Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Kurt Vonnegut - Kocia kołyska

Z przykrością po raz kolejny odkryłam, że jestem impregnowana na metafory, a co za tym idzie słabo doceniam dzieła kultowe. "Kocia kołyska" spłynęła po mnie jak woda po deszczu. Jestem całkiem nieźle przygotowana od strony teoretycznej - wiem, co to antyutopia, umiem pod warstwą satyry znaleźć głębsze myśli filozoficzne, doceniam kompozycję, dygresyjność i wymowę antywojenną. Nie zmienia to faktu, że nie czuję przyjemności (a nawet wręcz zmęczenie), czytając tego typu książki; gdzieś przyświeca mi myśl "a teraz przygotuj się, bo będzie zachwycać". Niestety, nie. Mam też wrażenie, że już kiedyś próbowałam tę książkę czytać, co wiele mówi o tym, że mnie nie kupiła.

John (albo Jonasz) jest dziennikarzem, który usiłuje napisać książkę o dniu, w którym zrzucono bombę atomową na Hiroszimę, zahaczając o jednego z twórców bomby - fizyka Hoenikera i jego dzieci. Drugim dnem jest to, że Hoeniker wynalazł kolejne narzędzie ludobójstwa - tzw. lód 9 - substancję, która w temperaturze pokojowej zamraża wodę i dziennikarz podejrzewa, że dzieci coś o tym wiedzą. Poszukiwania rzucają go na wyspę San Lorenzo, gdzie panuje dyktatura oraz zakazana jest religia proroka Bokonona, a wszyscy - łącznie z rządzącym Papą Manzano, który wydał nakaz zabicia proroka - są jej wyznawcami. Jak się łatwo domyślić, lód 9 wymyka się spod kontroli.

Nieodmiennie pytam - czy po fiasku tego tomu brać się za inne Vonneguta?

Inne tego autora:

#105

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 10, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, panowie, sf-f - Komentarzy: 7

« Alistair MacLean - Przełęcz złamanego serca - Prawo pożądania (Almodovar: 6) »

Komentarze

JoP

Ja jestem kompletnie nieobiektywna, jeśli chodzi o Vonneguta, bo uwielbiam, nawet częściowo pisałam o nim pracę magisterską, ale sugerowałabym jeszcze spróbowanie „Śniadania mistrzów”. Jak ten styl i rysunki dziurek w zadku Cię nie zauroczą, to już nic.

Cichy

Spróbuj "Syreny z Tytana", styl nieco odmienny, a jeśli naprawdę nie trawisz metafor, to zostaje jeszcze "Pianola".

Zuzanka

@JoP, widziałam kiedyś film, ale już nic nie pamiętam. Chyba mam wybrakowane postrzeganie w tym wypadku, odpadłam na przykład przy Vianie, a ze współczesnych - nie kumam Kereta.

JoP

Filmu nie widziałam, ale dość średnio go sobie wyobrażam - fabuła jest tam nieprzesadna, książkę „robią” obrazki i styl.

Alex

Vonnegut jest nie tyle nierówny co różny, „Syreny z Tytana” to była jedna z najnudniejszych książek jakie w życiu skończyłem (w pociągu, nie było gdzie uciec), natomiast warto, ze świadomością, że to naćpana reakcja na PTSD - „Rzeźnię nr 5”. No i rzeczy bez fantastyki czyli np „Redydywistę”.

dees

patrz, ja uwielbiałam vonneguta mając lat 15, i właśnie Kocia kołyska to była jedna z moich najukochańszych, po czym gwałtownie mi przeszło. to jedyny taki zwrot w mojej karierze czytelniczki jest. teraz bym pewnie oceniła jak Ty. tak, rzeźnię nr 5 byś ewentualnie mogła.

agata

Z Vonneguta się wyrasta.... po liceum już tak nie smakuje niestety. Przegapiłaś chyba :-)

Skomentuj