Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Gerard Durrell - Menażeria

Dla odmiany (po wszystkich ogólnozwierzęcych historiach) ten zbiorek opowiadań jest o ludziach. O znajomych i rodzinie z czasów mieszkania na wyspie Korfu, sklepiku zoologicznym w Londynie i ulicy sklepów, gdzie nigdy nikt nic nie sprzedawał oraz starym wojskowym, który staczał bitwy miniaturowymi żołnierzykami, brytyjskiej służbie zdrowia, przyjęciu wśród dzikiej Afryki i dziewczynie, która była tak ładna jak głupiutka.

Lubię Durrella za jego umiejętność pisania, którą ma niewielu autorów. Sprawia, że po przeczytaniu historii chce się być tam, gdzie ona się dzieje. Może to zasługa sielskości opisów, dającej się odczuć fascynacji tym, co opisuje czy tej odwiecznej tęsknocie, że lepiej jest tam, gdzie nas nie ma.

Inne tego autora tu.

#65

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 22, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, panowie, podroze - Skomentuj


John O'Farrell - To jest twoje wspaniałe życie

Jimmy w wieku 13 lat pisał pewnego lata listy do siebie, kiedy już będzie dorosły - zrobi karierę, będzie sławny i bogaty. Listy z dobrymi radami, jak postępować z kobietami, na co wydawać zarobioną fortunę i jak spędzać czas. Po ponad 20 latach, na 35. urodziny, dorosły James przeczytał te listy (no, najpierw usłyszał najlepsze fragmenty, czytanie publicznie przez brata, który w przeciwieństwie do niego jakiś sukces odniósł). I zupełnie przypadkowo nauczyciel angielskiego w szkole dla obcokrajowców w podlondyńskiej miejscowości otarł się o wielki świat. Podczas spaceru z psem spotkał jednego z bardziej znanych komików, powiedzieli sobie "Cześć, ładna pogoda" i poszli każdy w swoją stronę. Po czym następnego dnia komik umarł. James udzielił wywiadu dziennikarzom, filmującym karetkę i dom wdowy. I nagle się okazało, że wystarczyły trzy słowa o tym, że również jest komikiem, żeby cały medialny światek to łyknął. Nie trzeba było pojawiać się na żadnym występie, żeby w prasie pojawił się pochlebny artykuł o jego karierze za granicą - wystarczyło kilka sfabrykowanych zdjęć i tekstów o tym, że jego występy były sukcesem, bo dziennikarka również na występ nie dotarła...

Bardzo przyjemna lekka książka o tym, jak łatwo jest zmanipulować media tak naprawdę niewiele robiąc. Wystarczy, że ktoś pojawi się z ważnymi osobami w prasie czy telewizji, żeby został uznany również za kogoś ważnego. Autor chyba wie, o czym mówi, bo jest felietonistą i pisuje do angielskiej prasy.

Inne tego autora:

#64

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 21, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Leszek K. Talko - Dziecko dla profesjonalistów

Zbiór felietonów o tym, jak to średnio fajnie być rodzicem. Miałam kiedyś zaskakująco adekwatną sygnaturkę: "Problemy są jak dzieci: jak sie nimi zajmujesz, rosną". Dopóki dziecko jest małe, problem polega tylko na tym, żeby podawać z przodu, wygarniać z tyłu i spróbować się w międzyczasie przespać. Potem się okazuje, że w domu jest mały negocjator, który wymaga czystej koszulki, na śniadanie jajeczniczki z cebulą i kiełbasą i parówek z ketchupem.

Książka nie nadaje się dla ludzi z misją, który fakt spłodzenia potomka uważają za swoje życiowe osiągnięcie. Ciężko jest im też wytłumaczyć, że autor tak naprawdę NIE opisuje codziennego zachowania swoich dzieci i nie jest rozciapcianym marudą, którego fakt założenia dziecku kiedyś pieluchy (teraz butów i wyprowadzenia na spacer) przerasta i staje się tragedią narodową. To są żartobliwe (i śmieszne) felietony.

Oprócz tej książki są jeszcze dwa wcześniejsze tomiki ("Dla początkujących" i "Dla średnio zaawansowanych"). Inne tego autora tu.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 21, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, felietony, panowie - Komentarzy: 1


Kto rano wstaje

... ten coś popsuje. W ramach wywalania śmieci z Thunderbirdowego kosza usunęłam sam kosz. Nie można go zrobić od nowa, bo "jest" (mimo że go nie ma). Nie można nic skasować (chyba że z pominięciem kosza). Fear my hacker skillz. Naaa, za proste. Okazało się, że wystarczy wyjść i wejść (nie żebym sama na to wpadła).

Miałam się wyspać. Kot przyszedł i był namolny o 8 rano. Na tyle namolny, że TŻ obudził się, powiedział "Dałaś mu już jeść?", po czym poszedł spać. TŻ, nie kot. Kota musiałam wstać i nakarmić.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 21, 2006

Link permanentny - Kategoria: Koty - Komentarzy: 1


IT Crowd

Przepiękny i bardzo prawdziwy sitcom o dziale IT w korpo. Piękny, naprawdę. Trzymają ich w piwnicy, nie wpuszczają światła i nie każą sprzątać na biurkach. SOA#1, czy wyłączyłaś i włączyłaś ponownie komputer? Czy wtyczka jest wetknięta do kontaktu? Do geeków zostaje doflancowana Relationship Manager, która posiada pewne umiejętności komputerowe (wysyłanie emaili, odbieranie emaili, obsługa myszki, obsługa tego pod myszką, click, click, double click, klawiatura). Tylko 6 odcinków, w 2007 roku obiecują drugi sezon.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 15, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 2


Historie kuchenne

Lata 60., naukowcy robią badania na temat tego, jak samotni faceci poruszają się w kuchni. Każdy obiekt dostaje obserwatora, który z wysokiego krzesełka zaznacza trasę, jaką właściciel kuchni pokonuje codziennie. Oczywiście obserwator nie rozmawia z obserwowanym.

Najbardziej lubię filmy, które są klimatyczne i coś się dzieje. Lubię też filmy, które są nudne, ale są klimatyczne. Albo z akcją, nawet jak bez klimatu. "Historie kuchenne" są nudne. Z klimatu jest zaśnieżona Norwegia. I dwóch facetów, którzy ze sobą przez większość filmu nie gadają. A potem się zaprzyjaźniają. I to by było na tyle.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 15, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Ota Pavel - Śmierć pięknych saren

W zasadzie ciężko mi cokolwiek więcej napisać niż autor ładnie napisał w tej recenzji [link nieaktualny]. Książka jest dobra, ale o to chyba nietrudno, jeśli się zestawi świat oczami dziecka z czasami wojny i światem ludzi dorosłych. Mimo że nie łowię ryb ani nie poluję (a to w dużej mierze opowiadania zawierają), czyta się świetnie. Dużo robi też to, że autor był Czechem. Czesi mają strasznie dobre podejście do życia, bez względu na to, jakie by złe nie było, taki pewien luz i zen. Inne niż Polacy, którzy piszą o blockersach, stresie i wypruwaniu sobie żył w życiu. Wolę podejście czeskie.

Inne tego autora tu.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 15, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, panowie, opowiadania, beletrystyka - Komentarzy: 1


Osada

Mam znajomego. Lubię słuchać, co mówi o filmach. Mamy w zasadzie kompatybilny gust. Jeśli mówi, że film jest świetny, to będzie to na 100% crap nie do oglądania (ze szczególnym uwzględnieniem Marines, wilkołaków czy filmów klasy Resident Evil). Jeśli mówi, że kiepski - niewątpliwie będzie mi się podobał. "Osada" to potwierdza. Trzy czwarte filmu jest nudne jak flaki w zalewie (kolega opisuje to jako "dobre i niesamowite", a końcówka ratuje cały film i sprawia, że warto było obejrzeć (kolega twierdzi, że była spartolona).

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 14, 2006

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


Marian Keyes - Lucy Sullivan wychodzi za mąż

Na pierwszy rzut oka - kolejna historia o Bridżet. Bridżet ma na imię Lucy, z zainteresowań ma popijanie na imprezach i seks z właśnie poznanymi facetami. Ale Marian Keyes dokłada do banalnej historii coś więcej niż zabawną fabułę o tym, jak Lucy szukała męża. A szuka, bo męża przepowiedziała jej wróżka, do której zaciągnęły ją koleżanki z pracy.

Są świetni bohaterowie - wredna i wyrachowana sublokatorka Karen czy seksowny długowłosy i wiecznie pijany Gus, w którym zakochuje się Lucy. Gus niebezpiecznie przypomina mi pewnego chłopaka, w którym się kochałam w czasach licealnych. Przychodził, kiedy chciał, odchodził, kiedy chciał, a ja byłam zachwycona, jeśli tylko mogłam spędzić z nim trochę czasu. Popalał trawę i jakieś inne smrodliwe świństwa, palił papierosy, miał jednocześnie co najmniej jedną oficjalną dziewczynę, ale jakoś mi to nie przeszkadzało. Na szczęście człowiek w pewnym momencie dorasta ;-) Keyes świetnie opisuje pewne zjawisko - baby (a przynajmniej ja i Lucy) wyczuwają, kiedy kończy się sielanka, kiedy każda próba zadania pytania, o co jest kaman, może skończyć to, co jest teraz. Może i jest koślawe, może i sprawia czasem przykrość, ale lepiej, żeby było, niż zapytać i się dowiedzieć, że to i tak koniec, a facet właśnie miał nam powiedzieć, że on sobie idzie, świetnie, że pojawił się temat.

Oprócz wątku łóżkowo-przygodowego, pojawia się rodzina. Matka, która tylko opieprza i narzeka na córkę, bez przerwy truje o sąsiadach, sobie i o tym, jak bardzo męczy się z tym sukinsynem, ojcem. Ojcem, którego Lucy bardzo kocha, bo to swietny facet. A że trochę sobie popija? Każdy facet musi LUBIEĆ wypić, bo inaczej to nie facet.

Książka jest uczciwie gruba, wciąga jak diabli, zawiera bardzo przyzwoitą scenę łóżkową i pozostawia niedosyt, który można zaspokoić tylko innym książkami Marian Keyes, czego sobie i Państwu życzę.

Zapomniałam o tym, co w tej książce przefajne. Cytaty. Jeden z moich ulubionych:

Czasem Charlotte naprawdę mnie przerażała. Nie chciałabym mieszkać w jej głowie - to musiało być ponure, samotne, przerażające miejsce. Można by iść przez wiele kilometrów i nie napotkać ani jednej inteligentnej myśli.

Inne tej autorki tu.

#61

Napisane przez Zuzanka w dniu środa października 11, 2006

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2006, beletrystyka, panie - Komentarzy: 2