Więcej o
Czytam
Skomplikowana, asynchroniczna historia życia przyrodniego rodzeństwa z kanadyjskiej wysepki - Paula i Vincent. Po posklejanym z kawałków dzieciństwie, drogi obojga się rozchodzą, czasem wpadają na siebie w nurcie życia. Paul jest aspirującym muzykiem i narkomanem, Vincent pracuje dorywczo. Paul - po kolejnym odwyku - sprząta w luksusowym hotelu na rodzinnej wyspie, gdzie Vincent jest barmanką. Paul kradnie filmy, które Vincent nagrała i dodaje do nich muzykę, na czym opiera swoją karierę; widzi przypadkiem Vincent na widowni, ale ta znika. Po incydencie w hotelu na wyspie, gdzie ktoś kwasowym pisakiem wytrawił na szkle dziwny napis, Paul rzuca pracę, a Vincent zostaje konkubiną bogatego biznesmena Alkaitisa. Opowieść przeskakuje między czasami prosperity a byciem w dołku po tym, kiedy firma biznesmena okazała się być piramidą finansową: on ląduje w więzieniu z wyrokiem 170 lat, ona znika, by pojawić się jako kucharka na transatlantyckim statku. Głos narracji przechodzi przez znajomych Alkaitisa, namówionych przez niego na inwestycję i znających Vincent, czy pracowników jego firmy. Podobnie jak w poprzedniej powieści, przechodząca od człowieka do człowieka narracja przypomina skrzydełka motyla chaosu, których drobny ruch uruchamia pewne mechanizmy. Finał jest klamrą zamykającą losy wszystkich, aczkolwiek dla mnie był nieco rozczarowujący, po rozmachu całej historii. Mimo nieco dziwnego finału, nie mogłam się oderwać od lektury, mimo że mam mocno ograniczoną uwagę (covid brain, nie polecam).
Inne tej autorki.
#2
Napisane przez Zuzanka w dniu środa stycznia 12, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2022, beletrystyka, panie
- Komentarzy: 2
Bryson, urodzony w USA, po studiach przeniósł się do Wielkiej Brytanii, poznał tam żonę, urodziły mu się dzieci. Po 20 latach, w zasadzie całym dorosłym życiu, rodzina Brysonów przeprowadza się do Stanów, do małego miasteczka w New Hampshire. Jakkolwiek pani Bryson, Brytyjka z pochodzenia, bardzo sobie chwali amerykańskie realia (zaczynając od braku konieczności patrzenia pod nogi, żeby nie wejść w krowie placki), tak Bill - już niekoniecznie. Jako dorosły odkrywa Amerykę (pun intended) od nowa, zaczyna dostrzegać indolencję Amerykanów, brak poczucia humoru, płytkość rozmów i liczne braki na poziomie legislacyjnym i proceduralnym (między innymi w dotykającej jego rodziny polityce imigracyjnej). W pisanych między 1996 a 1998 rokiem cotygodniowych felietonach sarkastycznie komentuje amerykańską rzeczywistość - brak zwyczaju chodzenia nawet na idiotycznie krótkie odległości, żywność, ignorowanie ekologii (tak, świadomość tego, ile USA zużywa zasobów to żadna nowość, jak widać), kultura konsumpcyjna, wszechobecne (i często idiotyczne) reklamy, zamiłowanie do broni, ignorancję i inne rzeczy, nie bez powodu przypisywane mieszkańcom Krainy Wolności. Uwielbiam kąśliwe, często autoironiczne poczucie humoru autora, zachwyconego młynkiem do rozdrabniania w amerykańskim zlewie czy nieco mniej zachwyconego faktem, że wszystko zapomina i nie jest w stanie ogarnąć rzeczywistości.
Inne tego autora.
#1
Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek stycznia 10, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
felietony, panowie, 2022
- Skomentuj
Wiem, że czyichś podsumowań nikt nie czyta, trudno, ja sobie przeczytam za rok. Planowałam dobić do 150 pozycji, nie wyszło, chociaż było blisko; tak, wiem, teoretycznie przeczytałam więcej, ale nie mam sumienia liczyć zeszytów 48-64 strony jako pełnowartościowych książek, zwłaszcza w zestawieniu z takim molochem jak "Moja walka" (skończyłam! 6 tomów!). Zbiorczo, przeczytałam 81 pozycji polskich, 32 z Wielkiej Brytanii, 19 amerykańskich, 8 czeskich, 7 szwedzkich, po 6 norweskich i irlandzkich, 3 fińskie, po 2 islandzkie, kanadyjskie i francuskie, po 1 rumuńskiej, wietnamskiej, niemieckiej i rosyjskiej (w sumie 14 krajów). Dalej wygrywają autorzy płci męskiej (95:77), ale już na liście najlepszych widać przewagę kobiet. Sporo książek zaczęłam, ale nie skończyłam, co uważam za stratę, bo wracam do niektórych zaczętych i muszę czytać od nowa, bo nic nie pamiętam i marnuję czas.
Listę najlepszych podzieliłam - jak przed rokiem - na dwie: best of the best of the best i bardzo dobre, ale z gwiazdką.
- Anthony Doerr "Światło, którego nie widać" - złożona z krótkich epizodzików wielogłosowa opowieść o wojennej opozycji w małym francuskim miasteczku. Może i temat po wielokroć przemielony, ale mnie zachwyciła i wzruszyła jak dawno nic.
- Caroline Criado Perez "Niewidzialne kobiety. Jak dane tworzą świat skrojony pod mężczyzn" - wyjątkowo nie beletrystyka, ale smutna analiza, jak założenie, że statystyczny człowiek to mężczyzna, wpływa na życie kobiet.
- Andrea Gillies "Opiekunka" - przerażająca relacja o opiece nad osobą z chorobą alzheimera.
- Barbara Kosmowska "Niebieski autobus" - czytałam więcej książek o dorastaniu w PRL-u, ale ta była pierwsza i po latach dalej jest świetna.
- Connie Willis "Księga Sądu Ostatecznego" - czytałam już chyba po raz czwarty, za każdy razem z zachwytem i mokrymi oczami, pierwszy raz w pandemii. Podróże w czasie, epidemia grypy współcześnie, epidemia dżumy w średniowieczu. Boleśnie trafne.
- Jakub Małecki "Saturnin" i "Dygot" - jak ten chłopak pisze o małomiasteczkowym życiu!
- Barbara Kingsolver "Lot motyla" - o ekologii z perspektywy małego amerykańskiego miasteczka, celne.
- Zośka Papużanka "Kąkol" - najlepsze wspomnienia z dzieciństwa to wakacje na wsi. Tyle że nie.
- Agnieszka Jelonek "Koniec świata, umyj okna" - jak sobie poradzić, jak twój świat się rozsypuje i wpadasz w czarną czeluść depresji. Bardzo udany debiut.
- Marian Keyes "Wakacje Rachel" - tak, zamiast Żulczyka wyjęłam chick-lit o uzależnieniach.
- Viet Thanh Nguyen "Sympatyk" - o tym, że historia lubi się powtarzać, a Ameryka chętnie opuszcza swoich sojuszników, kiedy już nie są im potrzebni. Również zaskakująco na czasie.
- Terry Pratchett "Ciekawe czasy" - trochę pomijana, a bardzo wnikliwa analiza rewolucji.
Z gwiazdką:
- Kristin Hannah "Słowik" - znowu II wojna światowa, Francja i dwie siostry, jedna chce przeżyć bez kłopotów, druga chce aktywnie zwalczyć wroga.
- Emilie Pine "O tym się nie mówi" - oczko niżej tylko dlatego, że to felietony. Ale doskonałe felietony.
- Joanna Bator "Gorzko gorzko" - Bator umie w skomplikowane sagi rodzinne.
- Diane Setterfield "Była sobie rzeka" - bardzo przyjemne, jeśli ktoś lubi beleryzowaną historię.
- Bill Bryson "Piknik z niedźwiedziami" - lubię starego cynika, za język i zdolności obserwacji.
- Terry Pratchett "Kolor magii" i "Blask fantastyczny" - oczko niżej, bo mimo wszystko im dalej w cykl, tym lepsze się zdarzają, ale warto docenić, jak mądrze autor zaplanował podwaliny pod cały cykl.
- Jakub Żulczyk "Informacja zwrotna" i Wzgórze psów - jedna świeższa, druga starsza, obie świetnie napisane.
- Jerzy Edigey "Alfabetyczny morderca" - jakbyście potrzebowali argumentu, że kryminały w PRL-u to nie tylko miałka rozrywka.
- Mika Waltari "Kto zabił panią Skrof" i kolejne - zabawna, (auto)ironiczna fińska seria sprzed lat.
- Václav Erben "Tajemnica “Złotego Księcia”" i kolejne - trzy tomy z wielotomowego cyklu o czeskim funkcjonariuszu Exnerze, liczę, że może jakieś wydawnictwo wyda całość.
Na koniec nieśmiertelna prośba - dajcie polecanki, te najlepsze.
Napisane przez Zuzanka w dniu sobota stycznia 8, 2022
Link permanentny -
Tag:
2021 -
Kategoria:
Czytam
- Komentarzy: 6
Tores- świadkiem, że ten tom Witkowskiego leżał na mojej szafce przy łóżku od kilku lat. Trzy razy zaczynałam, ale to nie tak, że to jest zła książka, ale to książka ciężka i dość ponura, mimo komediowego sztafażu. Tytułowy “fynf und cfancyś” to nastolatek z Konina, który w latach 90. zwiał z Polski na oazowej wycieczce do Austrii, żeby zostać pracownikiem seksualnym, bo w Austrii można zrobić na tym niezłe pieniądze. I rzeczywiście - pracowity i obdarzony hojnie przez naturę (ponownie patrz tytuł), ma wzięcie. W przeciwieństwie do Dianki, drugiej bohaterki książki, której się nie powodzi, bo jest leniwa, a zarobione pieniądze wydaje na ciuchy, biżuterię i słodycze, przez co często ląduje na ulicy, pobita, głodna i skrzywdzona. Mimo to Dianka (nastoletni Milan) wcale nie chce wracać do rodzinnej Słowacji, bo na krótką metę cieszy go ocieranie się zachodni blichtr, luksusowe zakupy i okazjonalne bycie utrzymankiem, chociaż ceną czasem jest przemoc, życie z dnia na dzień, ropiejące rany na obtartych stopach i brak posiłku.
Jakkolwiek opisy degeneracji zachodnich środowisk homoseksualnych w latach 90. są dość zabawne, tak Witkowski opisuje przerażający świat, w którym 18-latek jest już zużytym towarem, z kilkoma setkami partnerów na koncie, często zakażony, uzależniony od alkoholu i narkotyków, wyjęty poza nawias społeczny, bez żadnego wsparcia. W oczach bohaterów to, przynajmniej deklaracyjnie, świetna zabawa; z perspektywy matki nastolatki - już nie za zbytnio. To, czego mi zabrakło, to spójności fabuły, bo narracja skacze po różnych wydarzeniach, czasem po kilku rozdziałach przyznając, że coś było zmyślone i niekoniecznie we wszystko trzeba wierzyć. Świetne językowo i poznawczo, ale nie koniecznie do powtórzenia.
Inne tego autora.
#145
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek stycznia 7, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, beletrystyka, panowie
- Komentarzy: 2
Zamożny, acz skąpy kapitan Trevelyan, ku zdumieniu mieszkańców zapyziałej wioski Sittaford, decyduje się wynająć swoją sporą posiadłość paniom Willet - matce i córce, a sam za ułamek ceny wynajmu przeprowadza się na zimę do Exhampton. Panie Willet są bardzo towarzysko nastawione i chętnie zapraszają mieszkających obok posiadłości lokatorów kapitana. Pewnego zimowego dnia przy stoliku spotykają się gospodynie, młody pan Garfield, asystujący swojej niepełnosprawnej, acz bogatej ciotce, pan Rycroft, specjalista od kryminalistyki i ornitologii, tajemniczy pan Duke i major Burnaby, przyjaciel kapitana Trevelyana. Zamiast zwyczajowego brydża ktoś wpada na pomysł wywołania ducha, co okazuje się brzemienne w skutki - duch przepowiada o 5:25, że kapitan Trevelyan padnie trupem. Zdenerwowany Burnaby rusza piechotą do Exhampton, mimo że to 6 mil i ma się rozpętać śnieżyca. Kiedy dociera na miejsce koło ósmej, znajduje ślady włamania i ogłasza alarm. Kapitan Trevelyan zostaje rzeczywiście znaleziony martwy. Do śledztwa, w którym aresztowany zostaje siostrzeniec Trevelyana, włącza się Emilia Trefusis, narzeczona oskarżonego młodzieńca i Charles Enderby, rzutki dziennikarz. Podejrzani są wszyscy poza uczestnikami wieczorku ezoterycznego, głównie spadkobiercy kapitana - jego siostra oraz trójka dzieci drugiej, zmarłej już siostry. Sprawę komplikuje ucieczka niebezpiecznego więźnia[1] z leżącego opodal więzienia oraz to, że w zasadzie każdy z podejrzanych oraz tych z alibi kłamie lub coś ukrywa.
Autorka posłużyła się tutaj znaną z innego tomu sztuczką - zbeqrepą wrfg znwbe, xgóertb bpmnzv pmlgryavx bofrejhwr cbpmągxbjr jlqnemravn. Avol j pmnfvr zbeqrefgjn wrfg j cbfvnqłbśpv, n cbgrz zbmbyavr j śavrth vqmvr qb qbzh xncvgnan, nyr mnzvnfg grtb fcelgavr mwrżqżn an anegnpu j xvyxnanśpvr zvahg, zbeqhwr, nenażhwr fpraę jłnznavn v cenjvr qjvr tbqmval cóźavrw cbjvnqnavn cbyvpwę. Grtb bpmljvśpvr j aneenpwv avr zn.
Kobiety: powinny mieć krągłości, bo z chudych nie ma pożytku; bez mężczyzny są bezradne, bo nikt z nimi nie rozmawia poważnie.
Się kolekcjonuje: trofea typu kły hipopotamów, wypchaną i oprawioną nogę słonia czy tygrysią skórę.
Się je: chleb z masłem, dewońską śmietanką i jajkami na twardo, zapijając mocną herbatą.
Się wie: że małżeństwo między kuzynami może mieć bardzo złe skutki. Dzieci głuchonieme albo niedorozwinięte.
Się strzela: do wyimaginowanych albo prawdziwych kotów (brr).
[1] Który to więzień był całkiem normalny, dopóki “piętnaście lat temu koń mocno kopnął go w głowę i od tego czasu stał się taki dziwny”.
Inne tej autorki, inne z tej serii.
#144
Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela stycznia 2, 2022
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, kryminal, panie, z-jamnikiem
- Skomentuj
"Wyroby" to przegląd rzeczy i historii rzeczy, które powstały z niczego, na wzór, z resztek i siłą ludzkiej pomysłowości i uporu, częścią wspólną ich jest czasem niezamierzona unikalność. Nie można ich było kupić w sklepie, a przynajmniej nie w ramach handlu uspołecznionego.
To opowieść o przejściu z kiczu do obiektu kultowego, ze śmiecia do elementu kolekcji, o zapełnieniu luki na rynku w czasach niedoboru i dziwnym hobby w czasach nadmiaru. Nasze babcie dziergały na drutach brzydkie swetry, teraz takie swetry stały się elementem świątecznej zabawy, napędzanej przez przemysł fast fashion. Dziadkowie na działkach odzyskują rzeczy zużyte i niepotrzebne, gromadząc je w ramach estetyki zza płotu; ujęła mnie szczególnie idea niepolskiej, ale bardzo słowiańskiej w odbiorze waniennej Madonny. I w PRL-u, i współcześnie, króluje adhocism - jeśli można zrobić coś głupiego, co działa, to nie do końca jest takie głupie. Ciekawe, melancholijne, wspominkowe, ale wymęczyłam tę książkę, czytając po kilka stron w ciągu kilku miesięcy; to nie jest wina książki, raczej mojej niechęci do non-fiction, którego lektura idzie mi jak krew z nosa, a jednak ciągle niektóre tytuły kupuję. Konsekwencja.
Nie da się uciec od wątku biedy: wyroby często tworzyli ludzie, którzy, gdyby mieli wybór i możliwości, woleliby inne, lepsze przedmioty.
Do tamtej pory byłam wierną i zadowoloną użytkowniczką sympatycznych zabawek edukacyjnych produkcji krajowej i radzieckiej, niestety w porównaniu z błyszczącym, miękkim winylem amerykańskim dotychczasowi ulubieńcy nieco jednak przybledli. Importowany Goofy, pomalowany starannie i równo, pozbawiony zeza i obszarpanych krawędzi charakterystycznych dla produkcji rodzimej, był pierwszą tak dobitną lekcją o tym, że istnieje jakiś świat pierwszy i drugi, i o niesprawiedliwości mierzonej tym, komu w udziale przypadają ładniejsze zabawki.
Dlatego wizyta w centrum chińskim przynosi momenty drobnych zachwytów, ale i grozy: niektóre przedmioty tam zebrane wyglądają tak, jakby zaprojektowała je sztuczna inteligencja, tak silny jest w nich element przypadkowości i nadmiaru: przedmioty, które powstały nie wiadomo, w jakim celu, i tak samo nie wiadomo, co z nimi zrobić, gdy się nie sprzedadzą.
„Załatwianie” było pewnym rodzajem zaradności, umiejętnością społeczną, będącą sposobem dostosowania się do realiów gospodarki wiecznego niedoboru produktów, usług, strategią przystosowania w sytuacji długookresowej reglamentacji towarów. (...) Ambiwalentne historie związane z niektórymi ogrodzeniami sprawiają, że nie każdy chętnie opowiada o tym, skąd co się wzięło. To, co wczoraj było zaradnością, dziś nazywa się częściej cwaniactwem; to, co kiedyś było zagospodarowane, niejeden nazwałby kradzionym.
Inne tej autorki.
#143 (ale jeszcze mam dwie inne przeczytane, nie dobiłam do #150, chociaż było blisko)
Napisane przez Zuzanka w dniu piątek grudnia 31, 2021
Link permanentny -
Kategoria:
Czytam -
Tagi:
2021, panie, reportaz
- Skomentuj