Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Rachel Cusk - Kontury

Samotna pisarka z nienazwaną traumą (wiadomo, że przed kilkoma laty miała kochającego męża i dwoje dzieci) leci do Aten, by poprowadzić kurs kreatywnego pisania. Dwa spotkania na kursie, telefon od syna, dziwny wątek ze znajomością z sąsiadem z samolotu, trzykrotnym rozwodnikiem, który zabiera narratorkę na łódkę i próbuje ją pocałować, przyjazd kolejnej pisarki do wynajmowanego mieszkania - to cała fabuła. Właściwą treścią książki są rozmowy ze spotkanymi w Atenach ludźmi – znajomymi, znajomymi znajomych, studentami z kursu. Spotkania i rozmowy się ze sobą specjalnie nie wiążą, poza tym, że tematem wszystkich są związki między kobietami i mężczyznami, konstrukty społeczne, na których opiera się życie (małżeństwo, rodzicielstwo, krąg znajomych) czy subiektywność postrzegania. Tak, wiem, jak to brzmi i napiszę wprost - ta książka nie ma treści, ma idee; przypomina przekrój przez przypadki terapeutyczne. Tak, jest nudna. Tak, jednocześnie daje czasem do myślenia, zwłaszcza jeśli nie wszystko w życiu - jak w życiu uczestników rozmów - potoczyło się tak, jak zakładało się w młodości. Często pojawia się wątek decyzji i ich niespodziewanych skutków, ocena kobiet w rolach żon, matek, córek (własna i zewnętrzna). Mimo obecności mężczyzn, Cusk (podejrzewana o wspólne doświadczenia z narratorką - pisarka, po rozwodzie) skupia się na kobietach i przypisanych im rolach - wychowaniu dzieci, uczestniczenia w związkach i rodzinnych układach. Tyle że nie ma żadnej pointy, tak jak w życiu, narratorka wraca do Londynu, zamykając ateński epizod w pół słowa. Mimo że książka znalazła się na liście 100 najlepszych powieści XXI wieku, dla mnie jest pomijalna.

Leitmotivem zarówno książki, jak i pozostałej znanej mi twórczości Cusk jest nieustające dążenie kobiety do zdefiniowania siebie; nie da się tego zrobić samodzielnie - kobieta jest konturem (stąd tytuł?), który wypełnia się w kontakcie z innymi ludźmi, w macierzyństwie i związkach. Do ustalenia pozostaje, ile z tej oryginalnej kobiety zostaje po odjęciu jej otoczenia. Według jednej z postaci (i według autorki) - może nie zostać nic lub ktoś zupełnie inny.

– Kluczowym dla wielu kobiet twórczym doświadczeniem – powiedziała – jest urodzenie dziecka, a mimo to dziecko nigdy nie pozostanie tylko stworzonym obiektem; chyba że – dodała – samopoświęcenie matki jest całkowite, moje jednak takie nie było i uważam, że w dzisiejszych czasach żadna kobieta nie powinna składać tego rodzaju ofiary. (…) No a potem poznajesz mężczyznę, dla którego znaczysz tak wiele, że chciałby się z tobą ożenić, więc wydaje ci się, że postępujesz słusznie, zgadzając się. Ale poczucie istotności powraca tak naprawdę dopiero wtedy, kiedy rodzisz dziecko – mówiła z coraz większą swadą – tyle że pewnego dnia dociera do ciebie, że wszystko to – dom, mąż, dziecko – wcale nie jest ważne, przeciwnie: stałaś się niewolnicą, zostałaś wymazana!

Odcięła się od wszystkiego, co mogło łączyć ją z życiem przed poznaniem męża – tamta osoba już nie istniała, dlatego kiedy nastąpił incydent, doszło do dwóch kryzysów, a jednym z nich był kryzys tożsamości. Innymi słowy, nie wiedziała, komu tak naprawdę wszystko to się przytrafiło.

Co ciekawe, w powieści pojawia się wątek Polski, do której została zaproszona jedna ze znajomych narratorki, poetka. Polska to miejsce o zdumiewającej brzydocie, potrzebujące na pociechę dobrej literatury, na której tłumaczenie Polaków nie stać. #tooonas

Kobiety w Grecji lubią być piękne. Tymczasem odniosłam wrażenie, że w Polsce stawia je to w niekorzystnej sytuacji. Tamtejsze kobiety są blade i poważne: mają szerokie, płaskie, zimne twarze i nierzadko zniszczoną cerę, przypuszczalnie przez pogodę i dietę, która jest okropna. No i – dodała, krzywiąc się lekko – te zepsute zęby. Ale mają też powagę, której im zazdroszczę. Tak jakby nic ich nie rozpraszało, nic nie odrywało od rzeczywistości, jaką jest ich własne życie.

Inne tej autorki:

#77

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 13, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, beletrystyka, kanada, panie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 1


Margaret Atwood - Ślepy zabójca

To skomplikowana formalnie powieść, utkana z poziomych pasów czterech utworów: ponad 80-letnia antykwariuszka Iris, córka właściciela fabryki guzików, żona potentata z ambicjami politycznymi, siostra pisarki, spisuje swoje wspomnienia dla wnuczki, której nie widziała od kilkudziesięciu lat, przeplatając sięgającą początków XX wieku sagę rodzinną swoim współczesnym życiem. Wtręty z gazet, relacjonujące z równą obojętnością samobójstwo siostry Iris, Laury, bale ze szczegółowym opisem bogatych strojów śmietanki towarzyskiej, mieszają się z fragmentami tytułowego "Ślepego zabójcy", skandalicznej książki napisanej przez Laurę i wydanej już po jej śmierci; skandalicznej, bo opisującej tajemne schadzki z lewicowym, wyjętym spod prawa aktywistą, Alexem, który dla swojej kochanki snuje fantastyczną opowieść o mieście na odległej planecie. Początkowo rozbieżne historie zaczynają się łączyć ze sobą, a sielskość dzieciństwa w bogatej rodzinie szybko znika, przygnieciona rzeczywistością - śmiercią matki w przedwczesnym połogu, bankructwem okaleczonego przez 1. wojnę światową ojca, koniecznością poślubienia przez Iris dwukrotnie starszego od niej mężczyzny, żeby kosztem siebie uratować rodzinę.

To historia z zaskoczeniem, bo dopiero pod koniec Iris wyjaśnia przemilczane przez kilkaset stron tajemnice. To jest jej największy problem - milcząca zgoda, z jaką wchodziła w kolejne sytuacje; kiedy wreszcie ryzykuje wszystko, co cenne (i nie chodzi tu o ekskluzywne podróże Queen Mary, spotkania z premierem i drogie futra), żeby uzyskać sprawiedliwość i poczucie sprawstwa, jest już za późno i Iris płaci za to utratą rodziny. Atwood minimalnymi środkami potrafi pokazać okrucieństwo wobec kobiet, przykryte płaszczykiem społecznej akceptacji - bogaty, łaskawy mąż (którego zazdrości Iris wiele mniej szczęśliwych kobiet) i jego elegancka siostra stopniowo niszczą Iris i Laurę. Dodatkowo, co moim zdaniem jest rzadkie, to - szkoda że marginalnie - opowieść o starości, nieuchronnej i niemożliwej do zablokowania utracie siebie: zapominanie słów, problemy z niesprawnymi rękami i nogami (i nieustająca groźba złamania, które może oznaczać niesprawność już do końca) czy wreszcie zależność od innych i ich infantylizujące podejście.

Nie dziwię się, że książka, choć mentalnie osadzona jeszcze w XX wieku, wylądowała na liście 100 najlepszych książek wieku XXI.

Inne tej autorki tutaj.

#74 (ale w trakcie przeczytałam ponownie Żulczyka i coś jeszcze nie wydanego, czym mam się nie chwalić, więc #74-76).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 3, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, beletrystyka, kanada, panie - Skomentuj


Emily Bronte - Wichrowe Wzgórza

Ha! Całe dorosłe życie byłam przekonana, że odbębniłam dostępną klasykę literatury anglosaskiej, a tu niespodzianka. Nie czytałam Wichrowych Wzgórz. I teraz zastanawiam się, czy przez to ominęło mnie nastoletnie wzruszenie, bo lektura w wieku, hm, balzakowskim zmęczyła mnie setnie. Oraz kazała powątpiewać w liczne zachwyty. Absolutnie wszyscy bohaterowie są irytujący, od opisów brudu w Wichrowych Wzgórzach dostaję gęsiej skórki, a wielka miłość między Heathcliffem i Catherine jest, ekhm, nieco przereklamowana. I co chwila ktoś umiera na tajemniczą chorobę.

Pan Lockwood, bliżej nieokreślony bohater marginalny, dzierżawi Drozdowe Gniazdo od niejakiego Heathcliffa, mieszkającego nieopodal w zaniedbanej posiadłości Wichrowe Wzgórza. Przez złą pogodę pozostaje na noc tamże, mimo niechęci gospodarza i niegrzecznej służby. Wygrzebuje z kredensu stare dokumenty i zmyśla historyjkę o kobiecie wołającej zza okna, posługując się poznanymi właśnie personaliami Catherine. Heathcliff wpada w furię, Lockwood decyduje się przedrzeć przez zadymkę do domu, odchorowuje to, a w czasie choroby Ellen Dean, gospodyni Drozdowego Gniazda, a dawniej Wichrowych Wzgórz, wprowadza go w skomplikowaną, ocierającą się o chów wsobny, historię.

Heathcliff został przygarnięty przez właściciela Wichrowych Wzgórz, Earnshawa Seniora. Hindley Earnshaw (syn) znienawidził go od pierwszego wejrzenia, a Catherine (córka), pokochała jak brata. Umarł Earnshaw Senior, Hindley się ożenił, urodził mu się syn Hareton, umarła żona; nagromadzoną złość rozładowywał na Heathcliffie. Po kilkunastu latach, mimo deklarowanych uczuć do Heathcliffa, Catherine przyjęła oświadczyny sąsiada, bogatego i dobrze wychowanego (w przeciwieństwie do Heathcliffa) Edgara Lintona, mieszkającego w Drozdowym Gnieździe. Wściekły Heathcliff zniknął na trzy lata, po czym wrócił bogaty, wygrał od Earnshawa Juniora Wichrowe Wzgórza, ożenił się z zemsty z siostrą Lintona, Isabel, mimo że chemii między nimi nie było. Łatwo się domyślić, że uczucie do Catherine nie wygasło, aczkolwiek się nieco zniuansowało, bo wciąż miłość, ale i nienawiść. Catherine zasadniczo była chętna, bo Edgar był dość nudny, ale WTEM umarła w połogu, pozostawiając córkę o tym samym imieniu. Isabel uciekła od przemocowego męża (w ogóle co kilka kartek ktoś kogoś bije, kimś poniewiera i lży słowami obraźliwymi), w dalekim Londynie urodziła syna o imieniu Linton.

Tu następuje kilkanaście lat przerwy, podczas których różne osoby się spotykają, jeżdżą między posiadłościami, aż wreszcie umiera Isabel, a Edgar musi oddać siostrzeńca znienawidzonemu sąsiadowi. Heathcliff knuje diaboliczny plan - rozkochuje w sobie kuzynów (Catherine i Lintona), po czym wymusza na nich ślub, żeby przejąć Drozdowe Gniazdo. Umiera Edgar, umiera Linton, Catherine smętnie snuje się po Wichrowych Wzgórzach, Lockwood ucieka z posiadłości do Londynu, po czym, kiedy wraca, żeby wypowiedzieć umowę dzierżawy, dowiaduje się, że Heathcliff wpadł w fazę manii i wtem umarł z imieniem Catherine (starszej) na ustach. Catherine (młodsza) uczy pogardzanego wcześniej Haretona (również swojego kuzyna) czytać, a ponieważ Hareton jest całkiem gładki, wygląda na to, że rzecz się na czytaniu nie skończy.

I tak zostałam z nieco zdziwioną miną, bo mam poczucie, że zmarnowałam kilka godzin na złą prozę. Wy już nie musicie.

#73

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 23, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, beletrystyka, panie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


Jonathan Franzen - Wolność

Rozpisana na kilkuset stronach opowieść o perypetiach amerykańskiej rodziny, Waltera - adwokata o zacięciu ekologicznym i jego żony Patty, młodzieżowej gwieździe koszykówki, która po kontuzji została żoną i matką, opiekując się przez kilkanaście lat dziećmi i zajmując domem na prowincji. Narrator wpuszcza czytelnika w ten moment powieści, kiedy wzorcowa rodzina Berglundów zaczyna się rozpadać - wcześniej zawsze uśmiechnięta i unikająca stawania po jakiejkolwiek stronie w sąsiedzkich konfliktach Patty, teraz robi karczemną awanturę sąsiadce. Nawet po tym, jak Beglundowie wynoszą się do Waszyngtonu, okolica huczy od plotek, bo syn Berglundów, Joey, wbrew woli swoich rodziców, przeprowadza się do sąsiadki, z której córką sypia.

Druga odsłona to spisywany w celach terapeutycznych dziennik Patty, w którym pisząca w trzeciej osobie autorka rozpoczyna swoją historię od dorastania w rodzinie, gdzie zawsze była na ostatnim miejscu. Zgwałcona na randce przez syna partnera biznesowego ojca, została przekonana, że dla dobra rodziny nie powinna zgłaszać sprawy na policję, bo zostanie tylko niesmak. Mimo że była nagradzaną koszykarką, najpierw w liceum, potem na studiach, zawsze czuła się gorsza i niewiele warta. Dlatego chyba po części zrezygnowała ze swojej wielkiej życiowej miłości - Richarda, punkowego muzyka, zmieniającego dziewczyny jak rękawiczki, i związała się z Walterem, najlepszym przyjacielem Richarda. Kiedy autorka dochodzi do swojej, opisanej w poprzedniej części, przemiany, diagnozuje, że był to moment, kiedy stwierdziła, że ma dość udawania osoby wystarczająco dobrej.

Kolejne części skupiają się po części na Walterze, który próbując ratować przyrodę i świat przed przeludnieniem (co od zawsze było jego obsesją), wplątuje się w szemrane interesy i wielką politykę oraz romans z piękną, młodą dziewczyną; po części na Joeyu, który - wbrew liberalnym rodzicom wchodzi w konserwatyzm i za wszelką cenę chce zrobić szybkie pieniądze.

Co jest cenne w tej książce, to epicki rozmach w pokazywaniu dramatów w skali mikro - skąd się bierze życiowe zagubienie, dlaczego mimo pozornego szczęścia ciągle marzymy o czymś więcej, co potrafi zniszczyć nasze życie, skąd się bierze smutek spełnionego marzenia. Rodzina Berglundów, na pozór szczęśliwa, pęka w wielu miejscach, jej członkowie redefiniują swoje role - po 20 latach znajdują się w dramatycznie złych miejscach: Patty chce wyrwać się z zaprawianej alkoholem i antydepresantami stagnacji i przeżyć wielką miłość, do Waltera dociera, że jego praca jest zaprzeczeniem ideałów, a dwójka ich dzieci buntuje się przeciwko nim i światu. W skali makro autor obala kolejne mity amerykańskiej propagandy sukcesu, wdając się niestety przy tym w nudne dywagacje na temat polityki amerykańskiej, machinacji związanych z kontraktami wojskowymi (wojna w Iraku) czy stronnictw politycznych. Zbrzydziła mnie też uparcie wstawiana przez autora tematyka fekalna - erotyczne pogawędki kochanków przez telefon, opisujących jakże podniecające spożywanie odchodów czy wstrząsająca (idiotyzmem) rozbudowana historia połknięcia obrączki i wygrzebywania jej z zawartości sedesu.

Mimo kilkuset stron lektury, nie wiem, jak ostatecznie zdefiniował autor tytułową wolność - czy lepsza jest wolność wyzbycia się pragnień i pozostawania z tym, co jest, czy wręcz przeciwnie - niszczenie tego, co się ma, bo gdzieś może czekać więcej swobody. Nie kuszą mnie kolejne powieści Franzena.

Inne tego autora:

#72

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 15, 2018

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, panowie, 2018 - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Ian McEwan - Pokuta

Lato 1935, angielska prowincja, upalne lato. Z wizytą do domu rodzinnego ma przyjechać najstarszy syn Leon, student, z kolegą; wszyscy przygotowują się, bo to rzadka okazja, kiedy dorastająca rodzina będzie jeszcze razem. Matka, ofiara częstych migren, ogromnym wysiłkiem zwalcza nadciągającą chorobę, więc 23-letnia Cecilia, starsza córka, zarządza przygotowaniami do uroczystej kolacji. 13-letnia Briony, najmłodsza, chce wystawić na cześć ukochanego brata sztukę, którą sama napisała, ale wszystko idzie nie tak - 15-letnia kuzynka Lola zabiera jej najlepszą rolę, a młodsi bracia Loli, 9-letni bliźniacy, nie są materiałem na aktorów, a do tego albo się biją, albo są karani (np. za zmoczenie łóżka). Zirytowana Briony przypadkiem obserwuje scenę przy fontannie, gdzie Cecilia natyka się niespodziewanie na syna sprzątaczki, Robbiego, pracującego podczas przerwy w nauce jako architekt krajobrazu. Robbie jest protegowanym pana domu, który zasponsorował mu studia na prestiżowej uczelni, co spowodowało dziwną atmosferę między Cecylią a młodzieńcem. W wyniku nieostrożnej przepychanki nadtłukuje się zabytkowy wazon, a odłamki wpadają do fontanny. Cecylia rozbiera się do bielizny i wchodzi do fontanny, pozostawiając Robbiego w osłupieniu. Aby załagodzić sytuację, Robbie pisze list do Cecylii, ale zamiast wersji ostatecznej podaje jej przez Briony list z erotycznym dopiskiem. Zirytowana niepowodzeniem sztuki Briony oczywiście do listu zagląda, a kiedy niebawem natyka się w bibliotece na Cecylię kochającą się z Robbiem, uznaje, że ten ostatni krzywdzi jej siostrę. Leon z przyjacielem docierają do posiadłości, podczas coraz bardziej dramatycznej kolacji znikają bliźniacy, a w trakcie ich poszukiwań Lola zostaje zgwałcona. Mimo że nie rozpoznała napastnika, Briony wskazuje jednak na Robbiego, przez co chłopak zostaje aresztowany.

Sielski, romantyczny początek zupełnie nie przygotowuje na kolejne części - część drugą, rozdzieloną na trzy głosy opowieść o Cecylii, która w 1940 usiłuje się spotkać z wypuszczonym z więzienia i wcielonym od razu do armii Robbiem; o Robbiem, usiłującym wraz z cofającą się armią wydostać z Dunkierki[1]; wreszcie o samej Briony, która z wiekiem zrozumiała, że oskarżenie Robbiego było zemstą zakochanej w nim dziewczynki, więc w ramach pokuty zostaje pielęgniarką i zajmuje się okaleczonymi przez wojnę mężczyznami (romantycznie rojąc sobie, że trafi na jej oddział lekko ranny Robbie, wybaczy jej, a ona połączy go z siostrą). Część trzecia, dziejąca się w 1990 roku, to swego rodzaju nota odautorska, dodana do całości przez 77-letnią Briony.

Jest to jak najbardziej zasłużenie książka z fabularną zmyłką, niespodziewaną i zmieniającą całą wymowę wcześniej opisanych wydarzeń. Może mi się to rozwiązanie nie podobać, bo ociera się nieco o mohemravr pmjnegrw śpvnal, xvrql manan cvfnexn Oevbal jlwnśavn, żr mzlśyvłn fmpmęśyvjr mnxbńpmravr uvfgbevv fjbwrw fvbfgel v wrw xbpunaxn wnxb mnqbśćhpmlavravr cb xemljqmvr, wnxą vz jlemąqmvłn, ale doceniam jego wymowę.

[1] Przyznam, że ten kawałek mnie zmęczył. Nie lubię książek wojennych, opisujących zabijanie ludzi, rany i ucieczkę przed atakującymi myśliwcami.

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek października 1, 2018

Link permanentny - Tagi: 2018, beletrystyka, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj


Truman Capote - Z zimną krwią

Reportażowe ujęcie historii brutalnego morderstwa z 1959 roku, kiedy to dwóch drobnych kryminalistów, naruszających zasady zwolnienia warunkowego, zamordowało z nieznanych na pierwszy rzut oka przyczyn czteroosobową rodzinę farmerską z Kansas. Chociaż książka z założenia jest reportażem[1], akcja prowadzona jest dwutorowo - opis mozolnego śledztwa i wpływu zbrodni na lokalną społeczność przeplatany jest z relacją ucieczki pary przestępców i ich życia od zbrodni do aresztowania, z dygresjami opisującymi ich przeszłość[2]. Nietypowo, przedstawienie zarzutów i udowodnienie przestępstwa nie kończy książki; po opisie procesu, zakończonym wyrokiem podwójnej kary śmierci, Capote opisuje ponad 5-letni proces apelacji i wegetację zbrodniarzy w więzieniu w oczekiwaniu na złagodzenie lub wykonanie kary, skupiając się mocno na kontrowersyjności zasady “oko za oko” i odpowiedzialności orzekających ją ludzi.

Dziwi mnie nieco popularność tej książki i obecność na wielu kryminalnych “listach wszech czasów”. Pewnie w dużej mierze była nowatorska, pokazując kulisy prawdziwej sprawy, a nie zmyślonej opowiastki z nierzeczywistymi bohaterami, gdzie zamiast kryminalnego geniuszu przyczyną zbrodni jest przypadek i niedostosowanie społeczne. Kilkadziesiąt lat później tego typu książek jest więcej, bo i spektakularnych zbrodni jest więcej (chociażby "Zodiak" czy "Helter Skelter: prawdziwa historia morderstw Mansona"). Nie jest to jednocześnie książka kiepska, ale już nie odkrywcza i zaskakująca. Na plus - nie jestem fanką reportaży, wolę fabułę i pod tym kątem "Z zimną krwią" mi bardziej pasowało niż współczesny reportaż.

[1] Z założenia. Książka Capote’a uznawana jest jako pierwowzór powieści non-fiction, ale po latach okazało się, że jest dość luźno oparta o fakty. Autor wiele rzeczy zmyślił (np. wzruszające przyznanie się do winy i prośbę o wybaczenie jednego z morderców), niektóre, nie pasujące do jego tezy, pominął. Sprokurował dialogi i opisał fikcyjne sytuacje, opierając się oczywiście o prawdziwy materiał, który gromadził podobno przez 5 lat, ale widocznie uznając go za zbyt mało dramatyczny.

[2] Mimo cytowań psychiatrów, którzy wskazują mechanizmy w wychowaniu jednego z przestępców oraz chorobę psychiczną drugiego jako przyczyny takich, a nie innych reakcji, prowadzących od niezbyt groźnych przestępstw (kradzież, wyłudzenie) do zbrodni, odpowiedź, jaką daje Capote na pytanie co było przyczyną, jest dość naiwna.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek września 25, 2018

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2018, mwa, panowie, kryminal - Skomentuj