Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Zacznijmy od jednej, najważniejszej rzeczy - czemu, na litość, tytułowego Pingwina gra oblepiony charakteryzacją Colin Farrell w fatsuicie? Nie że gra źle, bardzo dobrze gra, ale czemu akurat ktoś, kogo trzeba zmienić nie do poznania?
Batman w serialu pojawia się dwukrotnie - na początku wspomniane jest, że pomaga ratować mieszkańców Gotham po katastrofie i w finale widać na niebie znak nietoperza, również w finale pada imię Seliny Kyle. Ale cała akcja dotyczy ścieżki kariery Oswalda Cobba, zwanego przez lubiących go Ozem albo przez nielubiących Pingwinem, ze względu na walory zewnętrzne i charakterystyczne utykanie. Zaczynał od roli kierowcy w mafijnej rodzinie Falcone, potem dostał klub i dystrybucję narkotyków. Ale wszystko się zmienia, kiedy niespodziewanie wpada do niego czarna owca rodziny Falcone, Albert. Wszystko się zmienia dla Alberta, bo przegiął i nie wyszedł dobrze na drażnieniu podwładnego. Potem następuje eskalacja, w której bierze udział właśnie wypuszczona z Arkham Sofia Falcone (zarzut wielokrotnego morderstwa) oraz rodzina Maroni. I Victor, pewien pechowy złodziej części samochodowych.
No dobrze, poza przebraniem głównego aktora, problem mam taki, że niespecjalnie widzę sens osadzenia mafijnych porachunków w uniwersum Batmana oraz absolutnie wszystkie postaci (poza Victorem) są obrzydliwe, złe i psychopatyczne, więc od połowy sezonu miałam w głowie myśl, kiedy wreszcie się wszyscy wzajemnie wystrzelają. Ale niestety, dociągnęli sezon do końca i zostawili nierozwiązane wątki. I jako że nie jest to zły serial, tylko nie w moim guście, to pewnie kolejny sezon obejrzę, jak będzie. Albo i "Batmana" z 2022.