Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Sometimes I feel...

Ten ostatni imponował organizacją i profesjonalizmem i chociaż był zaledwie po trzydziestce, wydawał nam się wtedy bardzo dojrzały i godny szacunku. Może po prostu dlatego, że jako jedyny w całym pomieszczeniu nie nosił majtek na spodniach (Strażnicy, t. 1).

Czasem też tak się czuję.

Napisane przez Zuzanka w dniu piątek marca 13, 2009

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 1


Nie rozumiem

... jak można być znanym lekarzem i dopiero w momencie, kiedy się umiera na raka, uwierzyć w to, że palenie szkodzi.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek marca 10, 2009

Link permanentny - Kategoria: Żodyn - Komentarzy: 12


Strażnicy

Mogłabym teraz wyliczyć te kilkaset filmów, które są gorsze niż "Watchmen", ale jestem leniwa i mi się nie chce. Jak słyszałam, Moore nie był zachwycony ekranizacją "V jak Vendetta"; tutaj nie mam żadnej wątpliwości. Że był. Film jest bardzo wierny, przeraźliwie brutalny, a mimo to i tak mniej krwisty i cyniczny niż komiks. Ja wiem, że w komiksie nie o efekty chodziło, a o fabułę, ale i tak chapeaux bas, coś pięknego. Inna rzecz, że jak rzecz jest o superbohaterach, superzłoczyńcach i przestępstwach, to musi wybuchać co najmniej spektakularnie, pojazdy i scenografia musi być zjawiskowa, a gadżety unikalne (niesamowita maska Rorschacha). Do tego, jak już wspomniałam, fabuła. Ginie Komediant, jeden z utajonych superbohaterów, żyjących incognito po tym, jak mimo zasług w budowaniu władzy Stanów pokoju na świecie, posiadający nadnaturalne moce zostali na mocy prawa uznani za przestępców. Ci, którzy przeżyli, zaczynają chętnie lub mniej chętnie szukać mordercy.

A, zapomniałam. Komiksy są dla dzieci, a to, że film jest od 18 lat to tylko dlatego, że pokazują s.e.k.s. Ale czy ktoś pilnuje strażników?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 8, 2009

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Skomentuj


Wiosna, raz!

Może być na wynos. Przymieram malowniczo dzień w dzień za każdym razem, kiedy wyjrzę przez okno i zobaczę szeroko rozpościerającą się szarość. W pracy zwisam z krzesła jak mroczny łabędź (poza tymi chwilami, kiedy nie jestem mroczna). Od kolejnych tulipanów w domu nie robi się jaśniej, tulipany na balkonie nie kiełkują. Wiem, że jest bliżej niż dalej, ale tym bardziej się niecierpliwię.

Dlatego nie wstydzę się, że kupiłam sobie kolejną parę butów. Kto może przejść obojętnie obok zielonych pantofelków? Nie ja. Koty też nie.

Napisane przez Zuzanka w dniu środa marca 4, 2009

Link permanentny - Kategorie: Koty, Fotografia+ - Komentarzy: 10


Wallander

Miniseria kryminałów opartych o książki Henninga Mankella o komisarzu Wallanderze. Jeden odcinek to ekranizacja książki, stanowiąca zamkniętą całość (na razie pojawiły się trzy odcinki: "Fałszywy trop", "Zapora" oraz "O krok"), więc można oglądać nie po kolei. Kontynuacja zapowiadana jest na jesień-zimę tego roku.

Zabawne jest to, że serial jest brytyjski - Wallandera gra Kenneth Branagh, wszyscy mówią po angielsku, ale zachowane są wszystkie szwedzie realia (zaczynając od tego, że samochody mają kierownice po prawej stronie, a kończąc na plenerach w Ystad). Na początku nie byłam specjalnie przekonana do Branagha - wydawał mi się za młody i zbyt mało podobny do zmęczonego życiem Wallandera, ale przyzwyczaiłam się do niego jakoś i zaczęłam lubić. Nie wiem, jak inne ekranizacje, ale ta mi pasuje. Oglądał ktoś wersję szwedzką?

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 1, 2009

Link permanentny - Kategorie: Oglądam, Seriale - Komentarzy: 7


Jerzy Edigey - Zbrodnia w południe

Rzecz się dzieje dookoła placu Grunwaldzkiego w Szczecinie (co już jest nietypowe jak na kryminał, bo zwykle jest to Warszawa i Pałac Mostowskich). W jednej ze starych kamienic podczas kradzieży (i to niebagatelnej, bo pieniędzy ze sprzedaży volkswagena) zostaje zamordowana matka właścicielki, która przyszła jej zrobić zakupy. Milicja, mimo posiadania tzw. nowoczesnego aparatu, zabiera się do śledztwa jak pies do jeża i bez pomocy pewnej uczynnej studentki medycyny niewiele osiąga. Szczęśliwie studentka jest chętna i mimo wielokrotnego obrażania jej inteligencji przez porucznika (co oczywiście owocuje gorącym uczuciem w myśl przysłowia, że kto się lubi itd.), dodaje do śledztwa elementu kobiecego. Mężczyźni są zbyt prości, żeby wpaść na to, że kobieta po przyjściu z zakupów wypakowuje masło i mrożonego kurczaka do lodówki, a nie malowniczo rozkłada to na stole, czekając, aż kurczak zacznie chodzić, co w znaczący sposób zmienia tor śledztwa.

Cytat dnia:

(...) Przedtem i potem spełniał już ściśle rozkazy przełożonej (...).
- Przełożonej?
- Jak pan woli, może pan ją nazwać żoną. To właściwie nieistotna różnica. W każdym dobrym małżeństwie żona jest przełożoną swojego męża.
- No, wie pani! - obruszył się porucznik.
- Poznać, że pan jest kawalerem i pewnym spraw zupełnie nie rozumie.

Inne tego autora:

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela marca 1, 2009

Link permanentny - Tagi: prl, panowie, kryminal, 2009 - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 6


Jestem w stanie docenić wiele

Doceniam, że śnieg jest biały i jak pada, to robi się bajkowo. Że droga jest magiczna, a obserwowanie zamglonego i zaśnieżonego świata z ciepłego domu z kubkiem gorącej herbaty - zacne i miłe, tak samo jak obserwowanie kota Burszyka, którego spadający śnieg hipnotyzuje. Niestety, nie doceniam tego momentu, kiedy wysiadam z samochodu bądź wychodzę z domu i wpadam po kolana w śnieg albo śliską, przezroczystą błotno-śnieżną maź następnego dnia. Stąd moja sugestia - won, do jasnej i ciężkiej cholery. Koniec, starczy, inaf. Wiosny chcę. Na balkonie posadziłam holenderskie tulipany Queen of the Night. Powoli czas, żeby zaczęły wyrastać. Tylko ten lód im przeszkadza.

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek lutego 24, 2009

Link permanentny - Kategoria: Fotografia+ - Komentarzy: 5


Sen nocy letniej

W późnej podstawówce i wczesnym liceum usiłowałam czytać sztuki. Niektóre się dawały (zwłaszcza te prozą), niektóre tragicznie nie. Zdecydowanie lepiej iść do teatru, co jednak w czasach wczesno-małomiasteczkowych było o tyle niemożliwe, że teatru lokalnego nie było, pojawiały się jedynie spektakle objazdowe o repertuarze przypadkowym. Ale ja nie o tym. Na "Sen" apetytu narobił mi Q., informując, że muzyka Możdżera. I warto było. Bardzo lubię sztuki Szekspira, ale pierwszy raz byłam na sztuce całkowicie śpiewanej (łącznie z didaskaliami). Wbrew pierwszemu wrażeniu (kiedy nad głową zawisło mi takie wielkie #wtf) królowa była zachwycona. Niewiele dekoracji poza okazjonalnymi rusztowaniami w roli drzew/balkonów, miejsca i plany organizowane za pomocą świateł, a wprowadzenie zupełnie abstrakcyjnie niepasujących mebli (czerwone stoły z zastawą obiadową do sceny kłótni czy fotele kinowe i popcorn) bardzo mnie rozbawiło. Kostiumy wyraźnie dzieliły sceny na leśne i ateńskie, a pomysł przełożenia części sztuki (aktorów grających sztukę na królewskim ślubie) na filmowy komiks był przeuroczy. Muzyka do tego to już wisienka na torcie - od mocnego rocka, przez czastuszki do symfonii. Po pewnym czasie nawet przestał mi przeszkadzać srodze udziwniony i bardziej egipski niż "grecki" taniec. Do teraz się tylko zastanawiam, kto mnie okłamał, że "Sen" to komedia - poza finałem raczej spodziewałam się krwi i miazgi.

Napisane przez Zuzanka w dniu poniedziałek lutego 23, 2009

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Tag: teatr - Komentarzy: 2


Madagaskar 2

Y. słusznie zauważył, że nie było (a nie było, bo mam zaległości jak stąd do Kanady), a w końcu nie ukrywam, że to był dla mnie film tego roku. I jak zgodzę się, że historyjka o czwórce przyjaciół z nowojorskiego zoo, którzy chcą wrócić do Ameryki, jest cienka jak barszcz, tak grzyby w tym barszczu są pierwszej klasy. Niniejszym oświadczam, że król lemurów Julian wielkim królem jest i nie tylko dlatego, że ma gekona, co mu się dynda na koronie, ale również dlatego, że ma właściwe poglądy na zarządzanie państwowością ("zawsze chciałem najechać na sąsiednie państwo i narzucić im swoją ideologię") i wie, kiedy strategicznie opuścić nieudaną inwestycję ("A teraz chodźmy szybko, zanim się zorientują, że to bez sensu..."). Wielkie są również pingwiny (bo kto powiedział, że pingwiny nie latają), mimo sprzeciwów związków zawodowych uruchamiają samolot i właściwie korzystając z instrukcji obsługi rozwiązują sprawę wielkiego czerwonego guzika, nie wspominając o brawurowej akcji odbicia dżipa. Wzruszyły mnie żyrafy i ich służba zdrowia (jak nie ma lekarza, "wtedy idziesz do umieralni i umierasz"), chyba nie muszę wyjaśniać, czemu. Tak czy tak, plasuję "Madagaskar 2" wyżej niż pierwszą część.

Napisane przez Zuzanka w dniu niedziela lutego 22, 2009

Link permanentny - Kategoria: Oglądam - Komentarzy: 3


W marznącym śniegu

Jak co czwartek, szłam nieco inną drogą. To nie był pierwszy czwartek od odkrycia, że Agnieszka[1] już tutaj nie mieszka, ale dopiero dzisiaj, kiedy tak brnęłam w śnieżnej zadymce, która na mnie się roztapiała, dotarło do mnie, że zniknęła jedna z absurdalnych zalet tej drogi. Chodziłam nią nie tylko dlatego, że między blokami (a nie wzdłuż dwupasmówki koło stadionu) i że jeden przystanek mniej tramwajem, ale po części dlatego, że po drodze był koci paśnik, gdzie czasem kłębiły się i wygrzewały na słońcu puchate burasy, a po części, że zawsze miałam nadzieję na przypadkowe spotkanie Agnieszki. Że zobaczę ją w alejce, zamacha do mnie, podejdę, wymienimy kilka ciepłych zdań i rozejdziemy się każda w swoją stronę. Przypadkowe spotkanie, które nic nie zmieni, ale zostawi cieplejsze poczucie, że świat jest całkiem miłym miejscem. Paradoksalnie, smutno mi dziś było głównie z tego powodu, że idąc tą drogą nie będę już mieć nadziei na spotkanie, a nie dlatego, że od dawna rozglądałam się na darmo.

[1] Agnieszka ma na imię inaczej, ale to mi pasowało do melodii.

Napisane przez Zuzanka w dniu czwartek lutego 19, 2009

Link permanentny - Kategoria: Moje miasto - Skomentuj