Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

William Gibson - Trylogia ciągu

Wszyscy już powiedzieli ten zestaw frazesów, że cykl o Ciągu, urbanistycznym tworze ciągnącym się od Bostonu do Atlanty, rozpoczął się w 1984 roku. 1984, ma się zadziać przyszłość Orwella, jestem we wczesnej podstawówce, komputer w Polsce egzystuje na krawędzi świadomości jako zajmująca pokój maszyna licząca z taśmami perforowanymi. Sonda, zachwyt ploterem, monochromatyczny ekran. Więc jeśli ktoś nie docenia tego, że już wtedy Gibson stworzył sobie w głowie wizję świata, w którym może obudzić się sztuczna inteligencja, to nie wiem, co można z perspektywy kraju nietechnicznego docenić. Jak każdy cykl Gibsona znacznie zyskuje po przeczytaniu całości, poszczególne tomy to meta konstrukcja, meta-wątki prowadzące do finału. Wsiąkam w Gibsona jak woda w gąbkę, śledzę w każdym tomie, jak precyzyjnie splata losy poszczególnych bohaterów w warkocz przyczynowości. Zachichotałam nad informacją, że Gibson po obejrzeniu "Blade Runnera" przepisał "Neuromancera" tak, by ten klimatem nie przypominał filmu. Ale i tak przypomina, łzy w deszczu, lusterkowe implanty i sztylety pod paznokciami Molly i pytanie o istotę rozumną.

Neuromancer to precyzyjnie zaplanowany włam, tyle że każdy z uczestników dostaje cząstkę informacji potrzebną do wykonania planu. Superhaker Case, z systemem nerwowym uszkodzonym po nieudanej kradzieży, dostaje z powrotem utraconą zdolność przebywania w Sieci (i nową wątrobę oraz tykającą bombę[1]), Molly - zmodyfikowana kobieta-samuraj - pieniądze, Armitage, najemnik, jest zbudowany na bazie oszalałego weterana, a magik Riviera, poza tym, że jest psychodelicznym iluzjonistą, ma swój własny cel. Prowadzi ich żyjący w matrycy byt - Wintermute, pokazujący zwłaszcza Case'owi ludzi z jego przeszłości. Zdobywają artefakty, a na końcu w prawie że opuszczonej stacji kosmicznej dynastii Tessier-Ashpool odkrywają cel wyprawy.

Graf Zero to z kolei ekstrakcja. Poskładany ze strzępów pozostałych po wybuchu bomby, najemnik Turner, ma dokonać transferu naukowca, Mitchella, z jednej z bardziej znanych korporacji, Maas Biotek, do innej - Hosaki. Wszystko idzie źle, ekipa ginie, zamiast naukowca jest córka z dziwną biomodyfikacją w mózgu. Marly Krushkova, marszandka sztuki, ma znaleźć autora zastanawiających instalacji artystycznych w pudełkach. Bobby, zwany Graf Zero, wannabe haker, przy swoim pierwszym wejściu w Sieć o mało nie umiera, ale ratuje go dziewczęca postać, która okazuje się później Via Vei, dziewicą-boginią. Voodoo, klany uliczne, wszczepy, świat pogrążony w symstymowej stagnacji i ostateczna rozwałka w jednym z klubów nocnych w Ciągu, w którą włącza się wirtualny byt powstały w efekcie kradzieży w Neuromancerze.

Mona Lisa Turbo to w zasadzie historia miłosna. Angie Mitchell, córka naukowca z poprzedniego tomu, została gwiazdą symstymu (taka telewizja, ale jak się podłączy czujniki na głowie, to się czuje to, co aktorka), wraca po odwyku, ale w jej głowie dalej rozmawiają ze sobą bogowie matrycy. Graf Zero zostaje nieprzytomny odtransportowany do nieczynnej fabryki, nad głową ma tajemniczą maszynę zwaną alef i wygląda na to, że pozbawiony niewygodnego ciała żyje w matrycy. Sally, która okazuje się być Molly z pierwszego tomu, najemniczką z lustrzanymi wszczepami, opiekuje się wysłaną do Londynu córką szefa Yakuzy. A do tego ktoś funduje Monie, 16-letniej prostytutce-narkomance operację plastyczną, mającą ją upodobnić do celebrytki Angie. W fabryce pełnej maszyn-rzeźb stworzonych przez okaleczonego sztucznie wywołanym syndromem Korsakowa dochodzi do ostatniego starcia między osobowością nieżyjącej już ostatniej dziedziczki rodu Tessier-Ashpool i Molly.

[1] Widać inspirację "Ucieczką z Nowego Jorku" i ładunkiem wybuchowym zamontowanym w szyi Snake'a Plisskena. Ależ ja się kochałam w Kurcie Russelu wtedy.

#73-75

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek października 17, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, sf-f, panowie - Komentarzy: 5


Jan Ekström - Kwiaty dla Róży

Francja, Paryż, ambasada Szwecji na Rue Barbet de Jouy (mieści się tam i dziś). Dzień jak co dzień, policja przywozi dokumenty nieboszczyka wyłowione z Sekwany wraz z ciałem, konsul musi zająć się rozpoznaniem i transportem zwłok do ojczyzny, pojawia się zbiegły żołnierz Legii Cudzoziemskiej, bez dokumentów, trzeba mu wyrobić nowe i odesłać za granicę, choć to wbrew francuskiemu prawu, a dodatkowo u jednego z pracowników ma się odbyć przyjęcie biznesowe znanej szwedzkiej firmy z japońskimi kontrahentami. Tyle że Wiktor Woulff, radca handlowy odpowiedzialny za organizację przyjęcia, zostaje znaleziony martwy w garażu, w bagażniku swojego auta, z którego miał przynieść żonie wino i kwiaty na organizowaną kolację. Kolacja[1] się odbywa mimo obecności policji, ponieważ dom pracownika ambasady również podlega immunitetowi. Pracownicy ambasady - John Tiren i Anna-Bella Storm - wraz z zaprzyjaźnioną policją prowadzą śledztwo, wachlując się immunitetem, kiedy trzeba. Tiren głównie chodzi na służbowe lancze oraz ma problemy z parkowaniem w zatłoczonym Paryżu, a Anna-Bella jest elegancka i skuteczna (jakbym nie wiedziała, że autor jest mężczyzną, zdziwiłabym się jego zainteresowaniom modowym). Tajemnicę śmierci rozwiązują, przy okazji wyjaśniając kwestię szpiegostwa przemysłowego, drogiej kurtyzany, która uwielbiała władzę nad mężczyznami oraz sprawę pewnego gwałtu na ulicznicy.

[1] Menu przyjęcia (wydanie 1984, w Polsce 1990): kanapki z homarem, kawiorem, gęsią wątróbką; wędzony łosoś, węgorz, marynowany śledź; kotleciki, miniparówki, przysmażane plasterki cynaderek, mus z drobiowych wątróbek. Plus dobrane markowe wina i inne alkohole.

Inne tego autora:

#72

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela października 13, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: panowie, 2013, kryminal - Skomentuj


John Irving - Ostatnia noc w Twisted River

Irvinga czytam z rozpędu i nadziei, że sprzeda mi tak urokliwą historię jak niegdyś "Świat według Garpa". Niestety. Irving od lat sprzedaje, nieco zmieniając sztafaż, ciągle ten sam zestaw fobii i artefaktów - niepełna rodzina, samotny rodzic z dzieckiem, które umiera nagle i za wcześnie, niedźwiedź, śmierdzący stary pies i pisarz, szukający pomiędzy światem powieściowym, tym we własnej głowie i realnymi wspomnieniami.

Akcja "Ostatniej nocy" zaczyna się w latach 50. w New Hampshire, kiedy na skutek zbiegu okoliczności zostaje zabita Indianka, pomagająca w kuchni w tartaku. Kucharz włoskiego pochodzenia, Domenic i jego syn, Daniel, którzy niechcący śmierć spowodowali, uciekają, bo nie dość, że kucharz z nią sypiał, to jeszcze była konkubiną lokalnego szeryfa o mocno poszlakowanej opinii. Z pomocą jednego z drwalów, Ketchuma, którego z Domenikiem łączy mroczna przeszłość (i śmierć matki Daniela) zaczynają ponad 40-letnią pielgrzymkę, kiedy pod przybranym nazwiskiem uciekają przed ścigających ich szeryfem. Nawet w latach 90. nie ma żadnego problemu ze zmianą nazwisk, mieszkań, a nawet kraju - bo ostatecznie lądują w Kanadzie. Zostawiają po kolei wszystkich przyjaciół (i kochanki), które się przez ich życie przewijali; Domenic pracuje cały czas jako kucharz, a Danny zostaje pisarzem. Osią książki jest tajemnica sprzed lat, dzięki której zawiązała się przyjaźń Ketchuma i Domenica, ale dookoła tego owijają się historie napotkanych ludzi, domów, związków i sporo elementów amerykańskiej historii (wojna w Wietnamie, polityka Busha, atak na WTC).

Na nieco wyższym poziomie to książka o pisaniu. Danny do ostatniego rozdziału buduje historię, pisząc swoją ostatnią powieść właśnie o wydarzeniach "Ostatniej nocy", wybierając najważniejsze pierwsze zdanie, tworząc akcję z fragmentów, czasem od końca, żeby - jako zwieńczenie - napisać początek historii po tym, kiedy już doskonale zna zakończenie. Ta warstwa była cenna, zwłaszcza reakcja Domenica i Ketchuma na książki wydawane przez Danny'ego - oni pamiętali wydarzenia inaczej, czasem rozpoznawali więcej niż Daniel chciał napisać, czasem - mimo stwierdzenia, że wzorował się na jakieś rzeczywistej postaci - nie widzieli podobieństw. Klamrę zamykającą ostatni rozdział doceniam kompozycyjnie, ale całości powieści to nie ratuje.

Inne tego autora:

#71

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela września 29, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panowie - Skomentuj


Joanna Kulmowa - Wio, Leokadio!

Od jutra Leokadia idzie na emeryturę. A z nią jej dorożkarz, pan Alojzy. Pan Alojzy ma perspektywę mieszkać z niedawno poślubioną wdową na czwartym piętrze kamienicy i żyć z emerytury, tyle że Leokadia takich perspektyw nie ma; może dlatego, że jest koniem. Nie znajduje się w nowym, podorożkarskim świecie, nie chce być emerytką, ale nie umie być nikim innym - poetką, gońcem, gospodynią domową. Po zjedzeniu czarodziejskich bazi wyrastają jej skrzydła, co jednak bardziej komplikuje życie i konia (teraz pegaza), i emeryta Alojzego (niegdyś woźnicy).

Książka podzielona jest na krótkie nowelki z pure nonsensowymi dialogami, pomiędzy kartki wkradają się proste, umowne ilustracje. Zachwyciłam się językiem; mnóstwo smacznych, niekiedy dwuznacznie niepasujących do powieści dla dzieci zdań, które ma się ochotę natychmiast komuś przeczytać. Młodzież lat 4 jeszcze nie miała ochoty na lekturę, woli pana Brumma i słonia Elmera ostatnio.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 26, 2013

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Maja - Tagi: 2013, dla-dzieci, panie - Komentarzy: 2


Joe Alex - Cicha jak ostatnie tchnienie

Alex jest zaproszony przez znanego wydawcę na - teraz to by się nazywało - event, promujący sukces książek młodej autorki, Amandy Judd. Zaproszeni są znawcy tematu - właściciel wydawnictwa, autor, recenzentka, lord-kryminolog, finansista, znawczyni świata spirytualnego i wreszcie sama gwiazda Scotland Yardu, Ben Parker. Pikanterii dodaje lokalizacja uroczystości - w starym zamku, odcinanym na noc od świata przez fale przypływu, w którym - jak głosi legenda - rycerz zabił gacha swojej niewiernej żony, a ona sama zaginęła; od tej pory straszy. Zabawa ma być przednia, każdy z uczestników będzie szukał na własną rękę ducha, granego przez seksowną sekretarkę właściciela wydawnictwa. Jak się łatwo domyślić, trup pada szybko i w przeciwieństwie do ostatniego tomu, gdzie podejrzani byli wszyscy, tu nie ma żadnego podejrzanego, albowiem w momencie zbrodni wszyscy żywi byli razem w jednej sali i nikt nie mógł odzianej w białe giezło panny pchnąć zabytkowym mieczem. Ponieważ jednak ktoś to zrobił, Alex rozpoczyna żmudne śledztwo, szukając najpierw powodu, potem sposobu. I znajduje.

Słaba to powieść, zarówno od strony kryminalnej, jak i literackiej. Wszyscy krążą w kółko, po czym przychodzi jedno olśnienie i sprawa rozwiązana, a - co się chyba od pewnego momentu stało modus operandi Alexa - zbrodniarz karze się sam.

Inne tego autora tu.

#70

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 25, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panowie - Skomentuj


Marcin Świetlicki - Trzynaście

Tom drugi przypadków Mistrza, dziecięcego aktora z filmu milicyjnego, który posiwiał, spuchł i się roztył. Wróciła do niego suka, która zaginęła w "Dwanaście", zawsze ktoś postawi szklaneczkę płynnego dobra, ból życia więc mu nie doskwiera tak mocno. Do momentu, kiedy ochroniarz nie zakaże mu wstępu do ulubionej knajpy, "Biura"; wtedy wszystko zaczyna się sypać. Ludzie z Warszawy chcą, żeby napisał książkę o pracy nad serialem w dzieciństwie, mamiąc go znaczną kwotą zaliczki. I nagle ta Warszawa wydaje się całkiem niezłym wyborem, kiedy w swoim mieszkaniu Mistrz znajduje zamordowaną dziewczynę.

Wyjątkowo dużo kobiet w tej powieści - intrygę zawiązuje Ćma, lafirynda niegdyś z klasą, którą ktoś odurzył narkotykiem, pobił i zostawił nagą, pomalowaną w rozmaite zberezieństwa. Prosi o pomoc Mistrza, niestety ten zapomina o śledztwie, bo się upija. Chwilę później pojawia się maturzystka, Roma z Żagania, która oznajmia Mistrzowi, że będzie z nim mieszkać, budząc konfuzję tego ostatniego. Wreszcie Maria, kobieta, która opiekowała się mistrzową suką przez prawie rok. Maria jakoś przypada Mistrzowi do serca, w tych chwilach, kiedy jest trzeźwy.

Akceptuję wielowątkowość, która narrację zabiera czasem onirycznemu i zawianemu Mistrzowi - skądinąd wygodna to narracja, kiedy nie trzeba rozpoznawać rozmówców zza woalu upojenia, nawet jeśli się ich zna - a to Ćma, a to pozująca do zdjęć frywolnych piękna Margarita (kolejna mroczna heroina tego romansu) czy smutny Porucznik, którego bije żona.

Chyba jeszcze ładniejsza niż poprzednie, pełna refleksji, poetycka historia o tym, czy warto się w życiu wysilać, o kontraście między karierą w Warszawie a radosnym i leniwym pijaństwem w Krakowie (bo przecież nie między mieć a być, Mistrz przecież nie jest). Gdzieś pojawia się drugoplanowo sam autor, rosyjski mściciel, mroczny Producent z Warszawy i nieco zagubiony pan Grzesio, bardziej kochający teścia niż własną żonę. Trochę drwiny z hipsterów, obowiązkowa kpina z rzeźby Mitoraja i wpasowania w codzienny kierat, kiedy wystarczy kilka groszy na małą przekąskę i pierwszą wódkę (albo śliwowicę czy stocka). Lubię krótkie, repetytywne zdania Świetlickiego, jego umiejętność wyjęcia z pijackiego dialogu niezaprzeczalnej logiki, która wprawdzie za chwilę się rozmyje na dnie kolejnej szklanki, ale nie sposób jej zanegować.

Inne tego autora.

#69

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek września 23, 2013

Link permanentny - Tagi: 2013, kryminal, panowie - Kategoria: Czytam - Skomentuj