Więcej o
beletrystyka
Lubię Hornby'ego, bez względu na to, o czym pisze. Ale najbardziej lubię, jak pisze o muzyce, a nawet nie tyle o muzyce, co o ludziach, którzy muzyką żyją, umieją o niej mówić i sens swojego życia na muzyce opierają. Duncan jest roots-fanem Russela Crowe, piosenkarza, który nagrał kilka płyt, po czym w trakcie jednej z tras koncertowych promujących jego najlepszą (według fanów) płytę - "Juliet" - nagle zamilkł. Dzięki internetowi rozsiani po świecie fani kultowi, tacy jak Duncan, nagle mogli zebrać się na forum i razem latami roztrząsać, co mogło się stać w toalecie jednego z klubów, gdzie po raz ostatni widziano Crowe'a po ostatnim koncercie. Annie, wieczna dziewczyna Duncana, dość naiwnie zgodziła się na wyjazd do Stanów, gdzie okazało się, że Stany Stanami, ale wakacje będą polegać na tym, że będzie ze swoim chłopakiem podążać śladami dawno wygasłego muzyka, łącznie z wizytą w sławetnej, niestety w dalszym ciągu niezbyt czystej, toalecie. Po czym nagle fanowskim światkiem zatrzęsło, bo po latach pojawiła się wcześniej nieznana płyta, wersja wstępna "Juliet", Duncan pokłócił się o nią z Annie (bo ją przesłuchała pierwsza, a do tego wyraziła krytyczną opinię), po czym się rozstali.
Nie lubię streszczać książek, więc dodam tylko, że to historia o postrzeganiu muzyki przez samego artystę i jego fanów, o świadomym rodzicielstwie, dojrzałości, związkach i powodach pozostawania w związkach, małym zapyziałym angielskim miasteczku, starzeniu się i zbiegach okoliczności. Doskonale umiem przewidzieć, dokąd prowadzi narracja Hornby'ego, a mimo to nie jest rozczarowana, kiedy dotrę do ostatniej strony.
Inne tego autora:
#46
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek grudnia 20, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, panowie, beletrystyka
- Skomentuj
Czeski duch w berlińskim metrze. Nauczyciel Petr rzuca pracę, żonę i dziecko, po czym ucieka do Berlina, gdzie gra w punkowej kapeli dla idei i sławy, a dla pieniędzy na peronach "ubany". Książka to zbiór historii o związku Petra z Niemką Katrin, o jego przyjacielu lubiącym słowiańskie dziewczęta, o basiście Atomie i w największej mierze o berlińskim metrze, samobójcach, zamkniętych stacjach i okresie, kiedy na górze stał Mur Berliński, a na dole obie strony patrzyły na siebie z okien wagonów i peronów. Klimatycznie trochę przypomina połączenie "Guzikowców" Zelenki i węgierskich "Kontrolerów", ale z silnym poczuciem, że to kawałek czyjej biografii, pełen niedopowiedzeń i onirycznych zdarzeń. Sama książka ma dziwny format - komiksowo poziomy, a historie przeplatane są czarno-białymi montażami zdjęć. Dla mnie poza gładką, leniwą lekturą to pomysł na kilka następnych rzeczy do obejrzenia podczas wizyt w Berlinie.
Inne tego autora:
#42
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 20, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 7
Nie wiem czemu tak jest, że jak trafiam na książkę, która mnie zachwyca, fascynuje, uderza w sedno i chcę napisać, czemu jest aż tak dobra i trafna, trafiam na blokadę. Jak w liceum, kiedy pisałam wypracowanie, rzeźbiąc w bólu każde drętwe zdanie i starając się nie czytać całości, żeby nie wyrzucić, bo paskudne. Tak mam z "Ojciec odchodzi".
Moment śmierci "Papieża-Polaka" wrył się głęboko pewnie każdemu, po części dlatego, że nominalnie w Polsce jest 95% katolików, a po części ze względu na masową histerię, jaka się wtedy pojawiła. Pierwszy raz od czasu rozbuchanego komsumpcjonizmu zostały zamknięte supermarkety (a na narzekania, że ludzie zostali w kwietniową niedzielę pozbawieni możliwości kupna czegoś do jedzenia można było usłyszeć, że "było się przygotować, w końcu umierał kilka dni"). Pierwszy raz było ogólnopolskie oblężenie kościołów, masowe marsze, znicze na ulicach. Pierwszy raz - co mnie najbardziej zafascynowało - pojawiła się taka duża szara fala w Internecie, a nagle powstałe Pokolenie JP2 słało bojówkarskie ostrzeżenia, jeśli któryś serwis nie zdążył zmienić logo na niekolorowe oraz liczne sugestie, że tylko świnie handlują na Allegro, zamiast celebrować żałobę.
O tym, ale nie tylko, pisze Czerski. Kilka dni z życia młodego gdańskiego poety pod koniec marca i na początku kwietnia 2005. Alkoholowe preludium w Trójmieście, kulminacja i ludyczny finał w rozmodlonym Krakowie. Dużo celnych obserwacji tworzącej się narodowej schizy, ponadpodziałowe przymierze kibiców ("Wisła i Craxa razem dla papieża, nareszcie zjednoczone - pisał ktoś - razem napierdolimy całą Polskę. Kraków, Kraków pany"), internetowe świeczuszki i wyrazy ubolewania drukowane czcionką z mini drukarenki, przemysł wyrastający jak grzyb po deszczu na świeżo zmarłym Janie Pawle. Nie tylko jednak, bo książka jest raczej rozrachunkiem z szeroko pojętą polską religijnością, przyjmowaną z dobrodziejstwem inwentarza jak obowiązkowe kapcie w szkole, paleniem papierosów z tyłu za kościołem i uczeniem od małego, że nawet sprawy wydawałoby się ważne można odwalać byle jak, byle zachować pozory.
Mottem książki, i w ogóle mottem dla całego Pokolenia JP2 może zostać zdanie:
"Zbigniew Boniek powiedział, że zdjęcie papieża powinno znaleźć się na polskiej fladze".
#38
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 28, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 1
Wbrew moim podejrzeniom (i pewnie nie tylko, sądząc z notki na okładce), szybko okazało się, że tytułowa mężatka jednak jest naprawdę szalona, a nie że to taka radosna, jak to teraz młodzież mówi, krejzolka. Po kilkunastu latach burzliwego związku, rozpoczętego w okresie przemian i uzyskiwania czeskiej niepodległości, Ksenię zostawia mąż, samą z dwiema córeczkami, które też nagle przestał kochać tak z dnia na dzień. Po kolei wypalają jej się dotychczasowe prace - nie chcą jej w czasopiśmie dla pań ani nie chcą jej bajek, które pisała dla radia. Córki dorastają i wymagają uwagi. Ksenia usiłuje walczyć ze swoim szaleństwem, w swojej przeszłości szuka mężczyzny, który ją wyciągnie z otchłani coraz większej depresji. Co noc śni ten sam sen, z którego zawsze ratował ją mąż, którego już nie ma. Po nieudanej próbie samobójstwa trafia na oddział psychiatryczny. Wszystko jest oniryczne, zmyślone, przekolorowane i nierzeczywiste, jak to w bajkach Kseni, w których dziewica Uliana ratuje świat przed potworami. Realniejszy, chociaż też schizoidalny, jest dziennik Kseni sprzed 15 lat, z czasów, kiedy poznała męża i rodziły jej córki, świat silnych kobiet i pokrzywionych mężczyzn.
Inne książki tej autorki tutaj.
#35
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 9, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 1
Urocza, przewrotna i dygresyjna ramotka o tym, że nawet jak się jest obłędnie bogatym, to ma się przez to sporo problemów. Filimario (tak, stąd był cytat, nikt nie zgadł ;-)) jest spadkobiercą fortuny, ale nie ma pieniędzy, bo fortuna obwarowana jest koniecznością wypicia kieliszka oleju rycynowego, którego wypicia Filimario odmówił w wieku lat siedmiu. I tak się młodzian zastanawia, co zrobić z pięknie zaczętym kolejnym dniem bez grosza przy duszy, kiedy zostaje zaproszony z dwoma innymi panami na rejs przez Klotyldę Troll, bogatą acz ekscentryczną pannę na wydaniu. W Klotyldzie kochają się wszyscy okoliczni panowie, oczywiście oprócz Filimaria, który ogólnie jest dość olewczy w tej kwestii, więc - jak się łatwo domyślić - wyprawa ma na celu przekonanie dżentelmena, że chce spędzić życie z Klotyldą. I tak sobie pływają z miejsca na miejsce - na bezludną wyspę, do Argentyny czy Nowego Jorku, żeby doprowadzić intrygę do wiadomego finału.
Od samych munchausenowsko malowniczych przygód Filimaria ciekawsze są dygresje, w których autor opowiada o swoim dzieciństwie w Ameryce Południowej, gdzie zajmował się wraz z wujem omijaniem X przykazań, uwalniając gauchów od ich koni, bogatych od nadmiaru pieniędzy, a koleje od niepotrzebnych wagonów i ich zawartości. Trochę przypomina bardziej ironiczne utwory Marka Twaina, trochę radosnego wojaka Szwejka. Nic, do czego warto by było wracać, ale zostawia miłe uczucie po przeczytaniu.
Inne tego autora tu.
#33
Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 29, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panowie
- Skomentuj
Lubię Amy Tan, bo umieszcza akcję swoich książek w San Francisco. Niestety, po względnie przyjemnym, obyczajowym początku historii Ruth, czterdziestokilkuletniej redaktorki-pisarki, pomagającej pisać innym autorom poradniki, walczącej o utrzymanie związku i opiekującej się coraz bardziej niesprawną psychicznie matką, wchodzi dygresja z przeszłości, taka na pół książki, gdzie akcja przenosi się do Chin sprzed drugiej wojny światowej, duchów, zwaśnionych rodzin i archeologów. Trochę mało SF jak dla mnie, za dużo pamiętnikowej azjatyckiej obyczajówki.
Inne tej autorki tu.
#32
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 23, 2010
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2010, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2