Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jerome K. Jerome - Trzech panów w łódce nie licząc psa

To nie jest przezabawna książka, wywołująca kaskady śmiechu. Owszem, to pogodna opowieść (nawet pokusiłabym się o nazwanie jej przewodnikiem turystycznym[1]), pełna dygresji i anegdot o podłożu historycznym o tym, jak trzej złoci młodzieńcy (i foksterier Montmorency) epoki wiktoriańskiej wybrali się na dwutygodniowe wakacje na łódce płynącej w górę Tamizy. 123 mile, podczas których panowie licytują się, który mniej robi, wpadają do wody, oglądają psie i ludzkie zwłoki, chcą bądź nie chcą oglądać grobów i kościołów, jedzą w oberżach bądź gotują na łodzi, a wszystko w sielskim otoczeniu pięknej, wesołej Anglii.

Przyznam się do małego natręctwa - zawsze kiedy w filmie pojawia się bohater z bagażem (w sensie walizka) i ma przygody, w trakcie których pojawia się bez walizki, martwię się cały film, gdzie ją zostawił i czy mu ktoś nie ukradł. Tak samo męczy mnie strasznie pointa książki, w której znudzeni deszczową pogodą młodzieńcy zostawiają łódź w Pangbourne i wracają pociągiem do Londynu. Kto im potem tę łódź odprowadzi, do jasnej!

[1] Jak się okazuje, nie bez powodu.

Inne tego autora:

#76

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 13, 2012

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2012, beletrystyka, panowie - Komentarzy: 13

« Maj Sjöwall/Per Wahlöö - Ludzie przemocy - O wielkopolskich poboczach »

Komentarze

wonderwoman

mam to samo!

Northern.Sky

O matko boska! To jest ta książka którą pożyczyłam z biblioteki miejskiej będąc nastolatką i zapodziałam. A Pani z biblio mieszkała na moim osiedlu. Zawsze gdy ją spotykałam gdy na mnie patrzyła wiedziałam, że wie. Nabawiłam się przez tą książkę i przez Panią niezłej paranoi.

King napisał kiedyś badziewne opowiadanie Biblioteczny Policjant (czy jakoś tak) i on też miał chyba jakieś lęki z przeszłości w tym temacie.

kaczka

Scena, gdy bohaterowie utykaja w labiryncie sprawia, ze zawsze rze ze smiechu. Nie wiem, dlaczego? Gdy o tym mysle nie jest przesadnie smieszna, a potem siegam po ksiazke, czytam ten konkretny rozdzial i wije sie w paroksyzmie rechotu...

Kerri

Ja tam zawsze rżę ze śmiechu, czytając to, a gdy słuchałam audiobooka, miejscami płakałam rzewnie [i wcale nie przeszkadza, że fragmentami znam to na pamięć]. To moja ukochana książka przed-podróżna o pakowaniu się na wyjazd [szczoteczka do zębów, prawda], o transportowaniu niewygodnych przedmiotów, o złośliwości środków komunikacji publicznej [i niepublicznej też], o zwiedzaniu różnych miejsc [czaszkiiii! i grób pani Thomas] i inne takie. Oraz uwielbiam tę narrację poważnie-ironiczną. Ogólnie biorąc, jedna z moich Najukochańszych Książek, której nie mogłabym nie mieć na półce i nie czytać od nowa co jakiś czas :)

roussefolle

Chyba moje pierwsze spotkanie z literaturą angielską. Bardzo byłam młoda gdy matka mi to wcisnęła do rąk z nadzieją na chwilę spokoju. Mary Poppins chyba czytałam później.

Zuzanka

No więc mnie się czytało miło (nie pierwszy raz, zresztą, ale z poprzedniego nic nie pamiętałam), ale bez fajerwerków, czasem nawet z leciutką nutką irytacji tam, gdzie ironia była za gęsta.
Inna rzecz, że nie pamiętam książki, która by mnie ostatnio śmieszyła do łez.

wielbicielka

Jest jeszcze druga część: Trzej panowie na rowerach.
Moim zdaniem jest znacznie lepsza (chociaż TPwŁ też kocham).

Theli

Moim natręctwem są ludzie, którzy w filmach wychodzą z domu bez niczego, w sensie, że tylko w ubraniu, letniej sukienczynie nawet. Tak bez dokumentów? Pieniędzy? Telefonu? Chusteczek do nosa? A potem cały film biegają po mieście, jedzą, śpią w hotelach, jeżdżą samochodami. Za co? Bez prawka?

Agnes

Panowie na rowerach to już nie to.

katachreza

Trzech panów w łódce uwielbiam nad życie. Kocham opis bohaterskiej walki z łabędziami. I scenę ze znikającym Harrisem. I pasztetem.
Czytam i łkam konwulsyjnie. Dawno temu regularnie znęcałam się nad korepetytowanymi za pomocą Trzech panów w łódce w oryginale i byłam głęboko niepocieszona, że nie rżą. Nie no, idę po łabędzie.

Kerri

@katachreza I scenę rozstawiania namiotu. Otwieranie puszki. Gotowanie wody na maszynce turystycznej.
Argh, muszę to odkopać z biblioteczki i przeczytać znowu :)

@Theli Moje natręctwo filmowe to ludzie, którzy wypijają drinka [albo więcej drinków] w barze, po czym wychodzą i siadają za kierownicą samochodu. Zawsze się zastanawiam, czy na zachodzie są tak liberalne przepisy, czy może tam się pija bezalkoholowe drinki [tylko czemu film o tym nie wspomina?]

Zuzanka

A mnie się przykro zrobiło, jak Montmorency poparzył sobie paszczę o czajnik, no.

led

kocham ta ksiazke

Skomentuj