Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Henning Mankell - Mężczyzna, który się uśmiechał

Cały czas myślę, co takiego mają w sobie książki Mankella, że rzucam się na nie jak wilk na owieczkę. Łatwo powiedzieć - klimat. Nie wiem, czy chodzi o deszcz, skandynawską wilgotną mżawkę, przemyślenia komisarza o tym, że kiepsko mu się powodzi (tak, wiem, volvo z salonu, gorsza whisky zamiast lepszej, mieszkanie w bloku zamiast willi z ogrodem) czy wciągającą historię codziennego życia (zrozumie, czemu ojciec maluje tego głuszca na rykowisku? odwiedzi go córka? zdąży uprać koszulę?). Chyba to ostatnie - wadą kryminałów zwykle jest to, że w środku jest tylko śledztwo i nic więcej. A życie nie składa się tylko z pracy (chociaż w dużej części tak, w przeciwieństwie do tego, co promują polskie seriale).

Ta część jest dość nietypowa - Wallander walczy przeciwko szwedzkiemu magnatowi finansowemu, który zdaje się być poza prawem, przez co jest dla szwedzkiej policji nietykalny. To pewna odmiana po podejściu polskim, gdzie każdy bardziej zasobny obywatel jest na celu służb specjalnych i innych z przeproszeniem organów. W Szwecji lat 90. magnat ma duży kredyt zaufania za działalność charytatywną i ogólnopaństwową, przez co policja napotyka głównie na blokady, nie wspominając o tym, że muszą prowadzić śledztwo w taki sposób, żeby magnat z armią prywatnych ochroniarzy, prawników i innych najemników nie zorientował się, że coś się dzieje w państwie duńskim.

Inne tego autora tutaj.

#57

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 23, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, panowie, kryminal - Skomentuj


Historyjki windziane

Wsiadam do windy, winda okazuje się zawierać 3/4 działu kadr. Jako so-called informatyk pomyślałam o redundancji i użaliłam się, że wszystkie panie tutaj, a co by było, jakby winda spadła. "Na szczęście nie wszystkie tu jesteśmy", odpowiedziały panie z kadr. "Co, 1. się zbliża i martwisz się o pensję", zapytała uberkadrowa.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 23, 2007

Link permanentny - Kategorie: SOA#1, Śmieszne - Skomentuj


Następną razą głowę postradam

Dwa dni temu wsiadłam do samochodu obcego faceta, stojącego pod Fabryką tylko dlatego, że miał ciemny kolor (samochód, nie facet) i stał zaparkowany w tym miejscu, co zwykle TŻ parkuje. Marka się już nie zgadzała. Facet siedzący w samochodzie też, bo zaprotestował uprzejmie, kiedy otworzyłam drzwi.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 23, 2007

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 1


Coincidence

Zachichotałam w damskiej szatni, kiedy jednocześnie z dziewczęciem obok zdjęłyśmy bluzki i zaczęłyśmy zapinać identyczne koraliki. Dziewczę popatrzyło na mnie jak na insekta i wymamrotało coś typu "No, zdjęłam, bo niewygodnie się ćwiczy". Po dłuższej chwili zerknęła jeszcze raz i zrozumiała, czemu się roześmiałam.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 22, 2007

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Skomentuj


Ryszard Ćwirlej - Upiory nad Wartą

Gratka dla miłośników kryminałów z Poznania. Koniec z wszechobecnym Pałacem Mostowskich, Bazarem Różyckim i Targówkiem. Jest Wilda, Jeżyce, terasy nad Wartą i knajpy dookoła Starego Rynku. Rzecz się dzieje w 1985 roku, więc dodatkowa przyjemność dla fanów kryminału milicyjnego, bo milicja i ZOMO w pełnym rozkwicie. Jako że pisane z perspektywy 20 lat, ujęcie jest ciepłe i pozbawione właściwej kryminałom z epoki dozy absurdu, za to wypełnione doskonałymi dialogami (na miarę "Dnia kobiet" Janeta) i niezłą akcją. Nad Wartą znaleziono ciało bez głowy i głowę. Szybka analiza wykazała, że głowa i ciało - mimo że damskie - do siebie nie pasują. Komplementarne elementy znajdują się po jakimś czasie i milicjanci mają niezły problem do rozwiązania, bo kto w socjalistycznym kraju nad Wisłą może dokonywać tak makabrycznych zbrodni i dlaczego. A przy okazji zwiedzają trochę poznańskich knajp i melin, prowadzą dyskusje o ciężkim życiu w socjalizmie (nie ma piwa, w centrum czasem rzucają coś do mięsnego, a kasety z przebojami można mieć tylko pirackie z Rynku Łazarskiego).

W następnym odcinku o milicyjnym kryminale - czemu major G. bardzo chciał mieć ortalion.

Byłam dziś na spotkaniu z panem Ryszardem (dzięki J.) - przemiły człowiek, tym bardziej że zapowiedział 2. tom na za dwa tygodnie. Lubię rozmawiać z ludźmi, którzy mają coś ciekawego do powiedzenia i to mówią.

Przy okazji - czemu nie lubię Bukarestu w Starym Browarze. Mają potwornie drogie książki (w porównaniu z Merlinem czy Amazonem), na półkach układ znany tylko właścicielom i opakowują to wszystko tzw. klimatem. Dziękuję, postoję, sobie wyklikam, a klimat uzyskam sobie jutro w Starbucksie w Berlinie.

Inne tego autora tutaj.

#56

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek listopada 16, 2007

Link permanentny - Kategorie: Czytam, Moje miasto - Tagi: 2007, kryminal, panowie - Komentarzy: 2


Inżyniery

Przylatuje koło 10 P. (inny P.) z rozpaczą na twarzy, że ekspres do kawy nie działa. Nie działa, bo zachowuje się, jakby w ogóle nie miał prądu. I co teraz. Jako że prądu nie było też w innych gniazdkach, long story short, zamiast załamywać ręce, poszłam poszukać bezpieczników, po przełączeniu których ekspres się cudownie naprawił. P. z wielkim zdziwieniem "Jak na to wpadłaś?". Na piętrze jest lekko licząc, 25 informatyków, a prądu w gniazdkach w kuchni nie było od wczoraj.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek listopada 12, 2007

Link permanentny - Kategorie: SOA#1, Śmieszne - Komentarzy: 4



Marian Keyes - Trzecia strona medalu

Ubolewam okrutnie, ale słaba. Jak inne książki Keyes czyta się szybko, sprawnie i ze sporą przyjemnością, ale brakuje tego czegoś, co wyróżnia i czemu warto wracać. Trzywątkowa opowieść dziejąca się głównie w światku edytorsko-wydawniczym - seksowna, obdarzona dużym biustem i wyglądem Audrey Hepburn (tak, tak) Jojo pracuje w agencji wydawniczej, wyszukując potencjalne hity wśród przesłanych przez potencjalnych literatów tekstów, prywatnie zaś uprawia romans z żonatym kolegą z pracy. Gemma, pracująca w agencji eventowej, dowiaduje się, że ojciec zostawił matkę i to w duży sposób psuje jej dorosłe życie, bo okazuje się, że nigdy nie pracująca matka jest całkiem bezradna, ma depresję i nie umie dać sobie sama rady nawet z wyjściem z łóżka. Do tego dowiaduje się, że jej wróg - Lily, która 2 lata wcześniej ukradła jej chłopaka - właśnie wydała *dobrą* książkę i głośno o niej w prasie. Jak się łatwo domyślić, książkę znalazła wspomniana wcześniej Jojo. A Lily okazuje się być z tego wszystkiego najsympatyczniejszą osobą - z problemami, małym dzieckiem, usiłującą związać koniec z końcem, bo książka - mimo sukcesu - nie przyniosła pieniędzy. Gemma jest wkurzająca swoją zachwalaną przez przyjaciół naiwną zdolnością do tworzenia scenariuszów "szczęśliwej przyszłości", Jojo - ma bardzo poważne problemy i dylematy typu czy kupić skórzaną kurteczkę za trzy pensje, nie wspominając o podchodach w kierunku żonatego kochanka. Brakuje mi spojrzenia z przymrużeniem oka, twistu i jakiegoś bardziej osobistego stosunku do bohaterek; mam wrażenie, że książka powstała ze ścinków różnych wątków z poprzednich książek. Dla wielbicieli Keyes, na pewno nie na pierwszą książkę tej autorki.

Inne tej autorki tu.

#55

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela listopada 11, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: 2007, beletrystyka, panie - Skomentuj


Jasper Fforde - Porwanie Jane E. / Skok w dobrą książkę

Wzięłam od J. z pewną taką nieśmiałością, bo jakoś nie jestem fanką szeroko pojętej literatury romantycznej. Szczęśliwie okazało się, że wbrew tytułowi Fforde pisze bardzo zgrabnego steam-punka z mnóstwem literackich odniesień. Rzecz się dzieje w alternatywnej rzeczywistości, gdzie Wielka Brytania dalej tłucze się z Rosją o Krym, mimo że mamy rok 1985 (1985? Prawie jak 1984). Bohaterką jest Thursday Next, pracująca jako Detektyw Literacki w jednym z wydziałów OpSpeców. OpSpece to po części jawne, po części tajne służby, które mogą podróżować w czasie, wymazywać ludzi z pamięci innych, czy - jak Thursday - doskonale znają książki i ich bohaterów i potrafią naprawić książkę, w której ktoś zniszczył fabułę. Nie odmówiłabym zakupu czegoś w rodzaju Fforde's Annotated Files ze zgrabnym wprowadzeniem we wszelkie literaturowe niuanse i aluzje, których z powodu zbyt skromnego wykształcenia kierunkowego (a czasem i braku zainteresowania) nie łapię.

Nie jest nudno i naukowo-literaturoznawczo, mimo że akcja głównie wokół książek się obraca - jest superłotr Acheron Hades (potem jego kobiece alter ego), Thursday ma za sobą kampanię wojenną, którą okupiła śmiercią brata i stratą narzeczonego, ptaka Dodo (bo w tej rzeczywiści można odtwarzać wymarłe gatunki) i dość ekscentryczną rodzinę. Taty nie ma, bo został wymazany przez OpSpeców po tym, jak wykrył szachrajstwa na samej górze organizacji, ale mimo nieistnienia, czasem wpada z wizytą, przez co bardzo przypomina Wojtyszkowego Pciucha, który dziś jest za tydzień. Wujek jest błyskotliwym wynalazcą, a brat kapłanem kościoła Boga, który dopasowuje się do potrzeb religijnych każdego. Niezła jest też warstwa społeczno-polityczna - OpSpece to niezła odpowiedź na Wielkiego Brata, organizacja potrafiąca kontrolować społeczeństwo i sprawić, żeby historia układała się dokładnie tak, jak powinna.

W "Porwaniu Jane E." Acheron Hades, genialny złoczyńca, który chce być zapamiętany jako najwredniejszy przestępca świata, szantażuje OpSceców zniszczeniem najbardziej pewnie znanej angielskiej powieści wiktoriańskiej, chyba że otrzyma słony okup. W "Skoku w dobrą książkę" Thursday usiłuje odnaleźć męża, którego skorumpowani i niekoniecznie zupełnie fair ludzie, "zniknęli", a przy okazji uczy się, w jaki sposób można przechodzić z książki w książkę.

Nie narzekam na tłumaczenie, ale przypuszczam, że w oryginale warstwa językowa jest bogatsza. Za wejściem w książki angielskie przemawia też fakt, że raczej nie doczekamy się wydania kolejnych tomów (są już chyba 2 czy 3), ponieważ wydane się "nie sprzedały"...

Inne tej autora:

#53-54

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 8, 2007

Link permanentny - Kategoria: Czytam - Tagi: sf-f, 2007, panowie - Komentarzy: 1


Unit (Jednostka)

Miało być takie trochę "Desperate Housewives", trochę "Jerycho", czyli coś dla dziewczynek i coś dla chłopców. Żony Dzielnych Amerykańskich Żołnierzy (ŻDAŻ) pod nieobecność mężów mieszkają sobie w bazie wojskowej, próbując prowadzić tzw. normalne życie, podczas gdy mężowie w Tajnych Misjach walczą o wolność naszą i waszą, ale głównie amerykańską. Część dla chłopców nudna do wyrzygu - panowie są zwykle undercover, potem dowiadują się, że Jest Akcja i ruszają bronić. Są tak tajni, że sami nie wiedzą, kto jest kim (przyznam, że bywają i zabawne momenty, bo ciemnoskóry jest panem White, a biały - panem Black).

Część dla dziewczynek ma trochę większy potencjał - ŻDAŻ, które czają już bazę, nie oglądają wiadomości, bo wiadomo - ten kawałek oderwanej ręki czy mózg na ścianie to może być mąż, który poległ ku chwale. Nowa żona, która żyła w błogim przekonaniu, iż nie będzie mieszkać w bazie, a mąż jedzie na jakieś przeszkolenie, zostaje szybko naprostowana, że Dobro Ojczyzny na pierwszym planie, a poza tym przecież nie pozbawi męża udziału w tej Życiowej Przygodzie (kóra może się skończyć powrotem w plastikowym worku i zawiśnięciem na ścianie Zaszczytnie Poległych). N. ogląda toto, przewijając część dla dziewczynek, ja bym najchętniej przewinęła część dla chłopców. Niestety to właśnie w części o trudnym żywocie wojskowych żon, co to nie wiadomo, kiedy seks i czy robić obiad dla męża, pojawia się najwięcej napuszonych frazesów o Wielkiej Przygodzie, Ratowaniu Kraju i innych amerykańskich bzdetach.

Obejrzałam jeden odcinek, nie wiem, czy chcę następne. Na plus - serial tworzył Mamet i wzrokowo jest całkiem-całkiem.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek listopada 8, 2007

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 1