Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o panowie

Richard Castle - Nagi żar

Otóż zdziwiłam się, jak przyzwoicie można zbeletryzować kawałek odcinka scenariusza serialu. Niespecjalnie jest to aż taki bestseller, jak zakłada serial, ale podkładając twarz Kate Becket pod Nikki Heat, a lekko kpiący głos Nathana Filliona pod Jamesona Rooka jest to zgrabny fanfic osadzony w świecie serialowym. Rook, po opisanej w poprzednim tomie współpracy z Nikki Heat (oraz płomiennym a tajnym romansie), publikuje plotkarski artykuł o niej, irytując wszystkich. Samą Heat, bo zrobił z niej celebrytkę, dodatkowo zdradzając jej sekrety, a resztę posterunku, bo pominął ich ciężką pracę. Teraz zostaje zamordowana dziennikarka, publikująca brudne kawałki o celebrytach, a na miejscu zbrodni ekipa zastaje właśnie Rooka, który - podobnie jak z Nikki Heat - obserwował jej pracę, żeby napisać artykuł o dziennikarce. Jako jej bliski współpracownik zaczyna uczestniczyć w śledztwie, popełniając wszystkie możliwe niedyskrecje i błędy (np. poszukiwane dokumenty zabiera na noc do domu, zamiast od razu na komisariat, bo chce je w spokoju przeczytać jako pierwszy).

Tłumaczenie jest, oględnie mówiąc, toporne ("przyjaciel z korzyścią"). Zniknęły wszystkie żarty słowne, brakuje nawet "nieprzetłumaczalnej gry słów" (jeden z detektywów nazywany jest Słodką Herbatką, zapewne w oryginale Sweet Tea, partner nazywa go Spoconą Herbatką, zapewne Sweat Tea). Partnerzy, Ochoa i Raley, są pieszczotliwie zwani Roachem, której to pieszczotliwości zapewne nieznający angielskiego czytelnik nie wychwyci. Tym bardziej znajduję podejrzanym, że tłumaczka umieściła szerokie podziękowania dla grona pomocników w tłumaczeniu, boję się myśleć, jak bez tego by to tłumaczenie wyglądało.

Najbardziej jednak nurtuje mnie, jak to jest być ghost writerem postaci z serialu.

#122

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday November 27, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Komentarzy: 2


Leopold Tyrmand - Dziennik 1954

Przemęczyłam się przez ten - pisany raptem 3 miesiące - pamiętnik, jak dawno przez nic. To nie tak, że źle się czytało, bo nie. Ale powoli, najwyżej kilka stron dziennie - warto było nie przemykać się szybko nad frazami typu "patrząc na mnie oczyma jelenia gastrycznie doświadczonego" czy "chasyd komunizmu o twarzy wyblakłego onanisty", a do tego całość dygresyjna, pełna polityki, wspomnień i nieliniowej narracji. Sylwetki znajomych, przyjaciół i nieprzyjaciół, zarysowany epizodycznie związek nie-związek z 16-letnią Bogną (nieco odmłodzoną na potrzeby narracji, bo podobno miała jednak 18 lat), 10 lat budowania komunizmu w Polsce, bieda-obiady za 7 zł w Związku Literatów Polskich, gospodarka nie nastawiona na człowieka z pokątnie kupowanymi artykułami pierwszej potrzeby i przeróbkami ubrań z zagranicy u dobrych, przedwojennych krawców. Wzruszył mnie argument autora w rozmowie z przyjacielem, Stefanem Kisielewskim, że nie pisze dla współczesnych, tylko dla czytelników z XXI wieku. Coś w tym jest; dziś Tyrmand byłby świetnym skandalistą-blogerem.

Pisarz został kilka miesięcy wcześniej obłożony nieoficjalnym zakazem drukowania, jak większość jego współpracowników ze zgłuszonego właśnie przez komunistów Tygodnika Powszechnego. Utrzymywał się z korepetycji, tłumaczeń i drobnych zleceń, koczując w niewielkim pokoiku w dawnym budynku YMCA, jednocześnie cierpiąc z niemożliwości publikowania swoich tekstów bez skompromitowania swoich poglądów. Dziennik przerwał w połowie zdania, kiedy pojawiła się okazja napisania i wydania "Złego". Jak to w dzienniku, życie autora jest podane między wierszami, czasem zupełnie epizodycznie - prześledziłam więc szereg artykułów i kawałki biografii pisarza, bo pozostało mi poczucie niedosytu na przykład w kwestii tego, jak zakończył się jego związek z "Bogną".

Pozostało mi też poczucie zazdrości umiejętności wnikliwej obserwacji, lekkości frazy i skrupulatności zapisywania codzienności.

Jak ktoś jest niewytrwały w czytaniu (bo to jednak naście godzin lektury), można poszukać "Dziennika" w audiobooku (bywa na youtube).

Innne tego autora:

#110

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 22, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, panowie - Komentarzy: 2


Aleksander Wierny - Teraz

Spodziewałam się kryminału, egzotycznie osadzonego w Częstochowie i początek nawet mnie zmylił - grupa ludzi (uśmiechnięta ofiara losu, seksowna i nietrudna panna, narkoman i karierowicz) dostaje propozycję pracy w rozwijającym się przedsięwzięciu. Niezła płaca, mało pracy. Szybko się okazuje, że idą za tym konsekwencje w postaci łamania prawa. Niestety, w tym momencie autor wchodzi w metafizykę - jest przebierający się raz za supermana, raz za posmarowanego smołą i pierzem kurczaka nadczłowiek, obserwujący wszystkich uczestników oszustwa/eksperymentu za pomocą laptopa bez względu na to, gdzie są. Dodatkowo jest też jego przeciwnik, drugi nadczłowiek, który ostrzega i pomaga. W tym momencie, kiedy zaczyna się filozoficzna gadka o wyrzekaniu się jakiegokolwiek pragnienia w życiu, odpadłam. Skończyłam tylko z uporu, bo liczyłam chociaż na zakończenie typu "potem się obudził, a zły sen spowodowała niestrawność". Ponownie - niestety, nie. Mogłam w tym czasie przeczytać coś ciekawszego.

#108

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October 17, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Kurt Vonnegut - Kocia kołyska

Z przykrością po raz kolejny odkryłam, że jestem impregnowana na metafory, a co za tym idzie słabo doceniam dzieła kultowe. "Kocia kołyska" spłynęła po mnie jak woda po deszczu. Jestem całkiem nieźle przygotowana od strony teoretycznej - wiem, co to antyutopia, umiem pod warstwą satyry znaleźć głębsze myśli filozoficzne, doceniam kompozycję, dygresyjność i wymowę antywojenną. Nie zmienia to faktu, że nie czuję przyjemności (a nawet wręcz zmęczenie), czytając tego typu książki; gdzieś przyświeca mi myśl "a teraz przygotuj się, bo będzie zachwycać". Niestety, nie. Mam też wrażenie, że już kiedyś próbowałam tę książkę czytać, co wiele mówi o tym, że mnie nie kupiła.

John (albo Jonasz) jest dziennikarzem, który usiłuje napisać książkę o dniu, w którym zrzucono bombę atomową na Hiroszimę, zahaczając o jednego z twórców bomby - fizyka Hoenikera i jego dzieci. Drugim dnem jest to, że Hoeniker wynalazł kolejne narzędzie ludobójstwa - tzw. lód 9 - substancję, która w temperaturze pokojowej zamraża wodę i dziennikarz podejrzewa, że dzieci coś o tym wiedzą. Poszukiwania rzucają go na wyspę San Lorenzo, gdzie panuje dyktatura oraz zakazana jest religia proroka Bokonona, a wszyscy - łącznie z rządzącym Papą Manzano, który wydał nakaz zabicia proroka - są jej wyznawcami. Jak się łatwo domyślić, lód 9 wymyka się spod kontroli.

Nieodmiennie pytam - czy po fiasku tego tomu brać się za inne Vonneguta?

Inne tego autora:

#105

Napisane przez Zuzanka w dniu Friday October 10, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, sf-f - Komentarzy: 7


Alistair MacLean - Przełęcz złamanego serca

Na stacyjce na zapyziałym Zachodzie do wojskowego pociągu wsiadają żołnierze, oficerowie, lekarz, pastor, córka komendanta fortu na jeszcze bardziej zapyziałym Zachodzie, poszukiwany wieloma listami gończymi przestępca i szeryf. Wytrzymałym parowozem mają dotrzeć do wspomnianego fortu, w którym podobno panuje epidemia cholery (stąd w jednym z wagonów trumny). Szybko się okazuje, że - jak w "10 małych Murzynkach" - pasażerowie po kolei znikają bądź są mordowani, telegraf (jedyne połączenie ze światem) nie odpowiada, a niewinny jest tylko związany przestępca. Chyba że nie. Zgrabny, chociaż jak na współczesne sposoby prowadzenia narracji, dość klasyczny i przewidywalny kryminał. Zwały śniegu, opary burbona i whisky, atakujący Indianie i zdradliwe przełęcze i mosty, z których łatwo spaść w zabójczą otchłań. Na wieczór z kubkiem gorącej herbaty.

Inne tego autora tu.

#104 / #9

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 8, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Komentarzy: 2


Marek Niedźwiecki - Radiota

Został mi z czasów podstawówki/liceum sentyment do głosu pana Marka i do cotygodniowej Listy Przebojów, wtedy jednego z niewielu źródeł pozyskiwania aktualnej muzyki na wielokrotnie nagrywane kasety; niewielki, bo niewielki, ale zawsze. Mimo to za mało chyba tego sentymentu było, żeby ucieszyć się z treści "Radioty" - zasmuciła mnie raczej. Poczułam, że dostałam zbyt dużo - czasem za szczerze, czasem zbyt deprecjonująco dla siebie - trochę to mi odarło "Niedźwiedzia" z prywatności. Spodobał mi się początek - o małym Szadku pod Zduńską Wolą w latach 60., o zdobywaniu pierwszych płyt, o uporze w docieraniu do muzyki i radia; z punktu widzenia dawnego słuchacza Trójki - o kulisach pracy w radiu, ciężarze tworzenia audycji i odpowiedzialności za słuchaczy. I do tego momentu to była ta zawartość, jakiej oczekiwałam. Potem właśnie się nieco zagubiłam, przy wyborach, wpasowywaniu w realia czasów i polityki, tej mniejszej, zatrudnieniowej. Cześć o podróżach (Australia) wydaje mi się doklejona nieco na siłę, nie jest nieciekawa, ale niespecjalnie pasuje do reszty. Zostałam z poczuciem mydła-powidła, szybkiego czytadełka, owszem sympatycznie napisanego, ale poskładanego paczłorkowo z kawałków.

Abstrahując od treści, redakcyjnie to dość słaba książka, zbiór luźnych opowieści na różne tematy - od polityki, dzieciństwa przez podróże do życia osobistego. Zabrakło mi struktury (chyba +/- chronologiczna jest utrzymana, ale nienachalnie). Czasem w jednym akapicie zdarza się topornie szkolne przejście od słonia do dżdżownicy, o której uczeń coś wie - pisze pan Marek o tym, że w mieszkaniu miał kilka kwiatków, że zakwitły i że podobno dobrze na kwiatki działa muzyka, a moje trzy płyty wszech czasów to... Uwiera mnie to w literackie wyczucie, brak niezbędnego dla mnie cyzelowania frazy, starczy na blog-notkę, ale nie na rozdział książki.

#103

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 6, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, biografia, felietony, panowie - Skomentuj