Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Wielkopolska w weekend - Bolechówko

Zawsze chciałam się wytarzać w miękkim futrze przyjacielskich husky i innych alaskanów, bo dziewczyna powinna mieć jakieś marzenia. Przy okazji pikniku organizowanego w firmie TŻ lobbowałam zza kulis za wyborem Traperskiej osady, nie dość, że mają na stanie miejsce piknikowo-ogniskowe, to jeszcze organizują dla dziatwy oklepywanie koni, karmienie strusi i - czy muszę mówić, że się okrutnie ucieszyłam - tarzanie w psach.

Nie wiem, czy da się tam ot, tak zajechać i wejść do psiej zagrody i dać się polizać, obmachać ogonem czy zanurzyć się po nos w wełnistej sierści, ale może warto zadzwonić i zapytać. Chyba 8 uroczych, chociaż zgrzanych husky i 2 niesamowicie puchate alaskany rekompensują konieczność tłoczenia się na niezbyt dużym wybiegu. Strusie były dwa, trochę brudnawe, ale w ramach useless trivia dowiedziałam się, że ich powieki nie działają metodą góra-dół, a prawo-lewo (albo odwrotnie). Przyszedł też piękny młody rudy kot (ale gościnnie, bo nie jest na stanie), który za kawałek kiełbaski, a potem to już zupełnie platonicznie robił niesamowite sztuki i wykazywał się przeraźliwą tolerancją na poszarpywania i inne dość natarczywe głaskania i ciągnięcia za ogon. Są konie, ją marchewkę, ale ja za końmi specjalnie nie przepadam. Całość jest neutralna - duży pozytyw za psy, okolicę i jedzenie (pieczone ziemniaki, gzik, świeży chleb ze smalcem i kiszonym i naprawdę niezły żurek), ale warunki przechowywania zwierząt dość partyzanckie.

Jednocześnie słowo wyjaśnienia dla tych wszystkich, którzy jadą za mną. Szanowni państwo, jest sobotnie letnie popołudnie, polno-wiejskie drogi, prowadzące przez piękne wielkopolskie okoliczności - laski, chmurki, tu wioseczka, tam ruinka pałacyku, ówdzie alejka. Czy naprawdę musicie popylać swoimi audicami, beemkami, yarisami i innymi matizami 110km/h na godzinę z piskiem opon na zakrętach, żeby tylko być te 10 minut wcześniej? Przecież miło jest jechać w letnie popołudnie spokojnymi 70km/h, żeby mieć czas zobaczyć krowę, drogę na Ostrołękę, śmieszną chmurę w kształcie męskiego przyrodzenia czy wyjątkowo ładnie oświetlony kawałek pola. Wyprzedzajcie więc sobie powoli, ja się tylko pytam - czy warto się tak spieszyć?

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela sierpnia 7, 2011

Link permanentny - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ - Tagi: bolechówko, polska - Komentarzy: 2

« Ministerstwo Głupich Kroków - Łąka, a na łące »

Komentarze

speedy

No to może ja odpowiem, bo zdarzyło mi się przemykać szosami (notabene Wielkopolski) w niedzielne popołudnia. A były to powroty z codwutygodniowego, trwającego od piątku do niedzieli szkolenia, z którego wychodziłam o 14-15, z myślą, że przede mną jeszcze 350km, z czego tylko 90 autostardą, i jeżeli dojadę przed 18, to może uda mi się jeszcze urwać chociaż kilka godzin z weekendu, przed wyjsciem do pracy na 7 rano w poniedziałek. I uwierz mi, że nie ma się wówczas ochoty na najbardziej nawet malownicze krowy. Od tego czasu, wyznaję zasadę ustępowania tym co się im śpieszy, jakikolwiek mają powód.

Zuzanka

@speedy, a gdziekolwiek twierdziłam, że nie ustępuję (oczywiście podejmowanie kwestii "ustępowania" jest nieco zabawne w sytuacji braku pobocza, traktorów i innych remontów)? Jedynie się dziwię. I życzę wolnych weekendów, bardzo fajne są.

Skomentuj