Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Fotografia+

W zaułku na Garncarskiej

Trochę mi smutno, bo lubiłam "Sól i Pieprz" bardzo. Ale tylko trochę, bo turecka knajpka "Marmaris" w tym samym miejscu podoba mi się nader. Bo pisząc "turecka" mam na myśli nie jakąś popierdółkę, co ma kebab i surówkę z wiadra, a knajpkę, w której siedzą mieszkańcy Turcji (oglądają mecz w telewizji), takąż obsługę i menu. Bardzo mięsnie, świeże warzywa, jogurt, mocne, dobrze przyprawione smaki. Na piętrze został jeszcze taki bardziej wykwintny wystrój po "Soli i Pieprzu", ale jest prościej i bardziej zwyczajnie. W ogródku mnóstwo kamyczków, które można wrzucać do wazonów i doniczek, bluszcze i winobluszcze, a nad głową nieregularne kontury dachów kamienic. Wadą może być turecka muzyka disco, natomiast dla mnie rekomendacją była obecność właściciela(?) nie istniejącej już Lokanty, serwującej niegdyś kuchnię turecką i otomańską w Starym Browarze.

I wprawdzie wstydzę się za moje miasto za wtopę z budową fontanny na placu Wolności, która jak na razie emituje jedynie ogrodzenie, ale dodaję 10 punktów do fajności za umieszczenie takiej bardziej tymczasowej kurtyny wodnej. Wkurzona mina nastoletniej dziewczyny, która nie bardzo wie, czy się cieszyć, czy zrobić srogą awanturę za to, że ją chłopak na siłę w tę wodę wrzucił i wprawdzie nie jest jej gorąco, ale jest mokra, nie zmienia się od kiedy pamiętam.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 5, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Follow the rainbow

A nie jest to łatwe, nawet jak tęcza pojawi się w kuchni. Lubię swoją kuchnię za to, że po południu latem zaczyna się wyzłacać. Wpada słońce i nie bierze zakładników. Dziś przeszło przez dzbanek i rzuciło na podłogę tęczę. Próbował ją bezskutecznie zeskrobać kot Szarszyk, który jest kotem metodycznym i byle światełko nie będzie mu zalegać. Przez chwilę, podążając w górę promienia, czułam, jakbym była na Manhattanie i polowała na Manhattanhenge.

Trudno jeszcze Majowi zgrokować widzenie tęczy. Burzę już polubiła, grzmoty i krople uderzające w zakurzony asfalt. Wieczory jeszcze ma krótkie i nie dociera do niej późny zapach oliwnika, ale zdarza się już, że siedzimy razem na fotelu i patrzymy w świat, czasem milcząc. A czasem nie. I już za chwilę, za moment zaczniemy dialog bardziej skomplikowany od "nie dzidzia bam nie dzidzia ćśćś kokka nie dzidzia".

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 13


Po deszczu pachnie oliwnik

A ja kompulsywnie zjadam wafle ryżowe. Nie mam truskawek. Bo zjadłam, a nowych nie kupiłam, bo jak poszłam do sklepu, to było zamknięte i wisiała karteczka, że przez kwadrans nieczynne, bo jest dostawa lodów. I tak się zastanawiam, czy Majut walący w drzwi i krzyczący gromko "NIE BA! NIE BA!" im w tej, hehe, dostawie nie przeszkodził.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 1, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 1


21 maja (3): Pałacowa spiżarnia

EDIT: Właściciele/pracownicy restauracji ukradli zdjęcia z tej notki i użyli w celu komercyjnym. Niestety, nie mieli na tyle odwagi, żeby sprawę wyjaśnić. Dla mnie to znak, że miejsce trzeba omijać, ja w każdym razie nie wydam tam już nawet złotówki.

Przemile mnie zaskoczyło, że na skraju miasta, w odległości spacerowej tuż obok mojej wsi, nagle pojawiła się restauracja w jednej ze starych, podobno prawie stuletnich, willi. Restauracja okazała się być poznańską filią pałacu w Popowie Starym. Kuchnia staropolska - świetny żurek, do jarskich gołąbków podchodziłam z niejaką obawą, ale były bardzo dobre, klimatyczne wnętrza i przyjazna obsługa (co nie jest oczywistością, bo na przykład w jednej z restauracji kelnerka(?) jest nieustająco zirytowana tym, że ktoś przychodzi zjeść i nie jest to jednostkowa obserwacja). Dodatkowo duży ogród i taras, gdzie można jeść i wybiegać nieletnią.

Chyba się pospieszę z wizytą w pałacu, bo w przyszłym roku ma go zaanektować UEFA. Kto wie, co po nich zostanie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 28, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Oczko

Pierwszy poległ budzik. Po którymś razie, kiedy lotem parabolicznym spadł z szafki, zamiast budzika zaczęliśmy używać TŻ-owej komórki, która emituje sielskie dzwoneczki i ptaszki. W celu łagodzenia obyczajów o poranku.

TŻ przyniósł mleko koło 6 rano. Potem już nie usnęłam, bo wierciła się, pokasływała, oddychała przez usta, mimo że nie miała zatkanego nosa, podnosiła się, siadała i kładła się ponownie, wszystko przez sen. Rosła mi irytacja, chowałam się pod kołdrą, usiłując odizolować od aktywności. Głaskałam małe plecki, obejmowałam, żeby jeszcze chwilę pospała ona, a może i ja. I zadzwonił budzik. Błyskawiczny uśmiech, szybszy niż z torebki znanej firmy od glutaminianu sodu i siad do pełnego wyprostu. Porozumiewawcze spojrzenie i wyjaśnienie, że "śś-śś" (ptaki, nie wiem, skąd ta onomatopeja). Zrobiło mój dzień.

21 miesięcy. Rok i 3/4.


Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 26, 2011

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+ - Komentarzy: 2