sezonem i restrykcyjnie należy przybyć na określoną godzinę. W różnych serwisach podróżniczych można znaleźć działające kody zniżkowe (np. skorzystałam z 10% kodu wyspy-szczesliwe10). Ponieważ Obserwatorium jest zlokalizowane na wysokości 2390 m n.p.m., bez względu na pogodę “na dole” na wybrzeżu, trzeba się zaopatrzyć w coś cieplejszego i nieprzewiewnego, bo może w słoneczny dzień nie jest aż tak zimno jak na samym Teide, ale tak samo wieje. Oraz w okulary przeciwsłoneczne i krem, bo tak jak na Teide, słońce operuje bez ostrzeżenia.

Dalej to już wzrokowa poezja - sama droga do Obserwatorium jest przepiękna - kręta, wznosząca się ostrymi zakosami przez chmury, czasem tuż przy krawędzi stromo opadającego zbocza. Są dwie możliwości - albo są chmury i nie widać nic, bo jedzie się w chmurach, albo są chmury i zza nich widać coś i to coś jest obłędne. Są pobocza, są punkty widokowe (niestety na niektórych drzewa na tyle pozarastały, że nawet jak chmury pozwalały coś zobaczyć, to drzewa już niekoniecznie); autokary jadące na i z Teide ostrzegawczo trąbią. Ponieważ jestem z natury Filifionką, martwiłam się, że się spóźnimy i pewnie po części z tego powodu, a po części z powodu ostrych zakrętów i raptownych zmian wysokości po drodze w górę rozbolał mnie brzuch. Nie spóźniliśmy się, z powrotem już się tak nie stresowałam.

Wycieczka po obiektach Obserwatorium zajmuje ok. 2 godzin (łącznie z oczekiwaniem na wjazd). Marsjański krajobraz (jeśli Mars byłby porośnięty porostami i krzakami, oczywiście), konsekwentnie białe budynki (w celu odbicia promieni słonecznych i nie nagrzewania powierzchni) i bardzo sympatyczny przewodnik. Trochę historii przedsięwzięcia, trochę logistyki i wielkich liczb, bardzo ciekawa prezentacja o specyfice i narzędziach pracy astronoma (dla dzieciaków hitem była prezentacja kamery termowizyjnej), można popatrzeć przez mocny filtr na słońce (chociaż mieliśmy dość kapryśną pogodę i mimo że zwykle Obserwatorium jest nad pasem chmur, tego dnia czasem nie było wiele widać). Można fotografować wszędzie tam, gdzie można wejść.

Wszystko za mgłą / Rzut oka w niskie zarośla / Nie ma mgły IAC / Zawiało, znowu mgła Oryginalna wielkość luster Gran Telescopio Canarias (GTC) / Schemat Teleskop automatyczny Kopuła teleskopu / Ziemia, taka malutka Teide w chmurach Zasłania i mgła, i drzewa / Nic nie zasłania Teide / Urwisko Jeden z zakrętów

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 6, 2017

Link permanentny - Tagi: teneryfa, teide, hiszpania, wyspy-kanaryjskie - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Skomentuj


Teneryfa - Las Teresitas

Na Teneryfie przeważają czarne plaże wulkaniczne. Piasek nie brudzi (oraz, jak się okazało post factum, reaguje na magnes), ale mimo wszystko jest takie wzrokowe poczucie, że plaża jest "brudna". Więc jeśli nie chcecie na taką plażę, bo Was boli w estetykę, to warto pojechać na plażę Las Teresitas w miejscowości San Andrés (jakieś 7 km od centrum Santa Cruz). Plaża wprawdzie jest sztuczna, zasilona piaskiem przywiezionym w latach 70. z Sahary, ale nie bez powodu uważana jest za najładniejszą piaszczystą plażę Teneryfy. Pewnie w sezonie jest ciasno, w listopadzie - bardzo przyzwoicie, może ludzi odstraszały okazjonalne chmury, z których okazjonalnie kropił ciepły deszcz, mnie bynajmniej nie. I jakby to była sama plaża, to można by wzruszyć ramionami i pójść dalej, ale. Patrzysz w jedną stronę - turkusowa woda z pianką, a kawałek dalej platformy wiertnicze, wielce urokliwe (następnym razem poszukam biletów na platformę). Patrzysz w drugą stronę - najpierw palmy, chwilę dalej klify, na które się wjeżdża (o czym za moment). W trzecią stronę - marina z łódeczkami, tęczowy mostek i kolorowe miasteczko na skale.

Jak już się człowiek namoczy i przekąsi (o czym za kolejny moment), można podjechać pod stroną górkę w stronę miejscowości Igueste de San Andrés do punktu widokowego Mirador de Las Teresitas, skąd można zasilić instagram malowniczymi pocztówkami z podróży albo spojrzeć w drugą stronę na czarną plażę Las Gaviotas. Na górze są resztki budynków (nieudana inwestycja?), bogato ozdobione graffiti (polecam z zewnątrz) i niestety mocno woniejące uryną w środku (czego nie polecam). Dalej tą drogą jedzie się w cudowne doliny, przez które można dojechać w góry Anaga, o czym w kolejnej notce.

Plaża nie dość, że ma bezpłatny parking, toalety i prysznice, ma jakieś małe punkty gastronomiczne oraz bardzo przyjemny bar rybny, prowadzony przez lokalną Spółdzielnię Rybacką (Cofradía de Pescadores de San Andrés). Świeża ryba, pieczone ziemniaki (papas arrugadas) z lokalnymi sosami (mojo rojo, ulubiony TŻ i mojo verde, mój ulubiony), czysta cerata na stołach i - dla mniej wrażliwych - spotkanie ze swoim posiłkiem przed usmażeniem.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 5, 2017

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: hiszpania, teneryfa, las-teresitas, wyspy-kanaryjskie - Skomentuj


Wielkopolska w (jesienny) weekend - Łęczyca

[29.10.2017]

Michelle zdradziła mi, że tuż za Luboniem, w miejscowości o dźwięcznej nazwie Łęczyca (ale nie tej od słynnego diabła) można się pod koniec października wytarzać w ogromnej ilości dyń dowolnego kształtu i koloru, niektóre nawet jadalne. Poznań-style pro-tip: 1 zł za kilogram, za ozdobne 2-3 zł. W tym roku się pewnie nie przyda, ale za rok - polecam.

Adres: Łęczyca, Poznańska 39. Dodatkowo strona na FB.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 29, 2017

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: polska, leczyca - Skomentuj


Przez Kobylniki do Włocławka

[23.09.2017]

Kobylniki zwykle są przystankiem w połowie drogi, tak na rozprostowanie nóg. Może kiedyś wejdę do środka, na razie zawsze trafiam na jakąś imprezę zamkniętą albo przygotowania do.

Poprzednia wizyta tutaj.

Do Włocławka wyjątkowo jechałam tym razem też na ślub A., współpracowniczki TŻ. A. ofiarnie wytłumaczyła mi, jak trafić do kościoła, który był moim kościołem parafialnym[1]; dwie przecznice od domu, w którym spędziłam pierwsze kilkanaście lat mojego życia. Ślub uroczy, choć wrześniowy dzień zimny; ze względu na obfitość kasztanów tylko rozsądek zakazał mi sugestii, że może parę na dobry początek by obrzucić. Rozbawiła mnie rozmowa z żoną jednego z gości ślubnych, której wyjaśniłam, że w zasadzie niczego z tego, co właśnie oglądamy, za "moich czasów" nie było. Niby bez zmian - na ulicy te same drzewa, w parku Łokietka asfalt popękany jak lata temu, górka wprawdzie mniejsza, ale to może ja urosłam, natomiast kościół raczej świeży[1], pomnik obok ma raptem kilkanaście lat, a tuż za parkiem WTEM pojawił się prawdziwie zabytkowy pałac o niespełna 10-letniej historii. Przy okazji wizyty we Włocławku polecam, zwłaszcza jak kto docenia kontrasty estetyczne.

Park Łokietka. W tle Pałac Bursztynowy, nowy zabytek Pałac Bursztynowy Plac Wolności, na wprost DH Kujawiak Po prawej pomnik, niegdyś Żołnierzy Polskich i Radzieckich, dziś Żołnierza Polskiego[2]

GALERIA ZDJĘĆ.

[1] To znaczy nie był, bo wtedy się chodziło do innego, a ten obecny się dopiero budował. Ale tak, wiedziałam, gdzie iść.

[2] Kolejna świeżynka - kiedyś pomnik miał na ścianach ludyczne płaskorzeźby z damą dzielącą się z żołnierzem zasobami z koszyka i inne, co to już ich nie pamiętam, dzisiaj - skromną okładzinę, że niby nic pod spodem nie ma.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 23, 2017

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: kobylniki, polska, wloclawek - Komentarzy: 2


Wielkopolska w weekend - Tuczno

Pierwszy raz na zamku w Tucznie byłam (i nocowałam na poddaszu) 13 lat temu, w 2004 roku. I wyobraźcie sobie, nie miałam wtedy aparatu fotograficznego. Nawet w telefonie, który zamiast aparatu (i setki innych rzeczy) posiadał antenkę i można było z niego dzwonić. Wracając do zamku, odbywała się w nim wtedy firmowa impreza integracyjna, największą atrakcją okazały się fajerwerki w okolicach północy; dawno nie widziałam ludzi tak ambiwalentnie rozdartych między urokiem światełek i wybuchów a smutkiem zrozumienia, że właśnie w powietrze idzie ich premia.

Tym razem do Tuczna zabraliśmy rodzinę TŻ, bo mają blisko. Piękna jesień, kasztany, słoneczne popołudnie. Zamek wyglądał, jakby się w ogóle nie zmienił.

Rozchodnik i motyle z ogródka babci I. Trzcianka, jezioro Sarcz Tuczno - Zamek Wedlów Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Tucznie

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 16, 2017

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: trzcianka, tuczno, polska - Komentarzy: 2