Żelki atakują
Wróciła zarówno reklama żelków do pedicure, jak i pojawił się nowy produkt - Nimm Dwa Żujki. To może ja wyjdę.
Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu
Wróciła zarówno reklama żelków do pedicure, jak i pojawił się nowy produkt - Nimm Dwa Żujki. To może ja wyjdę.
Jewel Quest. Jeśli się nie wyłącza komputera, można grać do oporu na demo, mimo że oficjalnie 1h.
Reklama chyba McDonalda. Można tam dostać (po wyasygnowaniu pewnej kwoty, oczywiście) "mleko ze słomką o smaku czekolady".
Miła niespodzianka, bo myślałam, że przeczytałam wszystkie książki tej autorki już jakiś czas temu. Przy okazji ubolewam bardzo, że Prószyński zaprzestał wydawania reportaży z Gazety Wyborczej w formie książkowej. Dawno, dawno temu wychodziło co roku 12 najlepszych reportaży. w "Nietykalnych" z 1999 roku znalazłam felieton "Jestem gruba jak śledź ulik" o Lucynie Legut. Pewnie łatwiej trafić na książki dla dzieci "Piotrek zgubił dziadka oko, a Jasiek chce dożyć spokojnej starości", ja z kolei lubię te bardziej wspominkowo-dorosłe.
"Szyfon" to w zasadzie autobiografia aktorki/pisarki/malarki. Pełna dygresji historia jej wszystkich miłości, związków, przeprowadzek życiowych od wczesnego dzieciństwa do chwili, kiedy była zaszufladkowana w teatrze jako gruba, ale wesoła aktorka komediowa. Wprawdzie z książki nie wynika, kim był znany acz nudny literat, pierwsza miłość, którą ukradła koleżanka z teatru i profesor, w którym się kochały studentki z całego roku, ale w felietonie pojawiają się pasujące nazwiska. Dużo cyniczno-gorzkich obserwacji świata, i tego teatralnego za kulisami, i tego poza - grube kobiety też mają przemyślenia i życie osobiste.
Inne tej autorki tutaj.
#26
Trylogia irlandzka o dzielnej Agnes Browne, która dopiero w wieku 47 lat dowiedziała się, co to takiego jest "organizm", bo wcześniej s.e.k.s ograniczał się do tego, żeby cicho leżeć. Oczywiście ku pokrzepieniu serc, bo historia opowiada o straganiarce z Dublina, która z biedy i ubóstwa wyrywa się dzięki dobrze wychowanym (w większości) dzieciom. I przyjaznym zbiegom okoliczności.
Kolejny raz powala mnie blurb na okładce. Albo osoba recenzująca ma szczególne poczucie humoru, albo sponurzałam w kwiecie wieku. "Powieść pełna zniewalającego śmiechu" (tak, zupełnie jak "Rower przemocy"). Czytam i szczęka mi opada coraz niżej. A to tatuś spuszcza mamusi wpierdol w przerwach między robieniem jej siódemki dzieci. A to koleżanka ma raka. A to pani bohaterka rzyga pod barem i wypada jej mostek (zapewne zęby jej wybił śp. mężulek) i wtedy podrywa ją uroczy Francuz, który nie zauważył, że pijana Agnes trzyma zęby w chusteczce. A to ledwo dają sobie radę, bo jak można utrzymać siedmioro dzieci z tego, co matka zarabia, sprzedając owoce na straganie? A to jeden z synów, skinhead, spuszcza z kolegami lanie swojemu bratu-gejowi (wprawdzie przez pomyłkę, ale jednak). A to jeden z synów trafia do więzienia, bo po pijaku zabił człowieka. A to córkę mąż tłucze. Czyta się dobrze i szybko, ale osoba, która pisała o salwach śmiechu i sielskości tego radosnego swiata Irlandii lat 70. i 80., ma chyba coś zwichrowane. Najbardziej przeraża mnie, że akcja książki nie dzieje się w XX-leciu międzywojennym, tylko prawie że współcześnie (podobny problem miałam z "Kobietą, która wpadła na drzwi" Doyle'a).
#23-25
Czwarta część pechowego nauczyciela angielskiego z małego miasteczka. Pech się zaczął przed rozpoczęciem cyklu, gdy poślubił grubą Evę. Potem już było tylko gorzej - aresztowanie z powodu gumowej lalki, żona odkrywająca swoją s.e.k.sualność, cztery córki w jednym rzucie. W tej części Eva z córkami odlatuje na wakacje do wujka w Ameryce, przez co siła rażenia 4 panien Wilt, które głównie interesują się wykorzystaniem s.e.k.sualnym czarnej służby i życiem erotycznym wujka, przenosi się na inny kontynent. Wilt, korzystając z wolnego, idzie na spokojną pieszą wędrówkę, szukając staroangielskich korzeni, ale szybko przypadkiem wplątuje się w aferę polityczno-pedofilsko-wendetową. Jest niesmacznie, ale śmiesznie. Jak to u Sharpe'a.
#22
Wysłać link: http://www.spotthedifference.com/
Do zobaczenia. Może jutro.
No nie mogłam się powstrzymać. W Tchibo mają całą wystawkę w prześlicznych pomarańczowo-żółto-czerwonych kolorach. Ograniczyłam się do ceramicznych podkładek. Czterech. Chociaż miałam ochotę wziąć całą zawartość półki. I wytapetować tym kuchnię. I kawałek pokoju.
Prasówka:
"śląska policja zatrzymała pięciu mężczyzn, którzy oszukiwali na handlu węglem. Oszuści wpadli na gorącym uczynku podczas mieszania 600 ton węgla z gruzem. Policja przejęła też nagrania wideo, na których przestępcy rejestrowali cały proceder. Robili to, bo nie ufali pracownikom, którym zlecali mieszanie węgla z kamieniami i gruzem."
Reportaż z wyjazdu do Warszawy. Najlepiej skrótowy w formie słowotoku:
Albo fotki:
Nuda, nie?
Administracja osiedla, zapewne wspomagana jakimiś oszołomami, dorobiła do częściowo ogrodzonych drenwnianymi płotkami śmietników furtki. Dziś o 8 rano zmusił mnie do awaryjnego odziania się pan administrator, który przyniósł klucz, albowiem od dzisiejszego rana śmietniki są z przodu zamknięte. Nic to, że można przejść z tyłu płotka, albo - co dość powszechne w przypadku podrzucaczy na sępa - wrzucić za płot. Ordnung muss sein.
Jestem zmęczona po długim weekendzie. Może w weekend odpocznę.