Więcej o
Fotografia+
Na lody trzeba koniecznie iść na Kościelną, tuż przed wiaduktem. Mieści się tam malutkie okienko, w którym przemiłe dziewczęta sprzedają świetne lody. Codziennie świeże (poza poniedziałkiem, bo nikt nie lubi poniedziałków i jest zamknięte), bywają różne smaki; dziś poza zestawem standardowym - czekoladą czy wanilią - był sorbet malinowy z rozmarynem. Bywa kolejka, czasem spora, ale idzie szybko. Nie jestem wielbicielką lodów, ale potwierdzam, że te są smaczne, dobrze zmrożone, chociaż w upalny dzień szybko zaczynają kapać, tak jak lody kapać powinny. Zaraz obok jest mikroskwerek z ławkami, można usiąść (i zobaczyć przedziwnie zachowującego się młodego człowieka, który przed Bamberską Zagrodą ćwiczy backhand i forehand za pomocą błyszczącej, srebrnej patelni, w pełni umundurowany w kucharski strój, uśmiechając się do przejeżdżających samochodów). Wiem, że ludzie narzekają na kolejkę, zajmującą chodnik, ale to jest takie ożywienie Jeżyc, o jakim marzę.

PS Bardzo chciałabym na lody zabrać Maja, ale dziewczę rezolutne za każdym razem odpowiada: "Nie tseba, dziękuję, nie lubię lodów". To sama poszłam.
Strona lodziarni na facebooku.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 17, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce
- Komentarzy: 5
[30.06/6.07.2013]
Zasugerowana cykadami, Maj nazywa Cytadelę Cykadelą. Bywamy często, bo nie dość, że zielono, że - jak na przykład w ubiegłą niedzielę - wieje jak diabli i można puszczać latawce[1], to jeszcze są place zabaw oraz - od kwietnia - nowa restauracja. Trafić do niej nietrywialnie, bo nie prowadzą żadne kierunkowskazy, na planach sytuacyjnych jeszcze jej nie ma, ale - jak się łatwo domyślić - musi prowadzić jezdna droga, żeby transport dojeżdżał. Jak się idzie więc od cmentarza Wspólnoty Brytyjskiej, mija "Nierozpoznanych"[2] i podąża w prawo, dochodzi się do dawnego toru saneczkowego, to właśnie tam. Warto iść, bo jest ze wszystkim, czego trzeba do długim spacerze - z leżakami, widokiem na miasto, grillem, barem koktajlowym (można sobie samodzielne wskazać świeże warzywa i owoce), mrożoną herbatą oraz sporymi porcjami obiadowymi. Są i śniadania, ale jeszcze do 12 się na Cytadelę nie udało mi dowlec. Na dania zwykle się trochę (pół godziny?) czeka, na szczęście z dzieckiem w tym czasie można się zorganizować na placu zabaw z namiotem, piłkarzykami i tablicą, zaraz obok woliery z pawiami i bażantem. Do restauracji można po schodach, można też dość stromym podjazdem, ale da się podjechać [2024 - restauracja zamknięta].
[1] O radościach z puszczania w niebo oswojonego rombu czy innego prostopadłościanu nie muszę chyba mówić. Są one, nawet jeśli się tylko leży i patrzy w chmury.




[2] Mam nadzieję, że żaden Kononowicz nie ucierpiał podczas tego happeningu.


Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 8, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto -
Tag:
cytadela
- Komentarzy: 2
[7.07.2013]
Kiedy trzy lata temu byliśmy w Owińskach, parku jeszcze nie było. Bardzo się cieszę, że powstał, bo - zwłaszcza jak się ma w składzie wycieczki nieletnich - to doskonałe uzupełnienie rundki po owińskich zabytkach i okolicznych łąkach. Za Ośrodkiem Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych, mieszczącym się w zabudowaniach klasztornych można - jeśli jest otwarte (a kiedy - o tym tu[1]) wejść do parku. Najpierw regularnie zaplanowany[2] ogród z mnóstwem roślin ogrodowych, takich zwykłych, codziennych, podpłotowych, ale pięknych i pachnących (moje ulubione tutaj to floksy i koper; czy są perfumy o zapachu kopru w upalny dzień?), potem plac zabaw. Ale taki plac zabaw, że można mieć z głowy dziecko na pół dnia - zjeżdżalnie, trampoliny, mostki, piaskownice, ścieżki wykładane różnymi materiałami, altanki, pajęczyny, bocianie gniazda i rury przenoszące dźwięk. Wszystko kolorowe, niezniszczone, sprawne i dostępne dla dzieci (są oznaczenia, od jakiego wieku są sprzęty dostępne).
Czego mi zabrakło - ujęć wody pitnej albo chociaż punktu, gdzie można kupić napoje. I w ogrodzie, i w parku jest mnóstwo kranów (z różnymi zwierzątkami na kurkach) z wodą do umycia rąk, ale nie jest to woda pitna. Brakuje też kierunkowskazu, jak do parku trafić. Ograniczony wstęp nie pozwala na oglądanie parku po zmroku, gdy podświetlane są elementy architektury. Poza tym - to świetne miejsce na wypasanie dzieci i dorosłych lubiących rośliny.
[1] Park otwarty jest dla wszystkich, latem codziennie 8:30-15, od września w bardziej ograniczonych godzinach - tu info. Co mnie smuci - wymaga ochrony, co w niczym nie przeszkadza, trzeba się tylko podpisać na liście. Smuci, bo ochrona jest konieczna ze względu na wandalizm i zniszczenia, jakie się zdarzały, kiedy obiekt nie był chroniony. Smuci, bo podobno miejscowi raczej nie bywają
tu ze swoimi dziećmi. A szkoda.
[2] Fantastycznie regularnej konstrukcji nie widać, kiedy się chodzi po ścieżkach. Widać ją na zdjęciach lotniczych, na przykład tu, z okresu budowy.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lipca 7, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Fotografia+ -
Tagi:
owińska, polska
- Skomentuj
Trochę przeterminowane zdjęcia, bo usilnie szukałam loda z aureolą(?) między Słowackiego a Dąbrowskiego, co jest nietrywialne ze względów geograficznych.

(Kraszewskiego, róg Sienkiewicza)

(j.w./Wąska)

(Poznańska/Wąska)

(Poznańska/Wąska)
(autorka: Marina Zumi)

(Kościelna)
(Jest jeszcze jeden, nad Invest Bankiem, ale niespecjalnie mi się podoba).
Napisane przez Zuzanka w dniu środa lipca 3, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Fotografia+, Moje miasto, Projekt Jeżyce -
Tag:
murale
- Skomentuj
[1.07.2013]
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lipca 1, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Fotografia+ -
Tagi:
polska, toruń
- Skomentuj
[29.06.2013]
Wprawdzie mieliśmy jechać do Owińsk, ale kiedy dotarliśmy do Parku Orientacji Przestrzennej, okazało się, że jest w nim impreza zamknięta akurat wtedy, kiedy jest otwarty dla ludności. Smuteczek, zwłaszcza że otwarty jest dwie godziny w dni robocze, a 4 - w sobotę. Nie wyszło źle, bo po drodze zareklamował się świeżo odremontowany Zamek w Biedrusku. Od 2009 aktualni właściciele doprowadzili budynek do stanu prawie że idealnego - meble z epoki, malowane ściany, złocenia i żyrandole. W parku jeszcze trwają prace, jest rokujące gazebo ("ŚMIERĆ myślał, że gazebo to rodzaj antylopy"), fontanna i schodki do ogrodów poniżej. Wszędzie pachną róże, kawę można wypić na werandzie, a w sali balowej stanąć pomiędzy lustrami i zobaczyć przejście do innego świata dla wróżek (albo - jak słusznie zauważyła kizia - miejsce do powstawania Wicewersów). Zdecydowanie Biedrusko zaczęło rokować.
(jeszcze jakby autostitch nie usiłował sklejać panoramki na podstawie rysunku chmur, byłoby lepiej)
Wprawdzie Maj zeznał, że nie zamierza się od nas wyprowadzać, ale to silna opcja na ślub za 20 lat.
GALERIA ZDJĘĆ.
Strona www: Zamek Biedrusko.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota czerwca 29, 2013
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
biedrusko, polska
- Komentarzy: 1