Więcej o
Fotografia+
[11 maja 2014]
... i nie tylko. Po podróży drogami częściowo nieutwardzonymi (ale te widoki, bocian, łąka, rzepak, rzepak, rzepak, wierzba na horyzoncie i te chmury, jak z Chmur Dali) okazało się, że B. i V.[1] rzeczywiście spłodzili wielkookiego syna. I przywieźli irlandzki czedar (i rajstop w kotek! dla mnie!). Maj był nieco rozczarowany, że syn jest jeszcze rozmiarów mikrych i nie nadaje się do biegania z, ale nadrobiła zabawą z czarnym kotem Diabełkiem ("mamo, a mozemy jesce zostać? ploooosę!"). Ponieważ w okolicy był Biskupin, pojechaliśmy się upewnić, że w ciągu ostatnich dwóch lat nic się nie zmieniło. Nic. Wyploty z wikliny, drewno, podmokłe łąki, piękne niebo, króliki emitujące ogonki przy wskakiwaniu w krzaki, tylko Maj jakby urósł i się usamodzielnił. I nie zgubiliśmy tym razem pieska Waneski.
W leżącym opodal pałacyku w Marcinkowie Górnym jest bardzo elegancka (styl weselno-komunijny) restauracja. Owszem, na obiad dla 6 (i pół) osób trzeba się naczekać, ale jedzenie jest naprawdę świetne. Ze względu na lokalizację geograficzną - tuż obok zginął Leszek Biały podczas krwawej łaźni w Gąsawie[2] - większość dań w karcie ma coś królewskiego: a to leszkowy sos do królika, a to śledź z sosem tatarskim jest w stylu Leszka B., nie wspominając o zrazach. Niekrólewskie są wpadki niezamierzone - de volley, sos tomato (ciekawe, z czego) czy mrruczące purre.
A potem wracaliśmy w noc, co stanowi z niewiadomych względów atrakcję dla Maja.


GALERIA ZDJĘĆ 2014 oraz GALERIA ZDJĘĆ 2012.
[1] Lubię się upewniać, że ludzie z drugiej strony ekranu są prawdziwi, bardzo lubię.
[2] Chwilowo zawiesiliśmy na tę okoliczność zapoznawanie nieletniej z historią, szukam miejsc, w których zdarzyło się COŚ MIŁEGO, dla odmiany.
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek maja 16, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
biskupin, marcinowo, polska
- Komentarzy: 1

(od lewej: Maj, kot Diabełek)
Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek maja 15, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Koty, Listy spod róży, Maja, Fotografia+
- Skomentuj
22 marca. Zasiew:
(rzodkiewka, groszek pachnący)
16 kwietnia, zasiewy wzbogacone o sklepowe bratki, poziomkę (z zawiązkami kwiatów), kocimiętkę (olewaną przez trzodę) i rozmaryn.
(od lewej od góry: rozmaryn (z Jeżyckiego), szczypiorki - siedmiolatka i drobny, rzodkiewka. Na dole czarnuszka, przypołudnik, groszek. I bohater drugiego planu)
27/30 kwietnia.
10/11 maja. Z Targu Śniadaniowego przyniosłam posadzone przez Maja lewkonie, różową sałatę, dalie i dynię (dynia przeze mnie, nie mogłam się powstrzymać). A rzodkiewka już zjedzona.
GALERIA ZDJĘĆ.
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela maja 11, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 7
TAK.
Co mi się ogromnie podobało: sama idea - zjedzenie publicznie śniadania, w parku, na ławce, z ludźmi. Spotkanie znajomych (czasem przypadkiem). Świetne jedzenie - od typowo śniadaniowego (twarożek, jajka, kiełbaski, naleśniki) do żywności eko, bezglutenowej czy nietypowej (suszone wiśnie, winegret w butelce, konfitury, owoce w czekoladzie, ciasta). Świetne napoje - soki jabłkowe z burakami, pomarańczą, gruszką - doskonałe. Po parkowej alejce przewalał się tłum, z dziećmi, psami (Maj najpierw zaprzyjaźnił się z sympatycznym brązowym pieskiem pani od Kolektywu Kąpielisko, który aportował patyk, potem zakochał w 2-miesięcznym szczeniaczku chihuahuy). Dzieci można było zagonić do sadzenia na stoisku Kolektywu, gdzie posialiśmy z Majem czerwoną sałatę, dalie, lewkonie i dynię (do balkonowej kolekcji, o czym niebawem) albo zapuścić w klocki. Impreza zdecydowanie ma potencjał, zwłaszcza z lepszą pogodą (chociaż infrastruktura - namioty, stoły i ławki umieszczone pod drzewami - pozwalała na siedzenie i w czasie deszczu).
Kolektyw Kąpielisko

Trochę mniej TAK, ale ciągle nie NIE.
Wady: za mało stoisk. Jedno biedne Bike Cafe z kawą nie obsłuży kilkuset osób, kolejka na kilkanaście minut. Podobnie z ciepłymi śniadaniami (sadzone, jajecznica, naleśniki) - kolejka na ponad pół godziny. Ciasta zniknęły koło 13. Rozumiem, że to początki, że 3k lajków na facebooku to nie jest miernik popularności, ale warto imprezę rozszerzyć. Nie będę jutro na Sołaczu, gdzie ma się odbyć druga edycja, ale pewnie przyjadę za tydzień zobaczyć, co się zmieniło.
GALERIA ZDJĘĆ.
PS Wróciłam z suszonymi wiśniami, truskawkami w gorzkiej czekoladzie, sokiem jabłkowo-buraczanym i słonecznym winegretem z Werandy. I ze śniadaniem oraz kawą w brzuchu.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota maja 10, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+, Moje miasto
- Skomentuj
Majut wysiał i podlewał. Sam.
Napisane przez Zuzanka w dniu środa maja 7, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Maja, Fotografia+
- Komentarzy: 9
[4.05.2014]
Co roku, wraz z programem Parady Parowozów w Wolsztynie, pojawia się informacja, że miasto organizuje imprezę po raz ostatni. I tak chyba od 5 lat. Więc niespecjalnie wierzę, że za rok nie będzie można już zobaczyć pięknych lokomotyw, które jak w "Tomku i przyjaciołach" mają swoje imiona, ale na wszelki wypadek zabraliśmy młodocianką fankę kolejnictwa na festyn. Impreza niestety ludyczna, trzeba wyskoczyć z walorów pieniężnych na karuzelę, balonik (z kotkiem) oraz trampolinę. Na szczęście można też wejść na lokomotywę, popatrzeć jak majestatycznie płynie w obłokach pary, można się składem z parowozem (WIERZBA, STEFAN, NIKODEM, PROTAZY, RUDOLF, JOANNITA, TULIPAN, LEŚNIK i HEFAJSTOS!) przejechać, ale to wymaga planowania odpowiednio wcześniej i przez internet, bo bilety schodzą jak świeże bułeczki. Na miejscu krążyła prześlicznie steampunkowo przebrana ekipa młodych ludzi, ze skórzanymi sakwojażami z epoki. Najpiękniejszy oczywiście był słowacki požiarny vlak Albatros, niestety Maj odmówił zbliżenia się chociaż tylko w celu zdjęcia (myślę, że głównie chodziło o to, żeby wreszcie iść kupić ten obiecany balonik z kotkiem). Tłumnie, w kłębach pary i z pyłem węglowym wszędzie, krajobraz nieco jak na Śląsku, ale pociągi coś w sobie mają, nawet te bez specjalnego nadzoru.

Przypadkiem znaleziona googlem restauracja Zielona Prowansja okazuje się być miejscem fantastycznym - z krótkim menu na długi weekend, szybką obsługą, rozsianymi wszędzie figurkami gęsi (które dość intrygowały Maja, bo czemu ta jedna sama w klatce, a obok są już dwie?). Sam Wolsztyn przypomina mi niemieckie miasteczka - z ładnymi, czystymi kamieniczkami, mnóstwem kwiatów i jakimś takim zasobnym spokojem.

GALERIA ZDJĘĆ (EDIT: również z sierpnia).
PS Temat Wolsztyna się jeszcze nie wyczerpał, ponieważ jest też uroczy pałac, ale ominęliśmy z okazji głośnego i ludycznego majowego festynu.
Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek maja 6, 2014
Link permanentny -
Kategorie:
Listy spod róży, Wielkopolska w weekend, Maja, Fotografia+ -
Tagi:
wolsztyn, polska
- Skomentuj