Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Jasno

Zdecydowanie jestem pogodynką. Słońce za oknem sprawia, że jest lepiej, optymistyczniej i bardziej pod każdym względem. Kot się grzeje na balkonie. Żeby wyjść z domu, wystarczy bielizna, skarpetki, spodnie i koszulka (no, jeszcze przydaje się coś dodatkowo, bo po zejściu ze słońca bywa wietrznie i chłodno). Przyszedł z ebaya lesbijko-gejowski kubeczek, który kupiłam przypadkiem (szukając, czy firma Crown Trent robi kubeczki "dishwasher safe"), budząc chyba niemały entuzjazm u sprzedającej ("Lesbian Woman, Happily Married, Hamster Lover"), bo zachwyciła się faktem, że pisze do niej "guy lady from Poland".

Caffe Weranda daje prześlicznie skomponowane kanapki (śniadania niestety tylko do 13, a ponieważ przekopanie się przez chyba 15 staników w Avocado trochę mi zajęło, to już nie dostaliśmy) - w zestawie wiejskim ciemny chleb, twarożek z ziołami, ogórkiem i pestkami dyni na sałacie z bazylią, we francuskim - trzy sery, ogórki, pomidory na sałacie jak wyżej. Pogonili mnie też z robieniem zdjęć, więc trzeba było robić je dyskretniej (przykro mi, nie zamierzam szanować tego typu zakazów z prostej przyczyny, że nie).

Cały czas fascynuje mnie świat w rybim oko. Mam wrażenie, patrząc przez obiektyw, że świat byłby ciekawszy, gdyby wszystkie linie proste zastąpić zakrzywionymi. Niekoniecznie bardziej uporządkowany i zarządzalny, ale na pewno zabawniejszy.

Przy okazji spaceru po Rynku (krótkiego, bo wiosna oznacza porę na nowe/wyciągnięte po zimie buty, a to oznacza sezon bąbli i pęcherzy na różnych częściach stopy) nieodmiennie fascynowałam się kwestią tzw. Polaków Odzieży Uroczystej. W Ratuszu mieści się USC, gdzie Poznaniacy biorą śluby z różnego stopnia zaangażowaniem w celebrę. Mimo tłumów w okolicznych ogródkach (znowu napisałam "ogórkach", freudowska potyłka?) łatwo odróżnić tzw. gości ślubnych. Po pełnej napięcia minie (niech zgadnę, nowe buty?), po wieczorowym makijażu w sobotnie południe, po ewidentnym nieprzyzwyczajeniu do kroju ubrania, po jakiejś takiej wyczuwalnej uważności w noszeniu ubrania, po innym rodzaju materiałów i kolorach. Rozumiem ideę, w dużej części się z nią zgadzam, ale bez względu na to bawi mnie kontrast między codziennością (bawełna i poliester), a odświętnością (nobliwe płótno czy jedwab).

Idę się przytulić do ciepłego futra.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota kwietnia 26, 2008

Link permanentny - Kategorie: Fotografia+, Moje miasto - Komentarzy: 4

« Wiosna, nie? - Marian Keyes - Anybody out there? »

Komentarze

wonderwoman

chyba trafiłyśmy na ten sam wczorajszy ślub na rynku ;-)

JoP

Kiedyś, wczesnym sobotnim popołudniem (nie było jeszcze 14) nadzialiśmy się w knajpie na dwie pary – panie były ubrane na sylwestrowo, czyli gorsety, całe metry tafty, tony żelu i lakieru na piętrowo poupinanych włosach, brokat, makijaż wieczorowy. Z rozmowy wydedukowaliśmy, że to para młoda i świadkowie, a posiadówka w knajpie – „przyjęcie weselne” (sic – posiedzieli pół godziny przy coli i soku, po czym pożegnali się i każda para zmyła się w swoją stronę). Nie żebym komuś miała mówić, jak jego wesele ma wyglądać, ale kontrast między ogromem pracy włożonym w stroje pań i tym wieczorowym lookiem w sobotę w południe a szybkim wpadnięciem do knajpy na colę i sok nas nieco zdziwił.

rozie

Weranda ogólnie dobra jest. Kawa, ciasta, desery… A co do zdjęć – albo ten zakaz jest jakiś nowy, albo fociłaś nie wiem co (obsługę?). Kumpel na wypadzie do Werandy zrobił nam przydługą sesję zdjęciową, kelnerka widziała i nic nie mówiła. Faktem jest, że ja i młoda siedzieliśmy przy samej ścianie, więc wątpliwości, co foci, nie było. Sam niespecjalnie lubię, jak ktoś w knajpie pstryka nie wiadomo co.

Zuzanka

Obsługa nie jest aż tak ładna, żeby marnować miejsce na karcie ;->

Skomentuj