Menu

Zuzanka.blogitko

Ta ruda metalówa, co ma bloga o gotowaniu

Evzen Bocek - Ostatnia arystokratka

Zacznę od tego, że miałam cierpliwie poczekać, aż wyjdzie kontynuacja (a ma wyjść w styczniu tego roku), bo niczego tak nie lubię, jak doczytać książkę do połowy, po czym czekać, co dalej. Ale jak wiadomo, silna wola robi ze mną, co zechce, więc nie poczekałam i nie żałuję.

Niespełna 20-letnia Mary Kostka dowiaduje się nagle, że jej rodzina to ostatni właściciele zamku gdzieś na czeskiej prowincji; nie wahają się długo, rzucają całe dotychczasowe życie (kota o dźwięcznym imieniu Caryca porzucić im się nie udało, mimo próby i utraty 300 dolarów) i z pomocą uczynnego czeskiego prawnika przejmują zamek. I pewnie sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby byli bogatymi Amerykanami, ale nie są. Zamek jest - nic niespodziewanego - mocno zaniedbany, pełen przeciągów i uszkodzeń, wymagający grubych nakładów na inwestycje oraz na pensje dla służby. Wspomaga ich adwokat, ale i tak nie da się utrzymać zamku bez udostępnienia go do zwiedzania. Nie pomaga to, że wszyscy mają amerykańskie przyzwyczajenia (zwłaszcza matka), niespecjalnie znają i chcą się uczyć czeskiego (również matka), popijają (matka i ojciec) oraz kolekcjonują fakty z historii rodu, które wyjaśniają, czemu nie odziedziczyli pieniędzy (ojciec).

Książka jest prześmieszna[1] i piszę to z pełnym przekonaniem, a nie że tak napisali na okładce - z gatunku takich, że cytuje się domownikom fragmenty, zarykując się ze śmiechu. Bardzo pomaga, że beznamiętną i nie zaangażowaną narratorką jest Maria (dawniej Mary), której dwie imienniczki nie dożyły 20. urodzin - jedna została pochowana żywcem w krypcie, druga eksplodowała podczas eksperymentu. Znając potencjalną przyszłość, Maria nie przejmuje się specjalnie tym, że wypchany kucyk w sypialni śmierdzi i toczy go robactwo, a w apartamencie Himmlera w łazience są kafelki ze swastykami czy że w zamku obok inna rodzina toczy otwartą wojnę o dziedzictwo.

[1] Kilka akapitów poświęconych jest nabijaniu się z edukacji waldorfskiej, temat bardzo na czasie, łezka mi spłynęła po licu.

Inne tego autora:

#6

Napisane przez Zuzanka w dniu wtorek stycznia 26, 2016

Link permanentny - Tagi: beletrystyka, 2016, panowie - Kategoria: Czytam - Komentarzy: 11

« Avatar - Kate Atkinson - O świcie wzięłam psa i poszłam »

Komentarze

K

Dziękuję za rekomendację książki! Pożyczyłam ją niedawno i czuję się zachęcona do lektury. A jakie są Twoje spostrzeżenia nt. edukacji waldorfoskiej? Mogłabyś się z nami podzielić na blogu?

Zuzanka

K., przeczytaj najpierw książkę, potem chętnie opowiem o spostrzeżeniach ;-)

sunsette

Dziś właśnie skończyłam "Arystokratkę w ukropie", zamówiłam bezpośrednio w wydawnictwie zaraz po przeczytaniu pierwszej części (wtedy byłam nieświadoma, że istnieje kontynuacja). Druga część równie dobra, na końcu prawie spłakałam się ze śmiechu, kocham taki humor.

A.

Edukacja waldorfowska nie powala mnie na kolana, odkąd koleżanka będąca adeptką próbowała zatańczyć mi swoje imię i nazwisko, zamiast je po prostu podać.

Zuzanka

@A., umówmy się, że takie zachowanie jednak nie jest celem pedagogiki waldorfskiej.

I.

Nabyłam.
Powinnaś takie recenzje opatrywać #reklamacjinieuwzgledniasie ;)

A.

Trafnie spostrzeglaś-celem nie jest. Ale produktem-już tak. Wsród znajomych mam kilka osób po szkole waldorfa. Wspaniałe majsterkują i robią coś z niczego, są muzykalni, ale za to kompletnie ignorują jakiekolwiek zasady pisowni (co w pracy opierającej się na tekście pomocne nie jest) i są tak "bezstresowo" wychowani, że opis ich zachowania w grupie jako asertywne jest sporym eufemizmem. Nie twierdzę, że wszyscy po szkole waldorfa tak się zachowują-piszę tylko o tych osobach, które znam. Ale podobieństwo ich zachowań jest uderzające.
P.S. Opisuję tu efekty niemieckiej wersji waldorfa. Może w Polsce wygląda to inaczej....

Zuzanka

@A., po co mam wobec tego pisać o moich spostrzeżeniach na temat pedagogiki waldorfskiej? Masz wyrobioną opinię i jeśli nawet napiszę, że jest szczytem myśli humanistycznej, będziesz miała dowody anegdotyczne, że jest inaczej.

Bazyl

A u mnie nie było efektu petardy, jakiego się spodziewałem. Były śmichy chichy, ale żeby tak do wypęku to nie. No i na głos nie cytowałem :P

Zuzanka

@Bazyl, bo petarda to może nie jest, ale sporo razy się uczciwie pod wąsem uśmiechnęłam.

Bazyl

Zobaczymy jak autorka poradziła sobie w części drugiej. Kto wie, może na potrzeby tej lektury zrobię powtórkę z "Ostatniej ..." i skrobnę słówko :)

Skomentuj