Paulo Coelho - Alchemik
Santiago zrezygnował z nowicjatu, bo ciągnął go świat i został pasterzem. Podczas wędrówki przez piękne hiszpańskie pastwiska, ponownie śni mu się sen o skarbie pod piramidami. Idzie sobie powróżyć do Cyganki, ale ostatecznie przekonuje go spotkanie z mitycznym królem Salemem, który wie wszystko o wszystkich ludziach (a udowadnia, że wie wszystko o Santiago poprzez szczegóły autoerotycznych uniesień młodego pasterza, popełniach w ukryciu). Nakręcony opowieścią o wierności własnej legendzie, oddaje mitycznemu królowi 1/10 swoich owiec (nie, nie wiem, po co półbogowi przyziemne owce), sprzedaje resztę i odpływa do Maroka. Zostaje okradziony na targowisku, ale radzi sobie mimo braku znajomości języka, zatrudniając się w sklepie z kryształami. A że jest pracowity i szybko się uczy, zbiera w niedługi czas pieniądze wystarczające na powrót do domu i odkupienie owiec, decyduje się jednak na kontynuowanie podróży przez Saharę. Na postoju w oazie poznaje piękną Beduinkę Fatimę i już-już chce zarzucić wszystko i z nią zostać, ale poznaje Alchemika, który mu wyjaśnia, że jak mu pisane jest znaleźć skarb, to powinien iść, bo będzie żałował. Idzie, zostaje znowu okradziony, potem zostaje okradziony po raz trzeci, wreszcie pod piramidami zamiast skarbu ma kolejny sen, że skarb jest w punkcie wyjścia.
Jaki to jest miałki i przegadany bieda-coaching o uzasadnianiu podążania do życiowego celu za pomocą "głosu wszechświata"! Król Salem i wszechświat pomagają tym wszystkim, którzy wypełniają własną życiową legendę. Chyba że to nie jest ich legenda, wtedy im nie pomagają. O tym, czy człowiek żyje według temu, co mu było pisane, pokazuje powodzenie życiowe - jeśli mu nie idzie, to znaczy, że nie było mu pisane. Albo się za mało starał, bo tylko tym, co się starają, wszechświat sprzyja. Jest sporo metafor o dostosowywaniu się rytmem życia do otoczenia, a konkretnie pustyni, która pozwala człowiekowi przez nią przejść pod warunkiem bliżej niesprecyzowanego dostosowania się (oczywiście, jeśli coś pójdzie nie tak, człowiek ginie, ale widać nie podążał swoją legendą albo za mało się starał). Jest i o miłości, którą można spokojnie opuścić na czas nieokreślony, bo jeśli to prawdziwa miłość, to poczeka na powrót (a jak się nie doczeka, to przynajmniej będzie dumna, że pustynia kochanka pochłonęła i wróci jako sokół czy inny podmuch wiatru), a jak nie była prawdziwa miłość, to nie szkodzi. Ja przesłuchałam, więc Wy już nie musicie.
#9/#1