Więcej o
Oglądam
Rob, Amerykanin w delegacji, poznaje Sharon w barze w Londynie; lądują na szybki i niezobowiązujący seks w pokoju hotelowym Roba. I tak przez tydzień, po czym Rob wraca do Stanów. Po jakimś czasie Sharon dzwoni do niego i wyjaśnia, że jednak nie do końca to "bez zobowiązań" wyszło, bo jest w ciąży. Rob - wbrew sugestiom matki[1] - wraca do Londynu i, choć to nie łatwe, rozpoczyna na całkiem poważnie związek z Sharon, chociaż sama Sharon wcale nie jest do tego specjalnie dobrze nastawiona. Ponieważ jest to komedia, a do tego komedia brytyjska, nie jest cukierkowo, czasem bywa nawet dość drastycznie, ale z ręką na sercu - kto z nas w związku z byle pierdoły nie wyeskalował mega-awantury, która tylko cudem nie zakończyła się wybuchem?
Uwielbiam również drugi plan - z druhnę-pijaczkę, afektowaną przyjaciółkę Sharon i jej męża-cynika, z amerykańskiego przyjacielem Roba - narkomana, irlandzką rodzinę Sharon czy wreszcie sceny biurowe w Bardzo Złej Korporacji Farmaceutycznej. Dwa sezony, ślub, dwoje dzieci (jedno przychodzi na świat przedwcześnie i w dramatycznych okolicznościach), niejednoznaczne wyniki, sugerujące zespoł Downa, każdy sezon kończy się kolejną katastrofą. Czekam na trzeci.
[1] Carrie Fisher i to zdecydowanie nie jest układna księżniczka Leia.
PS Dorzuciłam przedwczorajszą notkę z Berlina, ze zdjęciami.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 3, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Adam, mieszkający w Detroit, (wyjątkowo piękny, długowłosy Hiddleston) jest muzykiem; nie zależy mu na sławie, często oddawał swoje utwory innym. Eve (androgyniczna Swinton), żona Adama, aktualnie mieszkająca w Tangerze, uwielbia literaturę. Rozmawiają ze sobą przez wideokonferencję. Eve wyczuwa, że Adama ogarnia depresja, przylatuje nocnym lotem do Detroit. Adamowi jest lepiej, wspólnie piją wysokogatunkową 0 Rh- (nie wspomniałam, że oboje są wampirami?), krążą po ruinach dawnej kolebki przemysłu motoryzacyjnego, ale WTEM przyjeżdża Eva, młodsza siostra Eve i wszystko psuje.
Każde pokolenie ma swoje kultowe piosenki. Tak samo jest z kultowymi filmami. W latach 80. była "Zagadka nieśmiertelności" z Davidem Bowie, podobną karierę wróżę refleksyjnemu, powolnemu filmowi Jarmuscha. Nie ma w zasadzie akcji, są rozmowy, snujące się jak dym z papierosa, bogate, pełne aluzji i wzajemnego, wypracowanego przez lata zrozumienia. Piękne, bogate w szczegóły wnętrza, pozornie niedbałe, ale idealnie dopasowane kostiumy, chemia między bohaterami, muzyka - zdecydowanie to film na więcej niż jeden raz.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek kwietnia 5, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 2
Umówmy się, że to nie jest może i kino ambitne, ale jakże zabawne. Jest zwyczajny łotr, Wade, który lubi złomotać innych łotrów za pieniądze lub zgoła hobbystycznie. Potem jest jak w filmie - poznaje dziewczynę (i to jaką), zakochują się, po czym, jak już jest całkiem stabilnie i miło, okazuje się, że chłopak ma nieuleczalny nowotwór. Przyjmuje szemraną propozycję człowieka, który wygląda jak Roman Wilhelmi i w Fabryce Superbohaterów zostaje... strasznie szpetnym, choć niezniczalnym łotrem. Wprawdzie bez nowotworu, ale i bez dziewczyny, bo wygląda jak przepuszczony przez maszynkę do mięsa (jak to ładnie w jednej recenzji określono - krzyżówka Freddy'ego Krugera i pizzy peperoni) i jednak się krępuje wrócić. Ponieważ przemieniający go naukowiec-cwaniaczek rzucił lekko, że mógłby tę niewyjściowość anulować, jakby mu się chciało, Wade wchodzi na ścieżkę wojenną i demolując pół miasta ściga cwaniaczka. W trakcie wplątują się nieco wybrakowani X-meni, pyskaty barman, niewidoma (choć ciągle chętna) staruszka, meble z Ikei oraz lotniskowiec.
Są przekleństwa, nagość, pożycie intymne, krew i zabijanie, żeby nie było, że kaszka z mleczkiem. Nie wiem, czy da się nakręcić bardziej postmodernistyczny film o komiksie, pełen nawiązań, puszczania oka do widza (dosłownie, czwarta ściana leży) i lekkiej drwiny z Hugh Jackmana.
PS Sami byliśmy, bez dziecka, uprzedzając pytania. Dziecko miało wywczas u dziadków.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela kwietnia 3, 2016
Link permanentny -
Kategoria:
Oglądam
- Komentarzy: 3
Pokryta lodowcem norweska[1] wysepka, białe niedźwiedzie, 800 uzbrojonych mieszkańców i 4 policjantów. Kilka wydarzeń doprowadza do tego, że na wyspę przylatuje śledczy z Londynu, niechętnie witany przez lokalne władze - śmierć geologa, zagryzionego przez białe niedźwiedzie, wyjaśniona jako nieostrożność denata oraz brutalne zabójstwo naukowca z lokalnego instytutu badawczego. Pani gubernator próbuje nie dopuścić do storpedowania budowy prestiżowego (i ratującego lokalną społeczność przed upadkiem finansowym) hotelu na lodowcu, dziwnym trafem wszyscy - policjant z Londynu i dwaj denaci - jej w tym przeszkadzali. Lokalny szeryf wygląda na nie całkiem uczciwego. Ale właściwym początkiem całej historii jest prehistoryczne znalezisko dokonane przez dwójkę dzieci.
Tyle że to nie jest kryminał (a w zasadzie nie tylko), a horror. Ewidentnie widać inspirację Twin Peaks (mała, spokojna mieścina, wszyscy się znają, chociaż mają tajemnice, dziwne morderstwo, przyjezdny detektyw), może tylko więcej śniegu jest. I krwi.
[1] Niby norweska, ale kręcona na Islandii.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota marca 26, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj
Dwóch dżentelmenów w okolicach 70. oznajmia swoim żonom, że przechodzi na emeryturę, co było spodziewane oraz, co było już całkiem zaskakujące, że planują się rozwieść w celu zawarcia drugiego związku małżeńskiego. Ze sobą, jednopłciowego, albowiem panowie kochają się od 20 lat i chcą ze sobą być legalnie. Żony zostają na lodzie i mimo że łączyło je do tej pory tylko to, że ich mężowie się przyjaźnili, a dzieliła wzajemna irytacja na swoje zachowanie, zaczynają się przyjaźnić. W tle ze wszystkim usiłują sobie też poradzić dzieci obu par.
Bardzo świeże spojrzenie na starość, tym bardziej rzadkie, że raczej melancholijne i ironiczne ("po siedemdziesiątce dla panów Viagra, dla nas lubrykant na suchość pochwy") niż sitcomowe. Doskonała rola Lily Tomlin, bardzo dobra Jane Fonda, taki sobie Sam Waterson i okropny Martin Sheen. Ale dla mnie najfajniejsze są wnętrza pięknego domku przy plaży w San Diego. Chcę na emeryturę i to szybko (aczkolwiek jak TŻ mi oświadczy, że chce się rozwieść dla innego pana, to uszy pourywam).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 23, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Komentarzy: 3
Podobnie jak Louie, serial pokazuje fragmenty stand-upu Amy, przeplatane wywiadami ("Amy goes deep"), sondami ulicznymi i scenkami. Nie są to scenki składające się w jakąś całość, raczej krótkie, czasem absurdalne, czasem przegięte historie w stylu Benny Hilla, gdzie czasem ktoś komuś oderwie rękę, ale głównie jest dużo o pożyciu intymnym z perspektywy kobiety. Jak to czasem się w eks-pracy określało szczególnie ostrą wymianę maili lub nieświeży żart - chamskie, ale dobre. Doskonały, niezobowiązujący serial na zakończenie wieczoru.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 21, 2016
Link permanentny -
Kategorie:
Oglądam, Seriale
- Skomentuj