Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Więcej o Czytam

Joe Alex - Piekło jest we mnie

Klub Południowoafrykańskich Miłośników Powieści Kryminalnej zaprosił Joe Alexa do Johannesburga na dwa tygodnie świętowania jego twórczości. Brytyjski autor kryminałów powściągnął strach przed lataniem (w dalszym ciągu przypomina mu się, jak latał bombowcem pod II wojny światowej), przed 2 tygodnie był fetowany, po czym zameldował się na lotnisku w celu powrotu. Już w luksusowej poczekalni pierwszej klasy obejrzał sobie współpasażerów - biznesmena Knoxa, pracującego w kopalni diamentów, naukowca wiozącego czaszkę australopiteka afrykańskiego, znanego boksera z trenerem, szansonistkę ubraną na czarno, starszą, spokojną kobietę - naukowca zajmującego się ezoteryką, niepozornie wyglądającą młodą damę oraz - w ostatniej chwili - bladego, młodego człowiek, którego od ręki zdiagnozował jako właśnie wypuszczonego z więzienia.

Rzecz się dzieje przed wynalazkiem odrzutowców, z Johannesburga do Londynu doba lotu, ale ponieważ jest to samolot klasy VIP, wszystkie fotele są przystosowane do spania i prysznic na pokładzie. Stewardesa serwuje lekką kolację (kawa, herbata, soki cola, parowki z musztardą, sałatka, szynka, dżem, sery, alkohole), wszyscy śpią, kiedy się budzą, nie żyje pan Knox, leżący obok Joe Alexa. Nietrudno się domyślić, bo w pierś ma wbity sztylet. Pasażerowie nie są chętni, żeby Alex przeprowadził śledztwo, ale upoważnia go kapitan samolotu jako eksperta Scotland Yardu, dając mu wgląd w dane pasażerów. Jak na wszystkie historie Alexa, ta jest chyba najsłabsza i najnudniejsza. Wiadomo, że nikt się nie dostał na pokład samolotu, ponad połowę (wprawdzie cienkiego, ale jednak) tomiku Alex głośno rozważa za i przeciw każdej osoby na pokładzie. I tym razem zbrodniarz karze się sam, w sposób dość spektakularny.

Inne tego autora tu.

#67

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek września 12, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panowie - Skomentuj


Katarzyna Pakosińska - Georgialiki. Książka pakosińsko-gruzińska.

O romansie z Gruzją Kasi Pakosińskiej czytałam już u duetu Meller-Dziewit, więc zaskoczenia (również tym, że Kasia ma więcej twarzy niż kabaretowa śmieszka) nie miałam. Byłam nastawiona pozytywnie, bo i kraj ciekawy, i historie niebanalne, jeśli się jeździ z lokalnymi inteligentnymi rozmówcami i wiedzą, co interesującego obejrzeć (nie wspominając o gruzińskiej gościnności, której autorka na każdym kroku doświadczała). I jakby książka składała się tylko z pierwszej części - opowieści o miłości między 15-latką z PRL-u a 18-latkiem z jednej z dawnych republik, którzy spotkali się w zespole tanecznym w Gori, historii spotkania po latach oraz reportażu z kręcenia 6-odcinkowej serii "Tańcząca z Gruzją", ładnie ilustrowanej kolorowymi zdjęciami (również samej Kasi) oraz delikatnych aluzji, że i po latach Polka odnalazła w Gruzji miłość, to uznałabym ją za godną polecenia. Bo są i szczegółowe opisy poszczególnych gruzińskich krain i stolicy, trochę przepisów kulinarnych, dramatyczna narracja wojny o Osetię, której wybuch zaskoczył ekipę "Tańczącej", trochę wskazówek dla turystów, czyli to, co w wydawnictwie "Pascal" przyciąga. Niestety. To, co zgrzytało mi w skądinąd sympatycznej części pierwszej - język pasujący do pogawędki, bloga!, nieco humorystycznego auto-wywiadu, ale nie do beletrystyki - jest małą wadą w części drugiej.

Część druga to na poły wyimaginowana, na poły ubrana w nieco bajkowe ramy gruzińskiej supry - wykwintnej biesiady - seria wywiadów z ciekawymi Gruzinami. Tymi, którzy w Gruzji mieszkają - ludowymi twórcami, autorami poezji i prozy, artystami oraz tymi, którzy z Gruzji pochodzą, ale rozwijają się poza nią - DJ-ami, muzykami, fotografami. Maniera rozmowy - aluzyjna i pełna niedopowiedzeń - męczy, przewracanie kolejnej kartki nuży, bo mogę tylko pogratulować każdej kolejnej osobie, jak twórczo przetwarza swoje gruzińskie dziedzictwo na sztukę europejską, ale są to rzeczy, o których zapominam tuż po zamknięciu książki. Dodatkowo w drugiej części nie ma już zdjęć, są tylko reprodukcje obrazów gruzińskiego malarza, którego sobie autorka ulubiła, bez związku z treścią.

#66

Napisane przez Zuzanka w dniu środa września 11, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, felietony, panie, podroze - Skomentuj


Kjetil Stensvik Østli - Policjanci i złodzieje

W 2004 roku norweską opinią publiczną wstrząsają dwie brawurowe i brutalne akcje: napad na bank w portowym mieście Stavanger i kradzież obrazów Muncha z Narodowej Galerii w Oslo. Obu dopuścili się ludzie z tzw. gangu Tveity, założonego w latach 80. przez Jana Kvalena, eks-marynarza, ochroniarza i wyznawcy szczególnego kodeksu moralnego dla prawdziwych mężczyzn.

Dla odmiany nie jest to skandynawski kryminał, a reportaż. Wprawdzie przestępcy dokonują napadów, a policja ich ściga, znane nawet są nazwiska przestępców i policjantów, ale to dokładna analiza przyczyn powstawania w spokojnej Norwegii przestępczości zorganizowanej i powolnej odpowiedzi policji na to zjawisko. Mimo to jest napięcie. Autor, inteligent w okularach, spotyka się z Petterem R. Hansenem, mózgiem gangu z Tveity, który ma wiedzę pozwalającą na rozprucie bankomatu, przeanalizowanie systemu alarmowego czy kontakty umożliwiające dostęp do nierejestrowanej broni czy samochodów. Po drugiej stronie barykady stoi eks-policjant, Johnny Brenna, który latami śledził poczynania członków gangu, analizował "rynek" zbrodni, typował potencjalne cele i szukał dowodów, pozwalających na zamknięcie przestępców. Zabawne jest to, że mimo iż Brenna wie, kto stoi za napadami na banki, atakami na bankomaty i brawurową (choć naprawdę partacko przygotowaną) kradzieżą obrazów Muncha z Narodowej Galerii w Oslo, nie ma właśnie dowodów, żeby aresztować winnych.

Spokojna Norwegia nie była przygotowana na przestępców lepiej zorganizowanych wewnętrznie niż policja; dopiero po prawie 20 latach został utworzony paragraf pozwalający na ściganie za przestępczość zorganizowaną. W tym czasie Brenna zdążył przejść na emeryturę, a Hansen zaczął pracować jako operator dźwigu (chociaż po godzinach...). Oprócz wywiadów, historii napadów i dialogów policjanta ze złodziejem, autor dorzuca garść teorii na temat przyczyn przestępstw, od historycznych tez na temat frenologii do współczesnych.

J. mi pożyczyła, dziękuję.

#65

Napisane przez Zuzanka w dniu sobota września 7, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, panowie, reportaz - Skomentuj


Joe Alex - Gdzie przykazać brak dziesięciu

Mój ulubiony tom. Głównie dlatego, że Joe Alex kupuje sobie roll royce (bo chce i go stać), więc wszyscy - Karolina i Ben Parker - nieustająco robią sobie z niego żarty (złote klamki, karawan, zaprzęganie koni z białymi pióropuszami, kryzys wieku średniego, te sprawy). Po drugie - Alex wielokrotnie rozpoczyna temat małżeństwa i dzieci, ale Karolina nie pozwala mu dojść do słowa. Kibicowałam prawie jak w soap operze, zwłaszcza że intryga dzieje się tym razem w majątku wujecznego dziadka Karoliny, bogacza i ekscentryka. Generał John Sommerville, stryj matki panny Beacon, bogacz i znawca sztuki indyjskiej, ma ponad 90 lat i posiadłość Mandalay House w hrabstwie Devon. Karolina go kocha, ale też ma zgryz, bo dziadunio wprawdzie się nią opiekował, ale odmówił pomocy powojennej jej matce. Dodatkowo chciał jej zafundować studia, ale pod warunkiem, że panna Beacon ma studiować właśnie archeologię Indii, a nie śródziemnomorską. Jak już Alex wytłumaczył Karolinie, że dziadek do końca nie był taki zły, wsiedli we wspomnianego rolls royce'a i pojechali, ponieważ zarówno generał Sommerville o to prosił, a dodatkowo Ben Parker zapoznał ich z dziwnymi anonimami, które przyszły do Scotland Yardu. W anonimach autor opisywał ze szczegółami, w jak wyrafinowany sposób uśmierci staruszka. Na miejscu czekał wierny i enigmatyczny slużący z Birmy, Chanda, kochający Karolinę tak samo jak wtedy, kiedy miała kilkanaście lat. Dodatkowo w posiadłości znaleźli się naukowcy, rzeźbiarz i inżynier; niektórzy nielubiący się wzajemnie, niektórzy nienawidzący generała. Okazało się, że staruszek wezwał do siebie Alexa, ponieważ był szantażowany w sprawie antycznego posągu, który pozyskał nie do końca legalnie, acz w szczytnym celu (oraz, żeby na wejściu zasymulować własną śmierć i sprawdzić, czy detektyw jest rzeczywiście tak sprawny). Atmosfera się zagęszcza, Alex z policją incognito oraz z Chandą patrolują posiadłość, szantażysta się nie pojawia, ale generał zostaje znaleziony zamordowany. Pikanterii dodaje fakt, że Karolina dziedziczy wszystko po dziadku, z posiadłości nikt nie wyszedł ani nie wszedł, a zniknął jeden z gości i wszyscy zaczynają wszystkich podejrzewać.

Już w poprzednich tomach rozwiązaniem intrygi było zostawienie furtki dla zbrodniarza, żeby sam sobie wymierzył sprawiedliwość. Tu Alex idzie o krok dalej i wprost sugeruje to mordercy, zostawiając mu nawet (kosztowne) narzędzie zbrodni. Dodatkowo pojawia się przemycona opinii autora o sensie przechowywania zabytków w muzeach (że nie ma sensu). Brak wzmianek o literaturze wielkiej, tylko narzekanie na brak weny.

Inne tego autora, inne z tej serii.

#64

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 30, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: kryminal, panowie, 2013, z-jamnikiem - Komentarzy: 1


Catrin Dafydd - Random Deaths and Custard

Wylosowałam sobie książkę z regału hotelowego, zachęcona tytułem. Niestety, jak się już domyślałam po notce na okładce, jest to książka z gatunku "huragany śmiechu podczas lektury", czyli dość ponura. Sam Jones ma 18 lat, pracuje w fabryce budyniu (nie wiem, czy custard się jakoś na polski tłumaczy) i co jakiś czas cudem unika śmierci - a to dławi się paluszkiem rybnym, prawie spada na nią półka w spiżarni, wpada głową w wazę z kremem na pogrzebie babci. Niestety, nikt się tym nie przejmuje, bo jej rodzina i znajomi mają swoje problemy - matka ma nowego chłopaka, z którym zachodzi w ciążę, babcia - jak się można domyślić - umiera, koleżanka z biura usuwa ciążę, ale nie przestaje się lekko prowadzić, brat - żołnierz stacjonujący w Afganistanie - ma załamanie nerwowe, a ojciec - hazardzista i alkoholik - wychodzi właśnie z więzienia. A, i jeszcze się zakochuje w chłopaku, którego widziała raz w życiu, acz spektakularnie - roznosił katalogi i uratował ją od nagłej śmierci z powodu paluszka rybnego. Wyznam więc, że nie jest to najweselsza książka na świecie, a awantura rodzinna, która kończy się zabiciem domowego kota, nie poprawia sytuacji.

Nie pomaga też, że zawiera wtrącenia po walijsku, ponieważ jedną z osi intrygi jest nauka walijskiego - Sam nagle przypomina sobie, że jej babcia jest Walijką i że powinna kontynuować naukę języka, bo jest dumna ze swojego pochodzenia.

#63

Napisane przez Zuzanka w dniu środa sierpnia 28, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, beletrystyka, panie - Skomentuj


Daria Doncowa - Słodki padalec

[Aktywność zastępcza.]

Cała rodzina Romanowych wyjeżdża do Miami, tak bez problemu - Katia dostaje pracę w klinice, reszta rodziny (Sierioża i Julia) w agencji reklamowej, Kiriusza będzie się uczył w amerykańskiej szkole (o jakże niskim poziomie w porównaniu z moskiewską). Nic to, lecą trzy psy i kot (jednym samolotem!), a żaba - której nie wolno opuścić Mateczki Rassii - jedzie przemycana w kieszeni najmłodszego. Na tę okoliczność Lampa, która jednak wizy nie dostała, bo jest bezrobotna, ląduje jako opiekunka domu znanego pisarza kryminałów, Konrada Razumowa. W domu wyfiokowana któraś z kolei żona, Lena, jej 4-letni syn i 13-letnia Liza (z poprzedniego związku Razumowa), nastolatka, która nie jest w stanie zagotować wody oraz rozpuszczona służba - kucharka kradnie, a pokojówka niedwuznacznie się pręży przed autorem w odzieży frywolnej. Lampa wprowadza porządki, tyle że chwilę, bo któregoś wieczora podczas zabawy z synem Razumow pada martwy. Okazuje się, że jeden z pistoletów, którymi się bawił z 4-latkiem, nie był atrapą. Lena wysyła dziecko z nianią na Cypr, po czym zostaje aresztowana, bo pistolet jest zarejestrowany na jednego z jej kochanków. Eulampia zostaje z domem i córką zmarłego oraz - jak się łatwo domyślić - śledztwem, ponieważ okazuje się, że morderstwo odbyło się dokładnie według ostatniej, nieopublikowanej powieści autora. Ponieważ w poprzednich opisywał pikantne historie ze swojego otoczenia, tak może być i tym razem. Lampa zaczyna śledzić potencjalnego mordercę, człowieka pozbawionego zasad, doprowadzającego kochające go kobiety do ruiny, tyle że... nieżyjącego. Czy rzeczywiście umarł w pożarze w więzieniu - do wyjaśnienia tego potrzeba wycieczek pod Moskwę, uczynnego sąsiada oraz dużo uporu, bo tym razem znajomy milicjant jest na urlopie w Dubaju, a pozostali na komendzie odsuwają Lampę od śledztwa.

Elementami rozrywkowymi są: edukacja 13-latki, która nie umie zapalić gazu i zagotować wody, ale przynajmniej jest chętna i angażuje się w gospodarstwo domowe (nawet kosztem tego, że usiłuje wykonać sodę gaszoną za pomocą zapalania i moczenia), próba nauczenia młodego mafiozo porozumiewania się elegancką mową zamiast grypsery oraz wychowywanie w domu kociaka, kupionego pod giełdą zwierząt (poruszony problem nielegalnych hodowli z 12 miotami w ciągu roku) i szczeniaka (który potencjalnie jest mastiffem, porzuconym w zaspie).

Inne tej autorki tu.

#62

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek sierpnia 16, 2013

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2013, kryminal, panie - Skomentuj