Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

On the road

- Owce. Owce są takie mięciutkie, mają miłe mordy i podobno można w stacji hodowli w Złotnikach pojechać i pogłaskać taką owcę - wyjaśniam TŻ-owi.
- To, że będziemy mieć większy metraż, nie oznacza automatycznie, że zahodujemy owcę w mieszkaniu.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota listopada 8, 2014

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 1



Encantada, muy encantada

Tegoroczny listopad daje mi w prezencie złote światło, niskie, mgliste; przez pół dnia trwa złota godzina i przedzierając się przez miejską tkankę w celach różnych, nie mogę się pozbierać z podziwu. I tak od ponad tygodnia, chyba że nie ma słońca. Na razie z tego złotego zachwytu udało mi się wjechać w Przepadek pod prąd, na szczęście o poranku na pasie było pusto i zgrabnie wykręciłam, udając, że tak właśnie chciałam zrobić. Bez sensu, ale bez konsekwencji.

I tak jakoś wyszło znienacka (wiadomo, nasz domowy nienacek to jakieś dwa miesiące ostrożnego krążenia), że TŻ znalazł nam nowy dom. Z większą powierzchnią. Zapewne dlatego, że mimo niemrawych ruchów nie udało mi się w jakiś spektakularny sposób zminimalizować stanu posiadania, za to zrobiłam dużo dżemów. Sprawa jeszcze nie jest sfinalizowana[1], za to mam okazję poczynić rozmaite obserwacje natury socjologicznej czy wręcz etnograficznej.

Jak to zdanie sprzedającego "nie wszyscy we wspólnocie zgadzają się, dlatego jest zarządca sądowy" okazuje się oznaczać, że to sprzedający bojkotuje ustalenia i na przykład nie zgadza się na remont dachu. Albo "z ogrodu nikt poza nami nie korzysta" okazuje się oznaczać, że sąsiedzi boją się do wzmiankowanego ogrodu zejść, bo sprzedający monopolizuje dostęp oraz uprawia grilling pod oknami na sposób głośny. Kilka takich uroczych dysonansów i zaczynamy być wyglądani nieledwie jak Mojżesz czy inny posiadacz zdrowego rozsądku. Ja chcę w ogrodzie trawę i huśtawkę (i zioła, poziomki, tulipany, paprocie i mirabelkę. I... I...).

Pewnie trochę zejdzie, zanim. Ale nawet powściągając entuzjazm, czuję się jak nie wiem co.

[1] Ale będzie spiżarnia, wykusz(!) i współwłasność nieużywanego ogrodu. Z miejscem na hamak. Może nie jest to jakieś specjalne źródło podniet w listopadzie, ale cieszy mnie to bardzo. Majut chce się przeprowadzać już, zwłaszcza że ma obiecane łóżko na antresoli.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek listopada 4, 2014

Link permanentny - Kategoria: P jak Posesja - Komentarzy: 6


Bohumil Hrabal - Obsługiwałem angielskiego króla

Trochę mi zeszło, bo po obejrzeniu sztuki zaczęłam czytać książkę. Ale co chwila odkładałam, nie wiem czemu, bo to naprawdę dobrze napisana książka. I taki niehonor, nie doczytać. W końcu doczytałam, a potem jeszcze posłuchałam [2021 - link nieaktualny], bo świetnie czytał Kaczor. Sztuka w poznańskim Teatrze Nowym to w zasadzie (z małymi skrótami) wierna adaptacja, czytając monolog bohatera widziałam sceny z teatru. W książce bardziej oczywista była kwestia czeskiego ruchu oporu, innych niż kolaboracja bohatera, czy to z Niemcami, czy potem z czeskim socjalizmem. Podziwiam ogromnie Hrabala za to, że wziął zwykłego człowieka, obdarzył go całym szeregiem wad, ale dodał mu też i marzenia, przez co Jan Dziecię/Detsche przechodzi przez restauracje, domy publiczne, szemrane hotele, wojnę, więzienie czy wreszcie zesłanie z wewnętrzną radością.

Inne tego autora:

#115 / #10

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 2, 2014

Link permanentny - Kategorie: Słucham (literatury), Czytam - Tagi: beletrystyka, panowie, 2014 - Komentarzy: 2



Monika Piątkowska - Krakowska żałoba

Duszna, krakowska historia o tym, jak późno narodziła się i szybko umarła miłość Urszuli i Maurycego, wieloletniego małżeństwa na przełomie wojen. On, bękart i fryzjer, bez miejsca w życiu, poszukuje biologicznego ojca i zostaje opoką krakowskiego półświatka, prowadząc dyskretny lombard, ona, inteligentka bez pieniędzy, opiera się całym swoim życiem na nim, balansując między uczuciem i nienawiścią. Nieślubne dzieci, dulszczyzm, II wojna światowa i ratowanie Żydów, fin de siecle bohemy i mieszczaństwa splatają się w sagę? epopeję? o nadwiślańskim mieście.

Książka jest bogata w zdania, dygresyjna, wielowątkowa (chociaż skupiona na parze bohaterów i ich bliskiej rodzinie), ale taka, nie wiem, miałka? Przez wiele stron budowane jest napięcie tak naprawdę po nic. Długie akapity, długie rozdziały, opowieści się snują, obiecują, robią to - owszem - ładnie, ale na końcu nie ma nic, pogrzeb i żałoba. Ale taka na pokaz, rok i sześć tygodni, po których się nic nie okazuje.

#114

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek października 31, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, beletrystyka, panie - Skomentuj


Zygmunt Miłoszewski - Gniew

Olsztyn, miasto 11 jezior. Poza tym jest zakorkowany, jesiennie zabłocony, brzydki tam, gdzie oryginalnie germańską architekturę zastąpiła ta z PRL-u i później. W tym mieście prokurator Szacki codziennie stoi w korkach i wymyśla, jak bardzo brutalnie skrzywdzi osobę odpowiedzialną za korki i złą organizację ruchu ulicznego. Stoi w korkach codziennie, mimo że do prokuratury ma przez ulicę, z domku aktualnej konkubentki, Żeni; stoi, bo kursuje po całym mieście - tu przemówienie w szkole, tu trup. Trup w pierwszej chwili zabytkowy, może i poniemiecki, ale szybko się okazuje, że świeżutki, taki niespełna dwutygodniowy, tylko sprytnie spreparowany. Szacki odrywa się więc od zachwytu swoją garniturową elegancją i irytacją tym, że 16-letnia córka znowu nie przygotowała obiadu, chociaż była jej kolej, zaczynając mozolną pielgrzymkę po świadkach, rodzinie, znajomych, prosektorium (gdzie pojawia się ekstrawagancki acz kompetentny doktor Frankenstein i piękna doktorantka, sugerująca strojem, że pod fartuszkiem ma tylko pończochy i może bieliznę). Po czym, jak już wie, jak bardzo brutalnie został uśmiercony denat, ginie (zostaje porwana?) jego córka, a on już się orientuje, że to ostateczna rozgrywka i wymierzona w niego broń.

Ten, zapowiadany przez autora jako ostatni tom[1], podobał mi się chyba najbardziej. Szacki dalej jest irytujący, chociaż mniej niezdarny niż w poprzednich tomach. Może to wpływ partnerującego mu asesora Falka, równie elegancko wygarniturowanego i jeszcze bardziej sztywnego, może to wpływ miasteczka z dziedzictwem i jeziorami. Rozwiązanie intrygi niestety siada fabularnie, dodatkowo - mimo że sprawnie przeprowadzone, bo i napięcie jest, i klimat, i dramat - jest tak niewiarygodne, że nie wiem.

[1] Jasne, wierzę, przecież nie można osadzić akcji tomu czwartego gdzieś pomiędzy.

Inne tego autora tu.

#113

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 30, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, panowie - Komentarzy: 10


O poranku

Budzik dzwoni, 6:30. Pierwsze w tym sezonie poranne skrobanie przedniej szyby. I poranne, złote światło. Odstawiłam do placówki edukacyjnej poziewującego Majuta, któremu w placówce poziewywanie przeszło od razu w tryb skakania. Mnie nie. Z pseudośniadaniem znalazłam się na Cytadeli. Musiałam. Tu przynajmniej światła nie zasłaniają samochody.

GALERIA ZDJĘĆ.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek października 28, 2014

Link permanentny - Kategorie: Maja, Fotografia+, Moje miasto - Tag: cytadela - Komentarzy: 4


Henning Mankell - Ręka

Naprawdę, oprawianie tego opowiadanka w książkę to zbrodnia na portfelu czytelnika. Nie dość, że opowiadanie oparte jest na pretekstowości - Wallander szuka mordercy sprzed 50-70 lat - to w cenie pełnoprawnej książki czytelnik dostaje kwity z pralni i to dość podłego gatunku. Z przyjemnością przeczytałam streszczenia książek, listę głównych postaci i głównych miejsc występujących w powieściach Mankella, ale ponad połowa książki to indeks alfabetyczny osób oraz lista nazw ulic i miejscowości. Bardzo cenię książkę elektroniczną, bo jest spora szansa, że do opowiadania wrócę, a książka papierowa zdecydowanie nie miałaby szans zajmować miejsca na półce.

Inne książki tego autora tutaj.

#112

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 26, 2014

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2014, kryminal, opowiadania, panowie - Komentarzy: 3


Wish I Was Here

Od razu mówię, że mam do tego filmu stosunek osobisty, bo byłam współfundatorem. Trochę, bo trochę, ale jednak (i mam t-shirt). Bardzo lubię Zacha Braffa, nie tylko za rolę w "Scrubs" i ogromnie podziwiam, że ma odwagę robić, to co ma ochotę. Pierwszy film nakręcił, bo chciał podotykać Natalie Portman. Ten - bo chciał pokazać to, co ma w głowie.

Aidan (Braff) jest aktorem, który nie gra, z braku propozycji. Rodzinę (dwójkę dzieci) utrzymuje pracująca w korporacji na nie wymagającym intelektu stanowisku żona (Kate Hudson, ślicznie eteryczna) z depresją i ojciec (Mandy Patinkin), płacący za żydowską szkołę dzieci. Wtem przestaje płacić, bo ma nawrót nowotworu i chce się chwycić ostatniej szansy. To dla Aidana taki moment, żeby poskładać swoje życie od nowa - stosunki z dziećmi, żoną i bratem z syndromem Aspergera.

To film dla nerdów, którzy żyją z mottem w głowie: "Rób to, co kochasz", dodatkowo okraszony świetną ścieżką dźwiękową, z ironicznymi dialogami i zauważalnym wpływem poczucia humoru Woody Allena. Piękne kalifornijskie pejzaże i cały majątek w słoiku na przekleństwa.

To film, po którym zostaje uśmiech na twarzy.

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota października 25, 2014

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj