Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Listy spod róży

Jeść czy nie jeść? Zdecydowanie jeść - Kalifornia

Oczywiście, że przede wszystkim lansik, ale jakby kto potrzebował kilku adresów, gdzie można przyzwoicie zjeść, to proszę bardzo.

San Francisco:

  • Stinking Rose - 325 Columbus Avenue, polecał ją znajomy Czech, Vasek. Z perspektywy - do ciepłej bułeczki wystarczy pasta z czosnku i pietruszki, pieczony czosnek to już za dużo. Więcej.
  • Crab House - Pier 39, na pięterku. Oprócz krabów mają też dużo innych smacznych rzeczy, aczkolwiek dla mnie killer crab z bułeczką i masełkiem czosnkowym to obowiązkowy punkt wizyty. Pier 41 i 39 to ogólnie fajne turystyczne miejsca ze sklepami, a sklep czekoladowy Ghirardelliego mają lepiej zaopatrzony niż w centrum.
  • Tad's Steak - 120 Powell Street, niedroga stekownia, dla mnie to kwintesencja kuchni amerykańskiej (w wersji domowej ekwiwalent makaronu z serem).
  • Lori's Diner - 149 Powell St, jedna z kilku dinersowych sieciówek, stylizowanych na lata 50., z szafami grającymi, połówkami samochodów na ścianie i klasycznie odzianymi kelnerami.
  • Pinecrest Diner - 401 Geary St, rasowy bar śniadaniowy 24h, z placuszkami, syropem klonowym, jajkami sunny side up, grzankami i słabą kawą z dolewkami.
  • Mel's Drive-In‎ - 801 Mission St - burgery, bardzo dobre chili con carne w filiżankach (w ogóle ideę zupki do wyboru w misce albo w filiżance uważam za bardzo zacny pomysł).
  • Pazzia Caffe Pizzeria‎ 337 3rd St - nieduża włoska restauracyjka z krótkim menu, dobre i dużo.

Okolice:

  • BarVino w Calistodze, 1457 Lincoln Ave. Głównie bar, można sobie popróbować różnych win, a oprócz tego zjeść coś niedużego. więcej [zamknięta - 2017]
  • The Brigantine w Del Mar, 3263 Camino Del Mar. Doskonałe ryby, bardzo dobre margarity. Wyższa półka, ale warto było.
  • Marie Callender's - 1750 Travis Blvd., Fairfield (i inne, acz nie w SF). O ich chlebie kukurydzianym pisałam tu, oprócz chleba jako przystawki dania główne, smacznie wyglądający bar sałatkowy, doskonałe zupy i domowe ciasta.
  • Village Kabob - 4902 Newport Ave, San Diego, mała grecka restauracja [zamknięta - 2017].
  • Sand Bar - 514 State Street, Santa Barbara. Przyszliśmy na małą przekąskę i drinka, wyszliśmy objedzeni jak prosięta. Doskonałe meksykańskie specjały, a do tego DUŻO (kiedy dostałam moją chyba tostadę na dużym talerzu, pokrywała ją wersjawarstwa sera, sałaty, sosów i naczos) [2023 - strona nieaktualna]
  • Sitar India Cuisine‎ - 1133 Pacific Ave, Santa Cruz. Za $9.95 all-you-can-eat z kuchni indyjskiej, bardzo dobry kurczak tandoori, zupa z soczewicy i fantastyczna raita.

Napisane przez Zuzanka w dniu Saturday November 8, 2008

Link permanentny - Tagi: santa-barbara, santa-cruz, usa, fairfield, san-diego, san-francisco, calistoga, del-mar - Kategoria: Listy spod róży - Komentarzy: 2


O szyby deszcz dzwoni


... deszcz dzwoni jesienny
I pluszcze jednaki, miarowy, niezmienny,
Dżdżu krople padają i tłuką w me okno...

To jeden z piękniejszych dźwięków poranka, kiedy za oknem słyszę krople stukające w szybę. Szaro, mgliście, małe koty mruczą, duży kot trzyma mnie miękką łapą, żebym sobie nie poszła. I mogłoby tak być codziennie, oczywiście pod warunkiem, że nie musiałabym iść do pracy (ilu z Was po pierwszym zdaniu zadało sobie pytanie, czy łykam prozak?). Bardzo lubię, kiedy pada, oczywiście jeśli wychodzenie z domu oznacza tylko wyjście na pobliski (note to self: mieć pobliski) ryneczek w celu dokonania zakupów na śniadanie, podczas gdy w domu czeka pachnąca kawa (note to self: mieć miejsce na ekspres do kawy).

Amsterdamskie ryneczki to z jednej strony folklor (nie wiedziałam, że Holendrzy mają odpowiedniki swoich Heimat Melodie i dobrze mi z tą niewiedzą było) , z drugiej strony - jeden z fajniejszych widoków świata. Stoiska z serami, owoce poukładane w stosiki (porzeczki i agrest jesienią? ależ proszę bardzo, zaraz obok kasztanów), mnóstwo pachnącego chleba (tak, poza Polską nie ma pieczywa), wędliny za szybką, podręczny blacik do pieczenia naleśników i kwiaty. Kwiaty SĄ MIŁE. Poza tym - jak to na ryneczku - starocie, odzież w stylu etnicznym i vintage, a zaraz obok Noorderkerk, plac zabaw i cukiernia Winkel z tartą jabłkową.

GALERIA ZDJĘĆ

Napisane przez Zuzanka w dniu Wednesday October 29, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: amsterdam, holandia - Komentarzy: 4


Z kuchni

W niedzielę padało (google przepowiedziało, że w sobotę słońce, a w niedzielę mżawa/deszcz i rację miało). Przed rekreacyjną (bo po sobotnim skakaniu z kanału na kanał nogi bolą, kondycja jednak nie ta) wizytą w Instytucie Techniki NEMO[1] poszliśmy na śniadanie na Westerstraat. To, że w Amsterdamie mają obłędną kawę, to wiadomo. Ale oprócz kawy mają też obłędne kanapki - ciężko wybrać, kiedy jest łosoś z twarożkiem, sałatka tuńczykowa, Old Amsterdam i inne dobra. Dlatego zdecydowałam się na inne dobra: częściowo roztopiony kozi ser (na brzegach płynny, a w środku krucho-twarożkowy), ciemna zgrillowana bułka, orzechy włoskie i miód.

Obok kawiarenki była pizzeria, zamknięta jeszcze w niedzielny poranek. Na stole siedział i spał (jednocześnie, koty umieją) piękny szaro-biały kot. Na widok dziwolągów za szybą się ożwawił i stwierdził, że będzie rozkoszny i chce się z nami podotykać. Nie przeszkadzała mu w tym szyba. Nam trochę tak, bo kota się nie da głaskać przez szybę.

[1] NEMO to budynek w kształcie łodzi koło Centraal Station. W środku poza wrzeszczącym holenderskim przychówkiem w liczbie milion znajduje się instytut naukowy, pokazujący w jedynie słuszny, bo przez doświadczenia, jak działa świat. Skąd się biorą bańki mydlane (i czy można zrobić takie duże, żeby w środku zmieścił się człowiek [2]), co to siła odśrodkowa, czy można zrobić z wody prąd, skąd się biorą dzieci (o, holenderski przychówek jest naprawdę dobrze wyedukowany) i czy myszy legną się ze zgniłych liściów[3]. Więc ja się pytam - czemu tak nie można w polskiej szkole? Czemu nie można pokazać procesu łańcuchowego (i dać wersji demo Incredible Machines)? Czemu nie uczyć ekologii i fizyki?

[2] Można, po części też, że człowiek był mały.

[3] Nie. Od czasów Sapkowskiego okazało się, że jednak potrzebne są myszy i myszowe.

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday October 27, 2008

Link permanentny - Kategorie: Koty, Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: amsterdam, holandia - Komentarzy: 10


Wesołe miasto Amsterdam

W czasach, kiedy eri umieszczała częściej kartonki, bardzo ujął mnie ten [http://eri.blox.pl/2008/04/W-byciu-zabawnym-nie-ma-nic-zabawnego.html - link nieaktywny]. To chyba jeden ze smutniejszych momentów w życiu bloggera, kiedy się okazuje, że zamiast błysnąć anegdotką wśród znajomych, kisi ją w celu przemycenia w notce na bloga. Notka powstaje, 5 osób na krzyż przeczyta, a biedny blogger już nie sprzedaje anegdotki ponownie, bo nie lubi się powtarzać. I tak, o. Dlatego dzisiaj sprzedam przemyślenie TŻ, który bloga nie (a szkoda, bo on z tych bardziej błyskotliwych). Idziemy sobie wczoraj na plac Lejdejski na kolację (steki! steki! steki!), wyciągam mapę, żeby ustalić, którędy. "To teraz spod Noorderkerku Herengrachtem, przy pomniku Homoseksualisty[1] skręcamy w stronę Magna Plazy...". I jakoś tak dotarło, że większość miejsc, które wybieramy, do których jeździmy i w których jest fajnie, to miasta określane jako gay-friendly: Frankfurt, Berlin, Budapeszt, San Francisco i wreszcie Amsterdam. I tak naprawdę żadne z nas nie wiedziało, czy ta fajność i sympatyczność tych miejsc to efekt powyższego czy przyczyna.

[1] A Pomnika Homoseksualisty, przyznam, nie zrozumiałam. I gdyby nie tablica, bym nie znalazła. Spodziewałam się jakiegoś frywolnego posągu figuralnego z dwoma niedwuznacznie upozowanymi panami, a tu zamiast tego granitowy trójkąt. Udało mi się za to wzbudzić zainteresowanie w przepływających barką turystach, bo próbowałam zrobić zdjęcie pobliskiego mostu, kładąc aparat na kamieniach pomnika i próbując spojrzeć przez wizjer (a że musiałam się przy tym prawie położyć? Cóż).

GALERIA ZDJĘĆ

Napisane przez Zuzanka w dniu Sunday October 26, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tagi: amsterdam, holandia - Komentarzy: 4


Trawa zieleńsza po drugiej stronie

Małym, jak na amerykańskie warunki, białym Chevroletem sebringiem przejechaliśmy w tydzień 1687 mil, czyli 2700 km. Tylko w obrębie samej Kaliforni i to było tylko kilka miejscowości. Większość wzdłuż El Camino Real, potem na północ stanową piątką, dziewiętnastką i innymi. Z amerykańską muzyką z CD i iPoda - Guns'N'Roses, OST z "Into the Wild", OST z "Od zmierzchu do świtu" czy do gruntu brytyjską "Love over Gold", ale pasującą do sześciopasmowych autostrad. Nie da się zobaczyć Kalifornii do końca - jest jeszcze tyle miejsc, do których chcę pojechać lub wrócić, tyle restauracji, w których chcę zjeść. A tymczasem idę oglądać ten sam budynek, co od kilku lat. Czy to nie jest marnowanie zasobów?

Napisane przez Zuzanka w dniu Monday September 22, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Fotografia+ - Tag: usa - Komentarzy: 4


Here I am again in this mean old town

Kto wyłączył ogrzewanie i tę dużą żarówkę na niebie? Z umiarkowanie gorącego (w cieniu - chłodnawo, w słońcu - gorąco) San Francisco przeskoczyłam w ciągu ostatnich 18 godzin do burego i chłodnego Poznania. Własny piec pozwala na gorące kaloryfery, ale to naprawdę jest ogromna przesada pogodowa.

San Francisco pachniało jedzeniem, Suchy Las pachnie jesiennymi ogniskami.

Napisane przez Zuzanka w dniu Thursday September 18, 2008

Link permanentny - Kategorie: Listy spod róży, Moje miasto - Tag: usa - Komentarzy: 4