Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Znany pisarz kryminałów, Zygmunt (narrator), udaje się do Rzymu na zaproszenie byłej żony Joanny i jej drugiego, włoskiego męża. W samolocie zachwyca się kolankiem sąsiadki, Alicji, dzięki czemu nawiązuje znajomość, którą potem kontynuuje mimo drwiących komentarzy byłej żony. Alicja okazuje się być w połowie Polką, w połowie Włoszką, zaprasza Zygmunta na kolację do posiadłości swojej babki, włoskiej hrabiny. Zwierza się też, że się czegoś obawia. Wracają razem do Polski, ale Alicję wynoszą z samolotu martwą, ktoś ją otruł. Downar prosi więc narratora o powrót do Włoch i nieformalne śledztwo, prośbę wspomagając dietą w dolarach[1]. Na miejscu okazuje się, że na miejscu zmarłej Alicji znajduje się zupełnie inna osoba, a wszyscy udają, że podmianka nie miała miejsca; śledztwo wspomagane przez wnuczkę hrabiny, Luizę, wskazuje, że przed Alicją znaną narratorowi była jeszcze jedna, pochowana na podmiejskim cmentarzu pod fałszywym nazwiskiem. Pojawia się wątek handlarzy narkotyków i porwania, Zygmunt zyskuje niespodziewanych sprzymierzeńców w osobach marynarza Heniusia Boćwiny zwanego Pieszczochem[2] oraz porucznika Kudeli, wysłanym jako tajna eskorta, i metodami raczej nielegalnymi (szantaż, wtargnięcie) pozyskuje informacje potrzebne dla zlikwidowania gangu, asumpt do podejrzeń daje mu widok bogactwa jednej ze spotkanych postaci[3].
Się ma: spadek w “tych jeszcze dobrych dolarach” (?!).
Się je i pije: soczystą szynkę, znakomitą polędwicę oraz wyborny schab pieczony plus owoce, sery, ciasto i herbatę (na pokładzie samolotu PL LOT), płatki owsiane na mleku (na śniadanie), soczewicę, szynkę i sałatkę jarzynową, popijając obficie czerwonym winem (u eks-żony), pieczone kurczęta, wyborną sałatę, przyrumienione kartofelki, wino, ciasta, owoce, sery (u aktualnej żony), makaron z parmezanem i kotlet z sałatą, cienkie wino do popicia, sandwicze z szynką i sok pomarańczowy, smażoną rybę, sałatę i pół litra wina, risotto i wątróbkę z białym winem, znowu risotto, ale tym razem a la Milanese i smażoną rybę z sałatą, tylko ćwierć litra wina, oliwki, cieniutkie frytki, ser i skórkę z pieczonego prosięcia jako zagryzkę pod wino (w licznych barach i trattoriach), kabanosy, ser i trochę czerstwe, ale smaczne obwarzanki pod butelkę polskiej wódki (u porucznika Kudeli).
Się narzeka: na spaliny, smog i samochody w Rzymie oraz głośną muzykę “jazzową”.
Się wiezie do Włoch (samolotem!): chleb razowy, suchą kiełbasę, czekoladki, śledzie w oliwie, śledzie w occie, makowce i babki od Gajewskiego oraz maszynę do pisania.
Się pali: w samolocie (oprócz narratora, który nie pali w ogóle!).
Się obserwuje kobiety: ”zacząłem natomiast z żywym zainteresowaniem przyglądać się
stewardesom. Wszystkie były młode, zgrabne i przystojne. Tylko ich zawodowe uśmiechy, chłodne i bezosobowe, działały jak sprawnie funkcjonująca lodówka „Polar”. Nie mogę
wymagać, żeby te młodziutkie dziewczęta zakochały się od pierwszego wejrzenia w starszym panu o siwej, mocno już przerzedzonej czuprynie i zaczerwienionych oczach -
pomyślałem melancholijnie”; “Nigdy nie miałem zbytniego zaufania do kobiet za
kierownicą”. Było jeszcze o fantazjach erotycznych z zakonnicą, ale się zlituję i pominę.
[1] Tutaj autor wchodzi nieco w postmodernizm, komentując całą fabułę ustami aktualnej żony Zygmunta, Bożeny:
- Dobrze się czyta. Bardzo mało prawdopodobne, ale zabawne. Powinni ci to chyba wydrukować.
- Co ci się wydaje mało prawdopodobne? - zainteresowałem się.
- Wszystko, a przede wszystkim to, że Downar dał ci tysiąc dolarów. Wierzysz w cuda?
[2] Obraz Polaków za granicą jest, oględnie mówiąc, dość prosty - wszyscy są raczej grubociosani i w sytuacjach stresowych rzucają kurwami (również funkcjonariusze):
[Heniusia] Twarzyczka nie wzbudziła we mnie zachwytu niezmiernie trudno było oprzeć się wrażeniu, że nowo przybyły mógłby bez większej charakteryzacji dublować oryginalnego goryla w jakimś ogrodzie zoologicznym. To podobieństwo do antropoidalnej małpy potęgował fakt, iż nos tego człowieka wyglądał tak, jakby ktoś po nim przejechał rowerem.
[3] Dziwnie nie mam zaufania do ludzi bardzo bogatych. Być może, działa tu jakiś odruch nabyty w ojczystym kraju, ale milionerzy, bez względu na narodowość, napawają mnie zawsze pewnym niepokojem. Nie mogę uwierzyć, żeby ogromne bogactwa można było zdobyć uczciwą pracą.
Inne tego autora tu.
#68