Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Brown sugar

Podobno wiosna jest zielona. Nie tutaj. Tutaj ma wszystkie kolory z palety brązów. Czekoladę. Kawę. Rudy. Złamaną czerwień. Bordo. Bury. Ugier jasny i sienę paloną.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 23, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4


Journeyman

Krótki, zgrabny, jednosezonowy serial o podróżach w czasie. Dan, dziennikarz San Francisco Register, zaczyna znienacka przenosić się w czasie i naprawiać życie przypadkowo spotkanych osób. Znienacka wpada też na swoją zaginioną kilkanaście lat temu narzeczoną, która również - jak Pciuch - jest wczoraj. Nie jest łatwo, bo żona nie robi wrażenia zachwyconej mężem, który ot tak sobie znika, a potem pojawia się kilka godzin później bez racjonalnego wyjaśnienia. Szczęśliwie już w pierwszym odcinku Dan wpada na pomysł uwiarygodnienia swoich podróży i żona robi mi awantury już tylko co jakiś czas. Gorzej jest z bratem - policjantem, który usiłuje wykryć powody dziwnego zachowania brata - dziennikarza.

W tle San Francisco, więc dla mnie dodatkowa przyjemność (i okazja do niekończących się zatrzymywań i cofnięć filmu, żeby się upewnić, że to Transamerican Pyramid, to Embarcadero, a ten biurowiec to na Mission). Mnie się bardzo, bo i ładne obrazki, i serial przyjemnie zrobiony.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Skomentuj


Ostrów Tumski Bis

Jest parę miejsc w Poznaniu, koło których zawsze przejeżdżałam, patrząc tęsknym wzrokiem i obiecując sobie, że przyjdę, zobaczę, powącham i dotknę. Na odkrycie czeka jeszcze m. in. Chwaliszewo, a dziś pomalowałam sobie mapę na drugiej części Ostrowa Tumskiego. Pierwsza część, ta bardziej znana, to katedra, wykopaliska ze zrębami państwowości polskiej, ogrody i most prowadzący na Śródkę, więc oczywiste jest, że tam się idzie najpierw. Tymczasem po drugiej stronie zemsty byłego systemu na Poznaniu[1] jest... dziwnie. Dwie ulice - Wieżowa i Nowe Zagórze. Taka trochę żulownia, trochę dzielnica willowa, trochę bezdroża pełne zarośli i kałuż, trochę starych bloków z kotami na parapetach. I górujące nad tym wszystkim zabudowania seminarium duchownego[2]. Dziwne miejsce, z ładnym widokiem na most Rocha i Wartę.

[1] Zwanej też Estkowskiego.

[2] Niestety, już bez neonu, który głosił kiedyś przejeżdżającym Estkowskiego, że JEZUS NA WIEKI do momentu, kiedy wypadło pierwsze "I". Widać ktoś nie lubił sakralnych przetworów i neon zniknął.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 21, 2010

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 1


W chuście

Zawsze podobała mi się idea chusty. Bo bez wózka, bo dziecko blisko i dobrze się czuje, bo chusty ładne. Obiecałam sobie, że zacznę, jak się zrobi ciepło. Ciepło jest, więc. Na razie miałyśmy ze sobą kilka krótkich testowych spacerów po domu (ile można chodzić z kuchni do sypialni, bez sensu) i dłuższy w Palmiarni. Trochę się bałam, że po kwadransie marudny ostatnio Maj oprotestuje i będę biegiem z dzieckiem na ręku wracać. A tu niespodzianka - długi, spokojny spacer z sąsiadką i jej synem, Maja zachwycona, bo wreszcie coś widać, macanie liści i kory brzozy, a po chyba 40 minutach - usnęła, przytulona do mojego ramienia i spała jeszcze po tym, jak ją przyniosłam do domu i rozpakowałam na łóżko. Wzruszyłam się, owszem.

Wady - ciężko brać ze sobą cokolwiek (torbę, aparat, wodę do picia), bo brakuje trochę swobody ruchu i każdy kilogram dodatkowo obciąża. Sięganie do kieszeni trudniejsze. Zdjęć nie próbowałam robić, mimo że dziecko stabilnie siedzi opakowane w trzy warstwy chusty. I raczej opada na lato, bo już dziś w chuście i niezbyt grubej bluzie było mi gorąco.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 19, 2010

Link permanentny - Kategoria: Maja - Komentarzy: 1 - Poziom: 3


Szybki rzut oka

Na łazienkę. Zamiast rozwalających się szafek z płyty sprzed 9 lat, nierozwalające się szafki z płyty, ale ładniejsze.

Na biurka.

Refleksja pierwsza. Człowiek się zmienia, kiedy się pojawia dziecko. Uwielbiałam montować meble. Teraz wolałabym to zlecić sile najemnej i przyjść na gotowe, podczas gdy sama bym sobie poleżała i popachniała. W większości montował TŻ, ale ja i tak się zmęczyłam. Niestety.

Refleksja druga. Nienawidzę odkrywać wieloletniego kurzu. Ale lubię, jak potem jest ładnie. I można odkryć w zakamarkach parę zabawnych rzeczy [2022 - link nieaktualny].

Refleksja trzecia. Czyszczenie brudnej ściany za pomocą gumki do ścierania jest takim mało przednim pomysłem. Bo potem się okazuje, że pary starcza na wygumkowanie słońca, bizona i myśliwych z łukami. Trochę obciach. Jednak.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 17, 2010

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 3


Douglas Coupland - Złodziej gumy

Świetnie się czytało, ale na końcu zostałam z rozczarowaniem, głupią miną i takim trochę poczuciem oszukania. 20-kilkuletnia gotka Bethany zaczyna korespondować ze swoim współpracownikiem z marketu papierniczego, 43-letnim rozwiedzionym i zaniedbanym Rogerem. Okazuje się, że oboje przeżyli w życiu sporo tragedii i mimo wszystkiego, co ich dzieli, zaprzyjaźniają się. Roger pisze też powieść, "Jezioro Rękawicze" i dzieli się kolejnymi rozdziałami najpierw z Bethany, potem też z jej matką, znajomą ze szkoły. Niestety, tutaj wchodzi modna intertekstualność - Roger w swojej powieści opisuje dwóch pisarzy, z których jeden zaczyna pisać o życiu Rogera i pracy w markecie papierniczym. Bethany też chodziła na kursy pisania, na kursach tworzyła kolejne wersje historii "Jak to jest być grzanką smarowaną masłem, przedstaw z punktu widzenia grzanki", które niestety również pojawiają się w książce. Ostatecznie z fajnej książki o nietypowo realizowanej przyjaźni pokręconych ludzi wychodzą zagnieżdżające się światy fikcji i realności. Za zakończenie dst plus.

Inne tego autora tu.

#12

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 17, 2010

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2010, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Bękarty wojny

Tarantino umie nakręcić film o dowolnej fabule, który trzyma w napięciu do ostatniej sekundy. Pomaga jednak, jak da się poczuć cokolwiek emocji w stosunku do któregokolwiek z bohaterów. Tutaj nie. Forma mnie zachwyciła (i muzyka, i filmowanie, i pejzażyki, i gra aktorska, i żonglerka językami, i kostiumy, i drugoplanowe smaczki), natomiast treść spłynęła jak po, excuse le mot, kaczce. I nie jest to film, do którego chciałabym wracać (a dodam, że Kill Billa oglądałam ładne kilka razy, podobnie Jackie Brown czy już mniej, ale i tak, Pulp Fiction). Nie przez epatowanie okrucieństwem, bo tutaj sceny zabijania są przewrotnie poetyckie i barwne, przez co absurdalnie ładne, a przy tym nie komiksowo przerysowane jak w KB vol. 1, ale ogólnie jakoś się nie polubiliśmy. I ten Brad Pitt do niczego.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek marca 15, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 12


Nie czekolada

Byłam lekko uzależniona od czekolady, nie wstydzę się. Zaczęłam nawet pisać o szczycie nałogu i ulubionych czekoladach, ale się obśliniłam, więc skasowałam. Teraz jestem na przymusowym odwyku, bo Mai nie służy, ale ponieważ człowiek to nie wielbłąd i napić^Wzjeść coś słodkiego musi, szukam alternatyw. I niestety, #żal.pl. Ciastka owsiane. Lubię, ale ile można. Galaretka w cukrze. Co jakiś czas kupuję, z zachwytem patrzę na kolory i witrażową przezroczystość, opędzlowuję całość i mi niedobrze. Do następnego razu. I tak błądziłam ostatnio wzdłuż słodyczowej alejki, omijając wszystko, co czekoladowe i znalazłam malinowe groszki.

Uwielbiałam groszki w PRL-owskim dzieciństwie. Z wyrobami czekoladowymi i czekoladopodobnymi bywało różnie (nie że niedostępne, bo w domu bywały często, ale w sklepach to wiadomo). A groszki były. Pomarańczowe, żółte, zielone, kolorowe, z samego cukru i barwnika. Jedne z moich ulubionych były czarno-brązowe, jakby czekoladowe, ale nie z czekolady. Nie przepadałam za takimi drobnymi, w odpustowych szklanych rurkach, bo nie szło ich nigdy zjeść do końca. I miałam takie marzenie, że kiedyś, jak będę duża, kupię tych groszków mnóstwo, a nie jedną marną paczuszkę, wsypię je do wielkiej miski i będę jeść całe popołudnie.

Tyle że teraz nie ma groszków. Są orzechy i rodzynki w czekoladzie. Landryny. Żelki. Pianki. A groszków nie. I ja się pytam, kto jest za to odpowiedzialny, hę?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 14, 2010

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 11


Nic już nie działa

Prośby. Groźby. Mantry. Inkantacje. Życzenia. Ba, nawet przekupstwo i obietnice. Zostało zaklinanie (nie mylić z zaklikaniem). Wiosna, rusz dupę, co? Raz, raz. Nie bądź wiśnia.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 12, 2010

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 1


September / Wrzesień

Mam trochę problem z niekomediowymi filmami Woody'ego Allena. Pozbawione sarkastycznej czy autoironicznej otoczki boleśnie pokazują, że świat nie jest sympatycznym miejscem, a Amerykanie nie na darmo spędzają spory wycinek życia na sofitkach u psychoterapeutów. Lane mieszka w letnim domu w Vermont, odziedziczonym po ojcu i dochodzi do siebie po którejś z kolei życiowej porażce. Końcówkę lata spędza z przyjaciółką, Stephanie, początkującym pisarzem Peterem i sąsiadem Howardem. Irytuje się, kiedy nagle pojawia się jej matka, dawniej znana skandalistka/aktorka/modelka z aktualnym partnerem; specjalnie się nie lubią. Do tego okazuje się, że wśród czworga znajomych wykształciły się trzy uczucia bez wzajemności i nikt specjalnie nie jest z tym szczęśliwy.

Piękny dom, irytująca i płaczliwa Mia Farrow, ładna, ciepła i beżowa kolorystyka filmu, w tle zgrabny dżez. Niestety, film z kategorii "obejrzeć i za tydzień zapomnieć, o czym był".

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 7, 2010

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj