Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Zbiorkomem

Była klima w jednym autobusie. Serio-serio. I miałam pozłośliwić się na zdradzającej oznaki dobrobytu pani w wieku balzakowskim, której lustro w domu powinno wyjawić, że nie zakłada się już topu-tuby, zwłaszcza jeśli spod niego wystają bieliźniane grube ramiączka stanika w kolorze klasycznym, ale zamiast tego wyznam, że chciałabym umieć mówić ludziom komplementy. Ot, chociażby młodej dziewczynie w doskonałych okularach, które dawały jej twarzy świetną ramę (ale jak? "Masz... ma pani ładne oprawki?", bez sensu, jak podrywacz, co proponuje pójść do zoo). Bo nie umiem.

(A w następnym odcinku, że chciałabym umieć robić ludziom zdjęcia).

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek czerwca 7, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 2


Raymond Chandler - Mówi Chandler

Ja wiem, że to nieładnie czytać czyjąś korespondencję, ale jak ktoś umie o sprawach dowolnych - sobie, życiu, twórczości, języku, książkach, kreacji bohatera, kotach, rzemiośle pisarskim - pisać tak ciekawie, zgrabnie i ujmująco, jak Raymond Chandler, to warto. Zbiorek zawiera wyimki z korespondencji do przyjaciół, agentów literackich, innych pisarzy, redaktorów czasopism i właścicieli wydawnictw, posortowane tematycznie. Z kontekstu listów można sobie poskładać życiorys autora - obie wojny, życie z żoną, pisanie, średnio udaną karierę w Hollywood i życie rozproszone między Kalifornię i Wielką Brytanię.

Sporo celnych sformułowań, dużo ładnych bon-motów i zgrabnych zdań, z dużą autoironią i poczuciem humoru. Moje ulubione:


Mówiąc szczerze miałem wszelkie dane, żeby stać się niezłym drugorzędnym poetą, ale to nic nie znaczy, ponieważ mam typ umysłowości, że mogę być niezły drugorzędny w każdej dziedzinie, i to bez specjalnego wysiłku.

I, co mnie chyba najbardziej fascynuje jako grafomankę, w jednym z listów pojawił się niesamowity opis Phillipe'a Marlowe'a, przemyślany co do szczegółu, z poglądami, upodobaniami, obawami, pochodzeniem i wydarzeniami, które go tak, a nie inaczej ukształtowały. To nie jest pisanie na żywioł, gdzie bohater z tomu na tom zmienia się o 180 stopni, to wgląd w życie prawie że istniejącej gdzieś osoby.

Takie sobie tłumaczenie, gdzieniegdzie prosi się o przypis (na przykład przy wyjaśnieniu, czemu Chandlera aż tak bardzo irytowało mylenie "tego drugiego" i "tego innego").

Inne tego autora:

#38

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek czerwca 6, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, biografia, panowie - Komentarzy: 3


W zaułku na Garncarskiej

Trochę mi smutno, bo lubiłam "Sól i Pieprz" bardzo. Ale tylko trochę, bo turecka knajpka "Marmaris" w tym samym miejscu podoba mi się nader. Bo pisząc "turecka" mam na myśli nie jakąś popierdółkę, co ma kebab i surówkę z wiadra, a knajpkę, w której siedzą mieszkańcy Turcji (oglądają mecz w telewizji), takąż obsługę i menu. Bardzo mięsnie, świeże warzywa, jogurt, mocne, dobrze przyprawione smaki. Na piętrze został jeszcze taki bardziej wykwintny wystrój po "Soli i Pieprzu", ale jest prościej i bardziej zwyczajnie. W ogródku mnóstwo kamyczków, które można wrzucać do wazonów i doniczek, bluszcze i winobluszcze, a nad głową nieregularne kontury dachów kamienic. Wadą może być turecka muzyka disco, natomiast dla mnie rekomendacją była obecność właściciela(?) nie istniejącej już Lokanty, serwującej niegdyś kuchnię turecką i otomańską w Starym Browarze.

I wprawdzie wstydzę się za moje miasto za wtopę z budową fontanny na placu Wolności, która jak na razie emituje jedynie ogrodzenie, ale dodaję 10 punktów do fajności za umieszczenie takiej bardziej tymczasowej kurtyny wodnej. Wkurzona mina nastoletniej dziewczyny, która nie bardzo wie, czy się cieszyć, czy zrobić srogą awanturę za to, że ją chłopak na siłę w tę wodę wrzucił i wprawdzie nie jest jej gorąco, ale jest mokra, nie zmienia się od kiedy pamiętam.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela czerwca 5, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Skomentuj


Po festynie

Tłum dzieci. Bez pudła rozpoznałam po ubiorze mamę Waneski i Alanka (zgrubnie pół mojej pensji, jak nie więcej).

Zaczepiła mnie babcia małej N. Że jest tutaj druga Maja i że ona ją pokazywała córce i mówiła, że zna inną Maję, moją. I czy jesteśmy rodziną. Nie, nie jesteśmy. Bo jak ona się przeprowadziła, jak jej córka była mała, to się okazało że w szkole jest dziewczynka, która ma tak samo na nazwisko, tylko inne imię i "sama pani rozumie, pomyślałam sobie, że bez sensu ta przeprowadzka, jak są tu ludzie, co mają takie samo nazwisko".

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 4, 2011

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 5 - Poziom: 2


Follow the rainbow

A nie jest to łatwe, nawet jak tęcza pojawi się w kuchni. Lubię swoją kuchnię za to, że po południu latem zaczyna się wyzłacać. Wpada słońce i nie bierze zakładników. Dziś przeszło przez dzbanek i rzuciło na podłogę tęczę. Próbował ją bezskutecznie zeskrobać kot Szarszyk, który jest kotem metodycznym i byle światełko nie będzie mu zalegać. Przez chwilę, podążając w górę promienia, czułam, jakbym była na Manhattanie i polowała na Manhattanhenge.

Trudno jeszcze Majowi zgrokować widzenie tęczy. Burzę już polubiła, grzmoty i krople uderzające w zakurzony asfalt. Wieczory jeszcze ma krótkie i nie dociera do niej późny zapach oliwnika, ale zdarza się już, że siedzimy razem na fotelu i patrzymy w świat, czasem milcząc. A czasem nie. I już za chwilę, za moment zaczniemy dialog bardziej skomplikowany od "nie dzidzia bam nie dzidzia ćśćś kokka nie dzidzia".

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek czerwca 3, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 13


Po deszczu pachnie oliwnik

A ja kompulsywnie zjadam wafle ryżowe. Nie mam truskawek. Bo zjadłam, a nowych nie kupiłam, bo jak poszłam do sklepu, to było zamknięte i wisiała karteczka, że przez kwadrans nieczynne, bo jest dostawa lodów. I tak się zastanawiam, czy Majut walący w drzwi i krzyczący gromko "NIE BA! NIE BA!" im w tej, hehe, dostawie nie przeszkodził.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa czerwca 1, 2011

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 1


O dwóch pieprzonych Kopciuszkach i ziarnkach styropianu

Jeden Kopciuszek rozpruł worek. Drugi Kopciuszek podstawiał pod otwór kolejno 5 worków na śmieci, 60 litrów każdy (ale mieściło się mniej, bo trzeba było mocno zawiązać, żeby styropian nie wypadał).

Po napełnieniu 5 worków jeden Kopciuszek zszył worek kontrastową nicią, a drugi Kopciuszek spróbował worek wepchnąć do pralki. Ponieważ się nie udało, pierwszy Kopciuszek rozpruł szew, po czym Kopciuszki kolektywnie zapełniły kolejne 2 worki.

Jeden Kopciuszek wykonał kolejny szew kontrastową nicią, worek zmieścił się do pralki, a potem do suszarki, a drugi z Kopciuszków pozamiatał cały dom ze zbłąkanych kuleczek.

Po kilku dniach, niezbędnych na zapewnienie workowi eleganckiego suwaczka na kolejne okazje, Kopciuszki usiadły na balkonie i za pomocą rurki spreparowanej z kartonu oraz porcelanowej sosjerki zaczęły wsypywać styropian z worków.

Pierwszego dnia wsypały zawartość jednego worka, bo drugi Kopciuszek był zmęczony.

Czwartego dnia (znaczy dziś) przesypały trzy worki, prowadząc pełną autoironii rozmowę, że cały worek kosztował 60 zł i w zasadzie opłacałoby się wyrzucić ten i kupić nowy. Na jutro zostały do przesypania jeszcze dwa worki, co doprowadziło drugiego Kopciuszka do smutnego wniosku, że gdzieś się rąbnęła w obliczeniach, bo 1 + 3 + 2 nijak nie da 7.

A rozrywki te zapewnił Kopciuszkom któryś z kotów (plotka głosi, że Burszyk) obszczywając bezczelnie tzw. bean baga, zwanego u nas fotelem eko.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 30, 2011

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 7


Polina Daszkowa - Dla Nikity

Fantastycznie gładko napisany kryminał, z sensownymi psychologicznie bohaterami, dodatkowo z ładnie splatającą się fabułą, odsłanianą kolejno przez różnych uczestników akcji. Dość brutalny, jak to u Rosjan, niskie poszanowanie życia ludzkiego (trochę nie polecam rodzicom małych dzieci), duża łatwość obejścia prawa dzięki korupcji i nieuczciwości na dowolnych szczeblach. I - o dziwo - nieskorumpowany milicjant, który z własnej woli podejmuje śledztwo w sprawie oficjalnie uznanej za wypadek. Bardzo miła odmiana po niezorganizowanej bohaterce Doncowej i psychopatycznej i irracjonalnej pani detektyw u Polakowej.

Nikita Rakitin jest znanym pisarzem kryminałów i z dziwnych przyczyn podejmuje się pracy nad biografią dawnego znajomego, dziś znanego dygnitarza. I nagle musi uciekać, bo dokopał się do rzeczy strasznych a niejawnych, więc wisi nad nim wyrok śmierci. Śledztwo oprócz Nikitina prowadzi jednocześnie ojciec poszkodowanego przez tajemniczą sektę syna, wegetujacego w szpitalu psychiatrycznym, wspomniany uczciwy milicjant (mimo konsekwencji służbowych) i - po tajemniczej śmierci pisarza - żona dygnitarza, dawna miłość Rakitina.

#37

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek maja 30, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2011, kryminal, panie - Skomentuj


Kompulsywnie czytam

Przeczytałam gdzieś, że nie warto kończyć dobrej książki przed snem, bo wtedy jeszcze noc na to, żeby poczekać na zakończenie i o tę noc przedłużyć znajomość. To prawda.

Ostatnio odkryłam, że to nie mentalne ADHD każe mi czytać kilka książek naraz, tylko łatwiej mi utrzymać ciągłość czytania książek wciągających i uniknięcia sytuacji, jaką mam teraz: skończyłam trzy fajne książki, każda następna odrzuca mnie po trzech stronach, staję z pustą głową przed półkami i nie wiem, co wybrać.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 29, 2011

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 2


21 maja (3): Pałacowa spiżarnia

EDIT: Właściciele/pracownicy restauracji ukradli zdjęcia z tej notki i użyli w celu komercyjnym. Niestety, nie mieli na tyle odwagi, żeby sprawę wyjaśnić. Dla mnie to znak, że miejsce trzeba omijać, ja w każdym razie nie wydam tam już nawet złotówki.

Przemile mnie zaskoczyło, że na skraju miasta, w odległości spacerowej tuż obok mojej wsi, nagle pojawiła się restauracja w jednej ze starych, podobno prawie stuletnich, willi. Restauracja okazała się być poznańską filią pałacu w Popowie Starym. Kuchnia staropolska - świetny żurek, do jarskich gołąbków podchodziłam z niejaką obawą, ale były bardzo dobre, klimatyczne wnętrza i przyjazna obsługa (co nie jest oczywistością, bo na przykład w jednej z restauracji kelnerka(?) jest nieustająco zirytowana tym, że ktoś przychodzi zjeść i nie jest to jednostkowa obserwacja). Dodatkowo duży ogród i taras, gdzie można jeść i wybiegać nieletnią.

Chyba się pospieszę z wizytą w pałacu, bo w przyszłym roku ma go zaanektować UEFA. Kto wie, co po nich zostanie.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 28, 2011

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4