Więcej o
Czytam
Bardzo lubię blogi podróżnicze. Niekoniecznie handlowo-przewodnikowe, gdzie znajdują się listy knajp, sklepów i wyliczenia, co warto kupić i za ile, ale takie bardziej osobiste - z czym kojarzy się fontanna na placyku w wiosce, jak smakują ciasteczka w cukierni tu i tu, czemu balkony są tak skonstruowane, a nie inaczej, kto mieszkał na tej ulicy, czy że przychodzą koty pożebrać o kurczaka.
Tak mniej więcej wygląda "Rok w podróży". Amerykanka z Georgii, mieszkająca przez sporą część roku w Toskanii we Włoszech, robi współcześnie rundkę po krajach Europy (2005). Nie jest to historia Standardowej Amerykanki(TM), która przyjechała do Europy i dziwi się każdemu szczegółowi, ale pełna zachwytu opowieść literatki, fascynatki kuchni i kultury, obserwującej dziedzictwo wieków. Krótka podróż po Hiszpanii zawierała m.in. wizytę w Granadzie, gdzie można przejść śladami Federico Garcii Lorki, co było dość inspirującym tematem. Znacznie gorzej wypadło zwiedzanie Burgundii śladami Colette, bogato okraszone opisami z jej książek czy licznie ocytatowana jakimiś romantycznymi dziełami wyprawa do Taorminy, zyskująca znacznie na opuszczaniu cytatów. Poza tym rzut oka na Portugalię, Fez, Neapol, Istambuł, rejs po Morzu Śródziemnym i zwiedzanie okolicznych wysp, angielskie wiejskie ogrody, Szkocja z przyjaciółmi w wynajętym domu. Dużo miejsc trafiło na moją wirtualną listę "to visit", w wielu miejscach czytając uśmiechałam się pod nosem, bo miewałam podobne doświadczenia.
Książka zupełnie bez żadnych dodatkowych wątków fabularnych poza krótkimi historiami związanymi z pobytami w różnych miejscach i poznanymi tam ludźmi. Sporo skojarzeń i wspomnień z życia i poprzednich wyjazdów, dużo planów i marzeń. Ot, rok z życia bloggerki. Brakuje mi tylko odnośnika to jej galerii na picasie, żeby obejrzeć poukładane w zgrabne albumy zdjęcia z opisanych w książce podróży.
Inne tej autorki:
#11
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 25, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, panie, podroze
- Skomentuj
Ja się nie upieram, że siłą kryminałów Ćwirleja jest akcja i zagadka kryminalna, chociaż w związku z wydarzeniami, jakie rozpoczęła noc 13 grudnia 1981 roku, w Polsce dzieje się sporo. A to wojskowy samochód, wyjeżdżający z Nad Wierzbakiem na Wojska Polskiego, ma wypadek. A to w różnych punktach miasta znajdują się upozowane na samobójstwa zwłoki. A to oprócz zwykłych aresztowań działaczy Solidarności zaczyna się dziwna aktywność w szeregach SB. Szybko okazuje się, że to właśnie morderstwa (a nie stan wojenny) sprawiają, że oficerowie i pomniejsze SB-żuczki przebierają nerwowo nogami, bo za morderstwami kryje się zaginiona duża kwota w niemieckich markach, przesłana przez rodaków zza zachodniej granicy na wspieranie ruchu oporu. Tak jak w "Upiorach nad Wartą", śledztwo prowadzi błyskotliwy Fred Marcinkowski i młody Mirek Brodziak, przysłany świeżo ze Szczytna, dookoła pęta się wiecznie podpity Teoś Olkiewicz, a w tle jak złowrogi SS-man przemyka esbek Wirski.
Natomiast stanowczo się upieram, że siłą kryminałów Ćwirleja jest Poznań. Czytając, można jechać palcem po mapie - czy to śledząc trasę brawurowych ucieczek eskortowanego więźnia, czy podążając czasem komunikacją miejską, czasem radiowozami za milicjantami. Bardzo kolorowe postaci drugoplanowe - dominikanin wspierający Solidarność, księża gospodyni (zgaduję, że wzorcem była czyjaś pełna zapału i opiekuńczości babcia) czy staruszka pędząca bimber w podpoznańskiej wsi.
Inne tego autora tutaj.
#10
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 23, 2008
Link permanentny -
Kategorie:
Czytam, Moje miasto -
Tagi:
2008, kryminał, panowie, prl
- Komentarzy: 2
Jednak lubię najbardziej te Mankelle, gdzie dużo Szwecji, a podczas śledztwa wychodzi dużo spraw ogólnospołeczno-bytowo-rodzinnych. Tutaj, jak w poprzedniej części, Wallander znowu jest samotnym wilkiem i bez wsparcia aparatu policji prowadzi undercover śledztwo. No nie nadaje się człowiek do tego, chociaż - jak zawsze u Mankella - nadludzkim wysiłkiem udaje mu się uratować najbliższych, a i przyczynić się do ujęcia przestępcy.
Najpierw znika właścicielka agencji nieruchomości, przykładna żona i matka. Potem w miejscu jej znalezienia policja odkrywa odcięty czarny palec. Po palcu do kłębka, okazuje się, że w RPA burowskie bojówki szykują zamach na Nelsona Mandellę, a dla niepoznaki szkolenie ma się odbywać w dalekiej i nietypowej Szwecji, wybranej głównie dlatego, że łatwo tam o pomocnych pracowników KGB.
Inne tego autora tutaj.
#9
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 5, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, panowie, kryminal
- Skomentuj
Przede wszystkim ciekawa jestem, czy na Święta 2008 pojawią się Nowe przygody Mikołajka 3. I szczerze mówiąc nie mam nic przeciwko. Kolejne odkopane zbiorki przygód krnąbrnego 6-latka, który tak naprawdę nie chce nic więcej niż spędzić czas na zabawie z kolegami i nie rozumie, czemu tata się frustruje kolejną wybitą szybą, mama - czekoladkami otrzymanymi od babci i nocnymi problemami żołądkowymi, a pan wychowawca Rosół krzyczy na niego i kolegów podczas zwyczajnej gry w bule, są zabawne i trzymają poziom poprzednich tomów. Podobnie jak w przypadku Adriana Mole'a większość Mikołajkowych problemów bierze się z tego, że jest małym chłopcem i niezbyt sprawnie interpretuje sygnały, jakie dostaje ze swojego otoczenia, tak tutaj znacznie bardziej frustrujący są w książkach Goscinnego dorośli. Tata jest niekonsekwentny i niezbyt przykłada się do wychowania syna, jest leniwy, dużo robi na pokaz, a do tego ciągle kłóci się o pierdoły z sąsiadem, panem Bledurtem. Babcia i goście odwiedzający rodziców Mikołajka usiłują zdobyć uczucie chłopca przez napychanie go słodyczami i niezdrową spożywką, po czym kiwają z pożałowaniem nad sposobem wychowania, patrząc jak przepakowany dzieciak wymiotuje w nocy. Szkolni wychowawcy nie panują nad bijącymi się chłopcami po części dlatego, że sami bawią się skonfiskowanymi zabawkami, lądują na dywaniku dyrektora i przy każdym starciu tracą autorytet. Mama ze wszystkich dorosłych bohaterów jest osobą najbardziej konsekwentną - widać przyzwyczaiła się do tego, że jej matka (Mikołajkowa Bunia) się wtrąca, a mąż wymaga porównywalnej opieki i mediacji co 6-latek. Ogólnie - smutno jest przestać być 6-latkiem.
#8
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 27, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, dla-dzieci, panowie
- Komentarzy: 3
Myślałam, że gorzej już nie będzie, ale każda kolejna powieść Marininy wzbija się na wyżyny czysto ruskiego absurdu. Autorka nienawidzi kobiet, co jest dość zabawne, bo główna bohaterka to kobieta. Ale to kobieta, która doskonale sobie zdaje sprawę z własnej miałkości i bylejakości - uważa, że nie jest ładna (pomijając te chwile, kiedy się umaluje, bo wtedy wygląda Zupełnie Inaczej i męski trup się ściele), niezbyt mądra, w ogóle nie przedsiębiorcza, a do tego *gasp* nie umie gotować. Ogólnie panny i panie w książce są wyjątkowo głupie, a jak niegłupie, to muszą być wyrachowanymi zimnymi sukami. Mężczyźni za to są mądrzy, zabawni, świetni biznesmeni (nawet noworuscy czy gangsterzy, bo z gangsterami trzeba dobrze żyć), a nawet jak czasem trzepną po twarzy czy zdradzają, to na pewno mają powód.
Czemu czytam, pytają złośliwi czytelnicy. Mniej więcej z tego samego powodu, z jakiego się chodzi do zoo. Egzotyczne zwierzęta, a przy okazji niezła narracja (pomijając wtręty "wszechwiedzącego narratora", którego nie lubię jak łysej kobyły - wkurzają mnie informacje typu "Nastia nie wiedziała, że jutro... ale nie wybiegajmy, bo dla Nastii dopiero jest dzisiaj"; dla mnie jest środa i co z tego). Sporo kwiatków obyczajowych z gatunku "jogurt, kawior, ananas czy szynka parmeńska... Jadłem z tego tylko jogurt" (zwierza się starszy milicjant), przegląd po elegancji moskwianek i prześliczna scenka użycia prehistorycznego (bo akcja dzieje się na początku lat 90.) komputera przez Kamieńską, który to komputer wybierze nazwiska z jednego pliku, które nie pojawiają się w drugim pliku, ale już nie pobierze dat urodzin pasujących do nazwisk i nie posortuje danych (za to na potencjalny wirus zrzucana jest odpowiedzialność za zduplikowanie rekordów w wyniku). Do tego albo jestem jakoś ekstra błyskotliwa, albo intryga jest poprowadzona strasznie niemrawo, bo w połowie książki, przed błyskotliwą analityczką Kamieńską, wiem, kto zabił.
Komisarz Kamieńska bierze ślub. Jak mówią książkowi złośliwi - tylko dlatego, że mąż będzie za nią sprzątał, gotował i robił zakupy. W przeddzień ślubu dostaje anonim, a w dniu ślubu dochodzi do strzelaniny, w której ginie niedoszła panna młoda, biorąca ślub przez Kamieńską. Okazuje się, że anonimy dostaje od dłuższego czasu większość młodych i mniej młodych panien, ale każda ma coś na sumieniu i skwapliwie anonim chowa, żeby przyszły (lub niedoszły) mąż się nie dowiedział. Główna oś śledztwa trafia na sprawę małżeństwa bogatej, acz głupawej córki noworuskich z bardzo ubogim, acz inteligentnym i do tego seksownym ruchaczem-filozofem, odwołanego z powodu morderstwa w urzędzie.
Inne tej autorki tutaj.
#7
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lutego 27, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, kryminal, panie
- Komentarzy: 2
Z lektury którychś niedawnych Wysokich Obcasów wyszło, że jestem niewyrafinowaną fanką "chic lit", czyli literatury pisanej przez panie dla pań, pokazującej świat skupiający się na zakupach, życiu uczuciowym, ocieraniu o sławy i układaniu stosunków z rodzicami/otoczeniem i światem. Mnie z kolei wyszło, że się wcale tego nie wstydzę (ba! każdą nową Marian Keyes witam z wielką przyjemnością). Chic lit od prawdziwej kobiecej prozy (pochwalanej zapewne przez Kingę Dunin) różni się głównie okładką (różową albo ze standardowym obcasikiem). Tytułowa książka Moriarty nie zawiera wprawdzie obcasika, ale łóżko na okładce ma kolor ewidentnie różowy. Przyznam się bez bicia, że po prostu spodobał mi się tytuł (so sue me).
Nietypowo, książka jest australijska, więc blisko do oceanu (gdzie jedna z bohaterek dostaje czubkiem parasola plażowego w czoło i ma potem gustowną bliznę w kształcie gwiazdki i traumę na całe życie), a jednocześnie może spaść śnieg (kilkucentymetrowa warstwa sprawia, że całe Sydney ogłasza zimę stulecia, komunikacja przestaje jeździć, a ludzie się gromadzą, żeby się wspólnie ogrzać). To zgrabnie poukładana historia wielopokoleniowej rodziny Zingów, opowiadana z perspektywy jej różnych członków, przeplatana wspominkami z młodości Maude, babci Zing. Zingowie mają na podwórku szopę, w której trzymają Sekret. Sekret jest na tyle ważny, że całkowicie zmienia życie Cath, nauczycielki okolicznej szkoły podstawowej i zaocznej studentki prawa. Opowieści poszczególnych pań: Maude - babci, o balonach i odsłaniające po kawałku historię rodziny, córek: Fancy - matki małej Cassie, roztargnionej i depresyjnej żony piszącej zarobkowo powieści erotyczne i Marbie - postępującej impulsywnie, co prowadzi do rozstania z chłopakiem i utratą kontaktu z jego młodszą siostrą, niezbyt szczęśliwą nastolatką Listen oraz Cassie, 10-letnią córką Fancy, nadużywającą świeżo poznanych i egzotycznie brzmiących słów (typu "cipa"). Osią historii jest wspomniany Sekret i magiczna książka, którą znajduje Listen. Książka obiecuje, że jeśli będzie po kolei wykonywała zaklęcia, to zacznie być szczęśliwa i wszystko zakończy się dobrze. Wraz z kolejnymi zaklęciami, które pokazują siłę przypadku ("Co zrobić, żeby zepsuł się odkurzacz" czy "Jak sprawić, żeby ktoś zjadł ciastko"), odsłaniane są po kolei wszystkie tajemnice i wyjaśniane przypadki, które w zgrabny ciąg zbiegów okoliczności prowadzą do happy endu. Sympatyczne czytadełko na kilka wieczorów (albo na leżaczek przy basenie, okładka będzie pasować do kolorowego drinka z palemką).
#6
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota lutego 23, 2008
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2008, beletrystyka, panie
- Skomentuj