Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o trzcianka

Wielkopolska w weekend - Tuczno

Pierwszy raz na zamku w Tucznie byłam (i nocowałam na poddaszu) 13 lat temu, w 2004 roku. I wyobraźcie sobie, nie miałam wtedy aparatu fotograficznego. Nawet w telefonie, który zamiast aparatu (i setki innych rzeczy) posiadał antenkę i można było z niego dzwonić. Wracając do zamku, odbywała się w nim wtedy firmowa impreza integracyjna, największą atrakcją okazały się fajerwerki w okolicach północy; dawno nie widziałam ludzi tak ambiwalentnie rozdartych między urokiem światełek i wybuchów a smutkiem zrozumienia, że właśnie w powietrze idzie ich premia.

Tym razem do Tuczna zabraliśmy rodzinę TŻ, bo mają blisko. Piękna jesień, kasztany, słoneczne popołudnie. Zamek wyglądał, jakby się w ogóle nie zmienił.

Rozchodnik i motyle z ogródka babci I. Trzcianka, jezioro Sarcz Tuczno - Zamek Wedlów Kościół Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Tucznie

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 16, 2017

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ - Tagi: trzcianka, tuczno, polska - Komentarzy: 2



Ogród służy do czytania w

Pozazdrościłam wonderwoman irysów i skłusowałam w ogrodzie Babci I. wiązkę wąskich łodyżek. Trudno je fotografować, a szkoda, bo piękne są w każdej postaci - pąki z delikatną zielonkawą siateczką, przypominającą ujście rzeki, zapowiadają rozkwitnięte piękno żółtego i zielonego pasa na fiołkowych płatkach. Lubię, chyba od czasu poznania "Irysów" Van Gogha.

(W ogóle ogródek Majutowej Babci I. to dobre miejsce.)

A w następnym odcinku o książce, od której się w ogrodzie nie mogłam oderwać.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 23, 2012

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: trzcianka, polska - Skomentuj




Nie rośnie mi

Nie mam ręki. Zasuszam, jak wymagają wody. Zalewam, jak wody nie wymagają. Niewyrośnięte cebulki "Queen of the Night" ewaporowały z ziemi, zostawiając jakieś nędzne spleśniawco-zgniłki. Co roku jesienią zasuszam kolejną porcję lawendy, paprotek czy innych przedstawicieli doniczkowej flory za niewielkie pieniądze. Cały czas mam jednak silne przekonanie, że do leniwego życia trzeba mieć miejsce, gdzie o poranku można wyjść bosą stopą (i wliźć w wiadomo co, po czym wydać okrzyk "o żesz..."), zerwać świeże naręcze kwiatów do wazonu, koszyczek okolicznościowych owoców, po czym siąść z książką na fotelu, ze stopami w trawie i nie mieć nic więcej do zrobienia tego dnia. Oczywiście, do takiego ogrodu trzeba kogoś, kto będzie się nim zajmował, bo ja - jak wspomniałam - zasuszę, przeleję i zachwaszczę. Dlatego lubię cudze ogrody. Zwłaszcza jak mi pasują do spódnicy.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 20, 2009

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tag: trzcianka - Skomentuj