Więcej o
teneryfa
To notka podyktowana w zasadzie już tylko przedwiosenną tęsknotą za ciepłem i kolorem, niczym więcej. Ale ponieważ czasem pojawiają się pytania, poniżej kilka porad związanych z Teneryfą (oczywiście absolutnie anegdotycznych i subiektywnych).
Jak dolecieć: tu niestety mogę udzielić odpowiedzi wymijającej, bo ze względu na brak czasu na szukanie okazji poszłam do biura podróży i kupiłam wyjazd w pakiecie z hotelem. Według szybkiego wyszukiwania w sieci - z wielu lotnisk (Pyrzowice, Modlin, Balice, Berlin-Schoenefeld) latają tanie linie, można optymalizować koszt zwłaszcza poza sezonem.
Mywalit - guilty pleasure TŻ-a / Poznań wita
Drogi na wyspie, chociaż kręte, często absurdalnie pod górę i wąskie, nie są niebezpieczne. Kierowcy przestrzegają ograniczeń, na mijankach grzecznie przepuszczają, podczas 5 dni, kiedy jeździliśmy po wyspie, nie trafiliśmy na żadną niebezpieczną sytuację. Oczywiście nie jest bardzo komfortowo, jak droga wspina się pod ostrym kątem, a moc silnika niewielka; podobnie jeśli kończy się benzyna, a do najbliższej stacji może być spory kawałek. Samochód wypożyczyliśmy w hotelu (mieszkaliśmy w małej miejscowości, a ze względu na terminy, chcieliśmy wypożyczyć auto w sobotę, a okazało się, że lokalna wypożyczalnia jest zamknięta, bo w listopadzie niesezon), ceny przyzwoite (taniej niż w sezonie na Sycylii).
Hotel - mieszkałam w La Quinta Park Suites w małej miejscowości Santa Ursula. Wprawdzie najbliższa plaża była 8 km dalej, w Puerto de la Cruz, ale na terenie hotelu jest basen i spa, do tego cisza i świetne jedzenie (nie polecam opcji "śniadanie + obiadokolacja", mimo robienia sporych tras wróciłam 2 kg cięższa, spisek).
Co warto przywieźć?
- Sosy mojo rojo (czerwony, z ostrą papryczką) i mojo verde (zielony łagodny, z kolendrą i pietruszką) - dostępne w chyba każdym markecie (nie tylko w okolicach turystycznych) w dwupaku za niewielkie pieniądze.
- egzotyczne dżemy i chutneye - z papryki (z cynamonem i goździkami), z kaktusa, z banana (z cynamonem i rumem) czy z papai i pomarańczy.
Jeśli nie chcecie ryzykować nadbagażu, można dostać przetwory w małych słoiczkach 100 ml (da się przewieźć w podręcznym).
- Savia de Palma - miód palmowy/syrop palmowy, płynny, gęsty słodki syrop, pozyskiwany z lokalnych palm.
- likier z drzewa smoczego (drag's liquer) - niskoprocentowy napój alkoholowy (20%) z draceny; największy wybór w sklepie przy Draco Milenario w Icod de los Vinos.
- lokalne wina - tu nie sugeruję konkretnych, bo wypiliśmy kilka na miejscu, nie przywieźliśmy do domu. Warto pytać nawet w mniejszych sklepach.
Widok na dolinę z tarasu hotelu
Bungalowy z trasą do minigolfa, zagłębie kotów i jaszczurek
Widok na zatokę, niestety bez zejścia do plaży
Przyjazny lokales
Zwinna jaszczurka / Ogródki przy bungalowach
GALERIA ZDJĘĆ (lot i hotel).
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 19, 2018
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
teneryfa, wyspy-kanaryjskie, santa-ursula, hiszpania
- Komentarzy: 2
Ja wiem, że Kanary to przede wszystkim plaże i ciepło, ale chociażby tylko dla możliwości spojrzenia z góry na chmury, kłębiące się poniżej wulkanu, warto wjechać na Teide.
Nie opowiem, jak to zrobić, żeby dostać się na sam czubek, bo to opcja wymagająca pozwolenia i/lub nocowania w schronisku, a ja - oczywiste - jestem na to za leniwa, ale mam znajomych, co owszem. Wybrałam opcję wjechania samochodem pod stację kolejki linowej, wjazd kolejką i krótki spacer w górę (w moim przypadku bardzo krótki, o czym za moment). Co warto zrobić, to kupić bilety on-line przed wjazdem - teoretycznie kupuje się je na określoną godzinę, ale w razie czego można je prawie do samego końca przełożyć na później; dodatkowo, system rezerwacyjny informuje mailem o tym, że konkretnego dnia kolejka nie jeździ z powodu kiepskich warunków atmosferycznych i pozwala na zmianę terminu w ramach wolnych miejsc. Bilety - tak jak do Obserwatorium - kupowałam na stronie www.volcanoteide.com; są różne opcje (sam wjazd, przewodnik, wjazd połączony z wizytą w Obserwatorium) oraz warto poszukać kodów (aktualnie działa "wyspy-szczesliwe10" na 10% zniżki).
Po drodze na Teide są dwa parkingi, oba bezpłatne - jeden niżej, mniejszy, na jakieś kilkadziesiąt samochodów, można zaparkować i wejść do stacji kolejki po stromiźnie (co zapewne nie zajmuje kwadransa, ale to już jak kto lubi), drugi większy tuż przy stacji kolejki, oba bywają zatłoczone, ale jest dość płynny ruch i miejsce się znajduje (oczywiście jak się ma bilety i za 5 minut upływa termin, to bywa gorąco). Wszędzie wiszą ostrzeżenia, że na górnej stacji (wjazd z 2356 na 3555 m n.p.m.) temperatura spada drastycznie, a odczuwalna bywa poniżej 0. Czy sprawia to, że ludzie nie wjeżdżają w sandałach lub w odzieży bez rękawów? Ależ. Sam wagonik ma ładowność 44 osoby i zwykle tyle wjeżdża, więc aż do wyjścia ze stacji jest w miarę ciepło, ale potem już zdecydowanie nie. Jak wyżej już przeczytaliście, nie weszłam zbyt wysoko, chociaż ze stacji można iść w górę jakieś kilkaset metrów. Nie ze względu na zimno (chociaż wiało upiornie i grabiały palce podczas robienie zdjęć), ale ze względu na ciśnienie - wysokość odczuwałam głównie w zatokach szczękowych, co dało taki efekt, jakby bolały mnie wszystkie zęby z tyłu szczęki. Nie polecam. Nawet jak o tym teraz piszę, to mnie boli!
Sam wulkan to kupa kamieni, ale jak się patrzy w dół - jest przepięknie. Zbocza są porośnięte zielono i rudo, są kaktusy i krzewinki. I chmury. Wtem świat u stóp i wiadomo, że to bzdura, że chmury są zrobione z pary wodnej, a nie z waty cukrowej.
Tędy pieszo na Teide
Krajobraz marsjański / Dojazd przez lasek / Kolorowe przy drodze
Można wejść trochę wyżej niż stacja kolejki
Wagon w paśniku / Przy podporze się gwałtownie kołysze
Parking pod dolną stacją
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa listopada 8, 2017
Link permanentny -
Tagi:
teneryfa, wyspy-kanaryjskie, hiszpania, teide -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Skomentuj
Mówi się, że na Teneryfie jest jednocześnie kilka stref klimatycznych; od zimy w górach, wiosny w lasach do lata w zachodnich zatokach. Okolice Acantilados de los Gigantes, klifów na zachodnim wybrzeżu, to miejsce bardzo ciepłe, z temperaturą dochodzącą do 30 stopni (kiedy na północy jest raczej koło 23-25). Oczywiście nie tylko dla temperatury warto na klify, ale dla widoków. Nie darmo klify zwane są Los Gigantes - olbrzymie masywy skalne mają wysokość do 600 m n.p.m. Jedzie się oczywiście przez kręte górskie drogi i - jak zawsze - jest kilka sposobów, żeby dotrzeć. Najbardziej wytrzymali podróżnicy mogą dojechać do wioski Masca najbardziej stromymi drogami na wyspie (a znam takich, co jeżdżą tam rowerami i to jest dopiero konkretny hardcore), przejść kilka kilometrów wąwozem do plaży Masca, na którą zawija raz na jakiś statek i zabrać się na wycieczkę w celu podziwiania klifów i delfinów (przy czym klify są zawsze, a delfiny - niekoniecznie). Można oczywiście wersję bardziej leniwą i dojechać bezpośrednio do miasteczka Acantilados de los Gigantes, gdzie da się zjeść bardzo przyzwoity obiad (i już po tym, jak się wysilało swoją kulawą hiszpańszczyznę przez pół godziny, dowiedzieć się, że obsługiwał kelner-Polak, pozdrawiam). Wszystkie drogi prowadzą do portu (albo na pobliską czarną, malutką plażę Los Guios, poza sezonem niespecjalnie tłoczną, w sezonie pewnie i owszem). W porcie pełna oferta z różnymi opcjami - wycieczka w morze od godziny do kilku (z posiłkiem) czy podwózka wspomnianą na plażę Masca i trekking wąwozem. Nie kosztuje to jakichś dramatycznych pieniędzy - najtańsze rejsy łodzią motorową kosztują koło 10 euro.
Widok na klify z wody, zwłaszcza w świetle zachodzącego słońca, jest wart wszystkich pieniędzy. Na północy przy dobrej widoczności widać La Gomerę i półwysep Teno. Szybka łódka też dostarcza dodatkowych atrakcji, zwłaszcza kawalersko prowadzona z rozpryskiem. Niestety, Maj doznał srogiego rozczarowania, bo klify klifami, ale ani delfinów, ani waleni nie było. Następnym razem.
GALERIA ZDJĘĆ.
Restauracja: Paraiso Del Sol, Av. Jose Gonzalez Forte 4.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 7, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
hiszpania, teneryfa, wyspy-kanaryjskie, los-gigantes
- Skomentuj
[4/6.11.2017]
Na Zachód od Puerto de la Cruz jest kilka urokliwych miasteczek - zdecydowanie warto przejechać się wzdłuż wybrzeża, żeby je po kolei odwiedzić. Tydzień to zdecydowanie za mało, więc dziś zdjęcia z dwóch - La Orotavy i Icod de Los Vinos, chociaż w planie były jeszcze Garachico i najbardziej wysunięte na zachód Punta de Teno (nie wspominając o punktach widokowych, których po drodze jest kilka - Mirador de San Pedro czy Mirador de la Corona). Do Garachico nawet wjechaliśmy, ale ze względu na makabrycznie zastawiony parking (a na parkingu warto parkować, bo miasteczko jest na skale, więc uliczki są nie dość, że wąskie, to jeszcze jednokierunkowe i nieco wbrew logice ciągle pod górę) i jęczącą młodzież, która domagała się plaży, odpuściliśmy na korzyść wcześniejszego powrotu i namoczenia się w wodzie.
La Orotava jest prześliczna - pełna filigranowych domów zdobionych drewnianymi koronkami, z drewnianymi okiennicami i charakterystyczną stolarką zdobioną rombami, z kilkoma ogrodami botanicznymi (niestety, w listopadzie nie był czynny największy - Jardínes del Marquesado de la Quinta Roja, przeszliśmy przez mniejszy La Hijuela del Botanico). Miasteczko wymaga mocnych nóg ze względu na kąt nachylenia większości ulic, ale przezornie w wielu miejscach są ławki. Parking (darmowy) można znaleźć przy jednej z bardziej znanych atrakcji - Casa de los Balcones, lokalnym muzeum etnograficznym i sklepie z pamiątkami.
Restauracje: Cafeteria Venezia - małe bistro z tapasami (i mała kawiarenka, gdzie mieli dobre frytki, ale zapomniałam adresu).
Widoki za milion euro
Wulkaniczny piasek do wysypywania piaskowych dywanów / Alfombrista
Casa de los Balcones (Dom z Balkonami)
Liść bananowca / Z La Orotavy wszędzie daleko
Ogródek - La Hijuela del Botanico
Kolorowe / Ściana cmentarza
Kołatka / Sklepik z pamiątkami / Kafelki
Ogród botaniczny, ten zamknięty
Tuż przy Casa de los Balcones jest cmentarz - zupełnie nietypowy, z płytami nagrobnymi wmontowanymi w ściany. Schodzi się, oczywiście, z górki (to chyba ten jeden raz, kiedy zmarłym jest łatwiej, bo nie muszą wracać pod sporym kątem).
W dolinie Icod uprawia się winorośl i - jak widać - bananowce.
Plantacja bananów na wybrzeżu
Zatoczka przy Garachico
Icod de los Vinos zaskoczyło mnie ulewnym deszczem - takim, że ulicami płynęła woda, a pod daszkiem kawiarni, pod którym się skryłam z resztą rodziny i przypadkowymi przechodniami, główną aktywnością właściciela było strącanie szczotką wody. Nie żeby to przeszkadzało radosnej atmosferze - ciepło, a jak pada, to przestanie, a buty wyschną. I tak sobie staliśmy aż się przejaśniło, żeby zobaczyć najstarszą na Teneryfie dracenę, El Drago (Drago Milenario) - Smocze Drzewo. Można bezpłatnie popatrzeć z tarasu obok Casa el Drago, można wejść do parku poniżej (wstęp kosztuje kilka euro). Nie weszliśmy do motylarni (Mariposario del Drago), bo nieco zmokliśmy i wszyscy domagali się kawy i/albo ciasteczka, co pozyskaliśmy w pobliskiej kawiarni, której - oczywiście - aktualnie nie mogę zlokalizować.
Drago millenialis
Padało
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 6, 2017
Link permanentny -
Tagi:
teneryfa, wyspy-kanaryjskie, icod-de-los-vinos, la-orotava, hiszpania -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+
- Skomentuj
Jak obiecałam, z Las Teresitas można pojechać w te zachęcające górki drogą TF-12. Jak to na Kanarach, drogi są bardziej niż przyzwoite, z licznymi zatoczkami i punktami widokowymi, oddzielone betonowymi bloczkami od przepaści (co oczywiście nie oznacza, że nie mam wizji malowniczego upadku ze zbocza, znacie mnie). Ponieważ serpetynkami wjeżdża się całkiem wysoko, mgła ściele się po asfalcie, a widoczność bywa ograniczona; jeśli nie ma mgły, widoki są zjawiskowe.
Góry Anaga to trzeciorzędowy, unikalny w skali światowej (inne zachowały się na La Gomerze i El Hierro) las laurowy, zupełnie inny od europejskich lasów. Pachnący, wilgotny, ciemnozielony. Z punktu informacyjnego przy Cruz Del Carmen prowadzą w głąb lasu trzy trasy, zwane Sendero de Sentidos (Szlak Zmysłów) o różnym stopniu trudności: pierwszy ma długość 340 m i wyłożony jest drewnem, po którym można jechać wózkiem; drugi - nieco dłuższy (544 m) to przejście leśnymi drogami, z których kiedyś korzystali mieszkańcy); trzeci (1270 m) ma około 100 m różnicy wysokości (i to czuć, zwłaszcza że całość szlaku jest na sporej wysokości) prowadzi do punktu widokowego Mirador del Llano de Los Loros, z którego jednak niespecjalnie coś widać, bo jest zarośnięty oraz chmury. Na trasie są ustawione instrukcje, sugerujące, którym zmysłem (zapach, wzrok, słuch, dotyk) najlepiej las odbierać. Teoretycznie w punkcie informacyjnym są darmowe mapy, niestety poza sezonem punkt czynny jest do 16 (co oznacza też brak dostępu do toalety, na szczęście opodal jest mała restauracja).
Zdecydowanie warto na spokojny spacer z dzieckiem, zwłaszcza w upalny dzień - w lesie zwykle jest chłodno. Może nie był to najciekawszy punkt na Teneryfie, ale w połączeniu z Las Teresitas - jeden z przyjemniejszych dni.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 5, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
teneryfa, wyspy-kanaryjskie, anaga, hiszpania
- Skomentuj
Na Teneryfie przeważają czarne plaże wulkaniczne. Piasek nie brudzi (oraz, jak się okazało post factum, reaguje na magnes), ale mimo wszystko jest takie wzrokowe poczucie, że plaża jest "brudna". Więc jeśli nie chcecie na taką plażę, bo Was boli w estetykę, to warto pojechać na plażę Las Teresitas w miejscowości San Andrés (jakieś 7 km od centrum Santa Cruz). Plaża wprawdzie jest sztuczna, zasilona piaskiem przywiezionym w latach 70. z Sahary, ale nie bez powodu uważana jest za najładniejszą piaszczystą plażę Teneryfy. Pewnie w sezonie jest ciasno, w listopadzie - bardzo przyzwoicie, może ludzi odstraszały okazjonalne chmury, z których okazjonalnie kropił ciepły deszcz, mnie bynajmniej nie. I jakby to była sama plaża, to można by wzruszyć ramionami i pójść dalej, ale. Patrzysz w jedną stronę - turkusowa woda z pianką, a kawałek dalej platformy wiertnicze, wielce urokliwe (następnym razem poszukam biletów na platformę). Patrzysz w drugą stronę - najpierw palmy, chwilę dalej klify, na które się wjeżdża (o czym za moment). W trzecią stronę - marina z łódeczkami, tęczowy mostek i kolorowe miasteczko na skale.
Jak już się człowiek namoczy i przekąsi (o czym za kolejny moment), można podjechać pod stroną górkę w stronę miejscowości Igueste de San Andrés do punktu widokowego Mirador de Las Teresitas, skąd można zasilić instagram malowniczymi pocztówkami z podróży albo spojrzeć w drugą stronę na czarną plażę Las Gaviotas. Na górze są resztki budynków (nieudana inwestycja?), bogato ozdobione graffiti (polecam z zewnątrz) i niestety mocno woniejące uryną w środku (czego nie polecam). Dalej tą drogą jedzie się w cudowne doliny, przez które można dojechać w góry Anaga, o czym w kolejnej notce.
Plaża nie dość, że ma bezpłatny parking, toalety i prysznice, ma jakieś małe punkty gastronomiczne oraz bardzo przyjemny bar rybny, prowadzony przez lokalną Spółdzielnię Rybacką (Cofradía de Pescadores de San Andrés). Świeża ryba, pieczone ziemniaki (papas arrugadas) z lokalnymi sosami (mojo rojo, ulubiony TŻ i mojo verde, mój ulubiony), czysta cerata na stołach i - dla mniej wrażliwych - spotkanie ze swoim posiłkiem przed usmażeniem.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 5, 2017
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
hiszpania, teneryfa, las-teresitas, wyspy-kanaryjskie
- Skomentuj