Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Akwila rozpoczyna terminowanie u prawdziwej czarownicy, pani Libelli; w tym celu wyjeżdża z Kredy. Niestety, podąża za nią współżycz - nieożywiony, kolektywny umysł, który potrzebuje żywiciela oraz na szczęście, na ratunek rzuca się też grupa uderzeniowa Fik Mik Figli (tak, to ciągle jest to niezbyt udane tłumaczenie). Nauka czarownictwa okazuje się, cóż, nudna - starsza wiedźma uczy ją, jak za pomocą drobnych gestów i pracy u podstaw (pamiętać o odsunięciu skopka ze świeżo wydojonym kozim mlekiem!) świat staje się bardziej do wytrzymania dla tych, którym jest ciężko, mimo że wynagrodzenie jest często mocno uznaniowe. Kiedy więc dziewczynka nieostrożnie otwiera swój umysł, współżycz wskakuje i sprawia, że do głosu dochodzą wszystkie niskie pobudki, które gdzieś u każdego się kołaczą w podświadomości. Akwila okrada sympatycznego staruszka, niszczy psychicznie niesympatyczną uczennicę czarownictwa, zamienia ekspedienta w sklepie w żabę (i worek różowego mięsa), wreszcie niszczy część pani Libelli. Na ratunek dziewczynce - oprócz Figli - przybywa Babcia Weatherwax.
To ładna historia o byciu w społeczeństwie i czasem niewdzięcznej pracy, żeby ludziom żyło się lepiej, bo tym w ujęciu dyskowym jest właśnie wiedźmienie, nie strojną czernią płaszcza, nowymi butami i lśniącą okultystyczną biżuterią czy wzbudzaniem strachu (chociaż oczywiście nic z tego nie zaszkodzi, byle w granicach rozsądku). Epizodycznie pojawia się Śmierć i antaba.
Inne tego autora.
#55