Dzieki za to odkrycie! Dziescia lat zylem w Poznaniu, a nigdy tam nie zawitalem... Ze wzgledu na lokalizacje blisko Starego i klimatowa architekture prognozuje interesujacy wzrost cen lokali mieszkaniowych.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Zbieram sobie w małym notesiku ciekawe zakątki Poznania. Takie hobby. Czasem widzę coś kątem oka, przejeżdżając opodal w zupełnie innym celu. Czasem przeczytam coś gdzieś i zostanie mi w głowie, że warto. Przeglądam hasłowo blogi, zdjęcia i wikipedię. I czekam tylko na słoneczny dzień. Jak dziś (wczoraj, bo się nie wyrobiłam z pisaniem).
Ulica o dźwięcznej nazwie Grobla jest fascynująca. Między innymi dlatego, że numeracja od 1 idzie lewą stroną, potem przy skwerku Łukasiewicza (tym z Latarnikiem) zawraca i idzie rosnąco prawą stroną. Ale też i przez eklektyczność. Bo z jednej strony to okolica industrialna, z ceglanymi budynkami Gazowni, doskonałymi na lofty, starymi magazynami i firmami o proweniencji ewidentnie wod-kan, co widać na starych muralach (a na świeższych apeluje się o rozwój czytelnictwa), z drugiej - siedziba Muzeum Etnograficznego w post-masońskim budynku, pałacyk Paetzów, piękne kamienice z ogrodami od frontu, kościół Wszystkich Świętych i niepozorny konsulat Ukrainy.
Z kolei Mostowa jest spójnie a gęsto zabudowana kamienicami (i przewrotnie nie pasującym, a jednak na miejscu Instytutem Zachodnim). Niektóre bardziej zniszczone, niektóre mniej, z głębokimi bramami i malowniczymi balkonami. Zdecydowanie #chcetam mieszkać, jakby kiedyś była okazja.
Słonko i mroźny wiatr, rozgrzewałam się w muzeach. Nie jestem jakąś specjalną wielbicielką polskiego folkloru, więc nie zachwycały mnie eksponaty w Muzeum Etnograficznym (poza Od Zęba Zbolałym Chrystusem), bardziej spodobały mi się wnętrza domu bamberskiego w Muzeum Bambrów Poznańskich (oba muzea sprytnie współdzielą podwórko), z kredensami, pojemniczkami na przyprawy, wagą kuchenną i kołyską (genialny patent, żeby niemowlę się nie przekolebało na brzuch, przywiązywało się do niego poduszkę, naród miał fantazję).
Żeby nie było, że tylko ja miałam udane przedpołudnie. Wprawdzie było dość obrzydliwie wietrznie i na huśtawce na zrewitalizowanym (wzruszyła mnie ankieta dotycząca użytkowników) skwerku wytrzymaliśmy tylko trochę wbrew niejakim protestom Majuta, który mógłby pół dnia, ale potem obserwacja wróbli (uciekają szybko i trzeba ich szukać pod samochodami), psa robiącego kupę (też ucieka, ale oglądając się za siebie) i zbieranie gałązek z rozmontowywanej w Muzeum Bambrów choinki zmniejszyła rozczar związany z ewakuacją z placu zabaw.