Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
[21.08.2019]
Wydawało mi się, że wszystkie średniowieczne miasteczka wyglądają jak Montepulciano, ale szybko to zweryfikowałam. Cortona[1], zbudowana na stoku wysokiego wzgórza w dolinie Val di Chiana, jest rozłożysta i robi ogromne wrażenie z zewnątrz. Jak w innych miasteczkach, zaparkować można bezpiecznie poza murami, tutaj są dostępne parkingi przy ulicy Via Cesare Battisti (płatne w parkomacie i warto zapłacić, bo kilka osób zdziwiło się, znajdując uprzejme listy za wycieraczką); z parkingu można podejść długą, spiralną drogą albo wjechać ruchomymi schodami. Od wewnątrz większych różnic nie ma - wąskie i strome uliczki, sztandary, restauracje i lodziarnie, a z murów niesamowity widok na okolicę, włączając w to jezioro Trazymeńskie, o którym niebawem.
Catspotting: 0 (ale wszędzie ludzie z psami). Ponieważ, dostosowując się do włoskiego trybu dnia, obiad nauczyliśmy się jadać w okolicach 14, w Cortonie jedliśmy tylko lody. I bez względu na cenę, a rozpiętość bywa spora (od 2 do 5 euro za porcję), nie da się zamówić małych lodów. Nawet te piccolo były dwukrotnie większe niż poznańska porcja (zwykle 60-70g) i nawet Majut czasem nie dawał im rady.
[1] Jeśli kojarzycie nazwę tego miasteczka, to zapewne z cyklu książek Frances Mayes, rozpoczynającego się od "Pod słońcem Toskanii".